Pewnie też machnąłby na całe to zdarzenie ręką, gdyby nie fakt, że jako obcokrajowiec, do tego papieski dyplomata, znajdował się pod szczególną ochroną naszych służb bezpieczeństwa. Na miejsce zdarzenia wezwano więc funkcjonariuszy ze stołecznego Urzędu Śledczego, którzy skrupulatnie zebrali odłamki szyby, uważnie im się przyglądając przez szkło powiększające. Na niektóre nanieśli za pomocą miękkiego pędzelka cynkowy proszek Schneidera (od nazwiska wynalazcy, Rudolfa Schneidera, urzędnika śledczego z Wiednia – przyp. J.Pac.), aby przylgnął do miejsc dotkniętych palcami ewentualnego włamywacza (pozostawiają one naturalne zatłuszczenia). Tym samym pędzelkiem usunęli nadmiar proszku, a na uzyskany odcisk palca nałożyli przezroczystą folię, utrwalając go w ten sposób. Na koniec kawałki folii zabezpieczyli papierem woskowym przed mechanicznymi uszkodzeniami i zebrany materiał dowodowy zabrali ze sobą do urzędu.
DOWODY NA BIURKU
W wydziale daktyloskopijnym Urzędu Śledczego pochylili się nad nimi eksperci. W pierwszej kolejności dokonali klasyfikacji znalezionych odcisków do jednej z trzech znanych już wówczas w kryminalistyce grup układu linii – łukowej, a następnie wprowadzili je do założonej kilka lat wcześniej kartoteki. Przechowywano w niej odciski linii papilarnych osób zatrzymanych przez Policję Państwową, poszukiwanych listami gończymi, a także niezidentyfikowanych zwłok.
W tym czasie policjanci śledczy i wywiadowcy zajmujący się rozpracowywaniem środowiska włamywaczy mieszkaniowych – znając już modus operandi sprawcy oraz narzędzia, jakimi się posługiwał – przystąpili do typowania potencjalnych sprawców. Wkrótce ich lista wraz z 50 załączonymi kartami daktyloskopijnymi oraz zdjęciami sygnalitycznymi znalazła się na biurkach ekspertów.
Po kilku dniach badań jeden z ekspertów wręczył nadkom. Zandbangowi, kierownikowi wydziału rozpoznawczego UŚ, kartę z danymi 23-letniego Tadeusza Jaskólskiego, zawodowego złodzieja, jak wówczas Policja określała przedstawicieli tej profesji. To jego odciski trzech palców rąk widniały na kawałku wybitej szyby okiennej. Jaskólskiego aresztowano.
WYROK: NIEWINNY
Choć dla policji i prokuratury zebrane dowody były ewidentne, włamywacz – być może poinstruowany przez swego obrońcę – nie miał wcale zamiaru przyznawać się do winy. Przed Sądem Okręgowym w Warszawie stanowczo zaprzeczał, że to jego ślady znaleziono na szybie. Prokuratura, niestety, dysponowała tylko tym jednym dowodem, a dla naszych sądów w tamtych latach ekspertyzy daktyloskopijne – w przypadku braku innych dowodów – nie mogły być podstawą do wydania wyroku skazującego. Podsądny Jaskólski został więc uniewinniony.
Oskarżenie założyło apelację i 4 grudnia 1925 r. odbyła się rozprawa. Sąd Apelacyjny pod przewodnictwem wiceprezesa P. Orłowskiego wezwał w charakterze świadka insp. Maurycego Sonnenberga, naczelnika stołecznego Urzędu Śledczego, oraz nadkom. Zandbanga, jako eksperta.
Inspektora Sonnenberga poproszono o przybliżenie celów i zadań wydziału daktyloskopijnego oraz oceny skuteczności w walce z przestępczością. Obrazowo opisał, na czym polega badanie linii papilarnych występujących w opuszkach palców rąk oraz w jaki sposób zabezpiecza się ich ślady pozostawione na różnych materiałach.
