Strona główna serwisu Gazeta Policyjna

Charytatywne akcje policjantów

Mówią: w pojedynkę człowiek nie da rady, razem można więcej. A potem zakasują rękawy i działają. Pomagają, organizują zbiórki i akcje charytatywne. Dają innym siłę i nadzieję.

Robią to dla chorego dziecka. Dla kolegi policjanta, który walczy z chorobą. Dla najbardziej potrzebujących. Takich akcji w całym kraju jest wiele. Niektóre medialne i spektakularne. Inne dzieją się po cichu, lokalnie. Ale nie rozgłos jest tu ważny, tylko pomoc. Wszystkim policjantom, którzy angażują się w pomaganie innym, należą się wielki szacunek i podziękowanie.

O ARSENAŁ SIĘ NIE MARTW

Gdy koledzy dowiedzieli się, że „Góral”, czyli st. asp. Jacek Kurzeja z Biura Operacji Antyterrorystycznych KGP jest chory na raka, było dla nich jasne, że trzeba go wesprzeć. Nie musiał nic mówić ani o nic prosić. Razem brali udział w setkach operacji bojowych, podczas których zatrzymywali najgroźniejszych przestępców. Zagrożenie zdrowia lub życia przy takiej służbie to norma. Ale to teraz toczyła się najważniejsza walka w życiu „Górala”. W zespole byli jak wielka rodzina. Natychmiast ruszyły zbiórki. Najpierw koleżeńskie, na niewielką skalę, a gdy po ośmiu miesiącach okazało się, że dla Jacka nie ma w Polsce ratunku, postanowili działać szerzej.

– Czas wyjechać za granicę – powiedział mu wtedy „Mieszko”, przyjaciel z Wydziału Bojowego BOA KGP. „Góral” protestował, mówił, że nie ma pieniędzy. – O to masz się nie martwić – usłyszał tylko.

Tego samego dnia „Mieszko” dał „Góralowi” namiar do Kingi Szwed, policjantki z Komendy Powiatowej Policji w Tucholi, która też zmaga się z rakiem żołądka.

– Nie będę ci nic mówił, sam zadzwoń, wypytaj. Musisz dalej walczyć, o arsenał się nie martw – powiedział mu.

Po rozmowie z Kingą, a potem z doktor z kliniki w Niemczech, „Góral” wiedział, że jest nadzieja.

– W szpitalu w Polsce Kindze nie dawali nawet trzech tygodni życia. Pojechała do Niemiec i po 14 dniach wróciła o własnych siłach. Polscy lekarze nie mogli w to uwierzyć – opowiada „Góral”. Jego żona Emilia zadzwoniła do „Mieszka” i łamiącym się głosem obiecała: – Pojedziemy tam.

DLA „GÓRALA” ZROBIĄ WSZYSTKO

Od tego momentu trzeba było działać błyskawicznie. Pierwszy wyjazd miał kosztować około 30 tys. zł. Koledzy z jednostki „Górala” zaczęli zbierać różne, jak mówią, fanty i przekazywać je na aukcje internetowe. Każdy uruchamiał swoje kontakty, znajomości. W pomoc zaangażowali się funkcjonariusze ze SPAP, żołnierze Jednostki Wojskowej Komandosów w Lublińcu, funkcjonariusze ze stołecznej grupy IPA.

– Ludzie spontanicznie przynosili emblematy, naszywki, kubki, książki, koszulki z podpisami sportowców, które wystawialiśmy na aukcje – mówi „Mieszko”.

Jeden z kolegów z jednostki wykonał nóż, który został wylicytowany za 2550 zł. Za emblematy jednostek specjalnych z policji i wojska, które kolega z SPAP z Opola zebrał i oprawił w gabloty, udało się dostać ponad 9 tysięcy złotych. Z kolei st. sierż. Krzysztof Pluta „Wir”, były operator Jednostki Wojskowej Komandosów w Lublińcu, wystawił na licytację Buzdygan, nagrodę, którą w 2013 roku przyznała mu redakcja „Polski Zbrojnej”.

