Przedstawiamy dziś ostatniego z wyróżnionych w ubiegłorocznej, VIII edycji konkursu „Policjant, który mi pomógł”, organizowanego corocznie przez Ogólnopolskie Pogotowie dla Ofiar Przemocy w Rodzinie „Niebieska Linia” Instytutu Psychologii Zdrowia PTP.
Przypomnijmy – wśród wyróżnionych w 2015 r. znaleźli się: asp. sztab. Aldona Nowak z KPP w Gnieźnie (woj. wielkopolskie), sierż. Ewa Urbańczyk z KMP w Rudzie Śląskiej (woj. śląskie), asp. Arkadiusz Bober z KPP w Kępnie (woj. wielkopolskie), mł. asp. Tomasz Szepietowski z KPP w Siemiatyczach (woj. podlaskie) i bohater tego artykułu st. sierż. Grzegorz Gwiżdż z KPP w Limanowej (woj. małopolskie).
Grzegorz Gwiżdż jest przykładem na to, że mimo swoich dwudziestu sześciu lat i ledwie czteroletniej służby w Policji, w tym rocznego doświadczenia w roli dzielnicowego, można zostać zauważonym i docenionym.
– St. sierż. Grzegorz Gwiżdż to młody, ambitny funkcjonariusz – mówił o swoim podwładnym w lipcu 2015 r. jego szef insp. Robert Hahn, ówczesny komendant KPP w Limanowej. – Na moje wyczucie będzie z niego bardzo dobry policjant, potrzeba jeszcze odrobiny praktyki. Ma to, co powinno wyróżniać policjanta w dzisiejszych czasach – potrafi współczuć ludziom i z nimi rozmawiać. Jest to potrzebne zwłaszcza w pracy dzielnicowych.
Grzegorz Gwiżdż o Policji marzył od dziecka. Realizację marzeń zaczął cztery i pół roku temu od służby w OPP w Krakowie. Po roku był już w Limanowej, gdzie służył w ogniwie patrolowo-interwencyjnym. W lipcu 2014 r. został przeniesiony do rewiru dzielnicowych i po odchodzącej na emeryturę koleżance otrzymał II rejon w Limanowej.
Sprawy, z jakimi spotyka się dzielnicowy z Limanowej, przypominają te z innych regionów Polski. Tam, gdzie występuje przemoc, jest najtrudniej.
– Miałem już kilka takich spraw – wspomina Grzegorz Gwiżdż. – W niektórych przemoc trwała latami, w innych dopiero się zaczęła. Nie wszędzie obecny jest alkohol. Był sprawca, który w ogóle nie pił, a znęcał się nad żoną w sposób wyjątkowo perfidny. Nie zawsze też sprawcami są mężczyźni. Prawdziwe ofiary są zazwyczaj zastraszone i zawstydzone. Boją się, że po zgłoszeniu sprawy sytuacja jeszcze się zaogni, a one zostaną bez pomocy. Nie znają swoich praw. Ludziom poniżanym, poniewieranym i bitym trudno przełamać barierę, aby ze swoimi problemami wyjść na zewnątrz. Ofiary często przyzwyczajają się do takiego traktowania. Dopiero eskalacja przemocy fizycznej powoduje, że zaczynają szukać ratunku.
Jedna z kobiet, której dzielnicowy pomógł, tak pisała o nim w zgłoszeniu do konkursu: „Mam 61 lat. Mąż po raz pierwszy uderzył mnie w roku 1983, kiedy byłam z nasza córką w ciąży. Przez te wszystkie lata, które upłynęły, pił i znęcał się nade mną i córką zarówno psychicznie, jak i fizycznie. (…) W grudniu 2014 r. dzięki wsparciu Pana Gwiżdża nie wycofałam się z oskarżenia i mąż został skazany na 8 miesięcy w zawieszeniu na dwa lata. Od tego czasu przestał pić. Sierżant Gwiżdż nadal interesuje się moją sytuacją rodzinną. (…) Pomógł mi wyrwać się z koszmaru, w jakim żyłam przez tyle lat”.
Opinia z KPP w Limanowej o wyróżnionym podkreśla kompetencje dzielnicowego: „Praca z ludźmi, którą stara się wykonywać rzetelnie i profesjonalnie, daje mu wiele satysfakcji. Do trudnych spraw rodzinnych podchodzi indywidualnie z empatią i wrażliwością, a nie szablonowo. Stara się być blisko ludzi, zrozumieć ich problemy i nie jest obojętny na ich sprawy. Jest osobą wrażliwą na krzywdę słabszych, bezbronnych, wobec których nie może przejść obojętnie. Sprawy, z którymi zwracają się do niego ludzie, dotyczą w dużej mierze życia prywatnego, są krępujące i trudno o nich rozmawiać z obcymi. St. sierż. Grzegorz Gwiżdż potrafi wzbudzić zaufanie swoją bezpośredniością i naturalnością. Z łatwością nawiązuje kontakt z ludźmi, jest pełen zaangażowania, często poświęca im swój prywatny czas, wykazuje dużą cierpliwość, zrozumienie, budzi sympatię”.
– Dla mnie ważny jest spokój, jaki osiągnęły ofiary – mówi Grzegorz Gwiżdż. – Kobieta, która była w domu poniżana, przyszła do mnie ze łzami w oczach, aby podziękować. Powiedziała, że po raz pierwszy od 10 lat nie boi się zasypiać, nie obawia się, że spotka ją nieszczęście we własnym domu. Przestała przemykać ulicami ze spuszczoną głową. Teraz potrafi się nawet uśmiechnąć. W takich sprawach nie trzeba robić cudów. Często wystarczy po prostu człowiekowi poświęcić czas. Wysłuchać go, podejść po ludzku, uświadomić, że jest potrzebny.
PAWEŁ OSTASZEWSKI
zdj. autor