Dezinformacji trudno przeciwdziałać. Jedynym orężem jest świadome, społeczne działanie i opieranie się na rzetelnych wiadomościach. Któż w ostatnim czasie nie zastanawiał się, czy jednak nie zatankować samochodu do pełna i może jeszcze do kilku kanistrów, bo zabraknie benzyny lub jej cena wzrośnie w ciągu paru godzin tak, że mało kogo będzie na nią stać? Albo sytuacja podczas pandemii Covid-19, gdy pojawiało się mnóstwo irracjonalnych informacji, wręcz zaprzeczających naszej wiedzy ze szkoły podstawowej. A mimo to wiadomości o czipowaniu ludzi za pomocą szczepionki czy powodowaniu przez nią bezpłodności roznosiły się błyskawicznie. I jeszcze jeden, niedawny przykład pokazujący dobrze pułapkę tzw. bańki informacyjnej, czyli korzystania z niewielu źródeł wiadomości, często o niskiej renomie. Chodzi o nocne „patrole” kibiców w Przemyślu. „Patrole” były w istocie przemocową nagonką na uchodźców o ciemniejszej karnacji, którzy to mieli gwałcić kobiety.
Dezinformacja w dzisiejszym cyfrowym wydaniu prowokuje do bezmyślności czy też rezygnacji z myślenia i zaprzeczania mądrości i nauce. Co jest na końcu? Zło, przemoc i destrukcja. Sokratejski postulat: „Wiedzieć znaczy czynić dobro” może być tu dobrym drogowskazem.
KILKA FAKTÓW
W publicznym obiegu dezinformacja kojarzona jest z Rosją. Termin dezinformacja też pochodzi z języka rosyjskiego i został utworzony w połowie XIX w. jako określenie wprowadzenia w błąd dla taktycznych i strategicznych korzyści: wizerunkowych, politycznych, finansowych i militarnych. Po II wojnie światowej Józef Stalin chciał, by tego terminu nie kojarzono z językiem rosyjskim. Wywiady krajów bloku wschodniego otrzymały więc zadanie rozpowszechniania plotki, że dezinformacja pochodzi z języka francuskiego. Plotka przyjęła się, choć rząd francuski w 1954 r. oficjalnie zdementował rzekomą francuską genezę słowa dezinformacja. Jako dziedzina nauki również narodziła się w Rosji, zakorzeniając się w rosyjskiej historii i mentalności. W „Listach z Rosji” francuski markiz Astolphe de Custine tak pisał: „w Rosji wszystko jest oszustwem”; „rosyjski despotyzm nie tylko za nic ma idee i zapatrywania, lecz przerabia także fakty; wytacza wojnę dowodom i odnosi w niej zwycięstwo”.
Twierdzenie jednak, że tylko Rosja posługiwała i posługuje się dezinformacją, mijałoby się z prawdą. Dezinformacja, rozumiana jako technika podstępu czy też fortel wojenny, była stosowana od starożytności. W traktacie „Sztuka wojenna” Sun Zi wskazuje, jak podporządkować sobie wroga bez walki:
– dyskredytować wszystko, co dobre w kraju przeciwnika;
– wciągać przedstawicieli warstw rządzących przeciwnika w przestępcze przedsięwzięcia;
– podrywać dobre imię warstw rządzących atakowanego kraju i w odpowiednim momencie rzucić na pastwę pogardy rodaków;
– dezorganizować działalność rządu przeciwnika;
– powodować waśnie i niezgodę między obywatelami atakowanego kraju.
Te same elementy mechanizmu możemy dzisiaj obserwować w internecie, który przez globalny dostęp pozwala na sianie dezinformacji na skalę masową. Do tego stopnia, że zaczynamy się gubić w tym, co jest dezinformacją, fake newsem, co czystą propagandą, co deepfake, co postprawdą, a co prawdziwą informacją. „Propaganda jest stara jak świat, ale wcześniej nie było technologii, która umożliwia tak szybkie jej rozprzestrzenianie się” – zauważa francuska dziennikarka Natalie Nougayrède.
INFORMACJA JAK BROŃ
Głównym impulsem do rozprzestrzeniania się dezinformacji jest to, że jest ukierunkowana na skrajne emocje. Tak jest konstruowana, by była atrakcyjna, wzbudzała szybkie zainteresowanie (nagłówek, chwytliwy tytuł) i wywoływała oburzenie czy chociaż niezadowolenie. A puszczona w obieg przez znajomego staje się bardziej wiarygodna. Prosty mechanizm psychologiczny.
