Start był trudny. Na początku lat 90. rozliczenie z przeszłością nie ominęło kryminalistyki. Jednak szefowi Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Komendy Głównej Policji podinsp. dr. Zbigniewowi Ruszkowskiemu nie chodziło o rozliczenie poprzedniego okresu ani o odcinanie się od wszystkiego, co było kiedyś. Postanowił dokonać weryfikacji tego, co zostało wyolbrzymione, przereklamowane i wynikało z chorobliwej chęci sukcesu za wszelką cenę. Podstawą wszelkiego rodzaju rozwoju w naukach empirycznych, także przyrodniczych, technicznych czy humanistycznych – mówił szef CLK dla „Gazety Policyjnej” (nr 9/1992) – jest rzetelna i zweryfikowana wiedza. A jeśli już wykorzystywanie tej wiedzy może decydować o ludzkim losie, gdyż ma wpływ na wyrok sądu, to rzetelność badań musi być szczególna. Przez ostatnie 40 lat eksperci kryminalistyki w milionach ekspertyz i setkach tysięcy spraw na salach sądowych udowodnili, że zasada ta jest dla nich najważniejsza. Toteż uważam, że moim obowiązkiem jest weryfikacja niektórych pseudosukcesów naszego laboratorium i laboratoriów wojewódzkich, które w przeszłości rozreklamowano ponad ich rzeczywiste znaczenie.
Ruszkowski obalanie mitów rozpoczął od badań DNA i ogłoszonego 4 lata wcześniej przez ówczesny Instytut Kryminalistyki MSW sukcesu – Polacy byli w stanie wykonywać ekspertyzy indywidualne! Wtedy nie robił tego nikt w Europie, a Amerykanie stawiali na tym polu pierwsze kroki…
NA TROPIE WAMPIRÓW I FAŁSZERZY
W 1994 roku na łamach „Magazynu Kryminalnego 997” (nr 5/1994) Elżbieta Sitek opublikowała reportaż o „Wampirze z Mokotowa”. Jak okazało się po ujęciu sprawcy, był nim 16-letni chłopak, który w ciągu zaledwie tygodnia dokonał serii napadów, kradzieży i zabójstw na terenie Warszawy. Dlatego liczył się każdy ślad pozostawiony przez przestępcę. Na bardzo ciekawy technik kryminalny natrafił na drzwiach mieszkania pierwszej ofiary, 91-letniej Danuty S. Był to ślad ucha i to odciśniętego dwukrotnie, na zewnętrznej i wewnętrznej stronie drzwi. Najwyraźniej sprawca, nim został wpuszczony, podsłuchiwał pod drzwiami, czy ktoś jest w mieszkaniu, a po zamordowaniu staruszki nadsłuchiwał przed wyjściem na korytarz, czy ma bezpieczny odwrót.
W kolejnym przypadku opisanym przez Elżbietę Sitek na łamach „MK 997” (nr 24/1994) można mówić zarówno o sukcesie, jak i o porażce daktyloskopii. Sprawa dotyczyła głośnej serii zabójstw w ówczesnym woj. piotrkowskim. Wyrafinowany morderca za każdym razem strzelał swoim ofiarom w skroń z bliskiej odległości. Policja na miejscu zbrodni ujawniała ślady linii papilarnych. Były one jednak zbyt fragmentaryczne, aby na ich podstawie prowadzić poszukiwania w Centralnej Registraturze Daktyloskopijnej. Dopiero w piątym przypadku na szybie piwnicznego okna, przez które morderca dostał się domu ofiar (małżeństwa), pozostawił wyraźne odciski kilku palców. Tym razem materiał porównawczy był wystarczający. Przez miesiąc trzy osoby wertowały kartotekę w poszukiwaniu odcisków linii papilarnych, mających te same cechy. Po ręcznym przeszukaniu 10 tys. kart natrafili na tę, na której widniały odciski palców identyczne z zabezpieczonymi na szybie w piwnicy. Wielokrotnym mordercą okazał się mężczyzna niebędący w kręgu podejrzanych, który kilka lat wcześniej został zdaktyloskopowany za drobną kradzież. Gdyby jednak ta kartoteka była skomputeryzowana, mordercę można byłoby ustalić już po drugim zabójstwie, kiedy zostawił fragmentaryczny odcisk palca. Naczelnik Wydziału Daktyloskopii w Centralnym Laboratorium Kryminalistycznym KGP Jarosław Moszczyński mówi, że jego wydział od dawna jest już przygotowany do komputeryzacji, a oczekiwanie na nią bardzo się wydłuża.
