Strona główna serwisu Gazeta Policyjna

Tonący tonfy się chwyta

Policjant z patrolu pieszego o ratownictwie wodnym zazwyczaj nie wie nic. Co ma więc robić, gdy na jego oczach tonie człowiek?

W programie szkolenia podstawowego nie ma nauki pływania. Wielu pływa dobrze, ale nie wszyscy.

W obowiązkach szkoleniowych w jednostkach nie ma ćwiczeń z ratownictwa wodnego. W Centrum Szkolenia Policji w Legionowie jest kurs specjalistyczny dla policjantów pełniących służbę na wodach i terenach przywodnych – DZW. Trafiają tam nieliczni. Za to codziennie, jak Polska szeroka i głęboka, setki policjantów pełnią służbę w pobliżu zbiorników wodnych i w każdej chwili mogą być wezwani do niesienia pomocy tonącemu.

Wystarczy przejrzeć wiadomości z ostatnich miesięcy, by znaleźć informacje o policjantach, którzy uratowali życie z toni. Praktycznie za każdym razem z narażeniem własnego życia. Gdzieś w stawie, jeziorze czy rzeczce. Najczęściej na uboczu. Ale nad wodą niebezpiecznie może być wszędzie. W centrum Warszawy na bulwarach wiślanych też o tragedię nie jest trudno. Łatwo jest tu wpaść do wody, gorzej z wyjściem. Miasto wprawdzie zawiesiło skrzynki z kołami ratunkowymi, ale zostały one zdewastowane i okradzione.

NIE PODAWAJ RĘKI

Czas, w którym tonie człowiek, wynosi od trzech do sześciu minut. Policjant na podjęcie decyzji ma jeszcze mniej. Od tego, co zrobi, zależy nie tylko życie topielca, ale także jego własne.

– Są dwie bardzo ważne zasady. Pierwsza: tonącemu podaj wszystko, tylko nie swoją rękę. Coś musi być między tonącym a ratującym go policjantem. Choćby tonfa. Topielec nie odmówi, a policjant, jeżeli poczuje się zagrożony, może w każdej chwili zareagować. Druga: jeśli jesteś w stanie udzielić pomocy nie wchodząc do wody, to nie wchodź – mówi kierownik Zakładu Szkoleń Specjalnych CSP w Legionowie . insp. Robert Rodziewicz. – Jeżeli jest cokolwiek do wykorzystania z tego, co leży na brzegu, a będzie unosić się na wodzie, to podaj. Wędka, kij, duża plastikowa butelka. Na pięciolitrowym, zakręconym szczelnie baniaku po wodzie mineralnej czy płynie do spryskiwacza człowiek już się utrzyma.

W lepszej sytuacji od funkcjonariuszy z patrolu pieszego są policjanci z patroli zmotoryzowanych. W wielu radiowozach są rzutki ratunkowe. Tylko policjanci powinni wiedzieć, jak się nimi posługiwać. Niestety, czasami nie wiedzą, bo nikt im tego nie wytłumaczył i nie mieli okazji poćwiczyć…

NIE PŁYWASZ, NIE WCHODŹ DO WODY

Są jednak sytuacje, gdy niesienie pomocy łączy się z koniecznością wejścia do wody. Ale… – Jeśli policjant nie potrafi pływać, niech nie wchodzi do wody – mówi oficer prasowy Komisariatu Rzecznego Policji w Warszawie podkom. Kinga Czerwińska. – To samobójstwo, a nie działanie „nawet z narażeniem życia”. Do tego nie można nikogo zmusić. To zawsze musi być jego własna decyzja.

NAJPIERW WEZWIJ POMOC

Dobrze, policjant podjął decyzję. Wchodzi. O czym musi pamiętać? Na co zwrócić uwagę?

