Strona główna serwisu Gazeta Policyjna

Posterunek nad rozlewiskiem

W Sztabinie od grudnia ubiegłego roku znowu jest Posterunek Policji. Wprawdzie orkiestra podczas otwarcia nie grała, a politycy przyjechali później, ale po rozlewiskach Biebrzy wieści niosą się szybko. z posterunku już się cieszą okoliczni mieszkańcy.

Sztabin to duża wieś przy drodze nr 8 z Białegostoku do Augustowa. Codziennie przejeżdżają tędy sznury TIR-ów. Na Litwę, Łotwę i do Estonii. No i oczywiście w drugim kierunku. Kto chce przejść przez ulicę, musi dobrze biegać. Potężne samochody mimo ograniczeń prędkości nie mają w zwyczaju zatrzymywać się na widok oczekującego na przejście pieszego.

SWÓJ

Za to gmina Sztabin to przede wszystkim szmat Biebrzańskiego Parku Narodowego. Królestwo ptaków i dzikich zwierząt, między którymi w porozrzucanych wsiach mieszka kilka tysięcy ludzi. Spokój, cisza, ale Policja na miejscu i tak jest potrzebna, choć w 2015 r. posterunek Policji został tu zlikwidowany. Może gdy był, wydawał się niepotrzebny, ale jak go zabrakło, ludzie docenili, jak był dla nich ważny.

Budynek, w którym się mieścił poprzedni posterunek, stoi do dziś. Na parterze jest pusto, a na piętrze mieszka ostatni kierownik posterunku, dziś już emerytowany policjant.

Oczywiście Sztabin nie został porzucony na pożarcie wilkom. Przez pięć lat czuwał nad nim dzielnicowy asp. szt. Robert Żukowski. 24 lata w służbie.

Prawie wszystkie jako dzielnicowy w Sztabinie. Człowiek stąd. Swój.

– Po rozwiązaniu Posterunku Policji w Sztabinie zostałem przeniesiony do Komendy Powiatowej Policji w Augustowie, w której byłem dzielnicowym, a moim rewirem był Sztabin. Został on później przyłączony do Posterunku Policji w Lipsku. Tam pełniłem służbę przez ostatnie cztery lata. Obecnie jestem kierownikiem w nowo powstałym Posterunku Policji w Sztabinie. Można powiedzieć, że jestem na swoim, u siebie. Tu znam niemal każdego po imieniu.

DOBRE MIEJSCE

Żukowski odnajduje się w nowej roli. Na jego posterunku jest jeszcze czterech dzielnicowych i dochodzeniowiec. Dwaj dzielnicowi swoje rejony mają na terenie gminy Sztabin, dwaj – w sąsiedniej gminie Bargłów Kościelny.

Posterunek jest w nowym budynku. Budowano go półtora roku. Na korkowej tablicy nie wiszą jeszcze żadne zdjęcie poszukiwanej osoby, plakat informacyjny czy pismo.

– Myślę, że mieszkańcy szybko się przyzwyczają, że w Sztabinie znowu jest posterunek. Pracujemy zmianowo, ale w każdy wtorek zawsze jesteśmy dostępni w godzinach od 10 do 14 – mówi Żukowski. – W sprawach pilnych, gdy nas nie ma na posterunku, przy drzwiach jest domofon. Tak można połączyć się z dyżurnym augustowskiej komendy. Jak nas nie ma, zjawi się patrol z Augustowa.

Posterunek stoi w dobrym miejscu. Obok są bank, remiza Ochotniczej Straży Pożarnej i skrzyżowanie z przelotową „ósemką”. Tylko strzałek informacyjnych we wsi jeszcze nie ma, którędy kierować się do Policji. Jest za to adres mailowy i Google Maps doprowadzi na miejsce. Skorzystać można też z aplikacji „Moja Komenda”.

– Dobrze, że znowu jest ten posterunek – mówi Piotr Siebiedziński, który wraz z mamą i bratem prowadzi gospodarstwo agroturystyczne. – To zwiększa bezpieczeństwo nasze i turystów, a to wspólna korzyść. Ludzie, zanim gdzieś się wybiorą, sprawdzają także, czy na miejscu jest Policja.

