Grażyna W. pracowała w łódzkim banku jako analityk. Była solidnym pracownikiem, swoją robotę wykonywała terminowo i nigdy się nie spóźniała.
Impreza nie tylko alkoholowa
Dlatego gdy 13 stycznia 2017 r. nie zjawiła się w pracy bez uprzedzenia chociażby telefonicznego, jej kierowniczka była najpierw zdumiona, a potem zaniepokojona. Dzwoniła do Grażyny kilkakrotnie, ale telefon milczał. Kobieta mieszkała sama, przełożona obawiała się więc, że być może zasłabła albo najogólniej rzecz biorąc, coś jej się stało. Pojechała do mieszkania pracownicy, ale ponieważ drzwi były zamknięte, poprosiła o pomoc Policję. Policjanci wezwali strażaków i po wyważeniu okna weszli razem do środka.
Widok, który zastali, był przerażający. Na ścianie i na podłodze było pełno krwi, a na zakrwawionej kanapie leżała półnaga, ubrana jedynie w koszulkę na ramiączka, Grażyna W. Już na pierwszy rzut oka było widać, że nie żyje. Jej szyję i klatkę piersiową pokrywała zakrzepła krew, twarz była opuchnięta i pełna sińców. Ciało częściowo okryte kołdrą, leżało pośród rozrzuconej, zmiętej pościeli.
Obok kanapy stał nieduży stolik – ława, a na nim nakrycia: talerzyki, kieliszki i sztućce dla trzech osób, dwie paczki krakersów, dwie puste i dwie nieotwarte puszki piwa „Trzy Korony” oraz pusta butelka po wódce „Żubrówka”.
Już pobieżne oględziny wskazywały, że właścicielka mieszkania i jej goście się znali. W mieszkaniu panował porządek, nie nosiło ono ani śladów plądrowania, ani walki. W przedpokoju wisiała torebka denatki, w niej znajdował się portfel z pieniędzmi, w sumie około 500 zł, karty do bankomatu i dokumenty. Do tego rozłożona kanapa z pościelą i półnagie zwłoki wskazywały, że odbywała się tu impreza, nie tylko alkoholowa, w której uczestniczyły trzy osoby.
Poważna analityk czy rozrywkowa rozwódka?
Do zbierania informacji, oględzin, zabezpieczania śladów, czynności operacyjnych i wszelkich innych czynności policyjnych zaangażowanych było w sumie prawie 40 policjantów. Śledczy z wydziału dochodzeniowo-śledczego KMP w Łodzi gromadzili dane o denatce, szukając w nich jakiegoś „wyjścia na sprawcę”, a także wnikliwie analizowali wyniki oględzin miejsca zbrodni.
Sekcja zwłok wykazała, że kobieta była bita rękami oraz jakimś twardym narzędziem. Zadano jej kilka ciosów nożem w szyję, dwie rany przeszły na wylot i to one były przyczyną zgonu.
Pierwsze rozmowy z sąsiadami nie przyniosły istotnych informacji na temat wieczoru, kiedy zginęła Grażyna W. Nikt nie słyszał żadnych odgłosów awantury, nikt nie widział niczego podejrzanego. Jednak z rozmów, zwłaszcza z kobietami mieszkającymi w pobliżu, rysował się obraz Grażyny W. – nieco inny niż ten, który znały jej koleżanki z banku. Okazało się, że ta poważna i odpowiedzialna pracownica banku lubiła czasem wypić i zabawić się z towarzystwem niekoniecznie na swoim poziomie.
Z informacji wynikało, że 30-letnia Grażyna, kobieta samotna, od kilku lat po rozwodzie, zapraszała czasem do siebie niektórych mężczyzn z osiedla. Widywano ją w towarzystwie osiedlowych łazików, niepracujących, wystających zwykle pod sklepem z piwem, m.in. jak pomagali jej odnieść zakupy do mieszkania. „Wyglądali na zaprzyjaźnionych” – twierdziły sąsiadki. Kobiety znały jedynie pseudonimy wspomnianych mężczyzn, tak jak od dawna nazywano ich na osiedlu, ale dzielnicowy od razu wiedział, o kogo chodzi.
