Strona główna serwisu Gazeta Policyjna

Czujemy ciężar odpowiedzialności

Z nadinsp. Janem Lachem, zastępcą komendanta głównego Policji rozmawia Klaudiusz Kryczka.

Dokumentów w KGP powstają setki, jednak ten, o którym rozmawiamy, Krajowy program działań Policji na rzecz bezpieczeństwa pieszych w 2017 r., tym różni się od innych, że bezpośrednio dotyczy ludzkiego życia i to nie jednego, a kilkuset rocznie. Czy ci, do których jest adresowany, mają świadomość, jak wiele od nich zależy?

– Tak. Ponad ośmiuset pieszych, którzy zginęli na polskich drogach w ubiegłym roku, pokazuje wagę problemu, z którego wszyscy w ruchu drogowym zdajemy sobie sprawę. Bezpieczeństwo pieszych jest tym elementem, na który zwracamy szczególną uwagę i robimy wszystko, by je poprawiać. Wszystko oczywiście na miarę Policji, bo przecież jesteśmy jedną z wielu instytucji odpowiedzialnych za tę sferę. Program, o którym mowa, naszą aktywność systematyzuje precyzyjnie, rozpisując zadania i wskazując odpowiedzialnych za ich realizację. Został zbudowany m.in. w oparciu o doświadczenia, jakie zebraliśmy, realizując analogiczny program w latach 2015–2016, a także o wskazania Najwyższej Izby Kontroli.

Ten ciężar odpowiedzialności czujemy także dlatego, że choć jesteśmy jedną z wielu instytucji odpowiedzialnych za bezpieczeństwo w ruchu drogowym, to jednak przez większość obywateli, pewnie dlatego, że spotykają nas na drogach, jesteśmy traktowani jako ta najważniejsza. I przed tą rolą nie uciekamy. Dopinguje nas ona do jeszcze większych starań, a że przynoszą one wymierny efekt, świadczą dane wieloletnie. Owszem, 800 zabitych pieszych to wciąż dużo, ale znaczne mniej niż w latach ubiegłych. Powodów tej poprawy jest wiele, ale cieszy, że dotarliśmy do świadomości policjantów ruchu drogowego, uczuliliśmy ich na ten konkretny aspekt. Policjant, wychodząc do służby, zwraca uwagę na wszystkie aspekty, na wszystkie naruszenia przepisów, ale dziś wie, że te związane z bezpieczeństwem pieszych są priorytetem. Nie tylko wie, ale też tę wiedzę przekłada na konkretne działania. 

Dane, o których mówimy, w jakimś sensie świadczą, że najważniejsze zadanie, wymienione jako pierwsze w ustawie o Policji, mówiące o ochronie życia i zdrowia obywateli realizuje się w sposób szczególny w ruchu drogowym.

– W pełni zdajemy sobie z tego sprawę. Jeśli mówimy o ochronie ludzkiego życia choćby przez działania profilaktyczne, to w sferze ruchu drogowego można zrobić naprawdę bardzo wiele. Ale najważniejsze, że tę możliwość potrafimy wykorzystać. Porównując poziom bezpieczeństwa pieszych, czy w ogóle w ruchu drogowym, dziś i w latach 90., okazuje się, że to dwie zupełnie różne rzeczywistości. W latach 90. na drogach ginęło blisko 8 tys. osób, obecnie około 3 tys.

Jednym z zadań zawartych w programie jest działalność edukacyjna. Jest ona realizowana w różny sposób, m.in. przez konsultacje społeczne. Czego policjanci dowiadują się od obywateli na takich spotkaniach?