Policjanci ze Sztabina mają dwa samochody służbowe, w tym jeden nieoznakowany. To temat do rozmów w sklepie.

– Jaki to?

– Taki czarny, na białostockich blachach...

– Nie, na augustowskich.

Nie wiedzą. Widzieli, jak przejeżdża, ale nie zapamiętali. A pilnować się trzeba, bo maseczki się zapomni, albo piwo za szybko otworzy. Ta niepewność jest męcząca. Boisko szkolne, scena czy plaża, atrakcyjna o każdej porze roku, wszystko świeci pustkami. Strach się bać.

– A gdzie na tym nowym posterunku mają „dołek”? – snują domysły.

Pomieszczenia dla osób zatrzymanych lub doprowadzonych w celu wytrzeźwienia tu jednak nie ma. Pozostałe są.

SPRAWDZENIA

Gdy Żukowski sprawdza funkcjonowanie systemów na posterunku, dzielnicowy st. asp. Karol Kirejczyk bierze listę z nazwiskami 44 osób objętych kwarantanną. Będzie robił sprawdzenia. Ale nie tylko. Skontroluje sytuację w gospodarstwie, gdzie według informacji z MOPS-u jest zimno w domu.

Generalnie jest spokój. Sąsiedzi nie kłócą się o zaoranie kawałka miedzy. Trzymają się razem. Był tu taki jeden, przyjechał kiedyś gdzieś z Polski, zamieszkał, ale tak naprawdę nietutejszy. Zaczepiał miejscowych i turystów. Czuł się bezkarny, bo nie było tu na stałe Policji, a gdy ktoś ją wezwał, uciekał. Gdzieś się ukrywał w okolicy, ale po potrąceniu policjanta i tak go złapali, a teraz siedzi.

Karol Kirejczyk pochodzi ze Sztabina, ale od 15 lat mieszka w Augustowie. Dla niego to powrót na stare śmieci.

O każdym domu może coś powiedzieć, spotkać dawnych znajomych.

Jedziemy tym nieoznakowanym radiowozem. Kirejczyk podjeżdża pod domy i dzwoni z komórki. Ludzie pokazują się w oknach. Machają. On pyta, jak się czują, czy czegoś nie potrzeba. Pod jednym adresem nie jest dobrze. Domownicy czekają na karetkę.

Kirejczyk zwalnia także przy innych obejściach. Patrzy, co się dzieje.

– Zwracam też uwagę na osoby, które mają kłopoty ze zdrowiem, są starsze i samotne – mówi. Zwłaszcza teraz, gdy szybko zapada zmrok. Z mojego doświadczenia wiem, że zdarzają się sytuacje, kiedy takie osoby wychodzą z domu, a potem nie potrafią do niego wrócić. Wówczas też im pomagamy. Policjant sprawdza przestrzeganie kwarantanny w kolejnych domach. Wszyscy są zdyscyplinowani. Dorośli zazwyczaj pracują w obejściu, a dzieci o tej porze zazwyczaj przed komputerami zdalnie czerpią wiedzę.

Wolno przejeżdżający samochód wzbudza jednak zainteresowanie. Nie przypadkiem.

– Myślę, że informacja o otwarciu Posterunku Policji w Sztabinie jest już wszystkim znana. Wiedzą o tym mieszkańcy, ale pewnie też ewentualni przestępcy.

Takie wiadomości szybko się roznoszą. Ludzie mówią: dobrze, że znowu jesteście na miejscu.

Teren do objechania jest bardzo rozległy. Wyznacza go linia Biebrzy, Kopykowo, w którym kończy się droga, a w drugą stronę Kozi Rynek. W kierunku Białegostoku ostatnią wsią jest Sosnowo. Tu ludzie żyją z ziemi i turystyki.

Na końcu zaglądamy do mieszkanki, której dom stoi na obrzeżu Sztabina. Ona i jej synowie są niezaradni życiowo. Tak można powiedzieć w największym skrócie.

Kobieta na widok wychodzącego z samochodu policjanta unosi ręce i lamentuje:
– O królowo anielska! O królowo anielska!