Cechą internetu jest ogólny brak nadzoru. Można więc tu z łatwością dokonywać fabrykowania fałszywych informacji, będących instrumentarium komunikowania politycznego czy agenturalnego wpływu. Internet jako źródło informacji o wydarzeniach w kraju i na świecie plasuje się na drugim miejscu, po telewizji (komunikat z badań „Wiarygodność mediów” 2019, nr 70, CBOS). Niepokojący jest wynik badań wskazujący, że większość ogółu dorosłych (od 62 do 80 proc. – w zależności od portalu) nie potrafi ocenić wiarygodności informacji o bieżących wydarzeniach i polityce. Jednocześnie „niemal wszyscy badani (92 proc.) uważają, że aby wyrobić sobie zdanie na temat bieżących wydarzeń, należy korzystać z różnych źródeł informacji, a ogromna większość (80 proc.) twierdzi, że przekaz w różnych mediach na temat tych samych wydarzeń jest tak różny, że nie wiadomo, gdzie ukryta jest prawda”.
W tym szumie informacyjnym celowa dezinformacja ma więc ułatwione zadanie i świetne warunki rozwojowe.
– Internet jest specyficznym polem walki. To, co się w nim dzieje, możemy porównać do broni masowego rażenia. Tam jedno zagrożenie dotyka na raz tysięcy, jeżeli nie milionów ludzi – mówi dr Karolina Małagocka, ekspert w dziedzinie cyberbezpieczeństwa, adiunkt w Akademii Leona Koźmińskiego w Warszawie.
Z kolei inny badacz przestrzeni internetowej, Robert Gorwa, twierdzi, że dopiero „wkraczamy w złoty wiek propagandy, dezinformacji i manipulacji medialnej”.
ZANIM KLIKNIESZ
Za ogólną definicję pojęcia dezinformacji przyjmuje się, że jest ona działaniem celowym zmierzającym do wywołania zmian w świadomości odbiorców, zmian postaw wobec zjawisk oraz wywoływania określonej reakcji społecznej, gospodarczej czy politycznej. W raporcie NASK Cyber Policy „Zjawisko dezinformacji w dobie rewolucji cyfrowej” o dezinformacji możemy mówić, gdy rozpowszechniane informacje: są całkowicie lub częściowo fałszywe, zmanipulowane lub wprowadzające w błąd, dotyczą kwestii ważnej z punktu widzenia interesu publicznego, mają wywołać niepewność lub wrogość, doprowadzić do polaryzacji albo zakłócenia procesów demokratycznych, są rozpowszechniane lub wzmacniane za pomocą zautomatyzowanych i agresywnych technik, takich jak boty społeczne, sztuczna inteligencja (AI), mikromarketing lub trolowanie.
Dezinformacja może destabilizować sytuację w państwie, wywierać destrukcyjny wpływ na jego struktury administracyjne i decyzyjne oraz podważać podstawy społeczne, ekonomiczne i kulturowe.
Fake news (ang. fałszywe wiadomości) z kolei jest nieprawdziwą lub częściowo nieprawdziwą wiadomością, często o charakterze sensacyjnym, publikowaną zazwyczaj w mediach społecznościowych, z intencją wprowadzenia odbiorców w błąd dla korzyści politycznych, finansowych czy ideologicznych. Te fałszywe wiadomości mogą być elementem dezinformacji, szczególnie w ramach wojny hybrydowej.
– Zawsze się mówiło, że kłamstwo jest bardziej atrakcyjne od prawdy. Badaliśmy zachowania w internecie i wiemy, że ludzi bardziej interesuje to, co wprawia ich w złość, niż to, co powoduje zadowolenie. Oczekujemy szokujących informacji. Ostatnie zachowania paniki konsumenckiej pokazują, jak szybko można skłonić ludzi do podejmowania działań, których po chwili refleksji prawdopodobnie nigdy by nie podjęli – mówi dr Karolina Małagocka.
Zanim więc uwierzymy w informację, która wydaje się nam wiarygodna i prawdopodobna, warto jednak sprawdzić, skąd wyszła, i zweryfikować ją w innych źródłach.
PUŁAPKA BAŃKI INFORMACYJNEJ
Weźmy dla przykładu Facebooka, podczas korzystania z którego generujemy lajki, komentarze i kliknięcia. Algorytm zaraz proponuje nam treści, opierając się na tej wiedzy, tak by z jak największym prawdopodobieństwem okazały się dla nas interesujące. Treści te mogą być dobierane zarówno ze względu na płeć, wiek czy miejsce zamieszkania, ale też ze względu na cechy osobowości, poglądy polityczne, orientację seksualną czy stan zdrowia, które można wywnioskować na podstawie świadomie udostępnianych informacji oraz z ogromu cyfrowych śladów zapamiętywanych z każdym ruchem myszki. Dlatego szukając danych na określony temat, nie każdy otrzyma te same informacje. Wydaje nam się, że korzystamy z globalnych zasobów informacyjnych, a tak naprawdę zostaliśmy zamknięci w bańce, która filtruje nam wiadomości.
