Strona główna serwisu Gazeta Policyjna

Maratony na siedmiu kontynentach (nr 120/03.2015)

Jest czwartym Polakiem, który przebiegł maratony na wszystkich kontynentach i stał się członkiem elitarnego 7 Continents Club. W listopadzie ub.r. dystans 42 km i 195 m pokonał na Antarktydzie. W przyszłym roku chce wziąć udział w biegu maratońskim na Biegunie Północnym. Po jego ukończeniu byłby drugim Polakiem, który sięgnął po Wielkiego Szlema Maratonów Świata.

Trzydziestodziewięcioletni podkom. Mirosław Cydzik z KMP w Olsztynie bieganiem zainteresował się późno, ale pasja zaczęła się rozwijać na tyle szybko, że w ciągu ostatnich siedmiu lat wziął udział w osiemnastu maratonach. Pierwszy był maraton krakowski w kwietniu 2009 r., gdzie uzyskał czas 4 godziny 32 minuty i 43 sekundy. Pięć miesięcy później we Wrocławiu osiągnął wynik 3:48:48. Rok później stanął na starcie swojego pierwszego zagranicznego biegu maratońskiego. Właśnie w Marrakeszu zszedł poniżej wymarzonego przez wielu biegaczy amatorów progu 3,5 godziny, uzyskując rezultat 3:28:21. Kolejną zaczarowaną granicę przekroczył w Warszawie w kwietniu 2013 r. kończąc maraton wynikiem życiowym 2:56:15.

4000 KILOMETRÓW W ROKU

– Wszystko zaczęło się w 2008 roku. Do biegania przekonał mnie kolega z wojska – wspomina olsztyński policjant. – Zawsze byłem aktywny, chętnie grałem w koszykówkę, ale biegać nie lubiłem. Szybko jednak złapałem bakcyla, a kolega namówił mnie do pierwszego startu. To był Półmaraton Świętych Mikołajów 6 grudnia 2008 r. Czas nie był imponujący, ale impreza świetna, wszyscy biegli w czapkach Świętych Mikołajów, opłatę startową przeznaczono na dom dziecka, biegacze przynosili prezenty dla dzieci. Wtedy marzyłem tylko, aby nie odpaść przed metą. Pięć miesięcy później przebiegłem swój pierwszy maraton. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, co znaczy to słowo. Trzeba mieć szacunek do tego dystansu i naprawdę dobrze się przygotować. Panuje przekonanie, że maraton zaczyna się od 35. km. Pojawiają się wtedy chochliki w oczach i można napotkać ścianę. Ścianę, która utrudnia dalszy bieg. Mając odpowiednią wiedzę, można się jednak do tego przygotować. Ja na przykład jeszcze wtedy nie wiedziałem, że podczas biegu należy co pewien czas rozluźniać ręce. W efekcie następnego dnia miałem zakwasy w… ramionach.

Mierzący 183 cm wzrostu Mirosław Cydzik pierwszy maraton przebiegł ważąc 83 kg. Teraz biega po około 4 tys. km w roku i waży 67 kg.

NA ZIEMI I POD ZIEMIĄ

Startuje nie tylko w maratonach. Podczas tegorocznej Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy funkcjonariusze różnych służb zorganizowali w Olsztynie Przedpołudniowy Orkiestrowy Bieg Mundurowych. Warunkiem uczestnictwa było złożenie datku na WOŚP. Biegli nie tylko policjanci, funkcjonariusze Służby Więziennej, Straży Granicznej czy straży miejskiej, ale także żołnierze. Mirek Cydzik dodatkowo przekazał na aukcję swoją kurtkę, w której ukończył Antarctic Ice Marathon, i voucher na trening z nim.

Oprócz maratonów olsztyński policjant startuje także w innych biegach. Jednym z ciekawszych była 12-godzinna sztafeta w Kopalni Soli w Bochni. Podczas kolejnych startów policjant poznał podobnych do siebie zapaleńców. Okazało się, że w Olsztynie też jest sporo biegaczy, także wśród policjantów.

– Ciągle nie mogę wyjść z podziwu, jak to kolega z konwojówki Tomek Łazarewicz zabiegał metodą kenijską przestępcę – śmieje się Mirosław Cydzik. – Biegł za nim ze Starego Miasta w stronę Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego. Utrzymywał tempo uciekającego tak długo, aż ten padł na ziemię. Tomek jest drobniejszy ode mnie, po co miał się szarpać z drabem, dał mu szansę wybiegać się. Potem pozostało mu już tylko założyć przestępcy kajdanki.

W Olsztynie służy także członek Reprezentacji Lekkoatletycznej Komendanta Głównego Policji Jacek Misiewicz oraz była reprezentantka Polski na Igrzyskach Olimpijskich w Barcelonie w 1992 roku w biegu maratońskim Małgorzata Birbach, obecnie Kowalewicz.

– Biegacze wzajemnie się wspierają – mówi Mirosław Cydzik. – Większość z nas, amatorów, ściga się z samym sobą, z własnymi ograniczeniami, z pokonywaniem kolejnych barier czasowych. Ja mam na przykład trenera – przyjaciela Wiesia Uryniuka, który pomaga mi bezinteresownie.

NAJLEPSZY ZESPÓŁ NA ŚWIECIE

Mirosław Cydzik do Policji wstąpił w 2001 r., kontynuując tradycje rodzinne.

– Od początku chciałem być informatykiem, ścigać przestępców, którzy grasują w internecie – wyjaśnia policyjny maratończyk. – Namiastkę tego mam, choć moja praca polega raczej na wspieraniu tych, którzy ścigają przestępców bezpośrednio.

Podkom. Mirosław Cydzik od lutego tego roku jest ekspertem Zespołu Informatyki KMP w Olsztynie, którym kieruje od lat.

