Strona główna serwisu Gazeta Policyjna

Czarna ospa we Wrocławiu

Był rok 1963, upalne lato. Kto mógł, wyjechał na wakacje, kto zaś został w mieście, korzystał z kąpielisk, basenów lub parków. Życie we Wrocławiu toczyło się leniwie. Epidemia czarnej ospy spadła na miasto jak grom z jasnego nieba.

Pierwszym, który rozpoznał czarną ospę, był kierownik miejscowego sanepidu dr Jerzy Rodziewicz. Dla pewności o konsultację poproszono kierownika Kliniki Chorób Zakaźnych z Gdańska, który dwa lata wcześniej miał do czynienia z czarną ospą, gdy chorowało na nią kilku marynarzy hinduskiego statku handlowego, który zawinął do portu w Gdyni. Ta konsultacja potwierdziła pierwszą diagnozę.

Ale zanim to się stało, przez ponad miesiąc wirus grasował po mieście bez żadnej kontroli.

NIEZNANA CHOROBA TROPIKALNA

Wszystko zaczęło się w czerwcu 1963 r., kiedy do wrocławskiego szpitala MSW zgłosił się pacjent z gorączką, dreszczami, bólami mięśni i dziwnym trądzikiem na twarzy. Pacjent wrócił z podróży do Azji, więc okoliczności wskazywały, że zapadł na jakąś chorobę tropikalną. Na podstawie objawów oraz analizy krwi stwierdzono, że jest to malaria. Po dwóch tygodniach leczenia dolegliwości ustąpiły i pacjent został wypisany do domu.

Izolatkę, którą opuścił, sprzątała salowa Janina P., która następnego dnia zachorowała. Miała gorączkę i trądzikowe krosty na ciele, a lekarze stwierdzili u niej wietrzną ospę. Choroba miała łagodny przebieg i po kilku dniach kobieta została wypisana do domu. Parę dni później zachorowała jej 28-letnia córka. Gdy trafiła do szpitala, miała bardzo wysoką gorączkę, a jej stan pogarszał się z godziny na godzinę. Na podstawie wstępnych badań lekarze uznali, że jest to szybko postępująca białaczka. Po pięciu dniach młoda kobieta zmarła.

Upłynęło kolejnych kilkanaście dni, kiedy do szpitala przywieziono 4-letniego chłopca z wysypką charakterystyczną dla ospy wietrznej. Nie byłoby w tym nic niepokojącego, gdyby nie fakt, że na tę chorobę zapada się tylko raz, a chłopiec przechodził ją już kilka miesięcy wcześniej.

Lekarze wprost nie mogli uwierzyć, że mogą mieć do czynienia z ospą prawdziwą, czyli tzw. czarną ospą, roznoszoną przez wirusa variola vera, który, jak sądzono, zniknął całkowicie kilkadziesiąt lat temu. Niestety, analiza przeprowadzona wspólnie z Zakładem Medycyny Tropikalnej w Gdańsku potwierdziła najgorsze przypuszczenia. Czarna ospa stała się faktem.

ZATRZYMAĆ EPIDEMIĘ

Tzw. pacjentem zero, który zaraził się czarną ospą podczas podróży służbowej do Indii, okazał się pułkownik Bonifacy Jedynak, oficer Służby Bezpieczeństwa z Komendy Wojewódzkiej Milicji Obywatelskiej we Wrocławiu. Kiedy przebywał w szpitalu, miał kontakt z osobami z personelu, odwiedzał go także kolega z jednostki. Należało ustalić wszystkie kontakty, jakie miał po powrocie z Azji, a także wszystkie kontakty salowej Janiny P., członków jej rodziny i innych pracowników. Okazało się, że córka salowej zmarła nie na białaczkę, lecz na czarną ospę, a zanim trafiła do szpitala, bawiła się na weselu kuzynki, gdzie było ponad 30 osób. W dodatku kilka dni po wyjściu ze szpitala salowej Janiny P. zmarli jej syn i jej mąż. Było jasne, że epidemia się rozszerza i trzeba jak najszybciej ją zatrzymać.

Szpital został objęty kwarantanną. Władze miasta były początkowo bardzo ostrożne, obawiając się wybuchu paniki i konieczności zamknięcia zakładów pracy, nie od razu poinformowały o zagrożeniu. Dopiero w połowie lipca, dwa tygodnie po śmierci córki Janiny P., w prasie ukazał się komunikat Prezydium Rady Narodowej ostrożnie informujący o tym, że „zarejestrowano i objęto leczeniem szpitalnym pięć przypadków, w których dotychczasowy przebieg choroby nie wyklucza ospy prawdziwej”.

