Złotoryja liczy raptem 15 tys. mieszkańców. I choć nie jest to metropolia, a urokliwe miasteczko z ciasnymi uliczkami, położone na wzniesieniach, też można się tu zagubić.
NIECODZIENNA SOLIDARNOŚĆ
– Szukałem pana Stanisława przez trzy dni w miejscach, gdzie przeważnie można było go spotkać. Kojarzyłem go bardzo dobrze, miał status osoby bezdomnej. Pytałem mieszkańców kamienicy, w okolicy której często się kręcił, ale przekierowali mnie w zupełnie inne miejsce. Dopiero jak powiedziałem im, że chcę mu pomóc i mama szuka z nim kontaktu, przyznali, że udostępnili mu bezpieczne miejsce w swojej piwnicy – mówi Maciej Biernat.
Pan Stanisław kiedyś był zamożną osobą. Dużo ludzi pamiętających go z tamtego okresu bardzo pozytywnie się o nim wyraża i darzy go serdecznością. Po rozmowie z panem Stanisławem, który powiedział, że jest gotowy na spotkanie z mamą, rozpoczęcie leczenia odwykowego i zmianę swojego trybu życia, panowie umówili się na następny dzień. Mieli zrobić zdjęcie do paszportu.
NAJWAŻNIEJSZE SŁOWO: CHCĘ
– W zeszłym roku też próbowaliśmy mu pomóc, z pracownikiem MOPS-u odwiedzaliśmy go w blaszanym baraku bez dachu, w którym nocował. Zgodził się nawet, żebyśmy przyjechali po niego i zawieźli do noclegowni oraz na leczenie w Legnicy. Wtedy się nie udało. Uciekł. Teraz powiedziałem mu: Masz taką szansę. Podnieś się. I tym razem na spotkanie się stawił, przyniósł nawet zdjęcia ze sobą. Trzeba było jeszcze zadbać o szczepienie i leczenie odwykowe – wspomina Maciej Biernat.
Gdy dzielnicowy ponownie przyjechał do pana Stanisława o 6.30 w piątek, żeby zabrać go na leczenie, okazało się, że ma 2 promile alkoholu we krwi.
– Troszkę mi to podcięło skrzydła, bo wszystko już było umówione – opowiada.
Udało się jednak umówić pana Stanisława na wtorek. Dzielnicowy pojechał po niego już w poniedziałek i przywiózł do komendy. Pan Stanisław był tym razem trzeźwy, ku wielkiej radości st. sierż. Macieja Biernata. Tak dotrwali do rana. Pan Stanisław powiedział dzielnicowemu: Panie Maćku, ja panu obiecałem, że będę na wtorek trzeźwy, to nie piłem. Przeszedłem swoje przez weekend, trzepało mną, ale nie piłem i mogę iść na leczenie. Chcę.
– Gdyby sam nie chciał, nie byłbym mu w stanie pomóc. Nie ma takiego prawa w Polsce, żebyśmy mogli kogoś zmusić do leczenia, czy żeby skorzystał z naszej pomocy – mówi Maciej Biernat, który dzielnicowym jest od dwóch lat. – Próbować jednak cały czas trzeba, bo może akurat jest to ten właściwy czas, kiedy ktoś jest gotowy i uda mu się pomóc.
SZCZĘŚLIWY ODLOT
Po leczeniu odwykowym ze szpitala w Złotoryi pana Stanisława odebrał osobiście Maciej Biernat. Dla policjanta oczywiste było, że nie może on wrócić do piwnicy nawet na tę jedną noc przed wylotem do Szwecji. Porozmawiał z rodziną, zaprosił bezdomnego na kolację do domu, przespali się chwilę i szykowali do wyjazdu do Wrocławia, skąd pan Stanisław odlatywał do Szwecji. Dzielnicowy wyposażył go w swoje ubrania, zadbał też o to, aby podczas lotu i przesiadki w Warszawie miał asystenta, ponieważ poruszał się o kuli. Zawiózł go na lotnisko we Wrocławiu prywatnym samochodem i serdecznie pożegnał.
– Trzydzieści lat się nie widzieli, trzymam mocno kciuki, żeby się wszystko poukładało u nich jak najlepiej – mówi złotoryjski dzielnicowy.
HAPPY END
Po dotarciu pana Stanisława do Szwecji pani Danuta nadesłała do złotoryjskiej Policji list: „Z wielkim wzruszeniem chce w imieniu [mamy pana Stanisława – przyp. red.] i własnym podziękować wspaniałemu dzielnicowemu Panu Maciejowi Biernat. (…) Ogrom pracy jaki włożył w tę sprawę Pan Maciej Biernat jest nie do przecenienia. Dość powiedzieć, że kolację przed wylotem Staszek zjadł z Rodziną Pana Dzielnicowego a o godz. 1.30 swoim prywatnym samochodem Pan Dzielnicowy odwiózł Go na lotnisko do Wrocławia. Wielkie dzięki Polskiej Policji za TAKICH policjantów” [pisownia oryginalna – przyp. red.].
Izabela Pajdała