Strona główna serwisu Gazeta Policyjna

Do Portugalii dla Zosi

Śląski policjant przejechał na rowerze 4 tysiące kilometrów, by pomóc niepełnosprawnej córce innego policjanta. Jego trasa wiodła z Polski przez Niemcy, Holandię, Belgię, Luksemburg, Francję, Hiszpanię do Portugalii. Dzięki własnemu zaangażowaniu i wytrwałości oraz ofiarności wielu osób zebrał dla chorego dziecka ponad 60 tysięcy złotych!

To drugie tak duże charytatywne przedsięwzięcie 43-letniego kom. Tomasza Dziergi, wykładowcy z Zakładu Prewencji i Ruchu Drogowego Szkoły Policji w Katowicach. W ubiegłym roku pojechał z Polski przez Czechy, Niemcy, Szwajcarię i Francję do Hiszpanii. Pokonał ok. 3,5 tys. km i zebrał dla niepełnosprawnego syna policjanta z Komisariatu Policji Autostradowej w Gliwicach ponad 30 tys. zł. W tym roku chciał te rekordy pobić i udało mu się znakomicie! Zbiórka na portalu pomocowym została zatrzymana, gdy osiągnęła wartość 61347 zł z... zakładanych 37250 zł (w tym roku nie była to złotówka za każdy planowany kilometr trasy, ale 10 zł!).

ZOSZKA RADOSZKA

– Kwota zebrana przez Tomka powala na kolana – mówi nadkom. Bartosz Saczka, ojciec Zosi, która stała się beneficjentką charytatywnej akcji, wykładowca w Zakładzie Ogólnozawodowym SP w Katowicach, gdzie prowadzi zajęcia z pierwszej pomocy i ratownictwa. – Marzyliśmy, by udało się zbliżyć do ubiegłorocznego wyniku, a tu takie zaskoczenie. Sam Tomek nie spodziewał się, że uda się zebrać aż tyle pieniędzy.

Zgromadzona kwota pomoże w rehabilitacji i usprawnianiu życia choremu dziecku. Zosia Saczka dziś ma 13 lat i swój blogspot prowadzony przez mamę. Występuje w nim jako Zoszka Radoszka (wystarczy wpisać te dwa słowa, aby znaleźć stronę w sieci). Urodziła się jako wcześniak, przeszła sepsę połączoną z zapaleniem opon mózgowych. Ma zdiagnozowane mózgowe porażenie dziecięce, które spowodowało spastykę nóg i wiotkość tułowia oraz spowolniło rozwój intelektualny. Ma też kochającą rodzinę. Rodzice w takich przypadkach całe swoje życie układają pod potrzeby chorego dziecka. Uczestniczenie w zajęciach rehabilitacyjnych, wizyty u lekarzy i tak naprawdę całodobowa opieka są ich podstawową aktywnością. Podczas lektury bloga Zoszki nie sposób jednak oprzeć sie wrażeniu, że robią to z wielką pogodą ducha. Zosia ma jeszcze dwóch młodszych, zdrowych braci – 9-letniego Franka i 3-letniego Jasia. Wszyscy uwielbiają wspólnie spędzać czas, zwłaszcza wycieczki rowerowe i wakacje nad Bałtykiem.

– Wiadomość, że Tomek chce zebrać pieniądze dla naszej córki, przyjęliśmy w wielką radością, bo koszty związane z niepełnosprawnością dziecka są gigantyczne – wspomina nadkom. Bartosz Saczka. – Zebrane w akcji pieniądze pozwoliły zabezpieczyć sfinansowanie specjalnego kombinezonu rehabilitacyjnego Mollii, którego koszt to ponad 20 tys. zł. Celem zbiórki było także dofinansowanie roweru elektrycznego dla mnie, ponieważ staram się aktywnie spędzać z córką czas. W zeszłym roku sami zorganizowaliśmy zrzutkę na specjalną przyczepkę rowerową dla Zosi z dodatkowymi kółkami plażowymi, bo ona uwielbia wodę, basen, morze, fale, lubi się w tej wodzie bawić. Przyczepka razem z córką przekracza teraz wagę 70 kg, a ja już coraz młodszy nie jestem. Na trasach 30–40 km napotykane podjazdy zaczynały być już kłopotem. Dlatego powstał pomysł powiązany z formą pozyskiwania środków, czyli rajdem rowerowym, aby zrefundować zakup roweru elektrycznego. Z racji tego, że pieniędzy zebrano naprawdę sporo, uda się prawdopodobnie także sfinansować z nich dość drogą operację biodra córeczki.

