Rozpoczął się okres, w którym Polacy szykują się do świąt Bożego Narodzenia i m.in. tłumnie odwiedzają galerie handlowe. Dla Policji to czas wytężonej pracy, tym bardziej od kiedy przez Europę przetacza się fala zamachów terrorystycznych. 20 października tego roku w galerii handlowej w Stalowej Woli dało o sobie znać kolejne zagrożenie. Atak tzw. aktywnego strzelca.
– Jesteśmy świadomi zagrożeń i jesteśmy na nie przygotowani. Czy to będzie przestępczość kryminalna, zamachy terrorystyczne, czy ataki tzw. aktywnych strzelców, a więc osób działających podobnie do terrorystów, ale niemotywowanych religijnie czy politycznie. Z tym ostatnim przypadkiem mieliśmy do czynienia w Stalowej Woli, z tym zastrzeżeniem, że sprawca nie używał broni palnej tylko noża. Z podobnym mieliśmy do czynienia kilka dni później w Gdańsku, gdzie do siedziby jednej z firm wtargnął jej pracownik i otworzył ogień. Po dwóch strzałach został obezwładniony. Na szczęście obyło się bez ofiar. I choć były to odosobnione przypadki, traktujemy je bardzo poważnie.
Okres przedświąteczny wymaga od nas szczególnej uwagi. Bardziej ze względu na jego charakter niż fakt, że w tym czasie wielu ludzi będzie przebywało na małej przestrzeni. To oczywiście jest też ważne, ale z takimi okolicznościami mamy w zasadzie do czynienia co weekend. Jeśli napastnik szuka okazji, by zaatakować dużą liczbę osób, to nie musi czekać, aż ludzie ruszą na przedświąteczne zakupy. Jeśli jednak chce nadać swojemu działaniu wyjątkowy charakter, to oczywiście będzie brał pod uwagę okres świąteczny. Bardziej dotyczy to jednak terrorystów motywowanych religijnie, z którymi nie mamy w Polsce do czynienia, niż aktywnych strzelców, ale i w tym wypadku nie można tego całkowicie wykluczyć. Stąd też zalecenie zastępcy komendanta głównego Policji nadinsp. Jana Lacha, jakie już trafiło do wszystkich jednostek w kraju, by w najbliższych tygodniach miejsca, o których mówiliśmy, otoczyć szczególnym nadzorem.
Co możemy powiedzieć o ludziach, którzy decydują się na ataki, z jakim mieliśmy do czynienia w Stalowej Woli i Gdańsku?
– Niewiele, w tym sensie, że nie ma jakichś wyraźnych prawidłowości ani czytelnych symptomów zapowiadających sięgnięcie po tak radykalne rozwiązania. W pewnym sensie można powiedzieć, że to może być każdy. Charakterystyczne jest to, że już po zdarzeniu, kiedy o sprawcy wypowiadają się jego bliscy, znajomi czy sąsiedzi, to zwykle słyszymy, że to był normalny człowiek. Mówił dzień dobry, uśmiechał się, owszem, miał jakieś swoje kłopoty, ale kto ich dzisiaj nie ma… i nagle dzieje się coś, co każe mu wziąć do ręki broń i zabijać. Późniejsze analizy pokazują, że bywają to ludzie, którzy albo mają ogromne poczucie krzywdy, alby czują się niedocenieni tak, jak na to w swoim mniemaniu zasługują, lub też, co jest zjawiskiem stosunkowo nowym i nasilającym się, żądni choćby krótkotrwałej sławy. Ogromna większość z nich próbuje zaspokoić swoją potrzebę np. za pomocą różnego rodzaju portali społecznościowych czy blogów, ale raz na jakiś czas może pojawić się ktoś, kto uzna, że są „łatwiejsze” sposoby, by trafić na czołówki gazet.
Czy takich zdarzeń spodziewacie się więcej? I nie chodzi tu o najbliższe tygodnie, tylko o trend długookresowy.