– Odzew był gigantyczny. W pomoc włączyły się też Komenda Główna Policji i Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji, które przyznały „Góralowi” zapomogę na leczenie – opowiada „Mieszko”. – W tym samym czasie działała już zbiórka pieniężna na portalu zrzutka.pl, a my staraliśmy się nagłośnić sprawę Jacka medialnie.

Koledzy liczyli, że uda się uzbierać 60 tys. zł. Cel osiągnęli po 10 dniach. Dziś na koncie jest ponad 200 tys. zł, a w planach kolejne charytatywne imprezy sportowe – zawody piłkarskie i strzeleckie.

– To jest spokój psychiczny, bo wiem, że jak jest zabieg potrzebny, to ja się nie pytam, nie boję. Wiem, że są pieniądze – mówił „Góral”. – Poza tym nieocenione jest wsparcie psychiczne, jakie dostaję od kolegów. Zapraszają mnie na imprezy, dodają otuchy i to mnie naprawdę stawia na nogi – dodaje.

NIE JESTEŚ SAM

Jedna z takich imprez odbyła się w połowie sierpnia na strzelnicy w Makówce koło Grodziska Mazowieckiego. Na zawody w dwuboju dynamicznym przyjechali koledzy z wydziału, emeryci, był też sam „Góral”.

– Te zawody są dla Jacka. Cieszę się, że przyjechaliście – witał uczestników Hubert Kowalik ze stowarzyszenia kolekcjonerów broni palnej i strzelectwa sportowego.

„Góral” nie krył wzruszenia: – Chciałem wam serdecznie podziękować za to, co dla mnie robicie. Bo to jest wielkie. Za całą tę energię wam dziękuję.

– W grupie jest siła – mówią koledzy. I dodają: – My jesteśmy specyficzną jednostką. Wydział bojowy trzyma się razem. Tak jesteśmy skonstruowani, żeby pracować w zespole. Jeżeli jeden z nas podczas akcji będzie leżał ranny, ma pewność, że ktoś po niego pójdzie. Sam nie zostanie.

JADĄ, ABY POMÓC

Sama nie została też 16-letnia Wiktoria Gruszka, która choruje na rzadką chorobę moya-moya. O tym, że potrzebuje finansowego wsparcia, dwaj policjanci z komisariatu ze Strumienia dowiedzieli się z internetu.

– W internecie natrafiliśmy na apel zatytułowany „Córka policjanta pilnie potrzebuje pomocy”, postanowiliśmy sprawdzić, o co chodzi – opowiada sierż. sztab. Grzegorz Waleczek.

Okazało się, że tata Wiktorii jest dzielnicowym w Komisariacie Policji w Pyskowicach, że choroba córki zagraża jej życiu każdego dnia i konieczna jest operacja za granicą, która została wyceniona na 160 tys. zł. Był grudzień ubiegłego roku. Ich akcja charytatywna miała się rozpocząć za pół roku, ale ponieważ tata dziewczynki wspomniał, że za dwa miesiące organizuje aukcję dla Wiktorii, postanowili się włączyć od razu. Dzięki ich zaangażowaniu udało się wtedy zebrać prawie 5 tys. zł. To był dopiero początek. Pierwszego czerwca wystartowali z wyprawą rowerową. Plan był taki, że w ciągu dwóch tygodni odwiedzą 129 jednostek Policji w całym garnizonie śląskim i zbiorą pieniądze na leczenie i operację Wiktorii. Zakładali, że uda się zebrać 12 tys. zł. Po 100 zł z każdej jednostki. Cel osiągnęli w czwartym dniu.

ZAANGAŻOWANIE I WZRUSZENIE

Wyprawa miała charakter sztafety, każdego dnia sierż. sztab. Grzegorz Waleczek i st. sierż. Michał Mazurek mieli do pokonania około 100 km. Zdarzało się, że jednego dnia odwiedzali 18 jednostek, a następnego trzy. Startowali codziennie o 7.00, kończyli o 16.00 albo 17.00. Potem siadali przed kompem i każdego dnia do północy opisywali na portalu społecznościowym, co się wydarzyło, kto z nimi jechał, kto pomógł, co ich spotkało.