– Pracuje tutaj osiem osób, wszyscy prócz mnie to cywile – mówi policjant. – Z dumą mogę powiedzieć, że to najlepszy zespół na świecie. Co więcej, mam superszefa, z którym rozmawia się na argumenty. Ale… nie zawsze tak było. Parę lat temu w ramach gwałtownego ucywilniania logistyki zostałem sam, a i praca została ta sama. Pieniędzy na pracowników cywilnych nie było. Pracowałem po kilkanaście godzin na dobę. Japoński styl pracy. Z przemęczenia wylądowałem w szpitalu, gdzie i tak miałem przy sobie dwie komórki i przynoszono mi pisma do podpisu. To było porównywalne z najtrudniejszym maratonem. Na szczęście czasy się zmieniły. Stworzyłem zespół zaangażowanych, kompetentnych ludzi, którzy dają z siebie nie mniej niż ja. Jestem spokojny, gdy wyjeżdżam na kolejną wyprawę, że wszystko będzie funkcjonować, jak należy.

MARATON ZE ZŁAMANĄ NOGĄ

Maratończycy to twardzi ludzie, a policjanci maratończycy, którzy dodatkowo musieli zmagać się z ucywilnianiem logistyki, szczególnie.

Mirosław Cydzik w 2010 r. wystartował w maratonie w Rio de Janeiro. Był to jego trzeci zagraniczny start tego roku. Kompletował już biegi do Maratońskiego Klubu Siedmiu Kontynentów oraz do Korony Maratonów Polski.

– Biegaczom życzy się złamania nogi. Tak wziąłem to do siebie, że życzenie wcieliłem w czyn – śmieje się olsztyński policjant. – Od siódmego kilometra czułem ból. Myślałem, że to zmęczenie, że przeciążyłem staw. Nie wiedziałem, że mam złamaną nogę. Potem biegłem na granicy bólu, a od 24. kilometra przeszedłem na marszobieg, lekko tylko podbiegając. Finisz jednak zrobiłem biegiem. Przygotowanie do maratonu to w 80 proc. wytrenowanie głowy, 20 proc. to trening reszty organizmu. Po biegu trafiłem do szpitala, ale tam tylko zaaplikowano mi środki przeciwbólowe, kładąc wszystko na karb przemęczenia. Nie zrobiono mi prześwietlenia. Potem jeszcze zwiedzaliśmy Brazylię, dopiero w Polsce okazało się, że złamałem kość piszczelową i dosłownie milimetrów brakowało do złamania otwartego.

Po Brazylii Mirek Cydzik musiał pauzować. Umknęła mu wtedy Korona Maratonów Polski, którą trzeba zdobyć w ciągu dwóch lat. Cierpiał i z powodu braku treningu, od którego już zdążył się uzależnić, i z powodu braku wyjazdów, gdyż starty w maratonach policjant łączy zawsze ze zwiedzaniem kraju, gdzie odbywa się impreza.

BIEG NA ANTARKTYDZIE

Po roku z okładem wystartował w maratonie w Sydney, zaliczając w ten sposób kontynent australijski. Potem były jeszcze biegi w Japonii, Kanadzie, na Jamajce, Hawajach, w Szkocji, Niemczech i Wietnamie.

Ostatnim maratonem, wieńczącym projekt „7 kontynentów”, był start 21 listopada ub.r. w Antarctic Ice Marathon. By biec na właściwym kontynencie, a nie na wyspach,  Mirek Cydzik wystartował jeszcze raz w Azji, w Wietnamie. Także teraz nie zamierzał pokonywać łatwiejszego maratonu na Szetlandach, ale zmierzyć się bezpośrednio z białym kontynentem. Trasa biegu poprowadzona była na dwóch pętlach wokół stacji Union Glacier na Antarktydzie. Policjant zgłoszony był także do biegu na 100 km, ale z uwagi na kapryśną aurę musiał wybrać. Start maratonu opóźniał się ze względu na trzydziestostopniowy mróz i szalejący wiatr. Bieg rozpoczęto, gdy temperatura wzrosła do – 15 st. C.

– Każdy obowiązkowo musiał mieć gogle – mówi policjant. – Biegliśmy po świeżo nawianym śniegu i to było najgorsze. Na szczęście na punktach odżywczych można było zostawić rzeczy do przebrania się. Zakładałem, że będę biegł rekreacyjnie – kilometr w 5 minut, po trzecim kilometrze marzyłem, żeby utrzymać tempo 6 minut na kilometr, potem – aby dobiec do mety. Pół godziny straciłem na przebieranie się, najpierw miałem za dużo warstw i się przegrzałem, potem zacząłem wpadać w hipotermię. Metę osiągnąłem jako ósmy. Nikt nie pokonał tego dystansu od początku do końca biegiem. Do tej pory najtrudniejszy był dla mnie bieg w Wietnamie, teraz to maraton na Antarktydzie.

Podkom. Mirosław Cydzik ma już plany na najbliższe dwa lata. Najpoważniejsze wyzwania to udział w maratonie na pustyni Atakama oraz 42 km i 195 m na Biegunie Północnym.

PAWEŁ OSTASZEWSKI
zdj. Krzysztof Chrzanowski (1), icemarathon.com (2) i z archiwum biegacza

Zobacz także:

Dziadek? (Nr 119/02.2015)
Sportowa rodzina (nr 118/01.2015)
Bieg Załogi i Nóż Komandosa (nr 116/11.2014)
Mundurowi w Toruniu (nr 116/11.2014)
Wyjątkowy mecz (nr 115/10.2014)
Stopnie nie grają (nr 113/08.2014)
Wzdłuż wybrzeża (nr 113/08.2014)
Policjant z czarnym pasem (nr 112/07.2014)