– Wiele wskazuje na to, że tak. W długim okresie takich zdarzeń może być więcej, choć nadal w porównaniu z przestępczością typowo kryminalną, taką jak rozboje czy zabójstwa, będą to zdarzenia incydentalne. Szukając przyczyn nasilania się tego zjawiska, trzeba chyba wskazać na rosnącą presję, pod jaką żyjemy w dzisiejszych czasach, na stres, który na stałe stał się elementem naszego życia. Większość sobie z tym radzi, nieliczni nie. Ci, którzy nie potrafią, zgłaszają się do specjalistów, niektórzy sięgają po alkohol, po narkotyki, w skrajnych przypadkach popełniają samobójstwo lub decydują się ukarać świat za niepowodzenia, które ich spotkały. Napastnik ze Stalowej Woli leczył się psychiatrycznie, ale choć później twierdził, że nie wie, dlaczego zaatakował, to z całą pewnością musiał mieć motyw. To nie był efekt niekontrolowanego, nagłego wybuchu emocji. To, że się leczył, w żaden sposób nie przeszkodziło mu w przygotowaniach do tego, co zrobił. On wszystko zaplanował. Kupił broń, wybrał miejsce i czas. Podobnych przykładów, głównie z Ameryki, mamy mnóstwo. Również w sąsiednich Niemczech dochodziło do podobnych ataków, gdzie mechanizm działania był ten sam. Pojawia się w tym wszystkim także element naśladownictwa. Nieograniczony przepływ informacji sprawia, że każdy następny planowany atak może być bardziej niebezpieczny, skuteczniejszy. Szczegółowe opisy ataków przedstawiane przez dziennikarzy w mediach czy relacje świadków na portalach społecznościowych, uzupełnione filmikami nagranymi telefonami, pozwalają naśladowcom w planowaniu swoich ataków. Tego procesu nie zatrzymamy, w takich czasach żyjemy. Musimy po prostu więcej wymagać od siebie, musimy być przygotowani na każdą ewentualność.
Sposób działania sprawców bywa podobny, są jakieś schematy, elementy charakterystyczne?
– Jeśli chodzi o aktywnego strzelca, to jedynym elementem wspólnym jest dążenie do zabicia jak największej liczby osób. Narzędzie może być różne, operujemy co prawda pojęciem active shooter, ale jest to skrót myślowy, bo może on używać innych narzędzi, niekoniecznie broni palnej. W Stalowej Woli to był nóż, ale doświadczenia ostatnich lat uczą, że równie dobrze może to być np. samochód. Wybór często zależy od predyspozycji sprawcy i dostępności broni. Czasami osoba taka kończy swój atak samobójstwem, ale nie jest to regułą, czasami zostawia wiadomość, co ją do tego skłoniło, kogo i za co chciała ukarać, czasami wykrzykuje to w czasie ataku, zdarza się, że tych powodów nie poznajemy. Czas i miejsce też bywają różne, uzależnione od motywów konkretnego sprawcy. Jeśli uzna on, że za jego niepowodzenia odpowiadają koledzy z pracy lub przełożeni, zaatakuje w siedzibie swojej firmy, jeśli uzna, że nauczyciele, zaatakuje w szkole, jeśli uzna, że sprzysiągł się przeciwko niemu cały świat, zaatakuje tam, gdzie będzie mógł dosięgnąć jak największą liczbę ludzi w jak najkrótszym czasie.
Jakie miejsca są szczególnie narażone na takie ataki?