Syn wypada z szopy, patrzy niepewnie, łapie kawałek drewna i siekierkę. Wie, o co chodzi. Zaraz będzie rąbał. A ona do syna:
– Przecież ja do Policji żem nie dzwoniła! O królowo anielska! Przysięgam, żem nie dzwoniła – lamentuje coraz głośniej.

Policjant też wie, co ma robić.

– Pani nie dzwoniła, ale dowiedzieliśmy się, że potrzebuje pani naszej pomocy, więc jesteśmy – mówi, a zwracając się do mężczyzny, zasugerował, aby więcej nie pił alkoholu. Kobieta oddycha z ulgą. Jej syn za to mamrocze pod nosem.

– No nie mam teraz z kim pić. Kolega mi umarł – mówi.

Fakt, dziś we wsi był jego pogrzeb. Najpierw na Policję dotarła informacja, że był „pobity”, później okazało się, że był „wypity”. No i zmarł.

Przejeżdżamy przez „ósemkę”. Nie jest łatwo. TIR za TIR-em. Na tej drodze wypadków nie brakuje, a jak wystąpi nawet drobna stłuczka, to cała trasa jest zablokowana. Objazdów nie ma, bo ciężkie samochody polnymi drogami nie pojadą, a najbliższy most przez Biebrzę jest dopiero w Lipsku. Zapada zmrok. Na posterunku jeszcze pali się światło. Gdyby świecący napis „Policja” był na ścianie od głównej ulicy, byłby lepiej widoczny. Na projekcie na pewno lepiej wyglądał tam, gdzie jest. Może jeszcze da się to zmienić.

Od biebrzańskich łąk ciągnie wilgoć. Pięć stopni mrozu. Ulice oświetlone, ale puste. Nawet psy pochowały się w budach, a co dopiero ludzie.

WSPÓLNY PATROL

Następnego dnia dzielnicowy asp. Stanisław Skibicki służbę rozpoczyna od wspólnego patrolu z dwoma strażnikami Biebrzańskiego Parku Narodowego: dowódcą grupy terenowej Markiem Żdanukiem i starszym strażnikiem Pawłem Pawłowskim.

– Szkoda, że nie ma śniegu. Byśmy widzieli tropy zwierząt i ślady ludzi. Ale sprawdzać trzeba – mówi Żdanuk. – Nawet jak nic nie znajdziemy, to też warto pokazać się, że jesteśmy. To zniechęca kłusowników.

Na łąkach, gdzie wiosną i jesienią spotykają się na przelotach tysiące ptaków, teraz można podziwiać tylko piękne widoki. Za to w zagajniku Skibicki dostrzega lekki ruch. To dwa młode łosie. Są ostrożne, ale nie wpadają w popłoch.

Strażnicy i policjant to ludzie doświadczeni w swojej robocie i znają teren. Skibicki jest z Suchowoli, czyli miejscowości po drugiej stronie Biebrzy. W Sztabinie na posterunku służył od 2009 r. do 2014 r.

Samochód wolno toczy się polną drogą wśród łąk. Na wielu powbijane są tabliczki ostrzegające o porozstawianych kolczatkach. Jednak nie widać, by ktoś próbował tam teraz jeździć. Chociaż... Na zmrożonej trawie strażnicy dostrzegają ślady kół prowadzące w kierunku Biebrzy. Doprowadzają one do dwóch odwróconych kajaków. Strażnik i policjant zaglądają do środka. Pusto. Pawłowski nie daje za wygraną. Przeczesuje pobliskie szuwary.

– Jest! – krzyczy.

Wyciąga nylonowy worek z siecią kłusownika. Skibicki robi zdjęcia do dokumentacji. W notatniku służbowym pisze: „rzecz służąca do łowienia ryb”.
Kłusownictwo to przestępstwo.

– Ktoś w nocy nie nałapie sobie ryb – wszyscy cieszą się z sukcesu.

