Strona główna serwisu Gazeta Policyjna

Perfekcyjni i opanowani (nr 126/09.2015)

Rozbrajają urządzenia wybuchowe, sprawdzają, czy nie ma ich w miejscach, gdzie odbywają się najważniejsze uroczystości z udziałem VIP-ów. Mowa o policyjnych pirotechnikach, od których zależy życie i zdrowie wielu ludzi.

Pierwsza komórka minersko-pirotechniczna w Policji powstała w sierpniu 1990 r. w Wydziale Antyterrorystycznym Komendy Stołecznej Policji.

Kolejne utworzono we wrześniu przy kompaniach antyterrorystycznych oddziałów prewencji Policji KWP w: Białymstoku, Gdańsku, Katowicach, Krakowie, Łodzi, Poznaniu, Rzeszowie, Szczecinie, Wrocławiu, a także przy Plutonie Antyterrorystycznym Komisariatu Policji Centralnego Portu Lotniczego Warszawa-Okęcie. Od tamtej pory wiele się zmieniło. Obecnie w Polsce jest około 150 policyjnych pirotechników, którzy służą w Wydziale Realizacyjnym KSP,  w większości policyjnych pododdziałów AT, a także w CBŚP i CSP w Legionowie. Wspierają ich policjanci z nieetatowych grup rozpoznania minersko-pirotechnicznego, które znajdują się w jednostkach terenowych Policji.

TRUDNE POCZĄTKI

– Borykaliśmy się z brakiem odpowiedniego przeszkolenia. O pomoc zwróciliśmy się do Wojska Polskiego, gdzie funkcjonowały patrole saperskie, i do Nadwiślańskich Jednostek Wojskowych MSW, gdzie działała grupa pirotechniczna – wspomina podinsp. Piotr Brzezinka, kierownik Sekcji Minersko-Pirotechnicznej Wydziału Realizacyjnego Komendy Stołecznej Policji.

Pierwsze kursy dla policyjnych pirotechników odbywały się w Wyższej Szkole Oficerskiej Inżynierii Wojskowej we Wrocławiu. Jednak nie przystawały one do realizacji zadań w Policji. Z pomocą przyszli Amerykanie. W ramach programu zwalczania terroryzmu polscy policjanci wyjechali do USA, gdzie przeszli specjalistyczne kursy, ucząc się neutralizacji urządzeń wybuchowych. W 1993 r. rozpoczęto szkolenia minersko-pirotechniczne w Centrum Szkolenia Policji w Legionowie.

– Zaczęliśmy też współpracować z policjantami z Niemiec i Izraela. Początkowo traktowali nas nieufnie. Z czasem przekonali się, że jesteśmy bardzo dobrymi fachowcami. Dziś to oni często proszą o współpracę szkoleniową – mówi podinsp. Piotr Brzezinka, który posiada uprawnienia instruktora minerstwa-pirotechniki.

PIERWSZY SPRZĘT

Na początku pirotechnicy mieli wyposażenie pochodzące z wojska, które niespecjalnie nadawało się do działań policyjnych. Pierwotnie służyło do zupełnie innych zadań. Brakowało odpowiednich strojów antyodłamkowych i narzędzi do zdalnego rozbrajania ładunków wybuchowych.

– Pierwszym profesjonalnym sprzętem, który otrzymaliśmy, były wyrzutniki pirotechniczne WP-20, tzw. armatki wodne służące do neutralizacji urządzeń wybuchowych. Jest to urządzenie produkcji krajowej, które do dziś jest chętnie używane przez pirotechników – mówi podinsp. Piotr Brzezinka.

W połowie lat 90. pojawiły się pierwsze urządzenia rentgenowskie, które pozwalały prześwietlać pakunki, przyczepy do przewożenia urządzeń wybuchowych, stroje antyodłamkowe jednego z najlepszych producentów światowych, a także wysięgniki z manipulatorem do przenoszenia niebezpiecznych przedmiotów. Nadal jednak brakowało robotów, których z powodzeniem używały policje w innych krajach. Dopiero tragiczna śmierć pirotechnika podkom. Piotra Molaka, który zginął podczas rozbrajania urządzenia wybuchowego na stacji benzynowej w Warszawie, spowodowała, że Komenda Główna Policji zdecydowała się na zakup kilku robotów pirotechnicznych. W lutym 1997 r. trafiły one do komórek minersko-pirotechnicznych w Warszawie, Gdańsku i Katowicach. Były to niemieckie MV 4 firmy Telerob. Z czasem kupiono polskie z Przemysłowego Instytutu Automatyki i Pomiarów, a niedawno Digital Remotely Operated Vehicle (ROV) firmy Allen Vanguard. Obecnie komórki minersko-pirotechniczne są coraz lepiej wyposażone, ale to nie oznacza, że mają wszystko, co potrzebują.

