Ze stu funkcjonariuszy zgłoszonych do konkursu „Policjant, który mi pomógł” wybrano pięciu laureatów. Wśród wyróżnionych znalazł się mł. asp. Sławomir Wysocki z Komendy Miejskiej Policji w Tychach. W kolejnych wydaniach miesięcznika będziemy prezentować sylwetki pozostałych nagrodzonych.
O tym, by założyć mundur, marzył już jako dziecko. Wtedy jeszcze nie wiedział czy wojskowy, czy policyjny. Decyzję podjął po skończeniu studiów. Wybrał Policję. Właśnie mija mu dziesięć lat służby i bez cienia wątpliwości potwierdza, że robi w życiu to, co chciał.
– Nie miałem sprecyzowanych planów co do mojej kariery i tego, co chcę robić jako mundurowy – mówi mł. asp. Sławomir Wysocki. – Gdy się przyjmowałem, widziałem się w służbie patrolowo-interwencyjnej. Chciałem poznać służbę od podstaw, od najniższego szczebla i zbierać doświadczenie. Gdy cztery lata później zostałem dzielnicowym, spodobało mi się. Wiedziałem, że to jest miejsce dla mnie.
Po dwóch latach koledzy zaczęli namawiać go, żeby przyszedł do dochodzeniówki. Miał opory, ale pomyślał, że po pierwsze, podniesie swoje kwalifikacje, a po drugie, że do odważnych świat należy. I poszedł. Po dziesięciu miesiącach stwierdził, że to nie to.
– Dużo się nauczyłem, rozwinąłem się, ale zrozumiałem też, że praca za biurkiem nie jest dla mnie. Ciągnęło mnie na ulicę. Postanowiłem wrócić na dzielnicę – mówi policjant.
Co najbardziej podoba mu się w pracy dzielnicowego? Kontakt z ludźmi, możliwość pomocy, brak pośpiechu.
– Nie goni mnie czas, nie muszę jechać do następnej interwencji, mogę porozmawiać, wysłuchać, być dla ludzi – mówi mł. asp. Sławomir Wysocki. – Bo niekiedy wystarczy kilka minut, ale są sytuacje, że potrzeba mieć dla kogoś pół godziny albo godzinę. Poza tym to nie są spotkania jednorazowe. Czasem te kontakty i współpraca mogą trwać pół roku i rok.
PRZERWAĆ ZŁO
Mówi się, że dobry dzielnicowy to taki, który zawsze znajdzie czas dla swoich podopiecznych. Chce coś zrobić, a jego praca nie kończy się, gdy schodzi ze służby. Jest gotowy nieść pomoc i wsparcie nawet poza wyznaczonymi godzinami. To nie jest łatwa praca, bo to on jest najbliżej ogromu cierpienia, z którym mierzą się osoby pokrzywdzone. Od jego zaangażowania często zależy ich życie. On, jak często mówią ofiary przemocy, pomaga zmienić ich los na lepszy.
– Nie każdy potrafi sobie sam pomóc, a ja jako dzielnicowy mogę pokierować, podpowiedzieć, wesprzeć, pomóc przerwać to zło – mówi policjant i potwierdza, że sytuacje są bardzo różne. Czasem ta przemoc jest jawna, ostra, eskaluje tak, że nie da się jej zamknąć w czterech ścianach. Potem oczywiście zdarza się, że ofiary wycofują się z podjętych działań, nie chcą zeznawać, bo się boją albo mają nadzieję, że to był ostatni raz. – Moją rolą jest pomóc takiej osobie w walce z oprawcą, a potem razem z różnymi placówkami zająć się tym, by stanęła na nogach. Największy sukces jest wtedy, gdy takiej osobie, która zwróciła się do mnie, do Policji, uda się pomóc. Dla mnie to jest największa radość i największa satysfakcja – mówi policjant.
DRĄŻYŁ DO SKUTKU
Oczywiście zdarza się też tak, że ktoś nie chce się przyznać, że dzieje mu się krzywda, a pytany wprost zaprzecza. Tak było z jednym z mieszkańców osiedla, które ma w swoim nadzorze dzielnicowy Wysocki. Starszy człowiek, schorowany, mający problemy ze sprawnością długo milczał.
– Poznałem go kilka lat temu, wiedziałem, że ma syna, który był w zakładzie karnym i że ich relacje nie są dobre – opowiada policjant. – Potem, gdy go odwiedzałem, syn był już w domu, widziałem, że coś jest nie tak, ale on nie chciał mówić. Domyślałem się, że bał się, zacząłem zbierać informacje od mieszkańców osiedla, rozmawiałem z pracownikami opieki społecznej. Jednym słowem drążyłem tak długo, aż ustaliłem, jaki jest stan faktyczny. Już po wszystkim okazało się, że mnie okłamywał, na szczęście udało się zdobyć jego zaufanie i powstrzymać przemoc.
„Syn znęcał się nade mną. Bił mnie, groził pozbawieniem życia, poniżał i wyzywał. Ja jestem osobą niepełnosprawną, nie byłem w stanie się bronić. Ponieważ bałem się syna, nie zgłaszałem tego, co się dzieje w moim domu. Dzielnicowy, który wielokrotnie przychodził do mnie, podejrzewał, że coś jest nie tak. W końcu się domyślił, że coś jest nie tak, zatrzymał mojego syna razem z partnerką” – opisał w zgłoszeniu do konkursu swoją historię pokrzywdzony mężczyzna, przyznając, że mimo takiej reakcji policjanta dalej go okłamywał. Bo syn chociaż dostał nakaz opuszczenia mieszkania i zakaz kontaktu z nim, nie zniknął z jego życia, a jeszcze bardziej mu je uprzykrzał. „Dzielnicowy nie wierzył mi i nadal pojawiał się w moim domu. Powtarzał mi, że mi pomoże i gdy ostatecznie dowiedział się, że syn skopał mnie po głowie, zatrzymał go. Teraz mam spokój i czuję się bezpieczny” – zakończył swój list mężczyzna.
– Teraz jego syn jest znów w zakładzie karnym, wychodzi w przyszłym roku. Ale ja o tym panu pamiętam i mam nadzieje, że wie, że może na mnie liczyć – mówi policjant.
W konkursie, organizowanym przez Ogólnopolskie Pogotowie dla Ofiar Przemocy w Rodzinie „Niebieska Linia”, nagradzani są policjanci, którzy wzorowo realizują zadania z zakresu przeciwdziałania przemocy w rodzinie. Co roku wyłanianych jest pięciu laureatów. Tegoroczna edycja była jedenastą. Tradycyjnie już podczas obchodów Święta Policji na pl. Marszałka Józefa Piłsudskiego w Warszawie nagrodzeni odbierają statuetki zwycięzców.
ANNA KRAWCZYŃSKA
zdj. Paweł Ostaszewski, KMP w Tychach