Michał Strzałkowski przeszedł na emeryturę 21 czerwca. Kilka dni wcześniej Złotą Odznakę „Zasłużony Policjant” przypiął do jego piersi Komendant Główny Policji gen. insp. Jarosław Szymczyk. Przy tej okazji padło tyle ciepłych słów, że Strzałkowski uronił łzę.
– Poszedłem do służby z powołania, jak ksiądz – mówi Michał Strzałkowski. Ten pierwszy dzień w niebieskim mundurze był 16 czerwca 1971 r.
20 LAT W MILICJI
Michał Strzałkowski urodził się 17 września 1949 r. Od 1969 r. do 1971 r. odbywał zasadniczą służbę wojskową w Tarnowie, a później w Krakowie. Do cywila wyszedł wiosną i poszedł na rozmowę kwalifikacyjną do Milicji Obywatelskiej.
– Nie było wtedy żadnych testów sprawnościowych, a jedynie pytania. Pierwsze było chyba kluczowe: „Kto jest pierwszym sekretarzem partii?”. Wiadomo, Edward Gierek. Drugie: „Kto jest mistrzem Polski w piłce nożnej?”. Jak mogłem tego nie wiedzieć, skoro w wojsku byłem w Krakowie, a tytuł zdobyła Wisła Kraków. Dlaczego były takie pytania? Nie wiem. Ale właśnie tak wyglądał egzamin do MO.
Po szkoleniu w Krakowie trafił do pionu kryminalnego w Tarnowie.
– Moje pierwsze wejście do komendy rozpoczęło się od zwiedzania Izby Pamięci poświęconej dwóm zamordowanym milicjantom. To była głośna sprawa z lat 70., a sprawcami byli Zdanowicz i Cholewicki. Milicjanci złapali ich na gorącym uczynku podczas włamania i wsadzili do samochodu. Podczas jazdy Zdanowicz wyciągnął ukryty pistolet i zastrzelił funkcjonariuszy. Wizyta w Izbie Pamięci była więc moim pierwszym kontaktem z milicją.
Kolejne miejsce służby to praktyka w Nowym Targu. Wspominana jak wyjazd na wczasy…
– W magazynku stały służbowe narty. Codziennie z dzielnicowym braliśmy te narty i na nich ruszaliśmy w teren. To nie były „patrole śnieżne”, tylko normalna służba. Inaczej do większości miejsc byśmy nie dotarli – uśmiecha się Strzałkowski.
Potem był na szkoleniu w Ośrodku Szkolenia MO w Krakowie. Za murem na ul. Mogilskiej stacjonowało ZOMO. Strzałkowskiego wtedy i potem sprawdzano wiele razy i na różne sposoby.
– Kiedyś musiałem zatrzymać złodzieja na basenie. Do dziś nie wiem, czy był to prawdziwy złodziej czy tylko ktoś podstawiony. Innym razem w Nowej Hucie, z pomocą funkcjonariuszki której nie znałem, sprawdzano, czy nie jestem gadułą. Zwłaszcza wtedy, gdy człowiek nie wiedział, z kim się spotyka, musiał się pilnować podczas rozmowy. Wstąpiłem do partii, ale nie byłem w Służbie Bezpieczeństwa.
Z południa kraju przeprowadził się na Mazowsze. Węgrów, Roguszyn, Wierzbno, Kotuń.
– Służba jak to na wsi. Jest się komendantem i sprzątaczką, w dzień dyżury, a w nocy zasadzki pod sklepami, bo sporo wtedy było włamań. W 1981 r. poszedłem do Kotunia i tam była już ostra jazda. Sprawy kolejowe, włamania do wagonów, drogówka i strajki rolnicze. Tam byłem dzielnicowym, potem dochodzeniowcem, a w latach 1985–1991 komendantem posterunku.
30 LAT W POLICJI
Milicję Obywatelską zastąpiła Policja. Milicjanci stali się policjantami.