– Rzeczywiście bezpieczeństwo w ruchu drogowym jest stałym elementem przeprowadzanych konsultacji społecznych. Ma to też swoje odzwierciedlenie w tematyce zgłoszeń mieszkańców w Krajowej Mapie Zagrożeń Bezpieczeństwa.  Czasami inicjatywa wychodzi od policjantów, czasami to obywatele inicjują rozmowę na ten temat. Bywa tak, że spotykamy się w miejscu, w którym niedawno doszło do wypadku drogowego, co oczywiście kierunkuje rozmowę, ale nawet jeśli tak nie jest, to i tak uwagi obywateli są z reguły bardzo rzeczowe. Dotyczą konkretnych miejsc, konkretnych zachowań czy zjawisk. Nie zawsze proponowane czy oczekiwane reakcje są możliwe, bo wbrew często wyrażanym na spotkaniach wyobrażeniom nie za wszystko Policja odpowiada. Ale nawet jeśli rozwiązanie danego problemy leży poza naszymi kompetencjami, policjanci przekazują uwagi właściwym adresatom. Na takich spotkaniach słyszymy, że potrzebny jest chodnik, że przydałby się próg zwalniający przy pasach obok szkoły, że samo przejście można by lepiej oświetlić, albo że potrzebne są pasy w miejscu, które zwyczajowo i tak traktowane jest jak przejście dla pieszych. Cenne są dla nas uwagi dotyczące miejsc, zdaniem obywateli, niebezpiecznych. Te odczucia nie zawsze muszą być zgodne z obrazem, jaki wyłania się z naszych statystyk, ale każdy taki sygnał wymaga analizy. Jeśli ludzie twierdzą, że w jakimś miejscu nie czują się bezpiecznie, to choć nie odnotowujemy tam wypadków drogowych, musimy ten sygnał sprawdzić. Ludzie na ogół wiedzą, czego chcą, coraz częściej zdają sobie sprawę, co wpływa na ich bezpieczeństwo. I jest to także efekt wieloletniej pracy Policji i innych instytucji w zakresie edukacji i profilaktyki. Oczywiście z różnych powodów nie każdy postulat, choćby racjonalny, zostanie zrealizowany przez Policję lub inną instytucję. Zawsze jednak staramy się znaleźć takie rozwiązanie, które jest możliwe i jednocześnie realnie wpłynie na poprawę bezpieczeństwa.

Czy z rozmów, które policjanci ruchu drogowego prowadzą z obywatelami, badań, które przeprowadzacie, wynika, że ludzie są świadomi, jak sami mogą poprawić swoje bezpieczeństwo, np. przez używanie odblasków?

– Taka świadomość istnieje i wiemy to nie tylko od policjantów, wynika to także ze statystyk. Widać w nich, że od dwóch lat więcej wypadków z udziałem pieszych jest powodowana przez kierowców niż przez pieszych. Wcześniej te proporcje były zbliżone. Ale wiemy też, że z tą świadomością mogłoby być lepiej. Wciąż jest wiele zachowań, które z jednej strony w znacznym stopniu zwiększają zagrożenie, a z drugiej łatwo je wyeliminować. Mam tu na myśli słuchawki w uszach, wzrok wpatrzony w ekran smartfona czy głęboko naciągnięty na głowę kaptur. Wszystko to samo w sobie nie jest niczym złym, ale jeśli dzieje się w ruchu drogowym, na przejściu dla pieszych, to może mieć duży wpływ na powstanie zagrożenia, nawet jeśli ciężar odpowiedzialności w takiej sytuacji spoczywa głównie na kierującym. Z takimi nawykami cały czas walczymy. Zarówno bezpośrednio na ulicy, choć niekoniecznie za pomocą mandatów, ale także rozmową, przestrogą czy wręczonym odblaskiem, jak i realizując samodzielnie bądź włączając się w dobrze zaprojektowane, właściwie zaadresowane i wykonane kampanie społeczne. One wciąż są jedną z najskuteczniejszych form dotarcia do obywatela.

Tę świadomość widać także w kontaktach z policjantami na spotkaniach, festynach czy piknikach. Często mamy w takich sytuacjach różne elementy profilaktyczne. Odblaski rozchodzą się zwykle jako pierwsze. Także dlatego z funduszy szwajcarskiego i norweskiego zakupiliśmy wiele tysięcy odblasków, które trafiły już do jednostek, a docelowo trafią to obywateli, poprawiając ich bezpieczeństwo.

Czy jednak nie jest prawdziwa teza, że przełom w świadomości obywateli nastąpi dopiero wtedy, kiedy wychowanie komunikacyjne na stałe wejdzie do programów nauczania? Kampanie, nawet najlepsze, kiedyś się kończą, a ich przekaz z upływem czasu blaknie.