Mimo tak oględnie sformułowanej informacji w mieście zapanowała panika. W szpitalu przebywało już kilkanaście osób z podejrzeniem czarnej ospy i przybywały kolejne. Niezbędne stało się tworzenie izolatoriów, ale także masowe szczepienia, żeby zapobiec dalszemu rozprzestrzenianiu się choroby.

Władze Wrocławia odwołały wszystkie imprezy masowe (z wyjątkiem festynu z okazji 22 lipca), zamknięto miejskie kąpieliska i baseny, zakazano sprzedaży wody sodowej z saturatorów, a w mieście rozlepione były plakaty z hasłem: „Witamy się bez podawania rąk”. Zamknięto szpitale, utworzono 18 izolatoriów, do których kierowano osoby mające kontakt z zakażonymi. Jednocześnie rozpoczęły się szczepienia na masową skalę. Punkty szczepień znajdowały się w przychodniach lekarskich, w szkołach i na dworcu kolejowym. Szczepienia były obowiązkowe, bez okazania zaświadczenia o szczepieniu nie wpuszczano do autobusu czy tramwaju. Na drogach wjazdowych do miasta umieszczono tablice z napisem: „Zakaz wjazdu do Wrocławia osobom nieszczepionym przeciw ospie”, a przestrzegania zakazu pilnowały umieszczone tam stałe posterunki milicji.

W mieście zmniejszył się ruch samochodowy i pieszy, opustoszały parki, sklepy i kina. Co ciekawe – nie odnotowano spadku przestępczości, natomiast wyraźny był wzrost spożycia napojów alkoholowych, panowało bowiem przekonanie, że alkohol zapobiega chorobie. A stróżom prawa przybyły nowe zadania.

MILICJA W WALCE Z EPIDEMIĄ

Komenda Główna MO zareagowała, gdy tylko epidemia ospy prawdziwej została oficjalnie potwierdzona. 19 lipca 1963 r. komendant główny skierował do komendantów wojewódzkich MO pismo opatrzone klauzulą „bardzo pilne”, informując ich o rozwoju epidemii ospy we Wrocławiu i nakazując funkcjonariuszom MO ograniczenie wyjazdów na tereny zagrożone oraz poddanie się szczepieniom przeciwospowym.

24 lipca 1963 r. komendant główny MO wydał zarządzenie, w którym określił zadania milicji na czas walki z epidemią. Działalność organów MO powinna zmierzać do nawiązania ścisłej współpracy ze służbą zdrowia i udzielania jej pomocy. W miejscowościach, w których stwierdzono obecność wirusa ospy prawdziwej, należało dopilnować przestrzegania rygorów sanitarnoporządkowych, w tym odnoszących się do ograniczeń w komunikacji i handlu, używaniu przedmiotów mogących być źródłem zarazków, odbywania targów, jarmarków, odpustów, pielgrzymek, widowisk, zgromadzeń, korzystania z zakładów kąpielowych, pralni, toalet publicznych oraz nakazu tępienia zwierząt roznoszących zarazki, przymusowych szczepień ochronnych oraz zajmowania w razie potrzeby pomieszczeń na cele związane ze zwalczeniem ospy prawdziwej (G. Trzaskowska, Na drugiej linii. Epidemia ospy prawdziwej w Polsce z 1963 r. w świetle dokumentów Służby Bezpieczeństwa).

26 lipca komendant główny wydał kolejne zarządzenie, które regulowało „formy zabezpieczenia profilaktycznego funkcjonariuszy MO i ich rodzin przed wypadkami zachorowań na ospę prawdziwą”. Wszyscy funkcjonariusze MO mieli podlegać obowiązkowemu szczepieniu i przeglądowi lekarskiemu dwa razy w tygodniu, a pełniący obowiązki przy izolatoriach nawet codziennie. Po służbie milicjanci musieli być poddani dezynfekcji.

W Komendzie Wojewódzkiej Milicji Obywatelskiej we Wrocławiu utworzono dwa zespoły, które koordynowały pracę jednostek MO na terenie miasta i województwa wykonywaną w ramach tzw. działań „przeciwospowych”. Szczegółowe raporty z tych działań były przekazywane do Komendy Głównej MO w Warszawie.

Tereny szpitali i izolatoriów, które zorganizowano w pustych w wakacje szkołach albo w rozstawionych wojskowych namiotach, odgrodzone były linami, a nawet drutami kolczastymi, i pilnowane przez patrole ZOMO. W izolatoriach warunki były spartańskie, brakowało podstawowych artykułów, środków czystości, żywności, napojów. Niektórzy izolowani próbowali uciekać do domu, inni wymykali się potajemnie do miasta po wódkę. Milicjanci musieli przeciwdziałać próbom ucieczek, nie dopuszczać do odwiedzin ze strony członków rodziny, kontrolować paczki żywnościowe przekazywane izolowanym, w których często przemycano alkohol. Po ustaleniu, że w jednym z izolatoriów wódkę dostarcza pacjentom personel szpitalny, policjanci zorganizowali zasadzkę i zatrzymali kilka osób.

