Starszy sierżant Maciej Gąsienica-Fronek z KPP w Zakopanem jest obecnie jedynym policjantem służącym jednocześnie jako ratownik-ochotnik w Tatrzańskim Ochotniczym Pogotowiu Ratunkowym (TOPR).
– Po górach chodziłem od najmłodszych lat i zawsze chciałem być ratownikiem górskim. Wstąpiłem do Policji, bo chciałem trochę więcej adrenaliny, a tu każda służba jest inna. Lubię pracę w ruchu i z ludźmi, dlatego Ogniwo Patrolowo-Interwencyjne jest dla mnie idealne. Jednocześnie staram się zawsze znaleźć czas na ratownictwo i sporo czasu temu poświęcam. Te służby czasem się zazębiają. Gdy miałem dyżur w TOPR-ze i na Nosalu mężczyzna popełnił samobójstwo, wykonałem od razu dokumentację – mówi policjant i jednocześnie TOPR-owiec.
HONOR I ODPOWIEDZIALNOŚĆ
Ratownicy tatrzańscy to czołówka najlepiej wyszkolonych ratowników w Polsce i na świecie. Kiedyś mówiło się o nich „Rycerze Błękitnego Krzyża” – nazwa pochodziła od honorowej postawy i symbolu, który widnieje na blasze z indywidualnym numerem ratownika. Obecnie wszystkich ratowników TOPR-u jest 281, łącznie z dożywotnimi, którym zdrowie nie pozwala już na czynny udział w akcjach ratowniczych, aktywnych jest 192, w tym zawodowych, czyli na tzw. „etacie”, jest 43. Reszta ratowników-ochotników dyżuruje i wychodzi na każde wezwanie w góry społecznie i dobrowolnie. TOPR to naprawdę elitarna organizacja. Elitarna, ale w otwartej formule, przy czym nie ma tu miejsca na przypadkowych ludzi, brawurę, bohaterszczyznę i źle pojęty indywidualizm. Jednocześnie TOPR kojarzy się powszechnie z takimi pojęciami, jak honor, odpowiedzialność, skromność, pokora wobec gór, zaufanie i tradycja.
– Tak, wszystko to prawda, ale najważniejsze to umiejętność pracy w zespole. To jest podstawa, jeżeli chodzi o ratownictwo w górach. Tu nie ma czasu i możliwości na działania indywidualne. Tu działa się tylko zespołowo – mówi st. sierż. Maciej Gąsienica-Fronek.
Żeby zostać ratownikiem TOPR-u, trzeba przejść przez sito kwalifikacyjne. Ta ostrożność w doborze kandydatów wynika z poczucia odpowiedzialności za ratowanych, często w ekstremalnych warunkach.
– Aby zostać kandydatem, trzeba złożyć podanie z wykazem działalności górskiej, podpisane przez dwóch czynnych członków TOPR-u, wprowadzających kandydata i którzy biorą za niego odpowiedzialność przez okres kandydacki – mówi policjant.
Po wielu szkoleniach, kursach i zdanym egzaminie z ratownictwa letniego, zimowego, jaskiniowego, nurkowego, śmigłowcowego i wysokogórskiego, znajomości topografii Tatr i pozytywnym zaopiniowaniu przez kolegów ratowników kandydat składa przysięgę. Od 1909 r. uroczyste ślubowanie odbywa się zwykle w październiku.
– To jest bardzo duże przeżycie dla każdego młodego chłopaka, którego marzeniem było zostać ratownikiem w Tatrach. Miałem wtedy 25 lat i tego momentu przysięgi nigdy nie zapomnę. Przyrzeczenie jest niezmienne od czasów Mariusza Zaruskiego. Za składającym przysięgę stoi ratownik wprowadzający. To jest bardzo podniosła chwila – wspomina Maciej Gąsienica-Fronek, który przysięgę złożył w 2006 r.
BIEGIEM NA KASPROWY
Żeby być ratownikiem w TOPR-ze, oprócz pasji i już wymienionych cech, umiejętności i predyspozycji charakterologicznych, potrzebna jest też świetna wydolność fizyczna, którą potwierdza się corocznymi testami.
Maciej Gąsienica-Fronek zaczął uprawiać ski-touring i biegi górskie. W tym roku wystartował w zawodach o Puchar Polski w Szczyrku w ski-alpinizmie. Na 200 osób zajął 54. miejsce, a w swojej kategorii – 15.
– Formę trzeba utrzymać. Trenuję bardzo regularnie. Mam po dwadzieścia kilka treningów w miesiącu. Praktycznie codziennie jestem w górach. Przez 2 godziny treningu można bardzo dużo zrobić. Biegam na Kasprowy Wierch, bo jest najbezpieczniej i można biegać w każdych warunkach pogodowych. Jak potrzebuję zrobić przewyższenie, to wyjdę 3–4 razy na Kasprowy i mam zrobiony trening – mówi Maciej Gąsienica-Fronek.
W ZAKOPANEM NIE MA NUDY
Gdy rozmawiamy w połowie lutego br., po poluzowaniu obostrzeń związanych z panującą pandemią w Zakopanem pojawiło się ponad 200 tys. turystów. Tylko przez ten jeden weekend Policja podjęła ok. 300 interwencji. W TOPR-ze przez ostatni tydzień telefon dzwonił codziennie. W górach śniegu nie brakowało. Narciarzy, ski-tourowców i turystów pieszych również, mimo zagrożenia lawinowego drugiego stopnia.
– Najwięcej wypadków wtedy jest, bo usypia się czujność ludzi. W pięciostopniowej skali każdy myśli, że jak jest drugi stopień, to do piątego jeszcze daleko. A to nie jest dopiero drugi, tylko aż drugi – mówi Maciej Gąsienica-Fronek.
Członkowie TOPR-u niosą pomoc każdemu, kto jej potrzebuje, „bez względu na porę roku, dnia i stan pogody”.
Każdego roku w Tatrach statystycznie zdarza się kilka wypadków śmiertelnych, które dotyczą zarówno narciarzy, turystów pieszych, jak i taterników. Mimo tych statystyk góry mogą być bezpieczniejsze, gdy zdajemy sobie sprawę z grożących niebezpieczeństw.
– Nie wolno lekceważyć gór i zagrożeń, jakie w nich są. W górach potrzeba jest więcej rozwagi niż gdzie indziej. Modne ostatnio stały się takie 2-dniowe kursy turystyki zimowej, lawinowe. To za mało czasu, żeby zdobyć wiedzę i doświadczenie oraz sprawdzić swoje możliwości, a często daje pozorną pewność siebie. W górach ważny jest zdrowy rozsądek – przypomina Maciej Gąsienica-Fronek.
IZABELA PAJDAŁA