– Myśleliśmy, że to będzie tak, jak za pierwszym razem. Po cichutku, bez rozgłosu pojedziemy i będziemy zachęcać do pomocy – opowiada funkcjonariusz i dodaje, że liczyli na to, że ich obecność spowoduje, że apel o pomoc zostanie zauważony. – Ludzie nam potem mówili, że faktycznie, nasza obecność ich motywowała.

Wcześniej do wszystkich jednostek zostały wysłane telegramy z prośbą o pomoc. Udało się uzyskać honorowy patronat Komendanta Wojewódzkiego Policji w Katowicach, nieoceniona okazała się też pomoc związków zawodowych i stowarzyszenia IPA. Dzięki zaangażowaniu insp. Jacka Bąka, komendanta KPP w Cieszynie, do wyprawy dołączali komendanci z poszczególnych jednostek. On sam też jechał z chłopakami w jednym z pierwszych etapów, a potem czekał na nich na mecie.

– Z dnia na dzień akcja nabierała rozgłosu tak, że w ostatnim etapie jechało naprawdę dużo ludzi – opowiada insp. Jacek Bąk.

W sumie w sztafecie wzięło udział 269 uczestników, cała trasa liczyła 1319 km i przez dwa tygodnie udało się zebrać ponad 40 tys. zł.

– To było coś niesamowitego. Wszyscy byliśmy wzruszeni. Jestem dumny, że mogę pracować z takimi ludźmi – mówi insp. Jacek Bąk.

– Jesteście aniołami – dziękowała na mecie policjantom mama Wiktorii.

– Jesteście wielcy – mówiła Wiktoria.

– My tylko odpowiedzieliśmy na apel – odpowiadają skromnie policjanci. – Stwierdziliśmy, że jeżeli ktoś z rodziny policyjnej potrzebuje pomocy, my jako funkcjonariusze jesteśmy zobowiązani, żeby działać.

BO IM SIĘ CHCE

Nie uważają się za wyjątkowych. Osobiście znają mnóstwo funkcjonariuszy, którzy na co dzień angażują się w akcje pomocowe. Tak samo jak oni: w wolnym czasie, za własne pieniądze.

– Naprawdę jest więcej takich osób. Znamy dziewczynę, która od kilku lat zbiera ubrania i zabawki dla biednych rodzin. Ktoś inny zebrał trzy tony nakrętek, żeby chore dziecko mogło dostać wózek – mówi sierż. sztab. Grzegorz Waleczek. – W każdej jednostce są tacy pomagacze. Wielu z nich poznaliśmy teraz, podczas naszej wyprawy.

Często jest też tak, że Policja poproszona o pomoc zostaje partnerem takiej charytatywnej akcji. Tak było z festynem zorganizowanym dla chorego na autyzm Marcinka Chudzika z miejscowości Koty. Do komendanta Komisariatu Policji w Tworogu podkom. Piotra Skolika z prośbą o pomoc zwrócił się sołtys gminy. Chciał, żeby policjanci wystawili drużynę piłkarską.

– Zgodziłem się – opowiada podkom. Piotr Skolik. – A im bliżej imprezy, tym więcej nowych pomysłów mieliśmy.

Żeby przyciągnąć mieszkańców, mundurowi zorganizowali pokaz policyjnego sprzętu. Dzieci i dorośli oblegali więźniarkę, radiowozy i motocykl policyjny. Zgodnie z planem funkcjonariusze zagrali też mecz z drużyną oldbojów, ale największą atrakcją był pokaz tresury psów policyjnych. W całym przedsięwzięciu policjantów z komisariatu w Tworogu wsparli koledzy z Komendy Powiatowej Policji w Tarnowskich Górach.

– Bardzo fajnie, że w swoim wolnym czasie, przed albo po służbie chcieli się zaangażować w taką akcję – mówi komendant z Tworogu. – To była wymierna pomoc. Mieliśmy konkretny cel i się udało. Od organizatorów wiem, że zebrali ponad 3 tys. zł. Na możliwości naszej gminy to naprawdę bardzo dużo.

– A kto wygrał mecz – pytam.

– Oldboje – przyznaje komendant. – Ale może kiedyś będzie rewanż. Może przy okazji kolejnej akcji. 

ANNA KRAWCZYŃSKA
zdj. Krzysztof Chrzanowski, KWP w Katowicach, KPP w Tarnowskich Górach