Strona główna serwisu Gazeta Policyjna

W garnizonie podlaskim

Widoczność, aktywność, pomoc Rozmowa z nadinsp. Danielem Kołnierowiczem, komendantem wojewódzkim Policji w Białymstoku

Czym dla Pana był dzień nominacji generalskiej?

– To niewątpliwie najważniejszy dzień w mojej dotychczasowej karierze, nie licząc dnia przyjęcia do służby i ślubowania. Ten dzień był zwieńczeniem i ukoronowaniem tego, co działo się dotychczas w moim życiu zawodowym. Jestem jednocześnie przekonany, że był to wyraz docenienia nie tyle mojej osoby, co służby policjantów całego garnizonu.

A jak nominację przyjęła rodzina?

– Oczywiście nie spodziewała się. Teraz wszyscy są szczęśliwi, bo dla rodziny to pewien rodzaj nagrody za poświęcenia i wyrzeczenia, jak chociażby nieobecność w domu, rozłąka. Bywały chwile ciężkie, bo na przykład obejmując stanowisko komendanta powiatowego w Augustowie, musiałem się tam na rok przeprowadzić. Wszystkie obowiązki spadły na żonę, która także pracuje w Policji, więc ma różny czas służby. Poznaliśmy się wiele lat temu w KMP w Białymstoku i w 2001 r. pobraliśmy się. Dziś żona Katarzyna nadal pracuje w komendzie miejskiej, w Wydziale dw. z Przestępczością Narkotykową. Mamy dwie córki: czternastoletnią Natalię i ośmioletnią Julię. Jestem z nich bardzo dumny. Służba obojga małżonków w Policji powoduje, że obopólne zrozumienie jest, ale trudne chwile nie omijają i takich rodzin.

Zaczynając służbę w Policji, miał Pan dwadzieścia lat, jak Pan trafił do tej formacji?

– Trochę przez przypadek. Służbę zacząłem 20 września 1995 r. Mój pierwszy przydział to KMP w Białymstoku, a dokładnie Komisariat Policji II. Tam byłem zawieszony na etacie, ponieważ zaraz po przyjęciu zostałem słuchaczem WSPol. w Szczytnie. Taka była wtedy możliwość. Zainspirował mnie znajomy, któremu pomagałem przygotować się do testu sprawności. W młodości trenowałem lekkoatletykę, więc przygotowaliśmy zestaw ćwiczeń. W efekcie on ze względów zdrowotnych nie dostał się, a ja zacząłem poważnie myśleć o wstąpieniu w szeregi Policji. Ciągnęła mnie możliwość sprawdzenia się w służbie na rzecz innych ludzi. Policja cały czas się zmieniała, dawała możliwość rozwoju. Egzaminy odbywały się wcześniej niż na innych uczelniach, ale dokumenty złożyłem także na Wydział Prawa Uniwersytetu w Białymstoku (wtedy była to filia Uniwersytetu Warszawskiego). Egzaminy do Szczytna zdałem bardzo dobrze i tak zaczęła się moja przygoda z mundurem. Promocję oficerską miałem 24 lipca 1999 r. w Warszawie podczas obchodów Święta Policji.

Pamięta Pan zapewne dyskusje, także na naszych łamach, o zasadności przyjmowania tak młodych ludzi, bez doświadczenia, do Policji i robienia z nich oficerów. Jak dziś tę procedurę ocenia generał Policji, absolwent szczycieńskiej uczelni?

– Według mnie nie istnieje schemat, który mówiłby, że młody człowiek po maturze będzie złym oficerem, bo nie ma doświadczenia. Wszystko zależy od osoby, jej charakteru i nastawienia do stawianych przed nią zadań. Podobny model kształcenia istniał zresztą na uczelniach wojskowych. Mieliśmy praktyki. One oczywiście nie zastąpiły służby w jednostkach, ale dawały pojęcie o zagadnieniach, z którymi stykaliśmy się na uczelni. Gdy wróciłem do Białegostoku, zaproponowano mi nawet służbę w komendzie wojewódzkiej, ale odmówiłem. Naczelnik, który chciał mnie ściągnąć, pytany o motywy wyjaśnił, że w wydziale potrzebne jest nowe spojrzenie, takie, którego starzy, doświadczeni policjanci już nie mają, bo patrzą na obowiązki rutynowo – zawsze coś robiło się w określony sposób – więc po co wychodzić poza schematy. Inaczej podchodzą młodzi ludzie bez doświadczenia. Nie zawsze ich pomysły da się zrealizować w określonych warunkach, ale jeżeli młody człowiek ma werwę i chce działać, to warto w niego inwestować. Taka inwestycja przynosi ogromny zysk.