Służba Bezpieczeństwa cały czas zbierała informacje o nastrojach. Wykorzystanie sprawnie działającej „esbeckiej” struktury podporządkowanej Komendzie Głównej MO w Warszawie do przesyłania informacji „ospowych” z obszaru całej Polski gwarantowało błyskawiczny przepływ informacji między poszczególnymi resortami. Koordynacją prac w zakresie zwalczania epidemii na obszarze poszczególnych województw zajmowały się wydziały zewnętrzne SB (G. Trzas-kowska, Na drugiej linii. Epidemia ospy prawdziwej w Polsce z 1963 r. w świetle dokumentów Służby Bezpieczeństwa).

Szerzyły się plotki i teorie spiskowe. Kiedy w parku koło szpitala w Szczodrem pod Wrocławiem zaczęto stawiać namioty przeznaczone na izolatoria, we wsi rozeszła się wieść, że do tych namiotów będą przesiedlani mieszkańcy, a do ich domów chorzy. Padło nawet hasło, żeby wypalić zarazę ogniem, na szczęście informację przechwyciły służby i obiekt otoczono kordonem milicji. Do podpalenia nie doszło.

POSZUKIWANIE ZARAŻONYCH

Służby sanitarne wyszukiwały osoby, które miały kontakt z chorymi. Ich nazwiska podawano do publicznej wiadomości i wzywano, żeby stawiły się izolatoriach. Za niestawienie się groziły wysokie grzywny i nawet do 3 lat więzienia.

Do zadań milicji należała m.in. pomoc służbom sanitarnym w ustalaniu miejsca pobytu osób podejrzanych o zakażenie wirusem variola vera. Ze względu na groźbę zakażenia milicjanci nie uczestniczyli w samej czynności zatrzymania. Gdy uciekiniera ze szpitala znaleziono na tzw. działkach pracowniczych, a pijany mężczyzna pluł w kierunku funkcjonariuszy, krzycząc, że wszystkich pozaraża, do zatrzymania go wezwano strażaków ubranych w kombinezony ochronne.

Ze szpitala ospowego uciekł również jeden z lekarzy. Kiedy to ujawniono, a milicja nie zastała go w domu, dość szybko ustalono, że doktor od dawna miał zaplanowaną wycieczkę do Bułgarii organizowaną przez PZMot. Wystosowano za nim międzynarodowy list gończy, został zatrzymany na granicy rumuńsko-bułgarskiej i przywieziony do kraju.

Kilka dni milicja poszukiwała taksówkarza, który wiózł zarażoną pasażerkę i o którym wiadomo było tylko tyle, że miał koszulę w kratę, a jego samochód to szara Warszawa.

Kiedy okazało się, że w jednym z budynków mieszka kobieta prawdopodobnie zakażona, trzeba było zabrać do izolatorium zarówno ją, jak i pracownice mieszczącego się w tym samym korytarzu zakładu „repasacji pończoch”. Akcję przeprowadzały służby sanitarne przy zdalnej asyście milicji. Okazało się, że „punkt repasacji pończoch” był ukrytym domem publicznym i trzeba było przewieźć na kwarantannę zarówno „pracownice”, jak i akurat znajdujących się tam kilku klientów.

ODWOŁANIE EPIDEMII

W trakcie epidemii w szpitalach i izolatoriach na terenie Wrocławia i Dolnego Śląska przebywało w sumie 3,5 tysiąca osób. Ospę prawdziwą zdiagnozowano u 99 osób, a 7 z nich zmarło (w tym dwóch lekarzy i dwie pielęgniarki).

Z epidemią we Wrocławiu walczyło prawie 1000 pracowników służby zdrowia, wspomaganych przez 157 milicjantów.

Stan epidemii odwołano 19 września. Według władz miasta trwała ona 26 dni, ale bardziej wiarygodne są dane Służby Bezpieczeństwa, według których epidemia trwała 70 dni.

Dodatkowym efektem tej epidemii były masowe szczepienia przeciwko ospie prawdziwej – we Wrocławiu zaszczepiło się 98 proc. mieszkańców, w całej Polsce ponad 9 milionów osób.

 

ELŻBIETA SITEK

W artykule wykorzystałam informacje zawarte w opracowaniu G. Trzaskowskiej, Na drugiej linii. Epidemia ospy prawdziwej w Polsce z 1963 r. w świetle dokumentów Służby Bezpieczeństwa (Archiwum Państwowe we Wrocławiu) oraz w książce J. Ambroziewicza, Zaraza.