W sierpniu 1998 roku policjanci z Rzeszowa wpadli na trop nielegalnej fabryki monet pięciozłotowych. Prokuratura zarzuciła fałszerzom wyprodukowanie i puszczenie w obieg 30 tysięcy fałszywych 5-złotówek. W związku z tym zwrócono się do Wydziału Mechanoskopii ówczesnego CLK KGP z prośbą o zbadanie partii monet i stwierdzenie, czy pochodzą z rzeszowskiej „mennicy”. Plon badań przerósł najśmielsze oczekiwania. Po sprawdzeniu 680 monet okazało się, że istnieje nie jedna fabryka fałszywego bilonu, a przynajmniej jeszcze trzy inne. Na pracowników CLK padł blady strach, bo pojawiła się groźba, że będą zmuszeni sprawdzić tysiące podejrzanych monet. Problem rozwiązano w sposób najprostszy i zarazem najskuteczniejszy w świecie – pisał Tadeusz Noszczyński („Gazeta Policyjna”, nr 9/1999) – Obliczono mianowicie, ile kosztuje ekspertyza jednej fałszywej monety 5-złotowej. Okazało się, że około 3 (prawdziwe!) złote od sztuki. (…) Chyba ta kalkulacja powstrzymała prokuratury z całego kraju od zalania Wydziału Mechanoskopii postanowieniami o ekspertyzie fałszywych monet.
WIELKA REWOLUCJA, CZYLI AFIS
W 2000 roku Tadeusz Noszczyński mógł wreszcie napisać „AFIS uruchomiony! Po latach marzeń” („GP” nr 18/2000). Jest to prawdziwa rewolucja w tej dziedzinie. Do tej pory ekspertyzy daktyloskopijne tylko potwierdzały (lub wykluczały) podejrzenia wobec zatrzymanego wcześniej przez Policję sprawcy postępowania. Teraz to daktyloskopia będzie sprawcę ustalać – pisał autor.
Na efekty działania AFIS nie trzeba było długo czekać. Dwa lata później „Gazeta Policyjna” (nr 13/2002) zamieściła tekst pod wszystko mówiącym tytułem „Lawina identyfikacji”. Dzięki posiadanym możliwościom udało się rozwiązać sprawę z 1984 roku brutalnego morderstwa dwóch kobiet. Podobnie było w przypadku innego śledztwa prowadzonego w Niemczech 15 lat wcześniej, w którym złodziej strzelał do goniącego go sprzedawcy. Okazało się, że złoczyńcą był mieszkaniec Łodzi, który na miejscu zdarzenia zgubił pudełko zapałek (a na nim odciski palców). Od uruchomienia AFIS w Polsce ustalono ponad 4 tysiące osób, (które np. podały nieprawdziwe dane podczas zatrzymania), zidentyfikowano 114 nieznanych zwłok, dopasowano ślady linii papilarnych pochodzących z 450 miejsc przestępstw.
Najstarszą sprawę o zabójstwo, wyjaśnioną przez Policję po ponad 18 latach, opisał Piotr Machajski („Policja 997”, nr 10/2006). Choć zabójca homoseksualisty Tomasza K. pozostawił na miejscu zbrodni wiele śladów, w 1987 roku nie udało się wykryć sprawcy. W 2006 roku wykorzystano AFIS. Kilkadziesiąt odcisków linii papilarnych zebranych przez milicjantów w warszawskim mieszkaniu zostało wprowadzonych do komputera. System dał pozytywną odpowiedź w jednym przypadku: ślad ze szklanki należy do Janusza J., dziś 43-latka. Mężczyzna do morderstwa sprzed lat przyznał się od razu.
