Strona główna serwisu Gazeta Policyjna

Wataha

Gdy policjanci rozstawiają namioty w cichej zatoce Jeziora Solińskiego, pojawia się bóbr. Nic nie robi sobie z obecności ludzi. Zaciekawili go, ale nie spłoszyli. A właśnie rozpoczęło się szkolenie Plutonu Wsparcia Taktycznego Oddziału Prewencji Policji w Rzeszowie. Temat: „Survival – przetrwanie w warunkach środowiska naturalnego”.

Jest piękna przyroda, nie ma jeszcze turystów. O tym, że cywilizacja nie jest aż tak daleko, przypomina tylko odgłos piły mechanicznej ścinającej w pobliżu kolejne drzewa. W dwóch namiotach jest dość miejsca dla kilkunastu osób. Noce są jeszcze zimne, ale dni już upalne. Przed policjantami trzy dni wypełnione ćwiczeniami: zjazdy na linie z zapory, skoki do wody z płynącej motorówki, desant, przemarsze w terenie bez elektroniki, budowa schronień, stanowisk ogniowych, posługiwanie się mapą, kompasem i GPS-em, penetracja terenu w poszukiwaniu osoby uzbrojonej i jej zatrzymanie. Ale przede wszystkim to poznawanie swoich charakterów. Są młodzi, średnio mają po cztery lata służby. Chcą być sprawni w działaniu i skuteczni jak wilcza wataha, dlatego nie żałują żadnej kropli potu, jaką tu mają zostawić. A poza tym to też przygoda.

Funkcjonariusze oddziałów prewencji działają w głównej mierze w terenie zurbanizowanym, w miastach. Zatem pytanie, co więc robią wśród gór i lasów?

– Bo takie jest Podkarpacie. Wciąż oblegane przez turystów z całej Polski, a w okresie wakacyjnym szczególnie Bieszczady. Nie wszędzie da się dotrzeć najkrótszą drogą, a oni są młodzi, muszą się uczyć samodzielności i zarazem współpracy, bo od tego zależą ich skuteczność i bezpieczeństwo. Także osób, którym spieszą z pomocą – wyjaśnia dowódca OPP w Rzeszowie insp. Jacek Maślanka. To na jego wniosek i z aprobatą I zastępcy komendanta wojewódzkiego Policji w Rzeszowie insp. Zbigniewa Sowy Pluton Wsparcia Taktycznego od 2019 r. działa w obecnej postaci. Wcześniej też istniał, ale realizował zadania związane z bezpieczeństwem w ruchu drogowym. Teraz przede wszystkim zajmuje się wsparciem kompanii I i II w działaniach z pseudokibicami, wyszukiwaniem przedmiotów zabronionych i narkotyków. Nie są kontrterrorystami, ale jak zachodzi taka potrzeba, to bez wahania pomagają kryminalnym w zatrzymaniach.

NIECH SIĘ BOJĄ ŹLI

Na służbie zawsze działają w mundurach. Gdy pewnie idą ulicą, budzą respekt, ale bać muszą się tylko ci źli, najczęściej umoczeni w narkotykach. Są niezwykle skuteczni. W ubiegłym roku przeprowadzili 107 interwencji, podczas których zatrzymali 101 sprawców przestępstw.

– Nie jeżdżą na „gotowe”. Przyjeżdżają do miasta, sami szukają i zatrzymują – chwali swoich ludzi dowódca PWT podkom. Grzegorz Gaweł. – Ich służba to ich inwencja. Świetnie to robią. Na meczach to my, PWT, jesteśmy drużyną do zatrzymań. Nie boimy się wejść w tłum, bo jesteśmy zgrani i zawsze się wspieramy.

PWT podlega bezpośrednio dowódcy OPP w Rzeszowie insp. Jackowi Maślance, a podkom. Grzegorz Gaweł kwalifikuje i dobiera do niego ludzi. Tu do pomocy ma dwóch funkcjonariuszy – dowódców drużyn: sierż. szt. Patryka Wacławka i st. asp. Grzegorza Buciora. Cały PWT liczy 17 osób. Nie jest do niego łatwo trafić, choć kryteria nie są trudne do wypełnienia.

KAŻDY DLA WSZYSTKICH, WSZYSCY DLA JEDNEGO

– Robimy przesiew. Pytamy policjantów, czym się interesują, jakie mają aspiracje, plany na dalszą służbę w Policji, czy mogą nam obiecać, że będą pełnić służbę w tym PWT przynajmniej trzy lata. Chcemy ich nie tylko wyszkolić, ale mieć z nich potem pożytek. U nas mają więcej szkoleń i spory komfort pracy, bo zawsze działamy w ścisłej, wieloosobowej grupie.

U nas patrolu nie tworzy dwóch funkcjonariuszy, tylko pięciu i więcej. Nasze interwencje są zsynchronizowane, zwarte i niebanalne. Pseudokibice zazwyczaj trzymają się razem w grupach i policjanci z patroli dwuosobowych zazwyczaj nie mają sił i środków, by podjąć wobec nich interwencje kontrolne. Nie obawiamy się podejmowania dynamicznych interwencji – mówi sierż. szt. Patryk Wacławek.

Z wyjątkiem dowódców drużyn wszyscy mają takie same zadania. Mają także swoje mocniejsze punkty, ale każdy wnosi coś do plutonu i tym się dzieli. Bardziej doświadczeni pomagają tym nowym. Tu nikt nie zostawi kogoś samemu sobie. Niezwykle wszechstronny jest st. sierż. Dawid Żak – stermotorzysta, ratownik wodny MSWiA, ratownik medyczny, instruktor ratownictwa pola walki, a doświadczenie zdobywał, jeżdżąc w karetkach pogotowia w USA i na Słowacji.

