O kolejnych zatrzymaniach osób, które podjęły próbę przeprowadzenia lub przygotowania zamachu terrorystycznego, lub rozpowszechniały dżihadystyczną propagandę, dowiadujemy się co kilka dni. Dochodzi do nich w większości europejskich państw, ale policja i służby specjalne najwięcej roboty mają w Niemczech i Hiszpanii.
NIEMCY
W Niemczech muzułmanów jest już ponad 4 mln. Tylko w 2015 roku Niemcy przyjęły ich około miliona. Liczbę meczetów i sal modlitewnych podaje się w tysiącach. Na liście niemieckich służb znajduje się prawie 2 tys. nazwisk radykałów określanych jako skłonnych do przemocy, np. podłożenia bomby, zabójstwa, także w wyniku zamachu samobójczego. W ciągu ostatniego roku lista ta powiększyła się o setki kolejnych nazwisk.
We wrześniu funkcjonariusze Federalnego Urzędu Kryminalnego, wspomagani przez policjantów krajowych (Landespolizei), weszli do kilku domów dla uchodźców w Dolnej Saksonii i Szlezwiku-Holsztynie. Z informacji, które zbierali od kilu miesięcy, wynikało, że wśród mieszkających tam ubiegających się o azyl uchodźców z Syrii mogą znajdować się dżihadyści. Zatrzymano trzech mężczyzn podejrzewanych o działalność terrorystyczną. Kilka dni później zatrzymany został 16-letni Syryjczyk, który zdaniem policji planował przeprowadzić zamach terrorystyczny. W tym celu utrzymywał kontakt telefoniczny i e-mailowy z osobami związanymi z tzw. Państwem Islamskim. To od nich otrzymywał instrukcje dotyczące konstrukcji bomby. Służbom nie udało się ustalić, co miało być celem ataku, ale w ich ocenie uchodźca z Syrii stanowił poważne zagrożenie. Miesiąc później w Lipsku zatrzymany został 22-letni Syryjczyk Dżaber al-Bakr, który – jak wynika z ustaleń niemieckiej policji – miał kontakty z Państwem Islamskim i sam planował dokonać zamachy bombowe. W mieszkaniu, w którym przebywał zatrzymany, znaleziono kilkaset gramów nadtlenku acetonu, ulubionego materiału wybuchowego terrorystów, zwanego matką szatana. Były tam także dwa zapalniki i śruby, którymi prawdopodobnie miała być wypełniona bomba. Syryjczyk do Niemiec przyjechał w lutym 2015 r. Kilka miesięcy później uzyskał status azylanta.
HISZPANIA
Zaledwie kilka dni później podobna akcja miała miejsce na Półwyspie Iberyjskim, gdzie hiszpańscy policjanci zatrzymali dwóch obywateli Maroka podejrzewanych o planowanie ataków terrorystycznych w Europie i o związki z Państwem Islamskim. Z informacji, jakie przekazało mediom Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, wynika, że jeden z zatrzymanych miał być przeszkolony w Syrii, gdzie chciał dotrzeć przez turecką granicę. Udaremniła to turecka policja, która zatrzymała Marokańczyka. Nie na długo jednak. Ten po odzyskaniu wolności wrócił do Hiszpanii, gdzie ponownie próbował nawiązać kontakt z dżihadystami. Drugi z zatrzymanych usłyszał zarzut o pomaganie temu pierwszemu w podróży na Bliski Wschód i o szkolenie go po jego powrocie na Półwysep Iberyjski.
W tym samym czasie trwała już duża wspólna operacja służb hiszpańskich, niemieckich i belgijskich, której efektem była likwidacja międzynarodowej komórki tzw. Państwa Islamskiego. Jej członkowie byli w stałym kontakcie z dżihadystami na Bliskim Wschodzie, których polecenia wykonywali. Ich najważniejszym zadaniem było propagowanie islamskiego ekstremizmu. Zatrzymano czterech Hiszpanów i Marokańczyka. Aresztowań dokonano w Barcelonie, Melilli, Wuppertalu i Brukseli. Strony internetowe, które prowadzili, w tym także na Facebooku, miały dziesiątki tysięcy obserwujących.