POTRZEBA MATKĄ WYNALAZKÓW
Kiedy w latach 90. w CLK KGP powstał pomysł na nowe urządzenie, dające możliwości badania dokumentów najnowocześniejszą techniką w podczerwieni i ultrafiolecie, okazało się, że… nikt go nie produkuje. I tak potrzeba stała się matką kolejnego wynalazku i dzięki współpracy specjalistów CLK i Polskich Zakładów Optycznych powstał mikroinfraskop. Urządzenie to pozwoliło na ujawnianie wszelkich fałszerstw lub przeróbek oraz odczytywanie dokumentów, które celowo zamazano, przeleżały wiele lat w ziemi, czy zostały nawet spalone. W mikroinfraskopie widać po prostu wszystko. Także to, co dotąd było niewidzialne („MK 997” nr 23/1995).
Polska, niestety zawsze była w czołówce produkcji amfetaminy. Nie pozostało to jednak bez reakcji polskiej Policji i w Wydziale Fizyko-Chemii CLK KGP uruchomiono laboratorium zajmujące się profilowaniem tego narkotyku. Jedno z dwóch takich wówczas na świecie! („MK 997”, nr 8/1996). Dzięki badaniom zanieczyszczeń amfetaminy i współpracy ze służbami kryminalnymi, policjanci wiedzieli dokładnie, ile np. w danej chwili pracuje laboratoriów na polskim rynku, jak dużo każde z nich produkuje, który dealer od kogo bierze towar…
W wyposażeniu polskiej Policji w 2003 roku znalazło się niewielkie przenośnie urządzenie o nazwie Morpho Touch. Dzięki niemu – po połączeniu się z systemem AFIS – stało się możliwe potwierdzenie tożsamości osoby, która ma zarejestrowaną w AFIS kartę daktyloskopijną. Trzeba tylko podać płeć i przyłożyć kolejno dwa palce wskazujące prawej i lewej dłoni identyfikowanego do niewielkiego okienka – pisała Anna Krawczyńska („Policja 997”, nr 5/2009). – Specjalny czujnik zeskanuje wówczas linie papilarne, potem system przetworzy obraz na specjalny cyfrowy kod, na podstawie którego AFIS zweryfikuje sprawdzaną osobę. Cała operacja może trwać od kilku do kilkunastu minut. Być może to początek końca tuszowego, brudzącego daktyloskopowania. Live Scan tuszu nie potrzebuje. Jest szybki, precyzyjny i kompletnie nieuciążliwy. Absolutną nowością w tym czasie był również amerykański system CONDOR, który dzięki analizie spektralnej badanych powierzchni dawał możliwości bezinwazyjnego ujawniania śladów linii papilarnych, co jest istotne podczas badania cennych przedmiotów, np. obrazów. Jedyne takie urządzenie w Europie jest w Pracowni Wizualizacji Śladów Wydziału Daktyloskopii CLK.
PRAWDA UKRYTA W DNA
20 lat temu Edward Nowak w tekście pt. „W przedsionku prawdy” („MK 997” nr 20/1994) przedstawił kilka spraw, w których rozstrzygnięcie mogło przynieść jedynie oznaczenia DNA.
Chodzi o to, i jest to w pełni możliwe, żeby dowody z badań serologicznych były tak indywidualizowane, jak linie papilarne człowieka. Mogą to dać jedynie oznaczenia DNA.
– Tego się jeszcze nie dopracowaliśmy – mówi kom. Grażyna Pieniążek z Wydziału Kryminalistyki KSP. – Lecz wszystko przed nami. Dziś znajdujemy się już u progu etapu niepodważalności naszych badań, a następnie uznania ich za dowody przez wymiar sprawiedliwości.