Zosia jest podopieczną Fundacji Dzieciom Wspólnota „Zdążyć z pomocą”. Na jej profilu można m.in. przeczytać: „Zosia jest intensywnie rehabilitowana z wykorzystaniem kombinezonu Dunag 2 oraz podrobota. Jest ona również usprawniana na basenie oraz uczestniczy w zajęciach hipoterapii. Na co dzień Zoszka korzysta ze wsparcia sprzętów specjalistycznych (wózki, siedziska, pionizator Buffin, podnośnik Luna). Nie porusza się samodzielnie i wymaga pomocy rodziców w codziennych czynnościach i aktywnościach.

Zoszka jest dzieckiem ze spektrum autyzmu, komunikującym się w sposób mocno ograniczony, dlatego jest wspierana przez system «Mówik» do komunikacji alternatywnej. Zosia jest objęta stałą opieką neurologopedy, psychologa, pedagoga oraz neurologa. Regularna terapia zmniejsza dolegliwości bólowe, pozwala utrzymać Zosię w jak najlepszej kondycji oraz daje jej szansę na kolejne postępy. Koszty rehabilitacji są ogromne i przekraczają możliwości domowego budżetu, dlatego bardzo gorąco prosimy o wsparcie!”

Wszystkie pieniądze zebrane w ramach rowerowej wyprawy do Portugalii zostały wpłacone na subkonto Zosi w fundacji, każdy wydatek musi być tam zatwierdzony, zgodny z potrzebami z dziecka i zafakturowany. Na stronie 44 podajemy dane dla wszystkich, którzy zechcą wesprzeć córkę policjanta.

SPOD DOMU NA CABO da ROCA

Start niezwykłej wyprawy nastąpił spod bloku, w którym mieszka kom. Tomasz Dzierga w Siemianowicach Śląskich, i podobnie jak w ubiegłym roku odbył się z tej okazji festyn przygotowany przez policjanta. Wszystko po to, aby możliwie szeroko nagłośnić charytatywny cel akcji. Tomasz miał już przetarte ścieżki do sponsorów i przedstawicieli instytucji, którzy postanowili wesprzeć rajd, ale i tak przygotowania do wyprawy, która wystartowała w maju, zaczął osiem miesięcy wcześniej. Rankiem 27 maja br. na ul. Wróbla w Siemianowicach Śl. pojawiło się mnóstwo osób, które chciały pożegnać policyjnego rowerzystę. Czekała na nich, a zwłaszcza na dzieci z okolicznych przedszkoli, moc atrakcji – swój sprzęt zaprezentowała nie tylko Policja, ale także inne służby mundurowe, były dmuchańce i wata cukrowa, samochody rajdowe i zabytkowe radiowozy, a funkcjonariusze śląskiej Policji promowali zasady bezpieczeństwa. Maskotki – policyjna i straży miejskiej były oblegane.

Tomasz Dzierga w towarzystwie innych rowerzystów ruszył w kolumnie pojazdów o 10.00.

– Pogodę na piknik miałem zamówioną i tak było, choć wcześniej wszyscy mówili, że będzie lać – śmieje się policjant. – Najpierw pojechaliśmy zapromować Śląską Wioskę Humanitarną dla Ukrainy, więc pierwszy postój był jeszcze na granicy Siemianowic i Piekar. Potem ruszyłem w trasę, kawałek drogi odprowadziło mnie kilku rowerzystów. Po półtorej godzinie od startu zaczęło lać i potem już niemal cały czas padało. Pierwszą połowę wyprawy wspominam jako wielką katastrofę pogodową. Był wiatr, zimno i deszcz. I tak prawie do samego Paryża. W relacjach, które zamieszczałem w internecie, doskonale widać, jak gną się drzewa i kładą trawy, cały czas wiał zimny wiatr w twarz. Sił czasami brakowało, nie była to przyjemna trasa. W Opolu poszedłem na stację benzynową, aby się ogrzać, i musiałem poprosić obcego człowieka, aby odpiął mi telefon z roweru, bo nie miałem czucia w rękach. Nieustannie powtarzałem sobie, że będzie lepiej, ale to lepiej ciągle nie nadchodziło. Na szczęście dwie pierwsze noce nie spałem w namiocie, lecz miałem zapewnione fantastyczne warunki: w Oławie przez Urząd Miasta, a w Nowej Soli nocowałem w miejscowej KPP.