– To jest organ ścigania, robi się to samo. Może gdzieś wyżej, może gdzieś indziej miało to jakieś większe znaczenie, ale nie tam. Ludzie, ich problemy, a z nimi nasza służba, nie zmieniły się z dnia na dzień.
Strzałkowski przeniósł się do Siedlec. Prowadził postępowania przygotowawcze w wydziale dochodzeniowo-śledczym, dotyczące występków przeciwko bezpieczeństwu w ruchu, życiu i zdrowiu. Podczas wieloletniej służby był również kierownikiem referatu ds. nieletnich, detektywem w sekcji kryminalnej, zajmował się problematyką nieletnich, był przewodnikiem psa, dzielnicowym. Pracował w pionach prewencji, dochodzeniowym i kryminalnym.
– W Policji zawsze czułem się sobą. Żyłem Policją. Nie przyszedłem dla kariery. Jestem aspirantem sztabowym. Ile lat? Nie wiem. Syn, który jest w Policji 31 lat, dogonił mnie ze stopniem. Sam nieraz myślałem, dlaczego jeszcze pracuję? Odpowiedź jest prosta: podoba mi się ta robota. Komuś pomogłem, ktoś przyszedł i podziękował. To było widać przede wszystkim na wsi. Ostatnie pięć lat pracowałem przy kierujących w stanie nietrzeźwym. Spotykałem się z różnymi sytuacjami. Cieszy mnie, że kończę służbę w wydziale dochodzeniowym, bo jednak większość życia spędziłem w dochodzeniach. Ale nie spodziewałem się, że doczekam 50 lat służby. Oczywiście, moim obowiązkiem było ściganie sprawców przestępstw, ale jak ktoś zwrócił się do mnie z kłopotem, to jak mogłem, pomogłem. Wszędzie, gdzie służyłem, do dziś mogę spokojnie pokazać się i pogadać z ludźmi.
AUDIENCJA U PAPIEŻA
Michał Strzałkowski zabezpieczał także wszystkie wizyty papieża Jana Pawła II w Polsce, a w 2016 r. – podczas pielgrzymki papieża Franciszka – został zaproszony do niego na audiencję!
– Synem brata mego ojca był franciszkanin Zbigniew Strzałkowski. Duchowny jest pierwszym polskim misjonarzem, który zmarł śmiercią męczeńską. W 1991 r. w Peru zamordowali go terroryści z organizacji Świetlisty Szlak. Gdy papież Franciszek modlił się przy relikwiach Zbigniewa Strzałkowskiego, dowiedział się, że ochraniam jego pobyt w mieście i zaprosił mnie na spotkanie.
Zwykła służba policjanta na prowincji wcale nie była zwyczajna. Świadczą o tym liczne baretki na jego mundurze wyjściowym. Odznaczeń państwowych i resortowych jest tak wiele (m.in. Złoty Krzyż Zasługi), że mógłby ich pozazdrościć niejeden generał.
MARATOŃCZYK
Michał Strzałkowski mieszka w kawalerce. Miejsca niewiele, a dekoracjami są przede wszystkim trofea sportowe. Sygnał w telefonie przypomina mu, że niedługo musi iść na trening piłkarski z miejscową drużyną kobiet. Sport zawsze był i będzie jego pasją. Trenował biegi, piłkę ręczną, siatkówkę, boks. Gdy wstąpił do służby, zawsze był aktywny fizycznie, a bez biegania nie wyobrażał sobie życia. Jest jedną z jedenastu osób, która przebiegła wszystkie 42 maratony warszawskie, startował w ultramaratonach w kraju i za granicą, a za swój wielki sukces uważa przebiegnięcie w pięć dni 450 km z okazji 450-lecia Siedlec oraz pięciokrotnie 100 km Biel Bienna w Szwajcarii. Sport to jest to, czym przede wszystkim będzie mógł się zajmować na emeryturze. Przed nim do przebiegnięcia jeszcze Wielki Mur Chiński w przenośni.
ANDRZEJ CHYLIŃSKI
zdj. autor