Po ukończeniu WSPol. w Szczytnie siłą rozpędu poszliśmy grupką absolwentów na studia prawnicze na Uniwersytet Wrocławski. Od II roku szczycieńskiej uczelni starałem się ukierunkować na pion dochodzeniowo-śledczy. Miałem nawet zapewnienie, że po studiach trafię właśnie do Wydziału Dochodzeniowo-Śledczego KMP w Białymstoku. Kadry skierowały mnie jednak do… ruchu drogowego. Takie życie. Potem trafiłem do wydziału prewencji. Tam przeszedłem prawdziwą szkołę życia, bo wydział był mały, a obowiązków dużo. Następnie były kolejne szczeble kariery.

Kierował Pan różnymi komórkami w Policji, pełnił Pan obowiązki komendanta miejskiego w Białymstoku, a potem został komendantem powiatowym w Augustowie.

– Musiałem się przestawić. W KMP było około 800 etatów, w Augustowie 108. Jednostka więc dużo mniejsza, ale problemy dla komendanta większe. Jak ułożyć służbę, aby policjanci byli wszędzie, choć ze stanu etatowego wynika, że na zmianę wystawić mogę jeden albo dwa patrole? Jak zabezpieczyć duże imprezy plenerowe, których tam latem nie brakuje?

W garnizonie podlaskim najmniejsza komenda powiatowa to Sejny – liczy 57 etatów, największa jest w Sokółce – 129 etatów. Gdy odejmie się stanowiska kierownicze, dyżurnych, to okaże się, że w poszczególnych komórkach pracuje po kilku, kilkunastu ludzi. Taka komórka może mieć problemy z właściwą realizacją zadań. Zapewnienie dyżurów, różnego rodzaju działania własne czy też zlecane oraz sprawy bieżące do właściwej realizacji wymagają odpowiedniej obsady etatowej. Nasze jednostki są za małe, niedoetatowane. To bolączka naszego garnizonu. Stan etatowy oddziału prewencji także nie wytrzymuje porównania z innymi garnizonami w kraju. Mecz w Białymstoku, który ogląda 18 tys. widzów zabezpiecza 140–150 funkcjonariuszy, a w innym mieście, gdzie na mecz przychodzi 8–10 tys. osób, zabezpiecza 300 policjantów.

Teraz, jako komendant wojewódzki, staram się zadbać o zwiększenie etatowe sił zewnętrznych. Prewencja czy pion kryminalny nie mogą istnieć samodzielnie. Policja jest jedna, ale trzeba nauczyć się wykorzystywać pewne okazje. Np. jeżeli następuje spadek dynamiki przestępstw, a więc także spadek postępowań przygotowawczych, to trzeba ten spadek utrzymać i dążyć, aby był jeszcze większy. A to można zrobić właśnie służbami zewnętrznymi. Nie można przespać tego momentu, bo za chwilę sytuacja może się odwrócić i wtedy nie uda się już zwiększyć służb na ulicach, bo trzeba będzie prowadzić postępowania. Zwiększamy więc służby zewnętrzne także kosztem komendy wojewódzkiej. Przekazaliśmy 9 etatów, następne już wkrótce, do jednostek terenowych. Często stawiamy jednak warunek, aby komendanci tych jednostek także przesunęli etaty do realizacji tych zadań. I okazuje się, że do tej pory było to niemożliwe, a teraz udaje się. Komendant przesuwa jeden etat, a ode mnie dostaje kolejne. Wygospodarowaliśmy w ten sposób w skali województwa ponad 30 etatów. I wszystko funkcjonuje bez zarzutu. Staramy się również tam, gdzie jest to możliwe, ucywilniać stanowiska.

Województwo podlaskie, jako jeden z trzech garnizonów, brało udział w pilotażu „Krajowej mapy zagrożeń bezpieczeństwa”. Jak to narzędzie sprawdza się teraz?

– Na początku mieliśmy obawy, bo w porównaniu z garnizonami stołecznym czy pomorskim mamy dużo mniej mieszkańców oraz funkcjonariuszy, ale w efekcie pomysł ministra Jarosława Zielińskiego sprawdził się bardzo dobrze.

