Strona główna serwisu Gazeta Policyjna

W obronie mieszkańców

Ich praca to setki rozmów, wizyt w instytucjach pomocy społecznej i niezliczone kilometry wydeptane w przydzielonych rejonach. Wszystko po to, by w domach rodzin zagrożonych patologią znów zagościł spokój.

Biała Podlaska to niewielkie miasto położone na wschodzie Polski. Niegdyś prężnie działające tu zakłady zatrudniały tysiące ludzi, ale większość z fabryk już nie istnieje. Bliskość granicy z Białorusią sprawia, że na ulicach często słychać obcojęzyczne rozmowy. Dwa lata wcześniej w przygotowanym przez tygodnik „Polityka” rankingu jakości życia w polskich miastach na prawach powiatu Biała Podlaska w kategorii bezpieczeństwa zajęła 6. miejsce. Większość mieszkańców wiedzie tu spokojne życie, ale kwitnący przemyt ułatwia dostęp do taniego alkoholu. Jego nadużywanie jest częstą przyczyną rodzinnych tragedii. Wiedzą o tym bialscy dzielnicowi, którzy przyznają, że najczęściej zajmują się zwalczaniem przemocy domowej. Nad bezpieczeństwem mieszkańców czuwa dziesięciu dzielnicowych. Ośmiu w miejskich dzielnicach, pozostali w podzielonej na dwa rejony gminie. Na rozmowę o codziennej służbie zdecydowało się dwóch z nich.

ŁĄCZNICY

Obaj skromni, nieprzyzwyczajeni do opowiadania o sobie, bo zazwyczaj pełnią rolę słuchaczy. St. asp. Marcin Oniszczuk i mł. asp. Łukasz Abramowski pochodzą z miasta, w którym pracują. Pierwszy służbę zaczynał w 2006 r. jako funkcjonariusz Zespołu Patrolowo-Interwencyjnego Wydziału Prewencji Komendy Miejskiej Policji w Białej Podlaskiej, by dwa lata później objąć stanowisko dzielnicowego, a od 11 lipca br. pełni obowiązki asystenta w Wydziale dw. z Przestępczością Gospodarczą KMP w Białej Podlaskiej. Mł. asp. Łukasz Abramowski do Zespołu Dzielnicowych KMP w Białej Podlaskiej dołączył na początku 2015 roku, ale przygodę z Policją zaczął jako funkcjonariusz w Oddziale Prewencji Policji w Warszawie 12 lat wcześniej. Wspólnie przyznają, że dzielnicowi muszą być wszechstronni, bo służba ta do najłatwiejszych nie należy.

– Sytuacje bywają ekstremalne, a ludzie od przyjaźnie nastawionych, po agresywnych i niebezpiecznych. Musimy się z tym liczyć, bo olbrzymia część naszej pracy dotyczy pomocy osobom dotkniętym przemocą w rodzinie – mówi mł. asp. Łukasz Abramowski.

Często wzywani do łagodzenia sąsiedzkich konfliktów pełnią rolę mediatorów, psychologów czy prawników. Siebie nazywają łącznikami między obywatelami a Policją i przyznają, że dobrą współpracę ułatwia sytuacja, kiedy mieszkańcy sami informują dzielnicowego o problemie.

– Jesteśmy po to, żeby pomóc tym ludziom, wskazać możliwości prawne, okazać wsparcie, ale przede wszystkim zapewnić bezpieczeństwo – dodaje st. asp. Marcin Oniszczuk.

Doświadczenie nauczyło ich czujności. Wielokrotnie mieli styczność z ludźmi, którzy manipulowali faktami dla własnych korzyści.

– Musimy być ostrożni i umieć odróżnić, kto kłamie, a kto potrzebuje pomocy. Coraz więcej osób traktuje „Niebieską Kartę” jako narzędzie do walki z byłym partnerem. To strategia, by osiągnąć pozytywny dla siebie finał rozwodu w sądzie – mówi st. asp. Marcin Oniszczuk.

BEZ ROZGŁOSU

O tym, że obaj często robią więcej, niż się od nich wymaga, wiedzą mieszkańcy i współpracownicy. Mimo to nie szukają poklasku. Jako dzielnicowi nie są i nie mogą być anonimowi, ale argumentami o specyfice służby skutecznie hamują ciekawość dziennikarzy.

– Ci policjanci doskonale wiedzą, z jak dotkliwymi i bolesnymi sprawami mają do czynienia, dlatego unikają mediów i nie robią sensacji z rodzinnych tragedii. Nie są znani z gazet, ale z tego, co robią dla mieszkańców swoich dzielnic – podkreśla kom. Jarosław Janicki, oficer prasowy, a obecnie p.o. zastępcy naczelnika Wydziału Kryminalnego KMP w Białej Podlaskiej.

O oddaniu dzielnicowych wykonywanym obowiązkom zapewnia też nadkom. Ilona Wierzejska, zastępca naczelnika Wydziału Prewencji KMP w Białej Podlaskiej.

– St. asp. Marcin Oniszczuk i mł. asp. Łukasz Abramowski to policjanci, których cechuje życzliwość, wrażliwość, a przy tym stanowczość. Doskonale znają swoje rejony, angażują się w pomoc innym i są w stałym kontakcie z mieszkańcami.

Dzielnicowi ściśle współpracują z Miejskim Zespołem Interdyscyplinarnym ds. Przeciwdziałania Przemocy w Rodzinie w Białej Podlaskiej. W ciągu pięciu lat jego działalności wpłynęło tam 613 „Niebieskich Kart”, z czego 156 tylko w zeszłym roku. Większość z nich zakładana jest przez funkcjonariuszy KMP w Białej Podlaskiej.