– Przede wszystkim nie może wejść do wody, nie wzywając pomocy – mówi mł. insp. Robert Rodziewicz. – Trzeba powiedzieć, gdzie jestem i „podejmuję próbę ratowania w wodzie”. Numer ratunkowy nad wodą 601 100 100 potrafi namierzyć po samej rozmowie, skąd się dzwoni. Nawet nie trzeba mówić, w jakiej wsi i przy której sadzawce. Jest także aplikacja Ratunek. Wystarczy ją aktywować. Telefon do dowódcy, dyżurnego jednostki czy 112. Koniecznie przed wejściem do wody trzeba wezwać pomoc! I nie można tracić tonącego z oczu. 

ZDEJMIJ, CO SIĘ DA

Co dalej? Przykład z życia wzięty.

W styczniu tego roku w Toruniu w nurtach Wisły tonęła 63-letnia kobieta. Z brzegu próbowało ją ratować kilku funkcjonariuszy, ale nie podejmowała przekazywanych jej rzutek. Do akcji wkroczył sierż. Juliusz Lewandowski. Zdjął wyposażenie, mundur i pozostając tylko w slipkach i skarpetkach, wskoczył do rzeki. Po przepłynięciu kilkunastu metrów chwycił kobietę i bezpiecznie odholował ją na płyciznę. Woda była lodowata, ale on jest ratownikiem wodnym i członkiem WOPR-u, więc wiedział, na co go stać i jak ma postępować. Przede wszystkim zdjął z siebie wszystko, co tylko się dało.

– Bluza, spodnie, które namokły, przylegają do ciała i bardzo ograniczają zakres ruchów. Opór nasiąkniętego materiału, wszystkich kieszeni wypełniających się wodą, a zwłaszcza ciężkich butów, w pewnym momencie uniemożliwia szybkie płynięcie, aż opada się z sił, przyjmuje się pozycję pionową i rozpoczyna walkę o własne życie. Mówimy tylko o pływaniu w mundurze, a gdy dodamy do tego pas, wyposażenie, broń, kajdanki, latarkę – nie mówiąc już o kamizelce kuloodpornej... – wyjaśnia mł. insp. Robert Rodziewicz. – Tego na policjancie jest bardzo dużo, ale gdy sytuacja jest dynamiczna i nie ma wielu sekund do stracenia, to jeśli czegoś musi się pozbyć, niech w pierwszej kolejności będą to te najcięższe rzeczy: kamizelka i buty. Ale jeśli na brzegu dostrzeże puste butelki po napojach, niech wsadzi je za pazuchę. Nawet dwie takie półtoralitrowe butelki znacznie poprawią jego wyporność.

ŁAŃCUCH ŻYCIA

W marcu tego roku dwaj młodzi funkcjonariusze – st. post. Krystian Jadwiżyc i post. Patryk Lewera ze Strzelec Krajeńskich – uratowali 57-letniego mężczyznę tonącego w Jeziorze Górnym. Do wody weszli w pełnym umundurowaniu, w butach, nie zdejmując z siebie nic, nawet pasa z śbp i bronią. Nie mieli na to po prostu czasu, bo człowiek już znikał pod wodą. Mężczyzna tonął niedaleko brzegu, a jeden policjant asekurował drugiego.

Policjanci, choć jak przyznali, działali bez namysłu, stworzyli tzw. łańcuch życia.

– To bardzo dobry sposób, a policjanci mogą poprosić o pomoc także przypadkowych świadków – mówi mł. insp. Robert Rodziewicz. – Ludzie w takich sytuacjach są niezwykle solidarni. Na plaży potrzeba 3–4 minut, by zmobilizować do udziału nawet 200–300 osób, które całe kąpielisko przejdą tyralierą. Trzeba krzyczeć: „Pomocy! Łańcuch Życia. Mężczyźni do mnie. Łapiemy się za ręce!”. Ludzie wiedzą, o co chodzi, tylko czasami trzeba ich pokierować.

Podkom. Kinga Czerwińska radzi, jak budować takie „łańcuchy życia”.

