Patrząc przez pryzmat ćwierćwiecza spędzonego w Policji, muszę przyznać, że choć w niektórych sprawach powoli, to jednak formacja ta bardzo się zmienia. Spójrzmy chociażby na kwestię relacji zawodowych, szczególnie w oddziałach prewencji – jeszcze w latach 90. XX wieku obowiązywał w nich dryl typowo wojskowy, wraz z typowymi dla tamtych lat elementami w rodzaju fali czy rejonów polegających na sprzątaniu trawników tudzież myciu podłóg całym plutonem. Z mojego punktu widzenia nie były to rzeczy czyniące z chłopaka mężczyznę, co często podkreślają niektórzy zwolennicy dawniejszych rozwiązań związanych najczęściej z zasadniczą służbą wojskową, a w przypadku Policji – służbą kandydacką.
Mechanizm był prosty – jeśli dowódca kompanii otrzymywał setkę ludzi z poboru, w wieku około 20 lat, zmobilizowanych na siłę, to musiał doprowadzić do sytuacji, w której poborowy bardziej bał się jego oraz możliwych konsekwencji za dezercję niż agresywnych pseudokibiców. Wraz z uzawodowieniem formacji takie podejście straciło rację bytu – także do OPP trafiają ludzie, którzy świadomie wybrali ten zawód. Zamiast strachu w pododdziale istotniejsze są współpraca i wzajemne zaufanie, także do dowódcy. To o wiele efektywniejsze niż sianie terroru wśród podwładnych.
Planowane wdrożenie służby kontraktowej, z założenia bardzo podobnej do służby kandydackiej, również będzie się opierać na szkoleniu zawodowych policjantów. Różnica jest właśnie w doborze do służby, a nie obowiązkowym poborze. Jeśli więc ktoś będzie chciał spróbować swych sił jako funkcjonariusz w granatowym mundurze, to nie musi się obawiać, że trafi w środowisko ze wspomnień rodziców czy wujków. To już inny świat.
Zapraszam do lektury!
Redaktor naczelny
podinsp. Piotr Maciejczak