Strona główna serwisu Gazeta Policyjna

W twardym świecie (nr 124/07.2015)

Służba kryminalna to wyjątkowo twardy świat. Kontakt z dramatami pokrzywdzonych i bezwzględnością sprawców, z drastycznymi zdarzeniami, okrutnymi widokami, brutalnym językiem. Ta służba, jak żadna inna w Policji, wymaga szczególnej odporności psychicznej, żeby stykając się z takim światem, żyć normalnie.

Na ponad 33 775 policjantów pełniących służbę w pionie kryminalnym 5976 to kobiety, co stanowi 17,69 proc.

GRAŻYNA – empatia i bezwzględność

Z wykształcenia jest bibliotekoznawcą, z zamiłowania plastyczką. Uwielbia robótki ręczne, haftowanie, wyklejanie papierowych kolaży. Podjęła pracę w Policji, bo chciała pomagać zagubionym dzieciakom, które weszły na przestępczą drogę. Zaczynała w 1990 roku w wydziale ds. nieletnich na warszawskim Żoliborzu. Przełożeni szybko docenili jej inteligencję, zaangażowanie i umiejętność nawiązywania kontaktu i zaproponowali pracę w wydziale dochodzeniowym. Wkrótce została zastępcą naczelnika.

– W dochodzeniówce było wtedy więcej kobiet niż mężczyzn. Świetnie się sprawdzały, bo są cierpliwe i bardzo wnikliwe – mówi Grażyna Biskupska, dziś emerytowany mł. insp. Policji.

Prowadziła wiele skomplikowanych i głośnych śledztw. Kierowany przez nią zespół doprowadził do zatrzymania zabójców maturzysty Tomka Jaworskiego, wykrył sprawców zabójstw w agencji towarzyskiej, rozbił gangi zajmujące się ściąganiem haraczy i rozbojami. Bezwzględna wobec sprawców miała jednocześnie wiele empatii dla ofiar i ich bliskich.

– Najtrudniejsze były sprawy uprowadzeń prowadzone pod presją czasu i pod kontrolą zrozpaczonej, kierującej się emocjami rodziny. Trzeba było mieć zdolności dyplomatyczne, a jednocześnie precyzyjnie pleść sieć zastawianą na przestępców – wspomina.

W 1998 roku współtworzyła w KSP Wydział dw. z Terrorem Kryminalnym, którego została zastępcą naczelnika, a potem naczelnikiem. Po trzech latach funkcjonowania tego wydziału liczba zdarzeń z użyciem materiałów wybuchowych spadła z kilkudziesięciu do kilku rocznie.

W wydziale do zwalczania terroru kobiet było niewiele. Tu dotykało się najbardziej brutalnego świata przestępczego.

– Okropne widoki, krew, ludzkie nieszczęścia to była prawie codzienność. Starałam się nie przenosić tych obrazów do domu. Wracałam w nocy z oględzin miejsca zabójstwa i gotowałam synowi obiad na następny dzień. Albo piekłam ciasto dla całego wydziału. Odreagowywałam. Może dlatego nie zniszczyła mnie ta służba – mówi – czego nie można powiedzieć o prokuraturze.

Kierowany przez nią wydział poszukiwał przestępców, którzy dokonali napadu w podwarszawskich Parolach i zastrzelili policjanta Mirosława Żaka. W marcu 2003 roku ustalono, że bandyci ukrywają się na posesji w Magdalence. Podczas próby ich zatrzymania, w akcji zginęło dwóch policjantów, kilkunastu zostało rannych, bo bandyci zaminowali teren. Po tragedii rozpętała się burza. Szukano winnych. Mimo trwającej nagonki medialnej Grażyna Biskupska nadal pracowała w KSP, a kierowany przez nią wydział odnosił sukcesy, m.in. zatrzymując Jerzego Brodowskiego, ostatniego z bandytów poszukiwanych za napad w Parolach. Kiedy w czerwcu 2004 prokurator postawił jej zarzuty o niedopełnienie obowiązków oraz o nieumyślne spowodowanie zagrożenia dla życia i zdrowia policjantów, została zawieszona w czynnościach służbowych. Sąd przywrócił ją do pracy i przeniosła się do CBŚ w KGP. Kiedy rozpoczął się proces, odeszła na emeryturę. W roku 2006, po wyroku uniewinniającym, otrzymała od ówczesnego komendanta głównego Marka Bieńkowskiego propozycję powrotu do służby. Nie chciała jednak wrócić na „front”, w CBŚ koordynowała sprawy dotyczące porwań.