W tym zapętleniu łatwiej docierają do nas treści, które mają za zadanie dezinformację i które często puszczamy dalej w obieg.
ODZEW NA NIEŁAD INFORMACYJNY
Tylko przez dwa lata (2015–2017) grupa zadaniowa East StratCom zidentyfikowała i zdemaskowała 3500 przypadków prorosyjskiej dezinformacji, która zaprzeczała publicznie dostępnym faktom. Dezinformacje te były wielokrotnie powtarzane i rozpowszechniane. W związku z nasilającymi się atakami dezinformacyjnymi rozpowszechnianymi przeciwko wartościom reprezentowanym przez Unię Europejską i w celu poróżnienia państw członkowskich w 2016 r. Parlament Europejski wystosował rezolucję w sprawie unijnej komunikacji strategicznej w celu przeciwdziałania wrogiej propagandzie stron trzecich.
Według raportu Rady Europy* istnieją trzy kategorie nieładu informacyjnego:
Misinformacja – występuje, gdy rozpowszechniane informacje są nieprawdziwe, ale nie zostały stworzone z zamiarem wyrządzenia szkody.
Dezinformacja – gdy fałszywe informacje są tworzone i rozpowszechniane świadomie z zamiarem wyrządzenia krzywdy lub szkody.
Malinformacja – gdy rozpowszechniane informacje są oparte na faktach, ale powstały w celu wyrządzenia krzywdy lub szkody; następuje to często przez upublicznianie informacji prywatnych.
W celu przeciwstawienia się trwającym kampaniom dezinformacyjnym prowadzonym przez Rosję w Europejskiej Służbie Działań Zewnętrznych (ESDZ) została powołana grupa zadaniowa East StratCom, która we współpracy z odpowiednimi służbami miała koncentrować się na informowaniu o strategiach politycznych UE wobec jej wschodniego sąsiada. Celem grupy jest zwiększenie zdolności do prognozowania i upowszechniania wiedzy na temat prorosyjskich akcji dezinformacyjnych. Działania grupy StratCom zostały również włączone do głównych obszarów działań NATO.
Z kolei w 2018 r. Komisja Europejska powołała do życia Grupę wysokiego szczebla ds. fałszywych wiadomości i dezinformacji w internecie (HLEG). Wypracowano wówczas wytyczne dotyczące ról i obowiązków pośredników internetowych, wyszukiwarek i mediów społecznościowych. Powstał również plan działania, który miał zwiększyć wysiłki na rzecz zwalczania dezinformacji w Europie i poza jej granicami, ze szczególną ochroną europejskich systemów demokratycznych przed zbliżającymi się wyborami w 2020 r. Plan obejmuje cztery filary: poprawę wykrywania, analizowania i ujawniania dezinformacji; ściślejszą współpracę i wspólną reakcję na dezinformację; mobilizowanie sektora prywatnego do zwalczania dezinformacji; podnoszenie świadomości i zwiększenie odporności społecznej. Szczególnie czwarty filar wydaje się najtrudniejszy i najważniejszy w tej układance.
W Polsce w sferze nauk o bezpieczeństwie został opracowany i wprowadzony w 2020 r. natowski standard kształcenia w dziedzinie komunikacji strategicznej (STANAG ASCP-01) realizowany w ramach prowadzonych kursów w Akademickim Centrum Komunikacji Strategicznej Akademii Sztuki Wojennej.
FACT-CHECKING
Pierwsze organizacje fact-checkingowe, które zajmują się sprawdzaniem faktów i weryfikują autentyczność pojawiających się informacji, powstały w Stanach Zjednoczonych w 1994 r. Pierwszym serwisem był – działający do dziś – Snopes.com.
Obecnie w USA działa ponad 50 takich fact-checkingowych organizacji. W Unii Europejskiej powstał portal EUvsDisInfo.eu. „Duke reporters’ Lab” wylicza 187 organizacji w ponad 60 państwach. W Polsce działają „Demagog”, „Demaskator24”, „Konkret24”. Organizacje te starają się również zwiększać świadomość społeczną, ostrzegając przed szkodliwymi i nieprawdziwymi narracjami zyskującymi szybką popularność, przygotowują raporty, analizy i szkolą.
Zanim nauczymy się rozpoznawać fałszywe wiadomości i właściwie na nie reagować, minie pewnie kilka dobrych lat. Warto jednak pamiętać, że każda informacja jest lub może być informacją wrażliwą.
IZABELA PAJDAŁA
* C. Wardle, H. Derakhshan, Information Disorder: Toward on interdisciplinary framework for research and policy making, Council of Europe report, DGI(2017)09.
Więcej o dezinformacji w rozmowie z dr Karoliną Małagocką w policyjnym podcaście na stronie.