Strona główna serwisu Gazeta Policyjna

Wstępne oględziny

Fragment powieści kryminalnej Alfreda Siateckiego Porąbany

Zielonagóra, obwodnica miasta, sobota, przedpołudnie

Dwaj policjanci z drogówki, którzy pierwsi byli na miejscu wypadku, również twierdzili, że koło od samochodu osobowego nie powinno się urwać.

– Nie powinno, ale się urwało, tak – powiedziała Chuda nie wiadomo do kogo. – Takie te samochody teraz robią. Skończy się gwarancja i trzeba kupować nowe auto. Generalnie rzecz biorąc, tak samo jest z lodówką, pralką, telewizorem. Dlaczego? Może odpowiem w ten sposób: rząd ma nas za nic. Jesteśmy mięsem wyborczym. Potrzebują nas raz na cztery lata, tak.

Ilona Mrozińska zmierzyła ją krytycznym wzrokiem. Boże, jaka ta baba jest pewna siebie, pomyślała. Takie jak Chuda najlepiej omijać z daleka.

– Tyle lat jestem na drodze, a nigdy czegoś podobnego nie widziałem – rzekł sierżant, którego Jung pamiętał jeszcze z czasów, gdy pracował w pionie kryminalnym komendy miejskiej. – Ciężarówom, owszem, zdarza się zgubić koło zewnętrzne. Najgorzej jest na autostradzie, gdy wystrzeli opona w tirze.

– Co czuje nos pana sierżanta w tej konkretnej sprawie? – spytał Jung, pokazując ręką na rozharatanego passata leżącego do góry kołami w rowie. – Skutek nadmiernej prędkości czy wada techniczna? A może jeszcze coś innego?

Policjant pokręcił głową, dając Jungowi do zrozumienia, że gdyby byli sami, powiedziałby, co myśli. Chudej nie zna, więc woli się nie wypowiadać przy dziennikarzach, tym bardziej że prokurator również milczy.

– Poczekajmy na biegłego – odezwał się prokurator. – Już kazałem go wezwać. (…)

– Nieszczęścia chodzą parami, tak. Trzy dni temu nieznany zabójca pozbawił życia redaktora Kostrzyńskiego – powiedziała Chuda. Po chwili namysłu dodała:  – Generalnie rzecz biorąc, na naszej stronie koniecznie trzeba dać wzmiankę, tak. W tym momencie można większą informację przygotować do wydania papierowego na poniedziałek. Nie łączyłabym tego wypadku z zabójstwem Michała, tak, ale o tamtym także trzeba wspomnieć. Tekst do akceptacji, tak.

– Na razie, poza tym że na S3 w drodze na mecz koszykówki do Przemyśla zginął kierownik działu sportowego naszej redakcji, Bojan Bojanew, niewiele jest do akceptowania. Druga śmierć w tym tygodniu.

– Niech redaktor dowie się więcej. Od tego redaktor jest, tak.

– Generalnie rzecz biorąc, czego mam się dowiedzieć? W tym momencie, od kogo? Mnie się wydaje, że jeszcze jest za wcześnie, tak.

Chuda nie domyśliła się, że Jung ją przedrzeźnia.

– Odpowiem tak: przede wszystkim tego, jak doszło do wypadku.

– Sprawami kryminalnymi jako dziennikarz zajmuję się od jedenastu lat. Jeszcze nie było takiego przypadku, żeby kilkanaście minut po śmiertelnym zdarzeniu na drodze policja podała przyczynę wypadku. Zresztą w obecności pani redaktor spytałem sierżanta. Słyszała pani, co odpowiedział.

– Generalnie rzecz biorąc, redaktora sprawa, tak, jak to załatwi. Można powiedzieć, czytelnicy płacą za gazetę i muszą poznać prawdę. – Po krótkim namyśle dodała łagodniejszym głosem: – Przecież w Policji musi być jakiś rzecznik. Na przykład może redaktor podejść do prokuratora. On jest funkcjonariuszem publicznym, a nasza gazeta służy społeczeństwu.

Daniel już miał na końcu języka, że gdyby Chuda przeszła taką samą drogę, jak każdy dziennikarz, a nie po znajomości została zastępczynią redaktorki naczelnej, nie wydawałaby idiotycznego polecenia. Największym nieszczęściem polskich gazet jest to, że funkcje kierownicze obejmują w nich amatorzy, którzy traktują dziennikarzy jak leniwych głuptaków. Jeszcze gorzej bywa w radiu i telewizji publicznej, gdzie konkursy na prezesów wygrywają ci, którzy mają legitymacje partyjne i są znajomymi szefów zarządów regionalnych.

– Już jest biegły. Docent Pastwa z zakładu budowy i eksploatacji pojazdów Uniwersytetu Zielonogórskiego – powiedział prokurator, wskazując głową na białą škodę zatrzymującą się na poboczu. – Za kilka minut wstępnie stwierdzi, co mogło być przyczyną wypadku. Na szczegółową opinię będziemy musieli cierpliwie poczekać. A swoją drogą – zwrócił się do Chudej – nikt tak dobrze nie zna zasad współpracy ze śledczymi, jak redaktor Jung. To naprawdę dużej klasy dziennikarz śledczy. Byłby jeszcze lepszy, gdyby na łamach gazety nie wyprzedzał prokuratury.

