Strona główna serwisu Gazeta Policyjna

Kotlina

„Tu nic nie może się zdarzyć”. Taka myśl wędruje z człowiekiem, który przyjedzie do Kotliny Kłodzkiej. Widzi panie delektujące się słodkościami, panów wodzących za nimi wzrokiem albo turystów wyruszających z plecakami w góry. Tam na szlakach wszyscy witają się jak dobrzy znajomi. Tylko skąd tu tyle niecodziennych śladów mrocznych historii?

W Bystrzycy Kłodzkiej na Małym Rynku stoi kamienny pręgierz. Żadna replika, oryginalny, z piaskowca, postawiony w 1556 r. Na nim wyryty jest napis w języku niemieckim, który można przetłumaczyć: „Bóg karze niegodziwych”. Ilu przestępcom wymierzono na nim karę bez czekania na wyroki boskie, tego nie wiadomo.

POD PRĘGIERZEM

Samo miasto jest niezwykłe. Jego stara część od strony dwóch przepływających rzek jest odgrodzona grubymi na metr murami wybudowanymi w XIV wieku. Tuż za nimi na stromym zboczu są zawieszone domy z życiorysem krótszym, ale równie barwnym i niepewnym. To miasto kochają i malarze, i filmowcy, a jego posępny klimat oddaje im wielką przysługę. To właśnie w Bystrzycy Kłodzkiej i okolicznych miejscach Agnieszka Holland nakręciła film pt. „Pokot”.; Powstał on na podstawie powieści  „Prowadź swój pług przez kości umarłych”, której autorką jest mieszkanka kotliny Olga Tokarczuk. Laureatka literackiej Nagrody Nobla.

Dziś to 10-tysięczne miasto jest w dołku. Większość znalazła pracę po drugiej stronie granicy w zakładach Škody. Wśród tych, którzy nie jeżdżą tam codziennie 80 km w jedną stronę, są sierż. Michał Kiefer i post. Kacper Matusik z Komisariatu Policji w Bystrzycy Kłodzkiej. Wolą strzec bezpieczeństwa miejsc i ludzi, których znają od urodzenia, niż składać samochody w Czechach. Nikogo pod pręgierzem nie postawią i do niego nie przykują. Teraz inaczej działa wymiar sprawiedliwości.

KRZYŻ POKUTNY

Na Dolnym Śląsku, a więc także i w Kotlinie Kłodzkiej, stoją przy drogach, domach, kościołach czy gdzieś w głębi lasów kamienne krzyże pokutne. Oficjalnie uznane za zabytki kultury, dziś są świadectwem dokonanej kilkaset lat temu w tych miejscach zbrodni i umowy między sprawcami a rodzinami ofiar.

Krzyż pokutny musiał własnoręcznie wykuć i wystawić – po udowodnieniu winy – morderca, umieszczając na nim symbol narzędzia zbrodni. Możemy więc dostrzec na tych krzyżach nie Chrystusa, a miecz, topór, nóż, szablę, a nawet łopatę, młot czy dłonie. Ale to była tylko część pokuty mordercy. Jak napisał w jednej ze swych publikacji założyciel Ogólnopolskiego Klubu Badaczy i Miłośników Krzyży Pokutnych i Rzeźb Przydrożnych Andrzej Scheer, zabójca był zobowiązany także do pokrycia kosztu pogrzebu, przekazania rodzinie ofiary ustalonej kwoty pieniędzy oraz innych dóbr materialnych. Musiał również łożyć na utrzymanie i wychowanie dzieci zabitego, zamówić określoną liczbę mszy za zmarłego oraz odbyć pieszo i boso pielgrzymkę do jednego z ówczesnych miejsc świętych.

Wielu krzyżom pokutnym dziś towarzyszą opowieści i legendy. Ale co istotne, są świadectwem, jak już siedem wieków temu społeczeństwo stosujące prawo zwyczajowe – gdy tortury podczas przesłuchań były codziennością – dążyło jednak do jego humanizacji. Rodzinie ofiary dawało szansę przebaczenia, a sprawcy naprawienia – chociaż częściowo – wyrządzonej krzywdy i powrotu do normalnego życia.