– Zwykły chwyt ręczny nie jest stabilny, tym bardziej że ręce mogą być spocone lub mokre. Łapiemy się za nadgarstki, ewentualnie, kiedy jest duża fala, nawet za łokcie. Takie połączenie jest stabilniejsze, tylko łańcuch nam się skraca. Z przodu stają osoby, które są bardziej pewne swoich umiejętności wodnych, dlatego mówimy: „kto potrafi pływać, staje z przodu”. Zawsze ci sprawniejsi, młodsi i wyżsi idą do przodu. Wysoki głębiej wejdzie i dalej sięgnie.

TRZEBA BYĆ KREATYWNYM

Nad Jeziorem Zegrzyńskim podkom. Kinga Czerwińska i funkcjonariusze OPP w Warszawie zademonstrowali także, co z przypadkowych rzeczy znajdujących się na brzegu można wykorzystać do ratowania osób tonących: piłkę plażową, zabawki dziecięce, ręcznik, dużą butelkę po wodzie znalezioną w koszu na śmieci.

– Trzeba być kreatywnym. Do ratowania tonącego może przydać się wiosło czy drewniana paleta leżąca gdzieś w krzakach. Jeśli rzucamy butelkę plastikową, lepiej najpierw nalać do niej trochę wody, by dalej poleciała. Nie ufałabym natomiast gałęziom leżącym na brzegu, bo te zazwyczaj są spróchniałe bądź przegniłe i na nic się nie przydadzą – mówi podkom. Kinga Czerwińska i wyjaśnia, jak posługiwać się rzutką rękawową. – Zakładamy ją na rękę, odpinamy zabezpieczenie rzepowe, chwytamy za końcówkę rękawa (worka), dwa lub trzy razy rozbujamy i rzucamy od dołu na wprost. Nie znad głowy czy bokiem, by nie chybić. Staramy się rzucić jak najbliżej celu, tak jakbyśmy chcieli trafić w głowę. To jest lekkie, nie zrobi krzywdy. Jeżeli pierwszy rzut jest nieudany, trzeba ściągnąć linkę i ponowić próbę. Ściągając linkę, zwróćmy uwagę, by się nie splątała, i uważajmy, by na niej nie stać. Lepiej rzucać pełną bojką, ale nie ma czasu na składanie linki i układanie jej wewnątrz, a poza tym to też trzeba potrafić zrobić. Jeżeli ktoś tonie, wzywajmy na pomoc także inne osoby przybywające w tym czasie na wodzie, płynące łódką, kajakiem czy żaglówką. Ludzie reagują, gdy widzą, że ktoś do nich macha, a tym bardziej, gdy ktoś się topi.

POTRZEBY SZKOLENIOWE

Jak sprawdziliśmy, nie we wszystkich jednostkach organizowane są szkolenia z ratownictwa wodnego dla funkcjonariuszy służby patrolowej. Dlaczego?

– W Policji mamy dwa elementy szkolenia: podstawowe oraz szkolenie dla absolwentów szkół wyższych, a potem są kursy doskonalenia zawodowego. To są kursy specjalistyczne i lokalne, podczas których jednostki w ramach potrzeb mogą organizować przedsięwzięcia doskonalące umiejętności, np. kursy ratownictwa wodnego. To zależy od specyfiki służby i regionu, w jakim te zadania są wykonywane. Przełożeni adekwatnie do tych potrzeb powinni szukać rozwiązań doskonalących policjantów. Gdy potrzeby jednostek organizacyjnych Policji się pokrywają, można wspólnie organizować i prowadzić tego typu przedsięwzięcia, np. w ramach doskonalenia lokalnego. Ważna jest diagnoza, a potem bardziej liczą się pomysł i inicjatywa. Takie szkolenie można przeprowadzić własnymi siłami, pozostaje kwestia pozyskania instruktora, który będzie posiadał uprawnienia bądź umiejętności do poprowadzenia takiego szkolenia – mówi zastępca dyrektora Biura Kadr, Szkolenia i Obsługi Prawnej Komendy Głównej Policji insp. Mariusz Buryś i dodaje: – Dodatkowe umiejętności z ratownictwa wodnego mogą znacznie ułatwić funkcjonariuszom prewencji skuteczną służbę.

