Jednym z największych w przedwojennej Polsce skandali może się pochwalić Poznań, choć powód do chwały to bardzo wątpliwy. Rozpisywały się o nim szeroko nie tylko gazety lokalne, ale i prasa ogólnopolska, przyćmiewając inne sensacyjne wydarzenia początków lat 30., jak choćby proces Leona Hałasa, oskarżonego o zabójstwo swego szwagra (wykryte po 7 latach), sprawa szantażystki Lewandowskiej czy fałszerzy pieniędzy z „mistrzem” Tłustowskim na czele.
PIEKUCKI I SPÓŁKA
W sierpniu 1932 r. „Ilustrowany Kurier Codzienny” donosił na swych łamach: Poznań ma nową sensację, jej bohaterami jest kilku starszych panów w wieku od 50 do 70 lat. „Tajny detektyw” nie był już taki delikatny: W ostatnich dniach zdemaskowano w Poznaniu zwyrodnialców, zajmujących poważne stanowiska w miejscowem społeczeństwie, którzy pod rozmaitemi pretekstami zwabiali nieletnie dziewczęta do swoich mieszkań i dopuszczali się zbrodni zhańbienia (…). Afera jest tak potworną, że aż pióro wzdraga się pisać, ze względu na jej „bohaterów” – grzmiał reporter „TD”. I dodawał: Ale pisać trzeba, bo milczeć w takich sprawach nie wolno.
Z jego relacji dowiadujemy się, że na polecenie sędziego śledczego Furowicza aresztowani zostali dwaj szanowani obywatele i poważni ojcowie rodzin, powszechnie znani w grodzie Przemysława: 49-letni Feliks Piekucki, podpułkownik w stanie spoczynku, w czasie Powstania Wielkopolskiego komendant miasta, były dowódca Legionu Wielkopolskiego, a później działacz Narodowej Demokracji, przy tym człowiek niezwykle bogobojny (był m.in. twórcą religijnego widowiska „Męka Pańska”, przygotowanego z okazji Kongresu Eucharystycznego) oraz 61-letni Feliks Hirschberg, znany poznański restaurator (właściciel reprezentacyjnego lokalu „Hungaria” przy placu Wolności), były sędzia pokoju, działacz Polskiego Czerwonego Krzyża.
Informacja o zatrzymaniu przez policję przedstawicieli poznańskiej elity towarzyskiej, i to pod zarzutem uprawiania pedofilii, lotem błyskawicy obiegła całe miasto, wzbudzając uzasadnione poruszenie. Wielu poznaniakom nie mieściło się w głowie, że tak szanowani obywatele, ludzie o wysokim statusie społecznym, do tego ojcowie rodzin i przykładni mężowie, mogli upaść aż tak nisko.
KOMISARZ NOWAKOWSKI NA TROPIE
Niestety, podjęte przez kom. Alfonsa Nowakowskiego (zdj. obok), naczelnika Urzędu Śledczego w Poznaniu, pierwiastkowe – jak wówczas określano wstępne czynności procesowe – śledztwo nie pozostawiało wątpliwości, że obaj dostojni panowie są winni zarzucanych im czynów.
Zresztą nie tylko oni. Już bowiem po kilku dniach intensywnych przesłuchań i gromadzenia dowodów za kratkami znaleźli się kolejni amatorzy erotycznych szaleństw. Wśród nich poczesne miejsca zajęli: 48-letni kupiec Władysław Andrzejewski i 58-letni kierownik fabryki mebli Alfons Pawlicki.
Jak wykazało policyjne śledztwo – napisał „TD” – wymieniona czwórka zboczeńców stanowiła trzon klubu zwyrodnialców, którzy uwodzili nieletnie dziewczęta (12–14-letnie), urządzając wyuzdane orgie w mieszkaniach Piekuckiego, Andrzejewskiego lub w wynajętych pokojach. Wszyscy byli dobrze sytuowani, więc koszty tych spotkań nie stanowiły dla nich żadnego problemu. Stać ich było nie tylko na opłacenie dziewcząt, mieszkań, ale również personelu pomocniczego, bez którego ten „erotyczny klub” nie byłby w stanie tak dobrze funkcjonować. Działały w nim cztery panie: 54-letnia Maria Hermanowa, jej córka – 24-letnia Małgorzata Genzlerowa, 35-letnia marszantka Helena Stróżykówna i 45-letnia wdowa Maria Mehringowa.
Nieformalnym szefem tej damskiej spółki była Maria Hermanowa. To ona zlecała zadania swym koleżankom, ułatwiała miłosne schadzki, zarzucała sieci na nieletnie ofiary, wypatrując je na ulicach i skwerach Poznania, a potem przygotowywała do roli „kochanek”. Na tym polu nie wszystko jednak jej wychodziło, o czym najlepiej świadczy fakt, iż po doprowadzeniu do Urzędu Śledczego i kontrolnym badaniu lekarskim trzy z nich (Genzlerowa, Mehringowa i Stróżykówna) trafiły do szpitala na oddział chorób wenerycznych.