Biegły podał rękę tylko prokuratorowi i jakby wszystko wiedział, ruszył w stronę przewróconego passata. Obszedł go, przykucnął i zajrzał do środka.  Podnosząc się z kolan, pokręcił głową z niedowierzaniem. Zrobił dwa kroki i znowu przykucnął, tym razem przy przedniej osi. To spoglądał na leżące na poboczu koło, to na półośkę, jakby sprawdzał, czego brakuje. Nic nie mówiąc, wkładał mały palec w otwory na śruby mocujące i kręcił głową. Potem wyjął z torby przykładnicę i zeszyt, coś zmierzył i zanotował. Na koniec obiektyw aparatu fotograficznego wycelował w kołnierz półośki i piastę. Zrobił serię zdjęć. Podniósł kołpak i ze wzrokiem wbitym w pobocze, jakby jeszcze czegoś szukał, szedł w stronę prokuratora.

– Oczywiście zgodnie z umową sporządzę ekspertyzę mechanoskopijną na piśmie i dołączę fotografie oraz szkice.

– Na gorąco, panie docencie, do jakiego wniosku doszedł pan po przeprowadzeniu wstępnych oględzin? – spytał Jung, nie licząc na to, że Pastwa w ogóle odpowie na to pytanie.

Chuda miałaby okazję, by się przekonać, jak trudno jest zdobyć informacje.

– Wstępnie jestem skłonny przedstawić argumenty za tym, że przednie prawe koło odpadło w wyniku wcześniejszego celowego nadcięcia kołnierza półosi.  Dobrze zamaskowane przepiłowanie nie zawsze bez specjalistycznych oględzin od razu jest widoczne. Mogło też nastąpić fizyczne zmęczenie materiału, co spowodowało oderwanie się piasty od półośki. Koło odpadło pod wpływem wstrząsów na nierównej nawierzchni. Proszę spojrzeć – docent wskazał zagłębienie na skraju drogi i zrobił dwa zdjęcia – to przypuszczalny sprawca wypadku. Jest również trzecia ewentualność: ktoś poluzował lub usunął niektóre śruby mocujące tarczę koła na piaście. Ten, kto je poluzował lub usunął, zrobił to… z premedytacją. Chociaż…

– Tak? Jest coś jeszcze? Jeśli to nie tajemnica… – zaciekawiła się Chuda.

– Kierowca sam zmieniał koło i nie dokręcił śrub. To ostatnia ewentualność. Motoryzacją zajmuję się od dziecka, a biegłym sądowym z zakresu mechanoskopii jestem od blisko dwudziestu lat, ale z czymś podobnym się nie spotkałem. W tym modelu opla passata pięć śrub przytrzymuje felgę, proszę pani. Nawet niestaranne ich dokręcenie nie powinno spowodować oderwania koła. Od zewnątrz zabezpiecza je pokrywa maskująca, czyli pospolity kołpak. Jeśli ta część została wykonana z plastiku, ma prawo się wykruszyć i odlecieć, co niekiedy się zdarza. Akurat ten jest zrobiony z aluminium. – Wyjął z kieszeni worek foliowy i wcisnął do niego kołpak. – Przypuszczalnie poza odciskami moich palców technik znajdzie tam ślady pozostawione przez inne osoby.

– Czyżby celowo ktoś odkręcił śruby?

– Raczej poluzował i je zamaskował plastikowymi nakładkami, proszę pani. One ledwie siedziały w gniazdach. Jak wspomniałem, na każdej drodze, także na ekspresówce, są wybrzuszenia, szpary, szczeliny, dziury, większe i mniejsze pęknięcia. W czasie jazdy resory i amortyzatory tłumią podskoki, ale drgania niewyczuwalne przez kierowcę mogą powodować wysuwanie się śrub. Być może właśnie z czymś takim mamy do czynienia w wypadku tego passata.

Daniel już miał na końcu języka pytanie, czy w trakcie jazdy kierowca nie wyczuwa, że coś jest nie tak z kołami, lecz Chuda odezwała się pierwsza:

– Jaki z tego wniosek, panie docencie?

– Nie wierzę, by kierowca nie zdawał sobie sprawy z konsekwencji niedokręcenia śrub. I jeszcze coś. Jeśli wymienił opony zimowe na letnie, a dziś niewielu trzeba przekonywać o korzyściach, zrobił to najpóźniej na początku kwietnia. Zresztą nic nie wskazuje na to, żeby opony zostały niedawno wymienione. Są natomiast świeże ślady zdejmowania koła. Po co? – Biegły odwrócił się do prokuratora. – Jako dyletant w sprawach kryminalnych skierowałbym to pytanie do odpowiednich organów.

– Więc to nie był nieszczęśliwy wypadek?

– Tak sądzę – odpowiedział docent Pastwa. 

 

Skróty pochodzą od redakcji.

 

Alfred Siatecki: Porąbany. Wydawnictwo Oficynka, Gdańsk 2015, s. 420