Nie on jeden był zainteresowany oferowanymi archiwaliami, na które składały się policyjne podręczniki, fotografie oraz dokumenty służbowe sygnowane pieczątkami Komendy Powiatowej Policji Państwowej w Starogardzie Gdańskim.
POLICYJNE BIAŁE KRUKI
Kto choć trochę interesuje się historią policyjnych formacji, ten wie doskonale, że pamiątki z okresu II RP to prawdziwe rarytasy na rynku antykwarycznym, które szybko znajdują nabywców, i to niekoniecznie związanych z mundurową profesją. W tym jednak przypadku, jak to ustalił Mariusz Ziegert, najpoważniejszym jego konkurentem w internetowej aukcji był anonimowy przedstawiciel organów ścigania z woj. podlaskiego.
– Wysłałem mu e maila – opowiada Mariusz, dziś młodszy aspirant tczewskiej drogówki – i po wymianie korespondencji zdołałem przekonać, żeby odpuścił sobie tę licytację i pozwolił mi wygrać. Tłumaczyłem, że te dokumenty powinny pozostać u nas, bo to przecież kawałek historii naszego regionu – Kociewia, i miejscowej policji.
Kolega z Białostockiego przyznał mu rację i w ten sposób policyjne cymelia trafiły do Komendy Powiatowej Policji w Starogardzie Gdańskim. Ściślej mówiąc, w ręce mł. insp. Bogusława Ziemby, pierwszego zastępcy komendanta powiatowego Policji, który – wtajemniczony w całą sprawę – nie tylko jej patronował, ale i wystarał się o środki na zakup cennych pamiątek. Kolektywnie więc postanowili (przy udziale jeszcze st. sierż. Rocha Rzoski, historyka z wykształcenia), że nie zostaną one zamknięte w szafie, ale posłużą do zapoczątkowania stałej ekspozycji poświęconej historii starogardzkiej policji (w przyszłości może nawet izby tradycji). Problemów z prezentacją eksponatów raczej nie będzie, ponieważ nowy, okazały budynek komendy ma przestronne wnętrze (w tym bardzo ładną salę odpraw i recepcję dla interesantów), gdzie z powodzeniem zmieszczą się gabloty i witryny ekspozycyjne.
A pokazać będzie co, choćby te zakupione na aukcji podręczniki, m.in.: Służba śledcza dla organów bezpieczeństwa (z 58 rycinami) autorstwa ppłk. żandarmerii W. Stępka i kpt. Z. Hoffmanna Krystyańczyka z 1925 r., czy Kodeks karny obowiązujący na ziemiach zachodnich RP, również z roku 1925 (z odręcznymi uwagami właściciela); broszury informacyjne dla funkcjonariuszy PP, których próżno by szukać nawet w Bibliotece Narodowej, np. Krótkie wiadomości o prawach i przywilejach oficerów i szeregowych Policji Państwowej z tytułu ich służby (…) ze szczególnym uwzględnieniem postanowień ustawy emerytalnej (oprac. insp. Henryk Walczak, naczelnik Wydz. III KG PP, oraz podinsp. Aleksander Robaczewski z KG PP) czy Statut Kasy Samopomocy Szeregowych Policji Państwowej woj. pomorskiego z 1931 r. Odnaleziony zbiór uzupełniają fotografie i dokumenty służbowe st. post. Wawrzyńca Szóstaka (występuje też jako Szustak), ur. 1 sierpnia 1885 r. w Żabnie, pow. Śrem, w tym Świadectwo nr 72 z ukończenia kursu przodowników w Szkole Policyjnej w Grudziądzu, wystawione 22 grudnia 1925 r. przez Komendę Policji Państwowej Województwa Pomorskiego w Toruniu i poświadczone stosowną pieczęcią z orłem w koronie. Podpisali je: insp. Rudolf Wizimirski, ówczesny komendant PP Okręgu XII Pomorskiego (w latach 1922–1926), oraz komendant szkoły (podpis nieczytelny).