GNIAZDO STARYCH LOWELASÓW
Kto wie, jak długo jeszcze to gniazdo starych lowelasów i zwyrodniałych erotomanów poznańskich (cytat z ówczesnej prasy – przyp. J. Pac.), wespół ze stręczycielkami do nierządu Marii Hermanowej deprawowałoby kilkunastoletnie dzieci, gdyby nie podejrzliwość męża Małgorzaty Genzlerowej, 30-letniego Franciszka, z zawodu murarza. Zauważył on bowiem, że od pewnego czasu jego żona codziennie na kilka godzin znika z domu, pozostawiając dwoje maluchów pod opieką sąsiadki. W jej tłumaczenia, że przesiaduje z koleżankami w kawiarni, nie uwierzył, postanawiając przekonać się, czy jego Małgosia uwikłała się w jakiś romans. Prawda okazała się brutalna, kiedy dotarło do niego, czym się naprawdę zajmowała pod jego nieobecność.
Nie mogąc pogodzić się z taką niegodziwością swej małżonki, Franciszek Genzler poszedł szukać pomocy na policji. Tam, na szczęście, nie zbagatelizowano informacji o stręczycielkach do nierządu, przekazując ją – zgodnie z kompetencjami – do Urzędu Śledczego, gdzie szybko nadano sprawie bieg.
Jako pierwsza przed obliczem kom. Nowakowskiego stanęła Małgorzata Genzler. Podczas przesłuchań dokładnie opisała skład „klubu erotomanów”, ich preferencje seksualne, role poszczególnych stręczycielek oraz sposoby pozyskiwania nieletnich dziewcząt. Przyznała się również do uprawiania nierządu. Potwierdzeniem jej zeznań było odnalezienie w mieszkaniach poznańskich pedofili ponad 150 zdjęć nagich dziewcząt. Na niektórych fotografiach widniały razem ze swoimi sponsorami.
Mimo tak przekonujących dowodów Piekucki i Andrzejewski nie przyznali się do winy. Komendant Główny Związku Tow. Uczestników Powstania Wielkopolskiego 1918–1919 Feliks Piekucki potwierdził jedynie, że fotografował nieletnie, ale nic ponadto. Andrzejewski potwierdził, że podczas wykonywania zdjęć całował i głaskał dziewczynki, ale tak po ojcowsku. Hirschberg i Pawlicki zeznali, że nieletnie były u nich tylko raz. Piekucki, urażony rzucanymi na siebie oskarżeniami, opublikował nawet w poznańskiej prasie oświadczenie, w którym żalił się, że aresztowano go bezpodstawnie i że stał się ofiarą ohydnego szantażu. Żadnych karygodnych czynów z nieletnimi nie miałem – napisał i zagroził, że tę część prasy (…), która szkalowała moją osobę, pisząc oszczercze artykuły (...), obrzucając błotem moją działalność społeczną, pociągam do odpowiedzialności sądowej.
WINNI
21 sierpnia 1932 r. Feliks Piekucki et consortes stanęli przed składem orzekającym poznańskiego Sądu Okręgowego. Rozprawie przewodniczył sędzia Marian Kornicki, funkcje wotantów pełnili sędziowie Tomkiewicz i Opuszański. Fotel oskarżyciela publicznego zajął podprokurator Mieczysław Hrabyk.
Wśród 23 powołanych świadków (głównie kobiet) wyróżniały się dwie dziewczynki: 13-letnia Izabela F. i 14-letnia Maria S. – główni świadkowie aktu oskarżenia i zarazem główne ofiary Piekuckiego i jego kompanów. Zgromadzona na sali i w korytarzu sądowym publiczność, spodziewająca się niebywałych sensacji w trakcie przesłuchiwania świadków, musiała jednak opuścić gmach sądu z kwitkiem. Na wniosek podprokuratora Habryka sąd wykluczył jawność rozprawy ze względu na możliwość obrazy moralności publicznej. Na sali rozpraw pozostali jedynie przedstawiciele władz bezpieczeństwa, sędziowie, adwokaci i aplikanci.
Dziennikarzy wpuszczono dopiero na ogłoszenie wyroku, który w trzecim dniu rozprawy odczytał sędzia Marian Kornicki. W sentencji sąd uniewinnił od zarzutów jedynie Helenę Stróżykównę, pozostali oskarżeni otrzymali wyroki skazujące. Najsurowszy – Małgorzata Genzlerowa. Za nakłanianie nieletnich dziewczynek do czynów nierządnych została skazana na 3 lata więzienia i pozbawienie praw obywatelskich na okres 5 lat. Hermanową sąd skazał za poplecznictwo na rok w zakładzie karnym, Mehringową na 4 miesiące.
Czterej poznańscy pedofile i erotomani: Piekucki, Andrzejewski, Hirschberg i Pawlicki zostali uznani za winnych zbrodni z par. 176 ust. 3 k.k. uprawiania czynów nierządnych z nieletnimi dziewczynkami. Za czyn ten Piekucki i Andrzejewski otrzymali po półtora roku więzienia wraz z pozbawieniem praw obywatelskich na 5 lat oraz poniesieniem kosztów sądowych. Oskarżonych Hirschberga i Pawlickiego skazano na karę po 6 miesięcy pozbawienia wolności z warunkowym zawieszeniem na 5 lat.
JERZY PACIORKOWSKI
zdj. „Tajny Detektyw”