– Proces i nagonka medialna nadszarpnęły mi zdrowie, miały też wpływ na mój stan psychiczny – mówiła.

Postępowanie sądowe w sprawie tragedii w Magdalence toczy się do dziś. Mimo że sąd okręgowy w 2006 roku, wskazując na liczne błędy prokuratury, uniewinnił oskarżonych, prokuratura wniosła apelację, a po następnym wyroku uniewinniającym kolejną. Po trzeciej apelacji zaczął się trzeci proces.

W 2011 roku Grażyna Biskupska ponownie odeszła z Policji w stopniu młodszego inspektora. Dziś poświęca się wychowaniu wnuków, czyta, pisze. Książka, w której opisuje najciekawsze sprawy ze swojej blisko trzydziestoletniej kariery policyjnej, jest już gotowa. Z jej wydaniem czeka na ostateczne zakończenie sprawy.

MARZANNA – łagodny głos i twarda dyscyplina

Miła blondynka o ciepłym uśmiechu, mówi spokojnie, wolno, tonem nieco perswazyjnym. Można by pomyśleć, że to cierpliwa, wyrozumiała nauczycielka. Ale podwładni wiedzą, że gdy zamiast ciepłym i miłym tonem zaczyna mówić zimnym i stanowczym głosem, wtedy naprawdę nie przelewki. Bo ta pozornie łagodna kobieta jest twardym szefem, inspektorem Policji, naczelnikiem jednego z wydziałów CBŚP, kierującym zespołem ochrony świadka koronnego. Na całym świecie tylko trzy kobiety pełnią taką funkcję.

Pracy kryminalnej uczyła się na początku lat 90. od najlepszych operacyjniaków w KWP w Łodzi, pracując w sekcji samochodowej.

– Rzadko wracałam do domu o tzw. normalnej porze. Na szczęście mąż nie pracował w Policji i był dla mnie wielkim wsparciem, podobnie jak rodzice. Z ich pomocą rodzina funkcjonowała jak należy, udało nam się dobrze wychować syna – wspomina insp. Marzanna Cieślak.

Wielokrotnie brała udział w zatrzymaniach niebezpiecznych przestępców. Nie bała się, bo zgrany zespół dawał poczucie bezpieczeństwa. Potem nastały czasy PZ i przeszła tam razem z dotychczasowym szefem. A po PZ był CBŚ, gdzie od początku zajmowała się świadkiem koronnym. W kierowanym przez nią zespole jest kilka kobiet.

– Niewiele, ale świetnie się sprawdzają – ocenia. – Szczególnie przy ochronie rodzin, tam gdzie są małe dzieci.

Szefowanie temu zespołowi łatwe nie jest, zwłaszcza że to sami bardzo doświadczeni policjanci. Wiele zależy od osobistych predyspozycji szefa, a raczej szefowej.

– Staram się wyciągać z ludzi to, co w nich najlepsze. I chyba udało mi się stworzyć dobry zespół, bo rotacja kadry jest minimalna – mówi.

RENATA – kobiecość i policyjny talent

Renata jest elegancka, szczupła, nosi wąskie spódnice i wysokie szpilki. Superkobieca. Perfekcyjna w każdym calu. Także w kwestii porządków, co spowodowało, że kiedy szefowała zarządowi CBŚ w Katowicach, dano jej przydomek „perfekcyjna pani domu”.

Zaczynała w KWP w Poznaniu, w Wydziale Prezydialnym. – Nie przypuszczałam, że już wkrótce tak odnajdę się w służbie kryminalnej – mówi insp. Renata Skawińska, naczelnik Zarządu CBŚP w Warszawie. Na początku lat 90. tworzono właśnie wydziały K-17 i ówczesny naczelnik Mieczysław Grzybowski chciał, aby w każdej sekcji była kobieta, bo to bardzo ułatwiało pracę operacyjną. Renata początkowo odmówiła, miała za sobą zaledwie kilka miesięcy służby i za mało o tej służbie wiedziała. Zgodziła się pół roku później, kiedy zorientowała się w specyfice pracy operacyjnej. Początek nie był łatwy.

– Kiedy dołączyłam do zespołu, jeden z kolegów zapytał: Co ty w ogóle potrafisz? Traktował mnie lekceważąco. A po jakimś czasie okazało się, że ten „kolega” współpracował z przestępcami – wspomina. Początkowe zadania to były lakoniczne zlecenia. Kierownik mówił: pojedziesz tu i tu, ustalisz takie i takie rzeczy. Nie informował, do jakiej sprawy. Pierwszy kontakt ze świadkami, z podejrzanymi, z gromadzeniem dowodów dotyczył sprawy przekrętów w Polmosie, skąd produkowaną tam whisky wywożono za granicę, wpisując w dokumentach inny, tańszy towar. Rozpracowaliśmy sprawę, były gratulacje od naczelnika.