Obydwaj mężczyźni zostali przesłuchani. Mocno wystraszeni, bez większych oporów przyznali się, że owszem, bywali czasem u Grażyny W. Jednak okazało się, że ich odciski palców nie zgadzały się z tymi, które zostały zabezpieczone na szklankach, kieliszkach i puszkach piwa na miejscu zbrodni. Trzeba było szukać dalej.
Czteropak piwa
Jedni policjanci szukali narzędzia zbrodni – prawdopodobnie noża z długim, wąskim ostrzem, inni sklepu, w którym sprzedawano piwo „Trzy Korony”, jakie znaleziono na miejscu zbrodni. Nie była to zbyt popularna marka, co teoretycznie powinno ułatwić zadanie, ale okazało się, że w żadnym z osiedlowych sklepów ani barów takiego piwa w sprzedaży nie ma.
Przełom nastąpił, kiedy drugiego dnia śledztwa patrol Policji zameldował oficerowi prowadzącemu, że piwo „Trzy Korony” w puszkach w czteropaku jest sprzedawane na pobliskiej stacji benzynowej.
Z analizy monitoringu znajdującego się na stacji wynikało, że takie piwo było kupowane w noc zabójstwa Grażyny W. przez dwóch mężczyzn. A oprócz piwa kupowali także dwie paczki krakersów i butelkę „Żubrówki”…
Najprawdopodobniej byli to sprawcy zabójstwa, pozostawało tylko ustalić ich tożsamość. Niestety twarze mężczyzn na nagraniu nie były zbyt wyraźne. Długo oglądali nagranie ci policjanci, którzy znali mieszkańców osiedla, gdzie dokonano zbrodni, wreszcie wytypowali, że jedną z osób ujawnionych przez monitoring jest prawdopodobnie Michał S.
Wyrzuty sumienia?
Michał S. mieszkał na sąsiednim osiedlu z konkubiną i dzieckiem. Jego nazwisko nie było policjantom obce, kobieta kilkakrotnie zgłaszała
w komisariacie przemoc domową. Funkcjonariusze nie zastali go w domu.
– Trzy dni temu pokłóciliśmy się, wyszedł, trzasnął drzwiami i od tamtej pory go nie widziałam. Być może wyjechał do Niemiec, bo od paru miesięcy tam pracował – powiedziała kobieta.
Gdzie pracował w Niemczech i w jakim charakterze, tego powiedzieć nie umiała, zapowiadało się więc dłuższe poszukiwanie. Na pytanie, jakich miał kumpli, kobieta odpowiedziała:
– Ostatnio często łaził z takim jednym Łukaszem. Pili razem, tamten miał domek na działce pod Łodzią i nieraz tam balangowali.
Dwie godziny później w małym drewnianym domu w kompleksie działek na obrzeżach miasta Policja znalazła Łukasza G. A raczej jego zwłoki…
Łukasz G. powiesił się na klamce, na pasku od spodni. Oględziny nie wykazały udziału osób trzecich. Odciski palców denata okazały się identyczne z tymi, które zabezpieczono na kieliszkach i na stole w domu Grażyny W. Ale nie były jedyne.
Prawdopodobny sprawca, lub jeden ze sprawców, został zatem ustalony. Tyle że uciekł przed odpowiedzialnością. Co go skłoniło do samobójstwa? Wyrzuty sumienia czy strach? Środowisko osiedlowych „łazików” nigdzie niepracujących, żyjących z zasiłków, w jakim obracał się Łukasz G., było policjantom znane. Szybko więc dowiedzieli się, że Łukasz G. bredził po pijanemu, że „zaciukał Graszkę”, bo mu się opierała przy seksie…
Jego kumpel Michał S. został zatrzymany następnego dnia. Odciski palców potwierdziły, że feralnego wieczoru był tym drugim gościem Grażyny W., nie przyznawał się jednak do winy i odmówił składania wyjaśnień.
W kwietniu 2019 r. Sąd Okręgowy w Łodzi skazał go na cztery i pół roku więzienia. Łukasz G. karę wymierzył sobie sam…
Elżbieta Sitek
zdj. pixabay