Czym różni się Pana służba od służby akredytowanego przez MSZ oficera łącznikowego polskiej Policji?
– Chociażby czasem służby. Oficerowie łącznikowi na okres delegowania są pracownikami MSZ. Podstawowy czas takiej służby to cztery lata, z możliwością przedłużenia o kolejne cztery. W Interpolu po wygraniu konkursu otrzymuje się trzyletni kontrakt. Po trzech latach, jeżeli Interpol jest zadowolony i ma chęć utrzymać pracownika, zwraca się z prośbą do jego kraju o przedłużenie kontraktu o kolejne trzy lata. I na tym się kończy. Chyba że ktoś chce się starać o jakieś stanowisko, ale to już jest poza Policją. Moja służba zakończy się w listopadzie 2020 r.
Dlaczego zdecydował się Pan na służbę wymagającą opuszczenia kraju i zmiany całego dotychczasowego życia?
– Jeżeli chodzi o współpracę międzynarodową, to można śmiało powiedzieć, że to nie ja się zdecydowałem, ale że to ona mnie znalazła. Służyłem w Komisariacie Policji w Lublinie, gdzie byłem dzielnicowym. W 2006 r. został ogłoszony konkurs na dzielnicowego roku w naszym mieście, w którym zająłem miejsce w ścisłej czołówce. Nagrodą było dwutygodniowe szkolenie w Holandii. Znałem język, więc chętnie pojechałem. Dwa lata później komendy wojewódzkie tworzyły stanowiska oficerów kontaktowych do spraw międzynarodowej współpracy Policji. Wyjazd do Holandii sprzed dwóch lat spowodował, że znalazłem się na liście osób znających język angielski. Wygrałem konkurs i od 2008 r. zajmowałem się współpracą międzynarodową jako oficer kontaktowy KWP w Lublinie. W 2011 r. aplikowałem na stanowisko oficera łącznikowego przy Europolu. Zostałem przyjęty. Była to służba w sześciomiesięcznych rotacjach, pracowałem od lutego do sierpnia 2011 r. Spodobało mi się i zacząłem szukać możliwości wyjazdu. Na stanowisko oficera łącznikowego przy ambasadzie trochę brakowało mi rangi, bo tam brani są pod uwagę oficerowie od stopnia podinspektora wzwyż. Natomiast w przypadku Interpolu spełniałem kryteria. Przeszedłem kwalifikacje w KGP, zostałem wystawiony na jedno ze stanowisk jako kandydat, ponieważ Polska nie ma przypisanych funkcji, jakie obsadza. Na miejscu wygrałem konkurs na stanowisko oficera regionalnego do spraw współpracy w regionie europejskim, gdzie m.in. skutecznie wspomogłem kandydaturę Polski na organizatora Europejskiej Konferencji Regionalnej, która odbędzie się w tym roku w Katowicach. Po trzech latach Interpol wystąpił o przedłużenie kontraktu. Otrzymałem zgodę z Polski. Stwierdziłem, że trzeba się rozwijać i wystartowałem w konkursie na stanowisko kierownicze. Od kwietnia 2018 r. jestem koordynatorem Poddyrektoriatu ds. Kryminalistyki i Zarządzania Danymi w Sekretariacie Generalnym Interpolu w Lyonie.
Jak łączy Pan pracę na stanowisku naczelnikowskim z funkcją oficera łącznikowego?
– Jest tu pewna dwoistość. De facto jestem pracownikiem Interpolu i wykonuję zadania na rzecz organizacji. Polska jednak, jako kraj wysyłający, potrzebuje mojej pomocy przy różnych sprawach. To są takie same zadania, jak oficerów łącznikowych przy ambasadach, których niejednokrotnie też wspieram. Chodzi tu przede wszystkim o współpracę z takimi krajami, gdzie inne kanały nie funkcjonują. SIS, Sirene, Europol działają na Starym Kontynencie, ale w przypadku porwania rok temu Polki w RPA trzeba było oprzeć się właśnie na Interpolu.