WOJNY GANGÓW

W Polsce w latach 90. dochodziło często do porachunków mafijnych. Przestępcy nie tylko do siebie strzelali, ale podkładali ładunki wybuchowe. Liczba zamachów bombowych urosła z 15 w 1990 r. do 131 w 1995 r. Przybywało też fałszywych alarmów i atrap bomb. Sytuacja ta spowodowała znaczny wzrost interwencji minersko-pirotechnicznych.

– Wtedy przestępcy nie robili „bomb” samodzielnie, ale zamawiali je u profesjonalistów. Nasze działania wymagały ogromnej wiedzy o coraz to nowych ładunkach wybuchowych. Zdobyliśmy bardzo duże doświadczenie, które procentuje do dziś – mówi kierownik Sekcji Minersko-Pirotechnicznej z WR KSP.

Od 2004 r. nastąpił spadek zdarzeń z użyciem „bomb”. Przyczyniło się do tego m.in. powstanie w 2000 r. Centralnego Biura Śledczego KGP, w którym znajdował się wydział do zwalczania tego typu przestępczości.

Obecnie to nie wojny gangów stanowią problem dla pirotechników, ale osoby, które rozbrajają odnalezione niewybuchy z czasów II wojny światowej, by pozyskać materiały wybuchowe lub złom, albo produkują materiały wybuchowe do zabawy. Statystyki pokazują, że tego typu praktyki są najczęstszą przyczyną niekontrolowanych wybuchów.

Ale policyjni pirotechnicy nie tylko rozbrajają wszelkiego typu urządzenia wybuchowe.

– Dużo czasu zajmują nam też zabezpieczenia różnego rodzaju imprez i zgromadzeń – mówi podinsp. Piotr Brzezinka. – Sprawdzamy pod względem pirotechnicznym miejsca, w których mają się odbyć takie imprezy.

Udręką dla pirotechników są fałszywe powiadomienia o podłożeniu ładunków wybuchowych. W 2014 roku odnotowano 337 takich zgłoszeń. Z policyjnych statystyk wynika, że najwięcej było ich w województwach mazowieckim (85) i śląskim (43), a najmniej w zachodniopomorskim (6) i podkarpackim (6).

– To dużo, mimo że są zagrożone karą do 8 lat pozbawienia wolności. Ale najgorsze jest to, że stwarzają zagrożenie dla zwykłych obywateli, angażują wiele służb i generują duże koszty – stwierdza podinsp. Piotr Brzezinka.

POTRZEBY I BOLĄCZKI

– Najbardziej brakuje nam nowoczesnych przyczep i samochodów do przewożenia urządzeń wybuchowych. Dotychczas wykorzystywane mają już ponad dwadzieścia lat – mówi kierownik Sekcji Minersko-Pirotechnicznej WR KSP.

Niestety pirotechnicy, od których pracy zależy nierzadko życie wielu osób, nie mogą wybrać sami niezbędnego, najbardziej odpowiedniego sprzętu. Wszystko trzeba zamawiać w trybie przetargowym, w którym jednym z najistotniejszych czynników jest niska cena. Tak do pirotechników trafiły lekkie stroje podchodzeniowe, których nikt nie używa, bo są bardzo niewygodne i nie nadają się do precyzyjnych działań.

– Dużym problemem jest też brak podręcznych magazynów i dostosowanych do realiów przepisów prawnych regulujących sposób bezpiecznego przechowywania materiałów wybuchowych, które wykorzystujemy do działań – zauważa podinsp. Piotr Brzezinka.

Marzeniem pirotechników jest własny profesjonalny poligon do neutralizacji, na którym znajdowałby się nowoczesny warsztat do rozbrajania urządzeń wybuchowych, jaki posiadają ich koledzy w Niemczech i Austrii. Przydałyby się także specjalistyczne szkolenia, np. z neutralizacji urządzeń wybuchowych z użyciem technik linowych i śmigłowca oraz z wykonywania prac podwodnych. W ostatnim czasie nie są organizowane, bo brakuje na nie pieniędzy. A policjanci z komórek minersko-pirotechnicznych oprócz codziennych działań muszą się uczyć. Uczyć i utrwalać zdobyte umiejętności, bo najmniejszy ich błąd może skutkować utratą życia.

ARTUR KOWALCZYK
zdj. Andrzej Mitura