– W Ameryce są to najczęściej szkoły i uczelnie, podobnie było w Niemczech, gdzie aktywny strzelec zaatakował w szkole w 2002 r. w Erfurcie i 2009 r. w Winnenden. Galerie handlowe także są i będą miejscami chętnie wybieranymi na miejsce ataku. Z dwóch powodów. Po pierwsze gromadzą dużą liczbę ludzi na małej przestrzeni, a po drugie w niektórych skrajnych ideologiach czy religiach stanowią symbol zepsucia i konsumpcjonizmu. O tym, że galerie są chętnie wybieranymi celami ataków, także uczą doświadczenia amerykańskie, europejskie, a nawet afrykańskie, gdzie w 2013 r. w Nairobi terroryści z somalijskiej organizacji Asz-Szabab zaatakowali centrum handlowe Westgate Mall. Wiedząc o tym, od kilku lat współpracujemy z zarządcami galerii, prowadząc dla nich szkolenia pod kątem zagrożeń terrorystycznych, w tym ewakuacji, działań podejmowanych przez ochronę, informowania i współdziałania ze służbami. Ważne było też zapoznanie ich, w pewnym zakresie, z naszym sposobem działania tak, by wiedzieli, czego się spodziewać i jak nam, nawet nieświadomie, nie przeszkadzać. W ramach tej współpracy m.in. poznaliśmy topografię wszystkich galerii w Polsce, poznaliśmy punkty wejścia, o których wie bardzo ograniczona liczba osób. Mamy możliwość przeprowadzania ćwiczeń w galeriach, kiedy nie ma w nich klientów. Prowadzimy wiele innych działań, o których nie mogę powiedzieć, a których celem jest wypracowanie jak najbardziej skutecznych taktyk eliminacji zagrożenia. Podejmujemy również działania prewencyjne. Efektem zaleceń, o których wspomniałem, będzie większa liczba patroli Policji w takich miejscach. Taki patrol wprawdzie nie powstrzyma przed atakiem gotowego na śmierć zamachowca, ale aktywnego strzelca, jeśli nie zaplanował własnej śmierci, już tak.
Wiele razy przywoływaliśmy przykład Stanów Zjednoczonych. Różnic między Ameryką a Europą jest wiele, ale jedna z najbardziej charakterystycznych to dostęp do broni palnej. Kilka tygodni temu pojawił się projekt liberalizujący przepisy w tym zakresie. Jednym z argumentów, jakiego używano w dyskusji, było wskazanie na możliwość szybszego wyeliminowania zagrożenia, np. przez uzbrojonego świadka zdarzenia.
– Na szczęście dość szybko te dywagacje zostały przecięte. Stanowisko Policji w tej sprawie jest jasne i niezmienne. Większa liczba broni w posiadaniu osób fizycznych oznacza znaczący negatywny wpływ na bezpieczeństwo publiczne. Argumenty, o których Pan wspomniał, są nieprawdziwe, bo istnieje zasadnicza różnica między strzelaniem na strzelnicy a strzelaniem w miejscach publicznych. Do tego drugiego niezbędny jest bardzo specjalistyczny trening bardzo wielu elementów zarówno psychicznych, jak i fizycznych. Jest ogromna różnica między strzelaniem do tarczy na strzelnicy w towarzystwie stojącego obok i czuwającego nad wszystkim instruktora a wyciągnięciem broni w tłumie spanikowanych, biegających i krzyczących ludzi i strzeleniem do żywego człowieka. Osoba posiadająca pozwolenie na broń, ale bez odpowiedniego przygotowania i predyspozycji, częściej spotęguje zagrożenie, niż je wyeliminuje.
Takich czynników dyskwalifikujących obywatela z pozwoleniem na broń, jako obrońcę podczas takiego ataku, jest znacznie więcej. Bo poza samymi umiejętnościami i predyspozycjami szalenie ważna jest też umiejętność właściwej oceny sytuacji. Człowiek bez specjalistycznego przygotowania i doświadczenia nie będzie umiał prawidłowo ocenić zagrożenia. Czy ono nadal jest, czy wzrosło, czy zmalało. Czy należy wezwać napastnika do odłożenia broni, czy bez zwłoki należy otworzyć ogień. Jeśli napastnik pochyla się nad ofiarą z nożem wzniesionym do ciosu, sytuacja wydaje się klarowna, ale jeśli stoi i się rozgląda, to znaczy, że wstrzymał atak i jest gotów się poddać, lub szuka kolejnej ofiary. Na decyzje w takich sytuacjach są sekundy lub ich ułamki i zawsze muszą być prawidłowe. Samo uzyskanie pozwolenia na broń podejmowania prawidłowych decyzji w takiej sytuacji nie nauczy.
