W 2013 r. zajął Pan pierwsze miejsce w konkursie z okazji 100. numeru „Policji 997” na dokończenie opowiadania. Co się zmieniło od tamtej pory?
– Niewiele, nadal jestem naczelnikiem Wydziału Kryminalnego w KPP w Wolsztynie i nadal nic nie wydałem ze swoich opowiadań, wciąż zbieram je w szufladzie.
Czyli udział w kolejnym policyjnym konkursie literackim był dla Pana oczywistością…
– Patrzyłem, jak ostatnio zmienia się polska Policja i brakuje mi spojrzenia, może to dziwnie zabrzmi, ale z miłością na tę formację. Więc sam wysłałem tekst na konkurs – to było w piątek, a w niedzielę chciałem zrzucać mundur, bo zaczęła się sprawa Wrocławia (tj. śmierci Igora Stachowiaka – AW). Myślę, że trzeba przede wszystkim docierać do młodych policjantów, zaczynających dopiero służbę: ważne są regulaminy, ale dla mnie ta firma to coś więcej niż tylko przepisy.
Pana esej jest bardzo osobisty, porusza emocje – pisze Pan o Policji niemal jak o ukochanej kobiecie. A co na to Pana żona?
– Utrafiła Pani w sedno, dziękuję. Oczywiście w tekście są podziękowania dla mojej żony Małgosi – wzruszyła się nimi, kiedy dałem jej esej do przeczytania. Informacja, że zająłem drugie miejsce, dotarła do mnie podczas urlopu, byliśmy z żoną wtedy nad morzem i niestety żałowałem, że nie dam rady pojechać do Kielc na wręczenie nagród. Ale urlop był jeszcze radośniejszy!
Pana koledzy z komendy czytali esej?
– Tak, sporo osób wie, że coś tam piszę, zrugali mnie tylko, czemu nie zająłem pierwszego miejsca! Gdy czytałem regulamin konkursu, żałowałem, że tak mało znaków można napisać... Ale czy ten tekst w ogóle do kogoś trafi?
Na to liczymy, publikując go na naszych łamach. Dziękuję za rozmowę!
ALEKSANDRA WICIK
zdj. z archiwum Zbigniewa Olszaka