Odnosząc się do decyzji Sądu Okręgowego, odrzucającej ekspertyzę daktyloskopijną Urzędu Śledczego w sprawie Tadeusza Jaskólskiego, insp. Sonnenberg poinformował, że cały materiał daktyloskopijny znaleziony wówczas na miejscu zdarzenia przesłał do ponownej weryfikacji do Państwowego Urzędu Rozpoznawczego policji berlińskiej. Był to wówczas jeden z wiodących ośrodków na świecie zajmujących się tą dziedziną kryminalistyki.
Berlińscy eksperci również nie mieli uwag do ekspertyzy wykonanej przez naszych śledczych. Przy porównaniu odcisków znalezionych na szkle rozbitej szyby z autentycznymi odciskami palców Jaskólskiego ustalili ponad 100 punktów zgodnych. Na tej podstawie wydali jednomyślny werdykt, że ślady na szkle pozostawił nie kto inny, tylko Tadeusz Jaskólski.
NAUKA GÓRĄ
W obronie daktyloskopii przed Sądem Apelacyjnym wystąpił również nadkom. Zandbang, doskonały fachowiec z kilkuletnią praktyką, który w Urzędzie Śledczym na co dzień badał i weryfikował ślady linii papilarnych zebrane z różnego podłoża. Miał bogate doświadczenie i setki sporządzonych ekspertyz. Jego opinia dla wnoszącego skargę apelacyjną Urzędu Prokuratorskiego była więc bardzo istotna.
Nadkomisarz Zandbang posiadał, na szczęście, nie tylko bogatą wiedzę, ale i dar przekonywania. Już na wstępie swego wystąpienia stwierdził, że daktyloskopia we wszystkich cywilizowanych krajach odgrywa bardzo ważną rolę przy wykrywaniu przestępców i często skazujące wyroki sądów opiera wyłącznie na wynikach badań daktyloskopijnych. Niestety, w polskich sądach nie ma jeszcze takiej praktyki – dodał.
W sprawie Jaskólskiego – jak wyjaśnił – osobiście weryfikował materiał daktyloskopijny i z całą stanowczością może stwierdzić, że odciski palców na szybie są zupełnie identyczne z odciskami palców podsądnego. Poza identycznymi liniami papilarnymi, charakterystyczne są w tych odciskach także ślady blizn, które włamywacz ma na palcach.
Następnie głos zabrał podprokurator J. Kamiński, który w odczytanym akcie oskarżenia uznał Jaskólskiego za winnego zarzucanego mu czynu, domagając się dla niego kary 3 lat bezwzględnego pozbawienia wolności. W uzasadnieniu powołał się na opinie policyjnych ekspertów, stwierdzając, że negowanie wyników badań daktyloskopijnych – uznawanych przez cały świat kulturalny – byłoby równoznaczne z negowaniem w ogóle postępów nauki. Zacytował również fragment traktatu kryminalistycznego Edmonda Locarda (1877–1966), jednego z pionierów tej dziedziny nauki, dyrektora laboratorium technicznego policji w Lyonie, w którym uzasadniał on dwie zasady, wedle których daktyloskopia może służyć do wykrywania sprawców przestępstwa: niezmienność linii papilarnych oraz ich niepowtarzalność. Oznacza to – dowodził podprokurator Kamiński – że na całym świecie nie ma dwóch osobników z zupełnie identycznymi odciskami palców i towarzyszą one człowiekowi przez całe życie.
Obrońca oskarżonego adw. Korenfeld prosił natomiast sąd o uniewinnienie swego klienta, twierdząc, że daktyloskopia jest nauką młodą i niedostatecznie ścisłą.
Sąd Apelacyjny był jednak innego zdania, podzielił opinie oskarżenia, uznając winę Jaskólskiego za udowodnioną. Skazał go na trzy miesiące więzienia, ale po zaliczeniu aresztu śledczego uznał wyznaczoną mu karę za odbytą. Zawodowy złodziej Tadeusz Jaskólski miał więc powody do zadowolenia. Po pierwsze, znalazł się na wolności, a po drugie, przeszedł do historii polskiej jurysdykcji jako bohater (albo ofiara) pierwszej w Polsce rozprawy sądowej, w której zapadł wyrok skazujący oparty na dowodzie daktyloskopijnym.
JERZY PACIORKOWSKI
zdj. „Na Posterunku”