ŚLADAMI KOMENDANTA SZÓSTAKA
– Zaintrygowała nas postać przodownika Szóstaka, kolegi po fachu sprzed 90 lat – mówi Mariusz Ziegert. – Z dokumentów wynikało, że przez kilkanaście lat był policjantem Komendy Powiatowej PP w Starogardzie Gdańskim, oddelegowanym do służby w posterunku w gminie Czarna Woda. To rzut kamieniem od nas, wybraliśmy się tam z Rochem Rzoską. Odnaleźliśmy ten budynek, dziś zajmowany przez rodzinę T., która weszła w jego posiadanie tuż po wojnie, z całym „dobrodziejstwem inwentarza”.
Przedwojenny posterunek w Czarnej Wodzie był jednoosobowy, mieścił się w niewielkim, prywatnym domu przy ul. Starogardzkiej, róg Polnej. Na parterze znajdowały się pomieszczenia biurowe, na piętrze dwupokojowe mieszkanie zajmował komendant Szóstak z rodziną: żoną i dwoma synami. W grudniu 1925 r., kiedy otrzymał awans na przodownika, miał równe 40 lat.
Tyle mówiły dokumenty. Żeby poznać więcej szczegółów z jego biografii, obaj policjanci pierwsze kroki skierowali na miejscową plebanię. Tam w księgach parafialnych odnaleźli daty nie tylko urodzin Wawrzyńca Szóstaka, ale i jego śmierci. O tym jednak, że była to śmierć tragiczna, z rąk hitlerowskich oprawców, dowiedzieli się z relacji najstarszych mieszkańców miasteczka. Ci, którzy go jeszcze pamiętali, zachowali o nim jak najlepsze wspomnienia. Ich zdaniem komendant Szóstak mógł uniknąć śmierci, gdyby tylko po wkroczeniu wojsk niemieckich zdecydował się na ucieczkę z Czarnej Wody, jak inni funkcjonariusze administracji państwowej. On jednak pozostał. Nie posłuchał ostrzeżeń.
– Był spokojnym i bezkonfliktowym człowiekiem, sumiennym policjantem, który nigdy nie nadużywał swojego stanowiska i nigdy nikomu nie zrobił krzywdy. Może dlatego liczył, że Niemcy dadzą spokój szeregowemu stróżowi prawa? – zastanawia się Mariusz Ziegert.
Niestety. 9 września 1939 r. w Czarnej Wodzie zjawili się hitlerowcy. Przyjechali na motocyklach. Najpierw wyciągnęli z domu Leona Landowskiego, nauczyciela i anty-faszystę, który publicznie, na łamach miejscowej gazety, piętnował zaborczą politykę Niemiec. Rozstrzelali go na drodze. Potem z odbezpieczoną bronią ruszyli do posterunku.
Wawrzyniec Szóstak widział, jak się zbliżają. Zabarykadował się w budynku, gdzie był sam (rodzinę prawdopodobnie wcześniej odesłał na wieś). Kiedy seria z automatu uderzyła w drzwi i okna budynku, wbiegł na górę ze służbowym mauserem w rękach. Ostrzeliwał się do ostatniego naboju. Hitlerowcy nie okazali mu łaski, został zamordowany. Jedna z wersji mówi o rozstrzelaniu, druga o powieszeniu na strychu, skąd dopiero po kilku dniach – w obawie przed Niemcami, którzy kategorycznie zabronili ruszać jego zwłoki – sąsiedzi potajemnie przenieśli jego ciało na pobliski cmentarz w Łągu i tam je pochowali.
TAJEMNICE STRYCHU I SCHRONU
Z dalszych ustaleń starogardzkich „detektywów” wynikało, że rodzina bohaterskiego komendanta Szóstaka wróciła do domu w Czarnej Wodzie. Wiadomo, że jeden z jego synów – Marian, był podczas okupacji aktywnym członkiem konspiracyjnej organizacji „Gryf Kaszubski” (utworzonej w 1939 r. i przekształconej w 1941 r. w Tajną Organizację Wojskową „Gryf Pomorski”). Przypuszcza się, że to właśnie mord dokonany na jego ojcu przyspieszył decyzję o przystąpieniu młodego Szóstaka do ruchu oporu. Skłonił też do urządzenia w byłym posterunku PP zakonspirowanego lokalu „Gryfa”, a w stojącym obok budynku gospodarczym (murowanej stodole) – prawdopodobnie – utajnionego schronu, w którym działała nielegalna drukarnia „Głosu Serca Polskiego” (organ prasowy „Gryfa”), a być może i radiostacja. Skąd to przypuszczenie?
