Tissaia nie jest jednak psem służbowym, lecz prywatną suczką funkcjonariusza. Latem, gdy jej pan pełni służbę w patrolu wodnym, wskakuje z nim do łódki tylko wtedy, gdy również inne instytucje dbające o bezpieczeństwo nad wodą prowadzą działania prewencyjne.
JEDEN Z DWUDZIESTU
– Demonstracje akcji ratowniczych wzmacniają przekaz, bo ludzie, a zwłaszcza dzieci, widząc pracujące zwierzę, z większym zainteresowaniem słuchają tego, co mamy im do przekazania – mówi sierż. Przemysław Janicki.
W kraju jest tylko 20 psów posiadających certyfikat MSWiA ukończenia szkolenia ratownika wodnego, a Tissaia jest jedynym, który ma podwójny. Oznacza to, że może pracować z dwoma ratownikami: Przemysławem Janickim i jego żoną. Bo certyfikat zdobywa się dla zespołu: człowiek i pies. Prócz tego Tissaia ma czwartą certyfikację pracy wodnej, czyli najwyższą. 6-letnia suczka nie jest jedynym psem sierż. Przemysława Janickiego, który ma jeszcze młodą czarną labradorkę Sheale de Tacarville. Ten pies też kiedyś będzie ratownikiem wodnym. Żona i córki również mają swoje psy i łącznie w domu jest ich osiem.
– Ratownictwo wodne jest moją życiową pasją, którą zajmuję się poza służbą. Od 2006 roku angażuję się w tresurę psów do pracy wodnej i ratownictwa wodnego. W 2008 r. założyliśmy z grupą przyjaciół Fundację na Rzecz Psów Pracujących Psi Ratownicy.
Członkowie fundacji mają psy do poszukiwania osób w terenie otwartym i na gruzowiskach, a także pracujących w dogoterapii. Tissaia przeszkolona jest do zajęć z osobami niepełnosprawnymi i dziećmi. – Fundacja prowadzi działalność gospodarczą i wszystkie środki trafiają na zakup sprzętu – mówi sierż. Przemysław Janicki.
PIES TO WSPARCIE
Funkcjonariusz ma 45 lat, a w Policji jest od czterech. Jeszcze z „cywila” ma uprawnienia ratownika wodnego, płetwonurka, sternika motorowodnego i steromotorzysty. Nim wstąpił do Policji, był przedstawicielem handlowym, a latem wraz ze swoim psem strzegł w patrolach WOPR bezpieczeństwa na Odrze we Wrocławiu.
– Takie psy, jak moja Tissaia, nie dadzą się utopić. Wiedzą, jak mają pomóc. Szkoda, że nie mogę pełnić służby razem z nią, bo byłaby wsparciem. Tylko i aż wsparciem, bo w prawdziwym ratownictwie wodnym pies nigdy nie jest samodzielnym ratownikiem, lecz wsparciem dla ratownika. Żaden odpowiedzialny ratownik nie powierzy życia innego człowieka zwierzęciu – wyjaśnia sierż. Przemysław Janicki.
Ratownictwo wodne z wykorzystaniem psów rozróżnia ratownictwo sportowe i normalne ratownictwo wodne. W sportowym pies pewne ćwiczenia wykonuje sam. Natomiast w prawdziwym ratownictwie wodnym pies nigdy nie jest samodzielnym ratownikiem, a zawsze wsparciem dla ratownika.
Nie wszystkie rasy psów mają takie same predyspozycje do ratownictwa wodnego. Labradory są szybsze od człowieka także w wodzie, więc ratownik może je wykorzystać jako bojkę z napędem. Nowofundlandy ustępują szybkością, ale za to są silniejsze. Sam ratownik, płynąc na ratunek tonącym, za jednym podejściem może uratować tylko jedną osobę, ale gdy ma do pomocy wyszkolonego labradora – trzech ludzi, a z nowofundlandem – nawet pięć osób.
Pomoc psa w wodzie może okazać się nieoceniona, bo ratownik musi nie tylko dopłynąć do tonącego, ale także z nim wrócić. Dlatego powinien umiejętnie rozłożyć siły na całą akcję, a nie zużyć całą energię, by jak najszybciej dotrzeć do człowieka na głębi.
– Pies może pomóc w szybszym dotarciu do tonącego, a potem wyciągnąć go najłatwiejszą drogą do brzegu. Jeżeli ofiara jest nieprzytomna, ratownik, trzymając się uprzęży psa, może utrzymywać głowę ofiary nad powierzchnią wody – tłumaczy sierż. Przemysław Janicki, podając tylko przykłady współpracy człowieka i psa podczas akcji ratowniczej w wodzie.
Psów do ratownictwa wodnego w polskiej Policji jest niewiele. Dokładnie cztery. Dwa w Olsztynie, jeden w Wielkopolsce i teraz jeden przyszedł do Wrocławia. Psy przygotowywane w Zakładzie Kynologii Policyjnej w Sułkowicach szkolone do ratownictwa wodnego i wyszukiwania zapachu zwłok w wodzie wykorzystywane są przede wszystkim do tego drugiego zadania.
MOŻE NIGDY, MOŻE RAZ
Ludzie zazwyczaj toną w ciszy, średnio przez cztery minuty. Prawdopodobieństwo, że akurat w pobliżu będzie ratownik wodny z odpowiednio przeszkolonym psem, jest znikome.
– Jednak w każdym miejscu nad wodą może dojść do sytuacji, w której człowiek tonący będzie potrzebował pomocy – mówi sierż. Przemysław Janicki. – Dlatego każdą wolną chwilę spędzam nad wodą. Oczywiście z psem.
ANDRZEJ CHYLIŃSKI
zdj. Andrzej Chyliński, psiratownicy.pl