A o tym, jak złudne jest przeświadczenie leżące u podstaw przywołanego w pytaniu argumentu, może świadczyć przykład ataku w Los Angeles, gdzie na początku października sprawca z 32. piętra hotelu otworzył ogień do uczestników koncertu, zabijając ponad 50 osób. W pokoju, z którego strzelał, znaleziono 8 sztuk różnego rodzaju broni, w jego domu kolejne. Niektóre posiadał legalnie. Gdyby każdy z uczestników tego koncertu był uzbrojony, żaden z nich nie miałby najmniejszej szansy wyeliminować zagrożenia.
Jeśli więc broń pozostanie ściśle reglamentowana, napastnicy sięgną po innego rodzaju narzędzia. Są w tej kwestii jakieś prawidłowości?
– I znów odwołam się do doświadczeń zachodniej Europy, gdzie napastnicy sięgali głównie po broń palną, materiały wybuchowe, noże lub dokonywali ataku, używając pojazdów. Incydentalnie wykorzystywano też inne narzędzia, takie jak siekiera, taki atak miał miejsce np. w marcu tego roku na dworcu w Duesseldorfie, czy maczeta, którą zaatakowano patrolujących ulice żołnierzy w Paryżu w lutym, czy w Brukseli w sierpniu tego roku. Trudno tu mówić o jakichkolwiek prawidłowościach. Sprawca sięgnie po taką broń, do jakiej ma dostęp. Nawet w krajach, w których dostęp do broni jest mocno reglamentowany, może się zdarzyć sytuacja, że presji, o której mówiliśmy na początku, ulegnie osoba posiadająca broń legalnie. Częściej będzie to jednak, przynajmniej w Europie, nóż. Ale żeby zobrazować skalę zagrożenia, można przywołać analizę ataków z jego użyciem na naszym kontynencie od 5 października 2015 r. do dzisiaj. Takich ataków, wyłączając ataki na tle kryminalnym, było 17, zginęło w nich 12 osób, a 51 osób zostało rannych.
Oczywiście użyciu pewnych narzędzi można przeciwdziałać, czy to ograniczając do nich dostęp, czy stosując odpowiednie zabezpieczenia. Służby w Europie nauczone doświadczeniami ostatnich lat doskonalą metody przeciwdziałania atakom z użyciem samochodów, ale wszyscy zdajemy sobie sprawę, że możliwości akurat w tej kwestii są bardzo ograniczone. Z jednej strony dlatego, że pewnych rzeczy nie wyeliminujemy, bo trudno sobie wyobrazić zakaz posiadania noży, z drugiej zaś ciągle pojawiają się nowe narzędzia, które w rękach zwykłych ludzi mogą być zabawką, a w rękach złych ludzi śmiercionośnym narzędziem, np. drony. O naśladownictwie już mówiliśmy. Jeden skuteczny atak sprawi, że prędzej czy później znajdzie naśladowców. Poradnik zamachu umieszczony w internecie przez dżihadystów może być wykorzystany nie tylko przez innego terrorystę, skorzystać może z niego każdy. Dziś robimy wszystko co możliwe, by być przygotowanym na każdy scenariusz, pewne rzeczy staramy się przewidywać, ale jak może wyglądać atak za pięć lat, przy użyciu jakich metod, narzędzi, tego nie wie nikt.
Dziękuję za rozmowę.
KLAUDIUSZ KRYCZKA
zdj. KRZYSZTOF CHRZANOWSKI