– W swoich poszukiwaniach śladów po komendancie Szóstaku – mówi mł. asp. Mariusz Ziegert – dotarliśmy z kolegą m.in. do Józefa Weltrowskiego, członka „Gryfa Pomorskiego”, historyka amatora z naszego regionu, specjalizującego się w badaniach ruchu oporu na Pomorzu. To on, uzyskawszy w 1999 r. informację o Marianie Szóstaku i jego działalności w podziemiu, zorganizował – wraz z członkami Fundacji na rzecz Odzyskania Zaginionych Dzieł Sztuki „Latebra” z Gdańska – akcję dokładnego przeszukania budynku byłego posterunku PP oraz zabudowań gospodarczych. Plon poszukiwań był bardzo obfity. Na strychu znaleziono m.in. ukryte 340 egz. „Głosu Serca Polskiego”, różne raporty i meldunki, m.in. dotyczące rozmieszczenia jednostek Wehrmachtu na Pomorzu, listy kolaborantów, a nawet plany miejsc ewentualnego desantu wojsk aliantów na polskim wybrzeżu. Odnalezione dokumenty zostały przekazane do Archiwum Państwowego w Gdańsku, a pozostałe przedmioty (m.in. baterie i inne podzespoły prawdopodobnie radiostacji) trafiły do Muzeum Kociewskiego w Starogardzie Gdańskim.
Z pewnością najwięcej informacji o swym ojcu oraz dokumentach przechowywanych w budynku byłego posterunku Policji Państwowej mógłby udzielić sam Marian Szóstak. Mariusz Ziegert podjął próbę odszukania go poprzez Polski Czerwony Krzyż. Zdołał ustalić, że po wojnie wyjechał on do Wielkiej Brytanii, nie pozostawiając żadnego adresu. Według relacji Józefa Weltrowskiego Marian Szóstak uciekł z Polski już w 1943 r., kiedy gestapo trafiło na informację o przygotowywanym przez członków „Gryfa” zamachu na Hitlera. Inna jeszcze wersja głosiła, że powodem jego ucieczki z kraju były rozgrywki w łonie kierownictwa organizacji, które do dzisiaj budzą spory wśród kombatantów i historyków. Która z tych wersji jest prawdziwa – trudno przesądzić. Jedno jest pewne – ani Polski Czerwony Krzyż, ani brytyjski nie dysponują informacjami o losie Mariana Szóstaka.
Do wyjaśnienia pozostaje jeszcze kwestia tajnego schronu ukrytego podobno pod stodołą należącą do Szóstaków. Tam miała się znajdować radiostacja, nielegalna drukarnia oraz archiwum organizacji. Wspomniana wcześniej fundacja „Latebra” z Gdańska poczyniła kiedyś wstępne kroki w kierunku jej odkrycia, ale obecni użytkownicy nieruchomości nie zgodzili się na zerwanie betonowej posadzki. Z pewnością przy dzisiejszych możliwościach technicznych udałoby się uniknąć dewastacji. Może więc warto podjąć jeszcze jeden wysiłek, aby ostatecznie rozwiać tajemnice Czarnej Wody? Myślę, że powinno na tym zależeć zarówno Instytutowi Pamięci Narodowej, jak i Policji.
I I I
– Cały czas nurtuje nas pytanie – mówi mł. asp. Mariusz Ziegert – czy odnalezione w Czarnej Wodzie archiwum „Gryfa Pomorskiego” i dokumenty komendanta Wawrzyńca Szóstaka w komplecie ujrzały światło dzienne. Być może tak, jednak część z pewnością nie drogą oficjalną, lecz w tzw. drugim obiegu. Prawdopodobnie za sprawą jakiegoś domokrążcy skupującego okazyjnie wszelkie „starocie”, niektóre dokumenty trafiły do internetu. Niewykluczone, że część pamiątek po komendancie Szóstaku dalej poniewiera się po różnych tzw. pchlich targach. Kto wie, może kiedyś znów wypłyną na aukcji?
Ale czy Mariuszowi Ziegertowi, policjantowi z Kociewia i pasjonatowi historii, uda się trafić na nie i ocalić dla potomnych?
JERZY PACIORKOWSKI
zdj. Mariusz Ziegert i autor