Sukces zapewniła aktywność policjantów w propagowaniu go. Idea mogłaby pozostać bez echa, gdyby jej nie nagłaśniać. Plakaty, spoty reklamowe i zamieszczanie informacji na stronie internetowej nie wystarczają w dzisiejszych czasach. Z informacją wychodzimy bezpośrednio do ludzi. Stale zachęcamy mieszkańców do aktywności. Pobudzenie aktywności społecznej skutkuje podniesieniem poczucia bezpieczeństwa i poziomu bezpieczeństwa. Znakomitą większość zatrzymań na gorącym uczynku dokonujemy po zgłoszeniach na telefon 112. Ludzie chcą współpracować z Policją i chcą ją mieć blisko.

No właśnie, w Bakałarzewie przywrócono jeden z pierwszych posterunków w kraju, szykują się kolejne?

– 15 września otworzyliśmy również posterunek w Czyżewie. Mieszkańcy i władze samorządowe chcą mieć u siebie posterunki. Jeżeli wychodzimy z założenia, że służymy ludziom, że Policja jest dla ludzi, to taki posterunek jest przyczółkiem umieszczonym najbliżej społeczeństwa. Gdy go nie ma, trudno mówić o dobrej relacji. Mieszkańcy traktują służących tam funkcjonariuszy jak swoich, mają poczucie, że są to ich policjanci, a przez to zmienia się postrzeganie całej formacji.

Nikogo nie zmuszamy do odtwarzania jednostek. Samorządy i mieszkańcy sami wychodzą teraz z takimi inicjatywami. Władze terenowe przekazują budynki, remontują je. Niedawno podpisałem porozumienie z powiatem zambrowskim o odtworzeniu Posterunku Policji w Szumowie. W ślad za tym starostwo przekazało 90 tys. zł na remont obiektu, który był w ich zarządzie, a dodatkowo 10 tys. zł na współfinansowanie zakupu pojazdu.

Odtworzony będzie również posterunek w Czarnej Białostockiej. Mamy już środki zadysponowane zarówno przez powiat białostocki, jak i burmistrza Czarnej Białostockiej, który udostępnia także lokal. Wkrótce ruszamy z pracami. Prace trwają już w budynku przeznaczonym na posterunek w Knyszynie. Samorząd w Michałowie zadeklarował, że przekaże budynek, wyremontuje go, a nawet będzie częściowo partycypował w kosztach eksploatacji. Kolejnym miejscem będzie Piątnica pod Łomżą. Inicjatyw jest wiele, powiedziałem tylko o tych, które są już skrystalizowane.

Kieruje Pan garnizonem podlaskim od stycznia tego roku, dużo już zrobiono, ale chcę zapytać jeszcze o plany.

– Chcemy pokusić się także o budowę nowych jednostek, zwłaszcza na terenie Białegostoku. Najważniejsze jest jednak to, że cały czas przestawiamy myślenie o służbie policjanta. Dążymy do tego, aby, co do zasady, policjant służył pomocą obywatelom. Chodzi o to, aby nie dochodziło do takich sytuacji, że policjanci stoją gdzieś w krzakach i sprawiają wrażenie, że polują na tych, którzy mogą popełnić jakieś wykroczenie, bo muszą wyrobić jakiś limit mandatów. Nie możemy kojarzyć się naszym mieszkańcom z formacją represyjną. Policjanci muszą swoją aktywność ukierunkować na osoby, którym mogą pomóc, szukać miejsc, w których mogą zapobiec nieszczęściu, a represyjnie działać w stosunku do tych, którzy rażąco łamią prawo. Podkreślał to zresztą wielokrotnie minister Jarosław Zieliński.

Priorytetem jest ciągłe podnoszenie zaufania do Policji. Jeżeli nie będzie ono stuprocentowe, to ciągle będzie za małe. Jesteśmy oceniani przez przełożonych, ale musimy mieć świadomość, że najważniejszą ocenę wystawia nam społeczeństwo. Staramy się sumiennie wypełniać obowiązki, kierując się takimi wyznacznikami, jak: widoczność (oczywiście dotyczy to służb prewencyjnych), aktywność, skuteczność, pomoc.

Dziękuję za rozmowę.

PAWEŁ OSTASZEWSKI
zdj. Sławomir Katarzyński