Kolejna operacja miała miejsce na północy Hiszpanii na początku października. Jednym z zatrzymanych był Hiszpan pochodzenia marokańskiego, drugim Marokańczyk z prawem stałego pobytu w Hiszpanii. Obaj zostali oskarżeni o przynależność do Państwa Islamskiego i działalność na jego rzecz. Miała ona polegać na rozpowszechnianiu propagandy kalifatu i rekrutowaniu ochotników do walki w jego szeregach. Od początku 2015 r. hiszpańskie służby zatrzymały 160 osób podejrzewanych o związki z dżihadystami. To, że wielu z nich to Marokańczycy, nie może dziwić. Wśród ponadpółtoramilionowej społeczności muzułmańskiej w Hiszpanii Marokańczycy stanowią około 90 proc. Liczba meczetów i sal modlitewnych w tym kraju dochodzi już do tysiąca, z czego, jak wynika z danych służb antyterrorystycznych, 10 proc. propaguje islam w jego najbardziej radykalnej postaci.
Podobne zatrzymania miały miejsce w wielu państwach Europy. Także we Francji, gdzie we wrześniu służby zapobiegły zamachowi w centrum Paryża, który miał polegać na zdetonowaniu kilku butli z gazem ukrytych w samochodzie zaparkowanym w pobliżu Notre-Dame. Zatrzymano trzy młode kobiety, które, przygotowując ten i kolejne zamachy, realizowały polecenia wydawane im przez tzw. Państwo Islamskie. Podobne operacje miały miejsce również we Włoszech, ale tam oprócz zatrzymań zapowiedziano działania także w sferze finansowania zradykalizowanych środowisk islamistycznych. W sierpniu tego roku Ministerstwo Spraw Wewnętrznych ogłosiło powstanie specjalnej komórki Gwardii Finansowej, której zadaniem będzie kontrolowanie przepływu pieniędzy, jakie trafiają, głównie z Bliskiego Wschodu, do ośrodków islamskich w całym kraju. Zdaniem szefa MSW Włoch Angelino Alfano część z nich pochodzi z radykalnych kręgów, które mogą mieć związek z przemocą i terroryzmem.
OSTRZEŻENIA
Wszystko to świadczy o tym, że zagrożenie zamachami terrorystycznymi nie maleje. Wręcz przeciwnie. Rosnące zagrożenie to w pierwszej kolejności efekt nadchodzącego kresu tzw. Państwa Islamskiego. Eksperci od dawna przekonywali, że wraz z jego upadkiem Zachód wejdzie w okres nasilonych ataków terrorystycznych. Wielu z dżihadystów podejmie próbę przedostania się do Europy, gdzie rozpoczną nowy etap walki z tymi, którzy pokonali ich na Bliskim Wschodzie. Mówił o tym w wywiadzie dla „Evening Standard” dyrektor Europolu Rob Wainwright, kiedy ostrzegał przed rosnącym zagrożeniem ze strony bojowników Państwa Islamskiego. Z informacji wywiadowczych Europolu, wynika, że przywódcy kalifatu podjęli decyzję o wysłaniu do Europy kolejnych grup dżihadystów, których ataki będą miały odwrócić uwagę od porażek ponoszonych przez Państwo Islamskie w Syrii i Iraku.