Udział w pierwszej operacji specjalnej pamięta, jakby to było wczoraj.

– Koledzy z PZ potrzebowali kobiety do udziału w akcji. Mieli agenta w gangu przemycającym alkohol i ten agent – zwerbowany przestępca, bo to jeszcze nie były „przykrywki”, miał im wystawić grupę. Ale trzeba było stworzyć dobrą legendę, żeby nie musiał jechać w konwoju razem z innymi, bo wtedy podczas zatrzymania przez policję on też byłby zatrzymany. Wymyślono więc, że ten informator pojedzie z dziewczyną swoim samochodem. No i mnie zaproponowano tę rolę. Miałam przy sobie pistolet, małą berettę. Moment, kiedy wsiadłam z agentem do samochodu, był hasłem dla policjantów, że akcja się zaczęła, czyli konwój z przemytem ruszył. Nie znałam scenariusza, jedynie swój wycinek akcji i swoją rolę – miałam udawać zakochaną w swoim chłopaku. Było trochę perypetii, ale wszystko dobrze się skończyło. Grupa została zatrzymana, przemycany towar przejęty, a nasz informator wyszedł z tego cało.

– Chyba się sprawdziłam, bo krótko po tym dostałam propozycję pracy w PZ. To było wielkie wyróżnienie, czułam się bardzo dumna, bo do tego wydziału nie każdy mógł się dostać – wspomina. – W początkowym okresie w PZ na tzw. linii pracowało niewiele kobiet. Wymagano od nich tego samego, co od mężczyzn.

Potem trafiła do wydziału dw. z narkotykami, jako specjalistka od odzyskiwania mienia, bo zawsze był problem, jak się dobrać do pieniędzy, które zarobili przestępcy. Zadziałała po pegowsku – księgi wieczyste, faktury, dokumenty dotyczące działalności liderów. I udało się dobrać do ich majątków.

Kiedy została zastępcą naczelnika sekcji ekonomicznej w poznańskim PZ i kierowała głównie męskim zespołem, koledzy nie mieli problemu z tym, że rządzi nimi kobieta.

– W ciągu kilku lat zdążyli mnie poznać i przekonać się, że znam się na robocie – mówi.

Brała udział w akcjach, w pościgu za przestępcami, zawsze z bronią. Nigdy nie musiała jej użyć. Ale gdyby było trzeba, to by się nie zawahała. I zawsze czuła się bezpiecznie w zespole.

Naczelnikiem Wydziału ds. zwalczania Terroru Kryminalnego w CBŚ KGP została w 2011 roku. Najgłośniejsza sprawa, którą nadzorowała, dotyczyła tzw. bombiarzy z sieci IKEA. Kiedy po prawie dwóch latach dyrektor CBŚ zaproponował jej kierowanie Zarządem w Katowicach, miała chwilę obawy, czy sobie poradzi, bo nie kierowała dotychczas tak dużym zespołem. I rzeczywiście początki w Katowicach nie były łatwe, ale problem tkwił nie w liczebności zespołu tylko… w mentalności Ślązaków. „Jeszcze nigdy baba nami nie rządziła” – buntowali się i przyglądali jej nieufnie. A potem było ujęcie słynnego „Bombera”, za co dostali nagrody, i wiele innych spraw zakończonych sukcesem. Przekonali się, że „baba” ma talent operacyjny, zmysł organizacyjny i silny charakter. A oprócz tego wiele empatii wobec ludzi.

– Poznałam wszystkich pracowników, wiedziałam, która dziewczyna ma kłopoty z mężem, kto ma chorą matkę, kto nie może mieć dzieci, kto buduje dom. Po paru miesiącach, gdy przyjrzałam się, jak pracują, wybrałam zastępców. I kiedy już wszystko się poukładało, nastąpiła kolejna zmiana. Dostałam nowe zadanie – kierowanie Zarządem CBŚP w Warszawie.

Rodzina, to znaczy syn i wnuki, została w Poznaniu, w Warszawie Renata mieszka w tzw. kwaterze służbowej.

– Mam udaną rodzinę, pracę , która jest moją pasją, i przyjaciół. Uważam się za kobietę szczęśliwą – mówi. 

ELŻBIETA SITEK
zdj. Zespół Prasowy KSP