Strona główna serwisu Gazeta Policyjna

Dobre słowo jest ważne

Rozmowa ze st. sierż. Dominikiem Zielińskim

Dzień dobry, Aleksandra Wicik z miesięcznika „Policja 997”, dzwonię do Pana w sprawie…

– Eseju wysłanego na konkurs? Zostałem do publikacji już tylko ja z wyróżnionych. Dzień dobry!

Zgadza się. I na koniec drukujemy Pana historię z młodzieńczych lat o tym, jak policjanci podwieźli Pana do domu. To zaważyło na decyzji o wstąpieniu do Policji?

– Nie, ta historia wydarzyła się naprawdę, ale trochę ją ubarwiłem dla lepszej lektury. Od sześciu lat jestem policjantem, a od czterech rzecznikiem prasowym KPP w Wągrowcu, akurat miałem urlop, kiedy dowiedziałem się o konkursie i postanowiłem coś napisać. A do Policji zdawałem dwa razy: raz w trakcie studiów, a drugi raz kilka lat po ich zakończeniu. Udało się za drugim razem.

A komu się Pan pochwalił wyróżnieniem w konkursie?

– Nie przyznałem się nikomu, że coś wysłałem, ale kiedy na stronie świętokrzyskiej policji pojawiła się lista nagrodzonych, powiedziałem o tym mojej pani komendant i dałem jej esej do przeczytania. Chciałem, żeby to, co napisałem, było inspiracją dla innych policjantów: jesteśmy małą komendą, wszyscy się dobrze znamy i pomagamy sobie. Moja historia z dzieciństwa pokazuje, jak ważna to była sprawa dla małego chłopaka, którym wtedy byłem, że policjanci chcieli mi pomóc, wystarczyło ich dobre słowo, żebym nabrał do nich zaufania.

Faktycznie, czasami jedno spotkanie ze stróżem prawa może zaważyć na postrzeganiu całej formacji…

– Niedawno miałem takie zdarzenie: dyżurny wysłał mnie do szpitala, gdzie znajdował się nietrzeźwy do nieprzytomności 14-latek. Do szpitala przywiozła go pewna kobieta – zauważyła na ulicy trzech pijanych nastolatków i dosłownie zgarnęła ich z chodnika. Pomyślałem, że warto napisać list gratulacyjny dla niej, a w końcu sam do niej pojechałem z tym listem i odczytałem jej w domu. Kiedy jej podziękowałem w imieniu Policji, widziałem jej wzruszenie i poczucie, że jest doceniona – przecież naprawdę zachowała się rewelacyjnie! Okazało się, że sama ma syna w podobnym wieku i zachowała się tak w dyktat matczynego serca, bo widziała w tych nastolatkach własne dziecko.

Dziękuję za rozmowę.

ALEKSANDRA WICIK
zdj. z archiwum Dominika Zielińskiego