Z informacji ujawnionych przez Wainwrighta wynika, że już teraz przeciwko grupom terrorystycznym służby w całej Europie prowadzą ponad 50 śledztw i kilkaset operacji zwalczających proceder przemytu do Unii Europejskiej broni pochodzącej głównie z terenów byłej Jugosławii. To także o tym zagrożeniu mówił dyrektor FBI James Comey, który 29 września br., występując przed senacką komisją Kongresu USA, ostrzegał przed napływem do USA i Europy dżihadystów z Syrii i Iraku gotowych do dokonania ataków terrorystycznych. Jego zdaniem w ciągu dwóch do pięciu lat powstanie terrorystyczna diaspora, z jaką do tej pory państwa Zachodu nie miały do czynienia. Największe zagrożenie dla poszczególnych państw będzie pochodzić ze strony ich własnych obywateli, którzy powrócą z Bliskiego Wschodu. Silnie zmotywowani, zdeterminowani i zradykalizowani, a jednocześnie wyszkoleni i świetnie znający środowisko, w którym przyjdzie im działać, będą trudnymi przeciwnikami. Celem części z nich będzie przeprowadzenie ataku, zadaniem innych zbudowanie kolejnych siatek terrorystycznych mających stanowić fundament walki z państwami Zachodu w kolejnych latach. I choć kulminacji napływu terrorystów do Europy wszyscy spodziewają się w czasie ostatecznego upadku kalifatu, to proces ten zaczął się już na początku 2014 r. Szef Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Niemiec Thomas de Maiziere szacuje, że dziś w Niemczech może znajdować się ponad 500 dżihadystów z Państwa Islamskiego.
Ostrzeżenia płyną także z Francji. Prokurator do walki z terroryzmem Francois Molins poinformował we wrześniu, że zagrożenie terrorystyczne wciąż pozostaje wysokie, a w najbliższych miesiącach może jeszcze wzrosnąć, co ma być efektem odwrotu dżihadystów z Syrii i Iraku. Obecnie z szeregach Państwa Islamskiego walczy około 700 obywateli Francji. Ich spodziewany powrót do Europy będzie dla służb i policji ogromnym wyzwaniem, szczególnie, że już dziś biuro prokuratora Molinsa prowadzi pond 300 dochodzeń dotyczących planowanych bądź przygotowywanych ataków terrorystycznych.
O tym, że likwidacja samozwańczego kalifatu nie będzie oznaczała likwidacji organizacji Państwo Islamskie, ostrzegają także eksperci z Międzynarodowego Ośrodka Walki z Terroryzmem w Hadze. Ich zdaniem organizacja PI jest tworem bardzo elastycznym, łatwo dostosowującym metody działania do sytuacji, w jakiej się znalazło. Jej liderzy musieli brać pod uwagę także scenariusz, w którym upada stworzone przez nich quasi-państwo. I właśnie na taką ewentualność przygotowali siatki i komórki terrorystyczne także w Europie, które pozwolą im kontynuować walkę.
I ostrzeżenie najnowsze, z połowy listopada. Holender Dick Schoof, koordynator ds. działań antyterrorystycznych w wywiadzie agencji prasowej Associated Press, poinformował, że Państwo Islamskie dysponuje w Europie kilkudziesięcioma agentami przygotowanymi do przeprowadzenia ataków terrorystycznych. Jego zdaniem do tej grupy najprawdopodobniej dołączą kolejni, którzy dziś walczą w Syrii i Iraku, ale za kilka, kilkanaście tygodni, po likwidacji Państwa Islamskiego, powrócą do Europy, stwarzając realne zagrożenie dla bezpieczeństwa Europy. Obecnie, jego zdaniem, na Bliskim Wschodzie walczy 4–5 tys. dżihadystów z europejskimi paszportami. A o jej kontynuację aż do ostatecznego zwycięstwa zaapelował w listopadzie do swoich zwolenników na całym świecie przywódca kalifatu Abu Bakr al-Bagdadi. W umieszczonym w internecie nagraniu (którego autorstwo nie zostało ostatecznie potwierdzone) podkreślił rolę zamachowców samobójców, których wezwał do „siania spustoszenia w krajach niewiernych”.
KLAUDIUSZ KRYCZKA
rys. Piotr Maciejczak