– Każde dziecko jest uczestnikiem ruchu drogowego. Każde jest pieszym, a większość z nich w przyszłości stanie się kierującymi. Ta oczywista konstatacja jest najlepszym dowodem, że tak powinno być. Obecna reforma edukacji jest szansą, by w programach nauczania uwzględniono te elementy. Takie zabiegi są czynione w Ministerstwie Edukacji Narodowej. Zdaję sobie sprawę, że szanse na to, że kiedyś powstanie odrębny przedmiot wychowanie komunikacyjne są znikome, ale już rozwiązanie, by np. co czwartą pełną godzinę wychowawczą poświęcić tym zagadnieniom, jest realne. A zagadnień, które powinny być omawiane na takich zajęciach, na pewno nie zabraknie.

Co w przyszłości. Pojawią się nowe zagrożenia, znikną istniejące?

– Chyba raczej to drugie. W przyszłości, którą możemy sobie wyobrazić, nie dostrzegamy zagrożeń, które mogłyby znacząco pogorszyć bezpieczeństwo pieszych. Owszem, pojawiały się głosy, że takie zagrożenia mogą być związane z upowszechnianiem się samochodów elektrycznych czy autonomicznych, czyli tych bez kierowcy. Ale na razie to się nie potwierdza. Samochodów elektrycznych w Polsce jest wciąż bardzo mało, ale w Europie Zachodniej są one coraz bardziej popularne. Z rozmów z naszymi kolegami z Norwegii, Niemiec, Francji czy Wielkiej Brytanii nie wynika jednak, że przyczynią się one, np. przez fakt, że są znacznie cichsze od pojazdów tradycyjnych, do większej liczby wypadków.

Sądzimy, że zagrożenia będą maleć. Oprócz rosnącej świadomości uczestników ruchu drogowego będzie to miało związek również z upowszechnianiem się coraz doskonalszych rozwiązań technicznych stosowanych w samochodach, także dotyczących bezpieczeństwa pieszych, np. czujniki na podczerwień, które pomogą kierowcy dostrzec pieszego i odpowiednio zareagować. Poprawa będzie się też wiązała z coraz doskonalszą infrastrukturą i mam na myśli nie autostrady, tylko inwestycje realizowane w małych miastach i wsiach, gdzie pojawia się coraz więcej nowych rozwiązań z myślą o bezpieczeństwie pieszych i rowerzystów. Głównie dlatego, że takich inwestycji oczekują od samorządów sami mieszkańcy coraz bardziej świadomi, jak duży ma to wpływ na bezpieczeństwo ich samych i ich rodzin.

Stale wymieniacie doświadczenia z policjami z innych państw. Czy widzicie tam jakieś rozwiązania, które chcielibyście przenieść do Polski?

– W wielu krajach, w których bezpieczeństwo w ruchu drogowym jest na wyższym poziomie niż w Polsce, uznano, że podstawowym czynnikiem wpływającym na bezpieczeństwo pieszych jest prędkość, z jaką poruszają się samochody. To z tego powodu w tak wielu miastach na Zachodzie wprowadzane są tzw. strefy 30. W Polsce też się pojawiają. Być może będą one na początku budzić kontrowersje, bo wszystko co nowe budzi niepokój, ale najważniejszy jest jednak efekt. Warto zatem sprawdzić, czy w realiach polskich nowe rozwiązania będą równie skuteczne. Inny przykład to objęcie ochroną pieszego już w momencie, kiedy zbliża się do przejścia dla pieszych z wyraźnym zamiarem przejścia przez jezdnię. W wielu krajach taka sytuacja nakłada na kierującego obowiązek ograniczenia prędkości tak, by mógł zatrzymać się przed pasami. W Polsce przed kilu laty taki pomysł był już rozważany, jednak nie został wtedy zaakceptowany. Ponieważ jednak te rozwiązania sprawdzają się w innych krajach, może warto powrócić do tego pomysłu.

Dziękuję za rozmowę.

zdj. Marek Krupa