Strona główna serwisu Gazeta Policyjna

Dziadek? (Nr 119 / 02.2015)

Od 5 lat nie obowiązują go coroczne testy sprawności fizycznej, które muszą zaliczać policjanci do 50. roku życia, a jednak do nich przystępuje. Zalicza je bez problemów. Mowa o dyżurnym z Wydziału Dyżurnych Głównego Sztabu Policji KGP mł. insp. Marku Janowiczu. Jest byłym pięściarzem. Boksował m.in. z Jerzym Rybickim, mistrzem olimpijskim, a także medalistą mistrzostw świata i Europy.

Jest byłym pięściarzem. Boksował m.in. z Jerzym Rybickim, mistrzem olimpijskim, a także medalistą mistrzostw świata i Europy.

Marek Janowicz służbę rozpoczął 16 lutego 1983 r. Na początku pracował w Łodzi, Koluszkach i Tomaszowie Mazowieckim. Od 1990 r. przez dziewięć lat był dyżurnym w Komendzie Rejonowej Policji w Łodzi na Polesiu. Później trafił do inspektoratu w KWP w Łodzi, gdzie zajmował się kontrolą. W 2006 r. przeszedł do KGP. Pracował w kontroli, był zastępcą dyżurnego, a teraz jest dyżurnym. Przez wszystkie lata służby nigdy nie zaniedbywał ćwiczeń fizycznych, bo uważa, że człowiek powinien dbać nie tylko o rozwój intelektualny, ale także o kondycję fizyczną. Mówi, że w życiu trzeba postępować jak starożytni Grecy, którzy doskonalili nie tylko umysł, ale i ciało.

SPORT TO ZDROWIE

Pięściarstwo zaczął uprawiać w 1976 r. w Gwardii Łódź. Pierwszą walkę stoczył po kilku miesiącach treningów. Tamten pojedynek pamięta doskonale. Walka, która odbywała się w kategorii wagowej do 67 kg, trwała trzy rundy. 

– Przegrałem, ale boksowałem z chłopakiem, który był ode mnie silniejszy i dłużej trenował – wspomina.

Największym wyzwaniem i jednocześnie zaszczytem dla Janowicza była walka z Jerzym Rybickim, mistrzem olimpijskim z Montrealu. Boksował z nim dwukrotnie. Mówi, że obie walki przegrał przed czasem, ale ma satysfakcję, bo skrzyżował rękawice z jednym z najlepszych pięściarzy w dziejach boksu amatorskiego.

– Po zakończeniu kariery nie zrezygnowałem z uprawiania sportu. Gram rekreacyjnie w tenisa, piłkę nożną, biegam, pływam, bo chcę mieć dobrą kondycję. Lubię boksować na worku i skakać na skakance. Trenuję dwa, trzy razy w tygodniu – mówi.

I właśnie dlatego zalicza bez problemów testy sprawności fizycznej dla policjantów.

– Marek nie musi w nich uczestniczyć, a jednak przychodzi. Daje innym dobry przykład – mówi nadkom. Andrzej Swobut z Wydziału Dyżurnych Głównego Sztabu Policji KGP.

Janowicz zapytany, po co przystępuje do egzaminów, odpowiada, że po pierwsze, chce się porównać z młodszymi policjantami, a po drugie, pragnie pokazać im, że należy dbać o sprawność fizyczną.

Jego koledzy podkreślają, że propaguje wśród policjantów aktywny tryb życia. Namawia ich do większej aktywności fizycznej.

– Pokazuje, że warto się ruszać. Mobilizuje nas do treningów. Czasami mówi: „Chodźcie na salę, pokażę wam, co dziadek jeszcze może”. Jak się okazuje, może więcej niż niejeden młodszy – mówi nadkom. Andrzej Swobut.

Zdaniem Marka Janowicza, żeby cieszyć się zdrowiem i sprawnością, wystarczy ćwiczyć 30 minut kilka razy w tygodniu. Ubolewa, że nie każdy to rozumie, czego najlepszym przykładem jest choćby mała liczba osób w siłowni, gdzie trenuje. 

– Stoi przez większość dnia pusta – mówi ze smutkiem.

SPRAWNOŚĆ SIĘ PRZYDAJE

Mł. insp. Marek Janowicz mówi, że każdy policjant powinien dbać o swoją kondycję, bo jest w służbie niezbędna. Jako funkcjonariusz przekonał się o tym wielokrotnie. Już w pierwszym roku pracy miał sytuację, gdzie musiał wykorzystać tężyznę fizyczną. 

– Trzej kibice osadzeni „na dołku” zaczęli się bić między sobą. Dyżurny powiedział, żebym poszedł zobaczyć, co się dzieje. Wtedy zaczęli mi ubliżać. Otworzyłem drzwi i poprosiłem ich o spokój. Zaatakowali mnie, ale sobie poradziłem. Do rana nie było już z nimi problemów – wspomina funkcjonariusz.

W 1984 r. miał zatrzymać młodego mężczyznę, który skatował swojego ojca i uciekł. Janowicz w mieszkaniu pokrzywdzonego przygotował na niego zasadzkę, bo przewidział, że za kilka godzin wróci. Około godz. 23 ktoś zapukał do drzwi. Wrócił syn marnotrawny. Ojciec wpuścił go do mieszkania, a wtedy funkcjonariusz natychmiast go obezwładnił i założył mu kajdanki.

– Chciałem poinformować przez radiostację dyżurnego, że zatrzymałem sprawcę, ale padła. Zakryłem swetrem kajdanki, które miał na rękach i doprowadziłem go do jednostki – opowiada policjant.  

Na początku lat 90., gdy pracował w Łodzi, dostrzegł przez okno komendy, że na ulicy biją się cztery osoby. Wybiegł natychmiast, żeby interweniować. Zobaczył, że jeden z uczestników bójki został ugodzony nożem.

– Zatrzymałem dwie osoby, które chciały zabić mężczyznę. Nad ranem zatrzymany został trzeci ze sprawców. Pamiętam, że największą satysfakcję miałem z tego, że ofiara napaści przeżyła – wspomina.

Mł. insp. Marek Janowicz takich spraw ze swojej 32-letniej służby mógłby wymienić wiele, bo nigdy nie przechodzi obojętnie, gdy widzi, że dzieje się coś złego lub niepokojącego.

– Jechałem pociągiem. Wsiadło dwóch cwaniaczków. Zobaczyłem, że mają przy sobie przedmiot przypominający broń i kominiarkę – relacjonuje funkcjonariusz.

Podejrzewał, że mają narkotyki. Powiadomił Policję. Na najbliższej stacji zostali zatrzymani. Innym razem dwaj młodzi mężczyźni pili w pociągu alkohol, przeklinali i palili papierosy. W wagonie siedziało dużo ludzi, ale nikt nie zareagował.

– Podszedłem i zwróciłem im uwagę, że w pociągu nie można pić, palić i używać wulgarnych słów. Zaczęli być agresywni. Zadzwoniłem na policję. Zostali zatrzymani – opowiada mł. insp. Marek Janowicz. 

ARTUR KOWALCZYK
zdj. Andrzej Mitura

Zobacz także:
Sportowa rodzina (nr 118/01.2015)
Bieg Załogi i Nóż Komandosa (nr 116/11.2014)
Mundurowi w Toruniu (nr 116/11.2014)