„ÓSEMKA” ZA OKNEM

Dzień jest krótki, ale jeszcze się nie skończył. W samym środku Sztabina dochodzi do kolizji TIR-a na łotewskich numerach i polskiej osobówki. Może ze 100 m od posterunku. Zderzenia nie słychać, ale z okien widać, że na drodze robi się korek, więc wiadomo, że coś się stało. Żukowski i Skibicki po chwili już są na miejscu. Polski kierowca nie kryje zdziwienia.

Kierowca TIR-a złorzeczy po rosyjsku.

– Ja winowat?! Co on tak wolno jechał? Ja winowat?!

– To teren zabudowany, trzeba dostosować się do obowiązujących przepisów – tonuje nastroje Żukowski.

Zaraz koniec służby.

– Zawsze chciałem pracować w Sztabinie i cieszę się, że tu wróciłem – asp. Stanisław Skibicki nie kryje zadowolenia.

Z ZĘBAMI NA OPONY

Następny dzień służby Skibicki rozpoczyna od sprawdzania kwarantanny.

– Niektóre adresy muszę sobie przypomnieć. Miałem kilka lat przerwy – śmieje się, szukając w Lipowie domu z numerem 17. Gdy widzi młodego mężczyznę pracującego w obejściu, daje mu znak ręką, by podszedł. Mężczyzna zdejmuje czapkę z głowy i gniotąc ją w rękach, tłumaczy, jak należy dojechać. W prawo, a potem kawałek przez las.

W Dębowie na śluzie pracuje Jacek. Jest śluzowym. Ma tę pracę po ojcu, tak jak jego ojciec miał po swoim ojcu. Teraz Jacek wybiera gałęzie, które napłynęły przez noc. Nieopodal jest dom służbowy dla śluzowych i tak dom wraz z pracą przechodzi z pokolenia na pokolenie. Śluzowy – czy jest w domu, czy w pracy – zawsze widzi, co się dzieje na drodze i wodzie, więc dla dzielnicowego to cenna znajomość.

Dalej już tylko Polkowo, koniec drogi i świata, za którymi tylko łąki BPN. Ale i tu dotarł koronawirus. Pies, biegnąc przed samochodem, wskazuje drogę do zakażonego. Wielki kundel groźnie szczeka i próbuje zębami złapać opony. Gospodyni też boi się psa. To nie jej. To rodziców. Ale oni leżą chorzy, więc nie ma kto go złapać.

PUNKT PRZYJĘĆ

Pozostali dwaj dzielnicowi, asp. szt. Ignacy Krzywiński i asp. Bogumił Bierło, swoje rewiry mają w gminie Bargłów Kościelny. Tu byt Policji też ma zawiłą historię, a Krzywański – który swoją służbę dzielnicowego rozpoczynał ponad 20 lat temu – tak opisuje ten okres:

– Kiedyś w Bargłowie Kościelnym był komisariat Policji, który miał swojego komendanta. Potem był to posterunek Policji. Pięć lat temu posterunek został zamknięty, a w jego miejscu powstał Punkt Przyjęć Interesantów. Ja zostałem przeniesiony do Wydziału Prewencji KPP w Augustowie i nadal byłem dzielnicowym w Bargłowie Kościelnym. Teraz posterunek Policji został odtworzony w Sztabinie i jestem tu dzielnicowym, a mój rejon służbowy to dalej Bargłów Kościelny.

Drugim dzielnicowym jest asp. Bogdan Bierło. Lubi rozmawiać z ludźmi o ludziach, ale jest bezwzględny dla niepotrafiących spożywać alkohol i to wiedzą wszyscy.

– Niejednokrotnie interweniowałem w takich sytuacjach. Są to trudne interwencje, a każda z nich jest inna. Trzeba do nich podchodzić indywidualnie.
Krzywiński mieszka pięć minut pieszo od swojej policyjnej siedziby.

– W Bargłowie mieszkam całe życie, z którego połowę jestem tu dzielnicowym. W tym czasie zmieniały się tylko nazwy naszych policyjnych jednostek i koledzy w pracy. Obecnie pracuję w Posterunku Policji w Sztabinie, ale nadal odwiedzam punkt przyjęć interesantów w Bargłowie Kościelnym. Z tego, co słyszę, mieszkańcy są zadowoleni, że posterunek znowu działa.

ANDRZEJ CHYLIŃSKI