„Wiem, że objęcie mnie procedurą „Niebieskie Karty” było ważne, ale najważniejsze jest to, że znalazł się ktoś, kto pomógł mi nie tylko jako policjant, ale jako najwspanialszy przyjaciel” – napisała Weronika, mieszkanka Głuchołaz, zgłaszając st. sierż. Annę Jakimiszyn do X edycji konkursu „Policjant, który mi pomógł”.
Nie dawała sobie rady od dawna. Poniżanie, krzyki, wyzwiska, pretensje. Żyła w strachu. A przy niej dwójka dzieci, mały Olek i nastoletnia Oktawia. Czy ktoś mi pomoże? – krzyczała w myślach i każdego dnia przekonywała siebie, że powinna pójść na Policję i poprosić o pomoc.
– Nigdy jej nie zapomnę – opowiada st. sierż. Anna Jakimiszyn, dzielnicowa w Komisariacie Policji w Głuchołazach. – Szczególna osoba. Wyjątkowa. Dlaczego? Bo przyszła do nas i chciała pomocy.
PRZYSZŁA ZBADAĆ GRUNT
Oczywiście nie było takie proste powiedzieć od razu, że konkubent się nad nią znęca. Bo przecież już nie bił. Więc właściwie nie miała czego zgłaszać. I tak nikt by jej nie uwierzył. Może pomyśleliby, że przesadza. Dlatego postanowiła, że pójdzie i powie, że ma problemy z córką. Bo przecież miała. Oktawia trochę rozrabiała, na co dzień widywała agresywnego ojca, to wszystko miało na nią zły wpływ. Gdy przyszła do komisariatu, zobaczyła kobietę w mundurze. Ta patrzyła na nią, słuchała jej, obiecała pojawić się w domu. Zapytała nawet, czy oprócz córki jest jeszcze jakiś inny problem, ale wtedy jeszcze Weronika nie miała odwagi, żeby się przyznać.
– Czułam, że coś jest nie tak – mówi dzielnicowa. – Pamiętam, że spuściła głowę, zawstydziła się. Wiedziałam, że nie mogę naciskać. Że muszę poczekać. Miałam nadzieję, że jak pojadę do niej do domu, dowiem się czegoś więcej.
Potem, po czasie, gdy już znały się na tyle, że mogły otwarcie ze sobą rozmawiać, st. sierż. Anna Jakimiszyn zapytała: – Pani była wtedy badać grunt? Weronika przyznała: – Przyszłam zobaczyć, czy są tu ludzie, którzy mogą mi pomóc.
BŁAGANIE O POMOC
Sytuacja w rodzinie Weroniki zrobiła się tak napięta, że zanim dzielnicowa zdążyła pojawić się u niej w domu, ona sama poszła do Ośrodka Pomocy Społecznej, żeby zrezygnować z 500+. Powiedziała, że nie chce tych pieniędzy, bo konkubent cały czas ją oskarża, że wydaje je nie na to, co trzeba. Zarzucał jej, że kupuje dzieciom soczki i serki, ubrania i tysiąc niepotrzebnych rzeczy.
– To był przełomowy moment. Pani Weronika otworzyła się, powiedziała o wszystkim, co dzieje się w jej domu. To była przemoc. Jej rodzina została objęta procedurą „Niebieskie Karty” i jeździłam do nich często – opowiada st. sierż. Anna Jakimiszyn.
Dla dzielnicowej i pani z OPS było jasne, że najlepiej będzie odseparować ofiarę od sprawcy. Mieszkali na uboczu, w wynajmowanym domu. Sąsiedzi nie mieli pojęcia, co się u nich dzieje. Weronika nie mogła liczyć na ich pomoc. Nikt z nich nigdy nie był świadkiem jakiejkolwiek przemocy w tej rodzinie. Wręcz przeciwnie. Byli zdziwieni, gdy prawda wyszła na jaw.
– Któregoś dnia pojechałyśmy z panią z OPS do nich, żeby porozmawiać ze sprawcą. Wpadł w furię. Wykrzyczał, że on się już nie znęca fizycznie. Przyznał, że prowokuje, awanturuje się. Czyli stosuje przemoc psychiczną – opowiada dzielnicowa.
SPRAWCA UKARANY
Mieli dowód. Policjantka złożyła zawiadomienie o popełnianiu przestępstwa. Mężczyzna przyznał się i zgodził na dobrowolne poddanie się karze, a Weronika razem z dziećmi wyprowadziła się do wynajętego mieszkania. We wszystkim pomogła jej dzielnicowa. W znalezieniu lokum, w transporcie, w zbiórce najpotrzebniejszych rzeczy, w tym sprzętu AGD, ubrań. Kobieta nie miała nic.
Weronika, dziękując za pomoc, napisała: „Pani Ania dała mi tyle nadziei, wsparcia. Jest ze mną w każdym momencie, w złych chwilach dzielnie z całych sił wspiera mnie, dodaje otuchy. Mimo że miałam chwile zwątpienia, nigdy mnie nie zostawiła. Pomaga mi rozwiązać każdy problem w dzień i w nocy. Pomogła mi odnaleźć miejsce na ziemi, gdzie czuję się bezpiecznie razem z moimi dziećmi”.
Wdzięczna jest też jej córka Oktawia: Chciałam powiedzieć, że nasza pani dzielnicowa jest super, pomaga mojej mamie, a także mnie. Dzięki pani Ani mam teraz spokój i czuję się bardzo bezpiecznie razem z moją mamą i małym braciszkiem. Teraz, gdy widzę uśmiech na twarzy mojej mamy, wiem, że to za sprawą naszej pani dzielnicowej, bo nie zostawiła mnie i mamy z problemami.
ANNA KRAWCZYŃSKA
zdj. Andrzej Mitura