BYDGOSZCZ DAJE PRZYKŁAD

Takich szkoleń nie ma niestety wiele, ale są. W końcu czerwca br., zanim większość Polaków wyruszyła na letni wypoczynek nad wodą, Wydział Kadr i Szkolenia KWP w Bydgoszczy oraz Zespół Medyczny i Zespół Szkolenia OPP w Bydgoszczy zorganizowały trzydniowe warsztaty z ratownictwa wodnego i medycznego.

– Co roku policjanci OPP w Bydgoszczy delegowani są w lipcu i sierpniu do ośrodków o wzmożonym ruchu turystycznym nad wodą. Dlatego wpadliśmy na pomysł, aby przeszkolić z ratownictwa wodnego z elementami ratownictwa medycznego policjantów, którzy nie są ratownikami WOPR-u – mówi ratownik medyczny Zespołu Medycznego OPP w Bydgoszczy st. sierż. Michał Budka. – Ale najpierw zapytaliśmy samych funkcjonariuszy, czy chcą mieć takie szkolenie. Mamy dużo ambitnych policjantów, którzy chcą się szkolić. Tak zrodziła się inicjatywa, otrzymaliśmy aprobatę dowódcy OPP w Bydgoszczy. Wraz ze st. sierż. Przemysławem Szymańskim z naszego Zespołu wystąpiliśmy z wnioskiem do Wydziału Kadr i Szkolenia KWP o pomoc Piotra Cieślickiego, który jest ratownikiem wodnym, a także o pomoc kom. Macieja Kujawińskiego z Wydziału Prewencji KWP w Bydgoszczy, który zorganizował wsparcie Ogniwa Wodnego Policji pełniącego służbę na Zalewie Koronowskim oraz Jeziorem Osieckim, gdzie przeprowadziliśmy warsztaty. 

Wzięło w nich udział 130 funkcjonariuszy. Na początku otrzymali duży zastrzyk wiedzy teoretycznej, a potem wszystko przećwiczyli w wodzie.

– Podczas szkolenia ubieraliśmy policjantów na różne sposoby. W moro, kurtki, pływali w butach, by przekonać się, jaka jest różnica. Powstaje pęcherz powietrzny, ale z każdym ruchem odzież nasiąka i staje się balastem utrudniającym przemieszczanie się w wodzie – mówi Piotr Cieślicki. – Ćwiczyliśmy, jak należy podporządkować sobie tonącego, wykorzystywać łódź wiosłową, wchodzić na wywrócony kajak (nie z boku), jak się zachować, gdy chwyci skurcz (rozmasować), wydostać się z wodorostów (nie wykonywać gwałtownych ruchów) czy jak holować poszkodowanego.

Podsumowaniem zajęć było przeprowadzenie symulacji akcji ratowniczej. Policjanci wykonywali wszystkie elementy, począwszy od wezwania pomocy, pozbycia się odzieży i obuwia, dopłynięcia i podjęcia pozoranta, skończywszy na doholowaniu go do brzegu, gdzie wykonali elementy ratownictwa przedmedycznego z wykorzystaniem sprzętu będącego elementem wyposażenia radiowozów (zestawu R0 oraz automatycznego defibrylatora). Na szczęście wszystkie symulacje zakończyły się powrotem parametrów życiowych i za każdym razem, mimo ogromnego zmęczenia fizycznego, na ustach policjantów pojawiał się uśmiech zadowolenia z dobrze wykonanego zadania.

– Na koniec zapytaliśmy ich o wrażenia – mówi st. sierż. Michał Budka. – Odpowiedzieli nam, że nigdy nie sądzili, że ratowanie człowieka w wodzie jest tak trudne, że tak bardzo można się tym zmęczyć, a presja odpowiedzialności połączona z wysiłkiem fizycznym jest naprawdę dużym wyzwaniem.

ANDRZEJ CHYLIŃSKI

zdj. Jacek Herok