Dziś, jeśli ktoś natrafi na taki krzyż pokutny, niech się nie zdziwi, że nie ma pod nim zniczy czy kwiatów. Tam się ich nie zapala i nie składa. To ostatnia zasada, która pozostała z tego średniowiecznego prawa. Miejscowi o tym pamiętają.

NAROŻNIK

Całkiem inne dwa krzyże stoją na skale szczytu Narożnik na terenie Parku Narodowego Gór Stołowych. Przy nich wmurowana tablica z napisem: „W tym miejscu w dniu 17 VIII 1997 roku zostali zamordowani studenci Akademii Rolniczej we Wrocławiu śp. Anna Kembrowska i Robert Odżga. Pracownicy i studenci”. Oboje zginęli od strzałów w głowę. Sprawa ich zabójstwa nie została wyjaśniona. Dziś prowadzi ją krakowskie Archiwum X. Anna miała 22 lata, Robert 25 lat. Wędrowali niebieskim szlakiem na obóz do Karłowa. Gdy stanie się na skalnej półce i spojrzy z góry w dolinę, zachwyt miesza się ze smutkiem i bezradnością.

NIEZBĘDNI

W oddalonym o pół godziny jazdy samochodem Komisariacie Policji w Nowej Rudzie służy asp. szt. Marek Budziński, przewodnik psa służbowego. Właściwie dwóch psów: tropiącego Blacka i Quanta – do wyszukiwania zapachu narkotyków. Kiedyś Budziński, przez 10 lat pracował kilometr pod ziemią w kopalni węgla kamiennego „Słupiec”, ale gdy ją zamknęli, zmienił fach i został policjantem. Teraz łączy pracę z hobby. Kocha psy, w domu prócz służbowych ma jeszcze cztery prywatne, w tym jednego policyjnego czworonożnego emeryta.

Nowa Ruda po zamknięciu okolicznych kopalni przeżywała ciężkie lata, ale teraz wraca do życia dzięki turystyce. Do sielanki jednak daleko. Komenda Powiatowa Policji w Kłodzku miała kiedyś 17 przewodników psów służbowych. Teraz jest tylko Budziński.

– Pracy jest dużo, zwłaszcza latem, gdy turyści zagubią się w górach. Ale choć poważnych spraw jest wiele, nie o każdej można mówić. Psy przydają się w służbie. Kiedyś policjanci jednego z komisariatów ujawnili zwłoki mężczyzny. Były wczesne godziny poranne, więc ślady nie były zatarte. Na miejscu zdarzenia nie było żadnych wybroczyn czy krwi, co oznaczało, że zwłoki zostały przewiezione. Użyliśmy psa tropiącego i ten, klucząc ulicami, dwa razy wybrał tę samą ścieżkę do blokowiska. Tu ślad się urywał, ale potem dowiedziałem się, że sprawcy przewieźli wózkiem dziecięcym zwłoki spakowane w śpiwór, a pies wskazał miejsce zabójstwa – mówi Marek Budziński.

Perłą Kotliny Kłodzkiej jest teraz Polanica-Zdrój. Obok są Duszniki-Zdrój i narciarskie stoki Zieleńca. Tu w Komisariacie Policji służbę pełni sierż. Marek Mierzwa. Kilka miesięcy temu z płonącego domu wraz z kolegą z patrolu wynieśli rozgrzaną butlę z gazem. Raczej nie przez przypadek leżała w źródle ognia.

– Rachunek był prosty. Ryzykujemy my dwaj, ale może ocalimy wiele innych osób – mówi sierż. Marek Mierzwa.

Sierż. Marek Mierzwa, gdy patrzy na panie delektujące się słodkościami, panów wodzących za nimi wzrokiem albo turystów wyruszających z plecakami w góry, wie, że gdy coś się wydarzy, to właśnie policjanci będą pierwsi.

I dlatego czuje się potrzebny.

ANDRZEJ CHYLIŃSKI