Wszystko zaczęło się w Piekarach Śląskich. W holu tamtejszej komendy znajduje się tablica upamiętniająca milicyjny rokosz sprzed lat. Kto pamięta ówczesne polskie realia, ten wie, czym ryzykowali piekarscy funkcjonariusze, decydując się na czyn bez precedensu. Czyn, który nie mieścił się w głowach ani partyjnych decydentów, ani tym bardziej służbowych przełożonych z ulicy Rakowieckiej. Oto załoga Miejs-kiego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Piekarach Śląskich 7 września 1989 roku wys-tosowała na ręce premiera Tadeusza Mazowieckiego
LIST OTWARTY
zawierający nie tylko „pełne poparcie i lojalność” dla osoby premiera i jego przyszłego rządu, ale również 14 postulatów, wśród których kilka zabrzmiało zdecydowanie wywrotowo: całkowite oddzielenie Milicji Obywatelskiej od Służby Bezpieczeństwa, likwidacja w formacji pionu politycznego, likwidacja Wojewódzkich Urzędów Spraw Wewnętrznych i utworzenie – na wzór przedwojennej Policji Państwowej – 17 komend okręgowych, umożliwienie powrotu do służby funkcjonariuszom wyrzuconym za przekonania polityczne oraz utworzenie w MO niezależnego związku zawodowego. Dokument kończył się rewolucyjną jak na tamte czasy deklaracją: Pragniemy być stróżami prawa obowiązującego wszystkich Polaków, bez względu na przynależność organizacyjną i wyznanie. Chcemy być nie partyjną, lecz państwową Milicją Obywatelską i dlatego dzisiaj składamy legitymacje partyjne PZPR.
Inicjatorem protestu był kpt. Roman Hula, wówczas zastępca szefa MUSW ds. milicji.
– List napisaliśmy wspólnie z kpt. Januszem Strzyczkowskim, inspektorem prewencji, w pracy, podczas czwartkowego popołudniowego dyżuru – wspomina Roman Hula. – Następnego dnia, w pełnej konspiracji, przepisała go na maszynie Marysia Taberska, wdowa po tragicznie zmarłym funkcjonariuszu milicji. Następnie rozpoczęliśmy akcję zbierania podpisów. Były z tym pewne problemy, bo nie do wszystkich mieliśmy pełne zaufanie, a niektórych kolegów nie było w pracy. Poza tym baliśmy się wsypy. Wiadomo przecież, jakie zwyczaje i zależności panowały wówczas w MSW.
W piątek, 8 września, do południa list podpisało 34 funkcjonariuszy. Później z każdą godziną nazwisk przybywało. W sumie postulaty piekarskich milicjantów poparło 85 mundurowych (podoficerów i oficerów), czyli ponad 90 proc. stanu etatowego MUSW. Sygnatariusze listu zwrócili też swoje legitymacje PZPR sekretarzowi POP w jednostce.
– W nocy z piątku na sobotę – mówi Roman Hula – ruszyliśmy we czwórkę samochodem sierż. sztab. Heńka Kolendra do Warszawy. To znaczy ja, por. Krzysztof Załuski oraz dwaj opozycjoniści „z miasta”: Eugeniusz Polmański i Andrzej Sokołowski. Nie udało nam się dotrzeć do Jacka Kuronia, więc list wręczyliśmy uczestnikowi Okrągłego Stołu, posłowi Janowi Lityńskiemu, którego wyrwaliśmy ze snu. Kiedy go przeczytał, mocno, bez zbędnych słów, uścisnął mi rękę. Wtedy już wiedziałem, że dobrze trafiliśmy i że list dotrze do adresata.
List milicjantów z Piekar Śląskich trafił do gazet, pisano nawet, że to
BUNT W ŚLĄSKIEJ MILICJI
Zawrzało również w resorcie i KG MO. Rozpoczęły się wezwania oficerów na upokarzające rozmowy wychowawcze do WUSW w Katowicach, niektórych funkcjonariuszy poddano inwigilacji. Jednostkę wręcz „odcięto od świata”: telefonogramy wysyłane np. z Warszawy czy Katowic do jednostek terenowych miały dopisek: „z wyjątkiem MUSW – Piekary Śląskie”. Zabroniono także kontaktów z załogą komendy w Piekarach.