– Gdy kogoś brakuje, zawsze możemy go zastąpić – mówi Dawid Żak. – Uczymy się nie tylko od siebie, ale i od innych. Współpracujemy z 21. Brygadą Strzelców Podhalańskich, Państwową Strażą Pożarną, WOPR-em, GOPR-em, Strażą Graniczną, Strażą Leśną i Państwową Strażą Rybacką, a także komendantem powiatowym Policji w Lesku, bez którego przychylności to szkolenie nie mogłoby się odbyć.

STRES JAK DIABLI

Tak jest właśnie podczas tego szkolenia. Zasady bezpieczeństwa w technikach linowych i taktykę zejścia po zaporze wodnej w Solinie objaśnia im szef szkolenia Grupy Bieszczadzkiej GOPR, instruktor ratownictwa górskiego Kamil Krechlik.

– Najpierw będziecie zjeżdżali z większej wysokości w kierunku łodzi pneumatycznej bez wody, potem będzie zjazd na RIB-a na wodzie – mówi, przygotowując stanowiska na zaporze. – Kiedyś trenowaliśmy na wieży. Teraz będzie to dla was nowe doświadczenie, bo po raz pierwszy będą to zjazdy z tak znacznych wysokości. W dodatku tu jest gzyms, a ja pokażę wam, jak go pokonać, by potem bezpiecznie kontynuować zjazd. Taki gzyms możecie spotkać podczas wejścia przez okno albo tu, w Bieszczadach, gdy turysta spadł i trzeba szybko do niego dotrzeć, by udzielić mu pomocy. Każdego roku zdarzają się nam takie sytuacje, a być może ktoś z was odnajdzie go pierwszy.

Zadanie nie jest takie proste, jak może się to wydawać. Z jednej strony 50-metrowa płaska ściana i kamienie, a z drugiej – opuszczanie się na niestabilną łódź, na którą nawet przy niewielkiej fali wcale nie jest tak łatwo trafić, gdy schodzi się na linie z wysokości kilku metrów. Dla początkujących to stres jak diabli.

KOCIOŁEK

Policjanci z jednego szkolenia na następne przemieszczają się policyjnymi motorówkami. Wspierają ich koledzy z Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. Funkcjonariusze i ratownicy WOPR-u od lat ze sobą współpracują, bo na wodzie mogą zazwyczaj liczyć tylko na siebie. Prezes WOPR-u Artur Szymański jest człowiekiem instytucją. Wiedza z ratownictwa wodnego czy survivalu to nie wszystko, co ma do przekazania policjantom. Zna ludzi związanych z tym miejscem. Wszystkich pustelników, ludzi, którzy tu przyjechali na dzień, a zostali na całe życie. Tuż obok obozowiska policjantów kołysze się opuszczona tratwa. Ktoś inny nie zwróciłby na nią uwagi, a on wie, że do niedawna mieszkał tu perkusista zespołu Dżem Michał Giercuszkiewicz.

W grafiku zajęć każdego dnia jest czas na obiad lub kolację. Doraźnym kucharzem jest sierż. Konrad Janda. W kociołku ugotował pyszny żurek, na śniadanie serwował jajecznicę. Wszystko palce lizać. Janda kocha gotować, ma do tego dryg i... zgodę komendanta wojewódzkiego Policji na prowadzenie własnej działalności gospodarczej poza służbą. Oczywiście gastronomicznej. Ma potężną sylwetkę, którą budzi respekt, ale gdy mówi o kuchni, łagodnieje. Dlaczego więc wstąpił do Policji?

– Bo zawsze chciałem być policjantem! – odpowiada zdecydowanie, ale dodaje: – Nic mi jednak nie sprawi większej przyjemności, jak ktoś powie, że mu smakuje moje jedzenie.

NIGDY NIE BIEGNIJ PRZED LUFĄ

Dwaj instruktorzy z 21. Brygady Strzelców Podhalańskich prowadzą szkolenie z topografii i poruszania się w terenie, a także jak należy penetrować teren w poszukiwaniu osoby szczególnie niebezpiecznej i uzbrojonej.

Pozorant wita lądujących na brzegu policjantów serią z AKMS.

– Trzymać odległości, cały czas komunikacja miedzy sobą. Jeśli kolega przede mną trzyma sektor na prawo, to ja na lewo. Na zakładkę – tłumaczy żołnierz, dla którego taktyka działania w takich sytuacjach to rutyna. – Gdy wycofujemy się, to środkiem. Nie przebiegamy przed lufą kolegi!

Swoje uwagi rzucał też podkom. Grzegorz Gaweł. Kiedyś służył w wojskach powietrzno-desantowych i wciąż gdzieś głęboko pod skórą czuje się żołnierzem.

– Jesteśmy tylko pododdziałem prewencji, a nie SPKP. Daleko nam do kontrterrorystów i wiemy o tym. Ale te chłopaki są fanatykami służby w dobrym tego słowa znaczeniu. Chcą być lepszymi policjantami i po to przyszli do Plutonu Wsparcia Taktycznego – mówi z przekonaniem podkom. Grzegorz Gaweł.

Trzy dni mijają szybko jak trzy godziny. Policjanci zwijają obóz, gaszą ognisko. Rozglądają się za bobrem. Chyba odpłynął przed nimi.

ANDRZEJ CHYLIŃSKI

zdj. Jacek Herok