W Interpolu pracują policjanci z prawie 130 krajów świata, spośród 194 krajów członkowskich. Są w jednym miejscu, trzeba tylko umieć do nich dotrzeć, przekonać do wsparcia działań, które idą drogą oficjalną, przyspieszyć to, co można i użyć ich prywatnych znajomości. Oczywiście wszystko na zasadzie wzajemności.
Jest Pan we Francji już ponad cztery lata, domyślam się, że w tym czasie było wiele ciekawych realizacji, podczas których polskie organy ścigania otrzymały pomoc.
– Jedną ze spraw, która opisywana była w mediach, to wspomniane porwanie Polki w kwietniu ub.r. w RPA. Wszystko zakończyło się szczęśliwie dzięki działaniom m.in. kolegów z CBŚP, ale sekretów naszych działań nie ujawniamy. Były też sprawy nieprzyjemne, smutne, jak zamach w Nicei 14 lipca 2016 r., gdzie wśród ponad 80 ofiar znalazły się także dwie Polki. Jest wiele spraw dotyczących ustalenia tożsamości, poszukiwania osób zaginionych, zabójstw. Wszystkie tego typu sprawy realizujemy na bieżąco. Nie ma się czym chwalić, ja jestem małym trybem w dobrze działającej maszynie. Na każdy sukces składa się praca wielu osób – zarówno oficera kontaktowego w komendzie wojewódzkiej, jak i dyżurnego KGP. Polscy policjanci zagranicą pomagają przyspieszyć sprawy, które idą oficjalnym kanałem, albo… gdy inne drogi zawiodą i liczy się dosłownie każda minuta. Zwykle takie telefony z Polski są do realizacji „na już” albo „na wczoraj”, bo nie dało się inaczej.
Jak rodzina podchodzi do Pana pracy?
– Mieszkam z rodziną od początku wyjazdu. To jest najważniejsza sprawa i zawsze w gronie policjantów pracujących zagranicą to podkreślamy. Wszystko trzeba zaplanować. Nie można zakładać, że pojadę sam, a w domu wszystko jakoś się ułoży, bo to na dłuższą metę się nie sprawdza. Gdy wyjeżdżaliśmy, mój syn miał sześć lat, zaczął szkołę we Francji. Świetnie się zaaklimatyzował, teraz biegle mówi po francusku. Dla rodziny ten wyjazd też był wyzwaniem, wcale nie mniejszym niż dla mnie.
Dziękuję za rozmowę.
PAWEŁ OSTASZEWSKI
zdj. autor
Kom. Grzegorz Kanios
Ukończył studia administracyjne na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie. Z Policją związany jest od 2001 r. Zaczynał w OPP w Warszawie, potem służył w Zespole Patrolowo-Interwencyjnym KP V w Lublinie, gdzie został dzielnicowym. Od 2008 do 2014 r. służył jako oficer kontaktowy ds. międzynarodowej wymiany informacji kryminalnych w Wydziale Wywiadu Kryminalnego KWP w Lublinie, z półroczną służbą na stanowisku oficera łącznikowego polskiej Policji przy Europolu w Hadze. Ukończył wiele kursów i szkoleń międzynarodowych. Brał udział w wymianach policyjnych CEPOL i IPA oraz dwukrotnie jako ekspert doradca w operacjach międzynarodowych na drogach w Holandii „CC E 30” w 2011 r. i w 2012 r. Od listopada 2014 r. służy w Sekretariacie Generalnym Interpolu w Lyonie.
Jego zainteresowania to podróże, w szczególności poznawanie miejsc niepopularnych turystycznie, odkrywanie lokalnych kultur i tradycji. Interesują go też wszelkiego rodzaju nowinki techniczne, nowe technologie i ich zastosowanie w codziennym życiu.
Ma żonę Monikę i syna Macieja.