Jak czas pokazał, choć do tematu wykorzystywania badań DNA w kryminalistyce wracano często, minęło 10 lat, by dziennikarze („GP”, nr 45/2004) z dumą mogli opisać – jedną z najnowocześniejszych na świecie – pracownię badań genetycznych DNA w CLK KGP. Jej budowę rozpoczęto w 2000 r., a samo przystosowanie do kryminalistycznych wymogów pomieszczenia po byłym magazynie kosztowało okolo 15 mln złotych. Wszędzie sterylna czystość, świetnie przygotowani ludzie, nowoczesna aparatura (warta 3,2 mln euro) i programy do obsługi bazy CLK KGP rodem z FBI. Tylko był jeden szkopuł… brak uregulowań prawnych dotyczących bazy danych. Chodzi o słuszność posiadania takiej bazy, zgłaszane są różne zastrzeżenia odnośnie jej tworzenia – tłumaczy Noszczyński. – Naczelnik Wydziału Biologii CLK KGP mł. insp. Ireneusz Sołtyszewski jest jednak optymistą. – Projekt odpowiedniej ustawy jest już w Sejmie i myślę, że lada moment zostanie uchwalony – stwierdził – ponieważ bazy danych są ważnym narzędziem w ograniczaniu przestępczości.
Po dwóch latach ten sam autor napisał tekst pt. „Kody do szuflady”. Bazy DNA nadal nie było, bo okazało się, że brakuje… tylko dokumentów, a konkretnie dokumentacji technicznej do podarowanego przez Amerykanów programu CODIS. Ale udało się. Baza danych DNA została uruchomiona w 2007 r., a jej oficjalne otwarcie, połączone z uzyskaniem bezpośredniego dostępu polskiej Policji do bazy danych DNA Interpolu (za pomocą Międzynarodowego Portalu DNA), nastąpiło 30 lipca 2008 r. W ten sposób Polska, jako 22. państwo (ze 186), uzyskała dostęp do tych danych w trybie on-line. („Policja 997, nr 9/2008).
Pojawił się jednak inny problem, który stanął na przeszkodzie pełnego wykorzystywania nie tylko możliwości pracowni DNA w Zakładzie Biologii CLK, a także potężnej bazy danych AFIS. Winne okazało się zmienione prawo. 20 września 2006 r. weszła w życie nowelizacja ustawy o Policji, która w zasadniczy sposób zmieniła uregulowania dotyczące gromadzenia, przetwarzania i wykorzystywania przez Policję informacji, w tym danych osobowych – pisał Noszczyński („Policja 997”, nr 4/2013) – Od tego dnia gromadzenie, przetwarzanie i wykorzystywanie danych jest dozwolone wówczas, gdy spełnione są warunki określone w art. 20 ust. 2c, w myśl którego „Informacji nie pobiera się w przypadku, gdy nie mają przydatności wykrywczej, dowodowej lub identyfikacyjnej w prowadzonym postępowaniu”. Ten zapis znacznie ograniczył liczbę nowych rejestracji w bazach zarówno daktyloskopijnych, trafiających do AFIS, jak i biologicznych.
Zakład Biologii CLKP działa sprawnie i rozwiązuje wiele spraw. Świeżych i tych sprzed lat. Anna Krawczyńska niedawno („Policja 997”, nr 8/2014) opisała jedną z nich. Pochodził spod Łodzi, studiował w Warszawie. Któregoś dnia wyszedł z domu i nie wrócił. Po siedmiu latach śledczym udało się rozwiązać sprawę jego zaginięcia. Pomogły badania DNA.
Dzięki temu, po tylu latach udało się ustalić, co stało się z zaginionym chłopakiem. Rodzice mogli pochować syna. To dla nich bardzo ważne.
ANDRZEJ CHYLIŃSKI
zdj. Andrzej Mitura
Zobacz także:
Nauka kontra zbrodnia (nr 118/01.2015)
Narkotyki pod lupą (nr 116/11.2014)
Baza danych DNA i dopasowanie profili (nr 113/08.2014)
Zapisane w genach (nr 112/07.2014)
Biegła od śladów krwawych (nr 111/06.2014)