Pogoda jednak ciągle się nie poprawiała. W Belgii mimo zabezpieczenia zalało policjantowi telefon i padł wyświetlacz. Akurat tego dnia obchodzono tam święto i wszystkie sklepy były zamknięte. Pomógł przedstawiciel miejscowego IPA – Luc Puissant, który zawiózł Polaka do Luksemburga, aby ten kupił nowy smartfon. Cyklista codziennie miał do przejechania zaplanowany odcinek 160–170 km. Najkrótszy to 140 km, najdłuższy wyniósł 203 km. Jako raj dla rowerzystów Tomasz wskazuje oczywiście Holandię, najpiękniejsza odwiedzona stolica to Paryż (tak wytyczył trasę, aby być we wszystkich stolicach krajów, przez które przejeżdżał), a najcięższe góry i pustkowia spotkał w Hiszpanii. W Portugalii wszystkie noclegi zapewniła Polakowi tamtejsza IPA. Spał w pokoju gościnnym w siedzibie komendy w Mirandelii, w domu opieki dla policyjnych seniorów nad oceanem w Porto i siedzibie IPA w Lizbonie. Potem w periodyku portugalskiego stowarzyszenia napisano o jego wyprawie, a on razem z miejscowym policjantem, który towarzyszył mu na rowerze przez ostatnie 30 km, znalazł się na okładce czasopisma. W Belgii jedną noc spał także u miejscowego policjanta – Adriaana Dedrooga, który zaproponował mu nocleg, gdy natrafił w internecie na plan jego wyprawy. Wszędzie propagował akcję i wymieniał się doświadczeniami z miejscowymi stróżami prawa.

W swej podróży dotarł do Cabo da Roca, najdalej na zachód wysuniętego kawałka lądu stałego Europy. Tam spotkał polską wycieczkę, której uczestnikom nie mogło się pomieścić w głowie, że Tomasz przyjechał tu z Polski rowerem... Wcześniej na plaży nad oceanem we Francji zaczęli schodzić się przedstawiciele miejscowej Polonii i zasypywać podróżnika pytaniami. Gdy polską flagę na rowerze zobaczył nasz rodak mieszkający w Belgii, to mimo że jechał samochodem w drugą stronę, to zawrócił, dogonił rowerzystę i pytał, czy czegoś nie potrzeba.

Wyprawa polskiego policjanta trwała 25 dni – do 22 czerwca br., ale licytacje różnych gadżetów, rzeczy i usług oferowanych przez wspierające osoby i instytucje trwały o wiele dłużej. To także dzięki temu udało się zebrać tak pokaźną sumę.

POMAGAMY I CHRONIMY

Po przylocie do Polski Tomasz Dzierga zaczął myśleć już o kolejnej eskapadzie. Wkrótce założył Stowarzyszenie „Ja jadę – Ty pomagasz”, skupiające podobnych mu zapaleńców, którzy włączali się już wcześniej w pomoc przy realizowaniu jego charytatywnych wypraw. Są w nim także policjanci. 21 sierpnia br. kom. Tomasz Dzierga w imieniu zarządu stowarzyszenia ogłosił trasę i cel pomocowy przyszłorocznego rajdu. Tym razem chce pomóc dwojgu beneficjentom, bo „rower ma dwa koła”:). Będą to: 10-letnia Weronika z Siemianowic Śląskich i 62-letni Mirosław z Turowów. III edycja rajdu „Ja jadę – Ty pomagasz” zaczęła się 1 września br. Licytacje w internecie już trwają, a wśród gadżetów są na przykład przywiezione z wyprawy do Portugalii akcesoria IPA, policyjne koszulki i produkty z paczki od Polaka mieszkającego w Belgii. W połowie września zebranych było już ponad 5 tys. zł z zaplanowanych do pobicia 61347 zł. W przyszłym roku śląski policjant pojedzie wiosną do Grecji.

Tomasz Dzierga nie potrafi siedzieć z założonymi rękoma. Gdy Rosja zaatakowała Ukrainę, zgłosił się na ochotnika do dyżurów w SP w Katowicach, jako kierowca z uprawnieniami na autobusy. Dwukrotnie był na granicy z Ukrainą po uchodźców. Jego chwytającą za serce relację z pierwszego wyjazdu można przeczytać na profilu „Ja jadę – Ty pomagasz” pod datą 3 marca br.

– Ja jestem bardzo, ale to bardzo dumny, że służę jako policjant i głęboko wierzę w nasze hasło „Pomagamy i chronimy” – dodaje kom. Tomasz Dzierga. – Chciałbym jednocześnie podziękować za pośrednictwem „Gazety Policyjnej” wszystkim, którzy zaangażowali się w moją akcję, którzy jej kibicowali, przekazywali wiadomości o niej dalej, pomagali, ofiarowali gadżety i je licytowali, a przede wszystkim policjantom, bo od nich było gros wpłat. Bez Was nie byłoby takiego sukcesu, dziękuję!

Paweł Ostaszewski

zdj. z archiwum T. Dziergi i B. Saczki