– Na nic się jednak zdały te restrykcje – kontynuuje Roman Hula. – Za nami poszli inni, masowo zaczęto mnożyć petycje formułowane w jednostkach milicyjnych różnego szczebla, gremialnie oddawano legitymacje partyjne, przystępowano do zakładania inicjatywnych grup związkowych, mimo że obowiązujące prawo nie zezwalało na takie działania.
Lubliniec, Bydgoszcz, Toruń, Kielce, Gdańsk, Bielsko Biała, Warszawa – to były następne po Piekarach miejsca „ruchu oddolnej odnowy” w szeregach MO. Kierownictwo resortu nie było już w stanie zatrzymać lawiny. Generał Kiszczak wreszcie uległ. 27 listopada 1989 r. podpisał zgodę na tworzenie w jednostkach inicjatywnych grup związkowych oraz wypracowanie przez nie koncepcji i form działania. Jednocześnie zapowiedział, że wystąpi do rządu, aby ten podjął inicjatywę ustawodawczą zezwalającą na organizowanie związków zawodowych w MSW.
Zniesienie barier formalnych w tworzeniu ruchu związkowego spowodowało, że grupy inicjatywne zawiązywały się dosłownie niemal we wszystkich jednostkach kraju – twierdzi prof. Piotr Majer z WSPol. w Szczytnie w swoim szkicu o genezie NSZZ Policjantów („Gazeta Policyjna”, nr 20 z 28 maja 2000 r.). – To z kolei wyzwoliło naturalny proces ich łączenia się w struktury wojewódzkie, a także poszukiwanie sposobów reprezentacji na szczeblu ogólnopolskim.
W grudniu 1989 r. w siedzibie „Solidarności” w Ursusie doszło do pierwszego ogólnokrajowego spotkania przedstawicieli wojewódzkich Komitetów Założycielskich NSZZ Funkcjonariuszy MO. Jego inicjatorami byli st. sierż. rez. Jan Jabłoński, jeden z liderów milicyjnego ruchu związkowego z 1981 r. (jego sylwetkę przedstawiamy obok), oraz kpt. Roman Hula z Piekar Śl. W efekcie burzliwych obrad powołano Krajowy Komitet Założycielski NSZZ Funkcjonariuszy MO. Odpowiedzią kierownictwa resortu na tę „samowolę” było zwołanie do Kiekrza k. Poznania (9–10 stycznia 1990 r.) przedstawicieli grup inicjatywnych NSZZF MO z całego kraju.
– Szefostwo MSW miało jeszcze nadzieję, że uda się zapanować nad tym oddolnym żywiołem, wprowadzając do władz związku swoich ludzi – mówi Roman Hula. – Nic jednak z tego nie wyszło. Wśród delegatów zwyciężył antykomunistyczny ruch reformatorski. Powołano tam Krajową Komisję Koordynacyjną NSZZ Funkcjonariuszy MO, a ja zostałem wybrany na jej przewodniczącego. Wybór ten potraktowałem jako dowód uznania dla wszystkich piekarskich stróżów porządku, z którymi wspólnie odważyliśmy się wystąpić przeciwko partyjnemu wszechwładztwu w szeregach MO i traktowaniu nas jako „żołnierzy” partii.
Uchwalona kilka miesięcy później przez Sejm ustawa o Policji usankcjonowała prawo funkcjonariuszy do przynależności w wolnym związku zawodowym, a piątek, 11 maja 1990 r. (data rejestracji w Sądzie Wojewódzkim w Warszawie), przeszedł do historii jako dzień narodzin Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego Policjantów. Tym sposobem długoletnia batalia kpt. Romana Huli i jego kolegów opozycjonistów o odpolitycznienie resortu spraw wewnętrznych i wprowadzenie demokratycznych zasad jego funkcjonowania zakończyła się sukcesem.
Jerzy Paciorkowski
zdj. archiwum
(na podstawie artykułu „Milicyjny rokosz” opublikowanego w numerze specjalnym „Policja 997” w kwietniu 2015 r.)