– Przypuszczam, że w tym roku „Niebieskich Kart” wpłynie jeszcze więcej, bo na przestrzeni lat wzrasta liczba zgłoszeń dotyczących przemocy w rodzinach, a należy pamiętać, że wiele takich przypadków nadal pozostaje nieujawnionych. Tym bardziej doceniamy wsparcie naszych dzielnicowych, którzy często są obecni podczas robienia wywiadów środowiskowych, szczególnie u rodzin, w których dominują agresja i alkohol – podkreśla Barbara Gromadzka, przewodnicząca Miejskiego Zespołu Interdyscyplinarnego ds. Przeciwdziałania Przemocy w Rodzinie w Białej Podlaskiej.

ZA ZAMKNIĘTYMI DRZWIAMI

Stosowanie przemocy w rodzinie najczęściej połączone jest z nadużywaniem alkoholu przez któregoś z jej członków. Tak było w przypadku 39-letniej mieszkanki Białej Podlaskiej pani Agnieszki, ofiary przemocy ze strony męża. Dzielnicowego Łukasza Abramowskiego poznała w trudnym dla siebie i jej dziecka czasie. Atmosfera w domu była bardzo napięta. Kiedy agresywny mąż w końcu się wyprowadził, oczekiwany spokój nie potrwał długo. Okazało się, że mężczyzna zamieszkał po sąsiedzku.

– Był na tyle blisko, by wciąż mnie kontrolować i nachodzić. Na przemian prosił o wybaczenie albo groził i wyzywał. Ale zawsze wiedziałam, że mogę liczyć na pomoc mł. asp. Łukasza Abramowskiego – podkreśla pani Agnieszka.

Jak wspomina, dzielnicowy często składał wizyty jej mężowi.

– Cały czas kontrolował sytuację, odwiedzał mojego męża, upominał go i tłumaczył, jakich konsekwencji prawnych może się spodziewać, jeśli nie przestanie mnie nachodzić. Kiedy mąż po raz kolejny nie stawił się na rozprawie rozwodowej, policjant zadbał, by o każdej następnej był już dokładnie poinformowany – tłumaczy pani Agnieszka.

Podjęte działania wkrótce przyniosły rezultat, bo mąż kobiety przestał ją nękać. Ona uważa, że gdyby nie zaangażowanie dzielnicowego, mąż do dzisiaj czułby się bezkarny.  

Gdy 81-letnia pani Teresa po raz pierwszy zobaczyła mł. asp. Łukasza Abramowskiego, od razu mu zaufała, od tamtej pory zawsze wita go z uśmiechem. Niestety, tego samego nie może powiedzieć o swoim wnuku. Mieszkający w jej domu, nadużywający alkoholu mężczyzna znęcał się nad nią od lat. Dokuczał jej i sąsiadom, odgrażał się, że ją zabije, po kryjomu wynosił biżuterię, a nawet jedzenie. Kolejna nieprzespana noc uświadomiła jej, jak bardzo boi się własnego wnuka. Kiedy czuła się zagrożona, dzwoniła do dzielnicowego.

– Mł. asp. Łukasz Abramowski przyjeżdżał na każdą prośbę, dodatkowo odwiedzał nas często z własnej inicjatywy. Kiedy wnuk był agresywny, policjant potrafił go uspokoić i uświadamiał mu, że takie zachowanie jest karane nawet więzieniem. Wiele razy rozmawiał też ze mną, przekonywał, że najlepszym rozwiązaniem będzie eksmisja wnuka. Pomagał dopełnić formalności, omawiał prawne możliwości. Działania policjanta okazały się skuteczne, bo dziś wnuk już ze mną nie mieszka – wyznaje pani Teresa.

Z nadużywającym alkoholu synem 77-letniej pani Marianny próbował rozmawiać także st. asp. Marcin Oniszczuk, choć początkowo bez wyraźnych efektów. Syn kobiety latami znęcał się nad nią psychicznie, ale matczyne uczucia zawsze powstrzymywały ją przed złożeniem zawiadomienia o popełnieniu przestęp-stwa. Rozmowy dzielnicowego z agresywnym synem uspokajały go tylko na chwilę, za nic miał ostrzeżenia o grożącym mu więzieniu. Nie chciał też poddać się leczeniu.

– Gdyby nie st. asp. Marcin Oniszczuk, pewnie do dziś nie zaznałabym spokoju. To on wielokrotnie tłumaczył mi, że jeśli nie podejmę żadnych radykalnych działań, sytuacja się nie zmieni. Był konsekwentny. Widziałam jego zaangażowanie i dzięki temu czułam się bezpieczna – zaznacza pani Marianna.

Kobieta przyznaje, że pomoc funkcjonariusza była ogromna. Wspierał ją nie tylko psychicznie, ale pomagał w formalnościach, tłumaczył zawiłe sprawy prawne i kierował do odpowiednich osób i instytucji. Niedawno kobieta omal nie padła ofiarą oszustwa. Odebrała telefon od mężczyzny podającego się za jej wnuczka. Głos brzmiał nawet podobnie, ale historia nieszczęśliwego wypadku nie była już tak wiarygodna, tym bardziej że o tym, jak działają oszuści metodą „na wnuczka”, opowiedział jej już dzielnicowy. Pani Marianna nie dała się zwieść naciągaczom. W domu też zagościł spokój, bo syn w końcu trafił do więzienia.

– Czasem tylko myślę, co będzie, gdy już wróci, ale staram się nie przejmować, bo dzielnicowy Marcin Oniszczuk, mówi, że znajdzie rozwiązanie. I ja mu wierzę – podsumowuje pani Marianna.

HONORATA SZANDECKA
zdj. Jarosław Janicki