Strona główna serwisu Gazeta Policyjna

Policjanci nie przybyli z Marsa

Czy funkcjonariusze i pracownicy Policji nadużywają alkoholu? Czy sięgają po niego w godzinach pracy? Czy jest to akceptowane przez otoczenie? Czy osoby, które nadużywają alkoholu, powinny zostać zwolnione?

Odpowiedzi na te pytania daje badanie przeprowadzone przez Komendę Główną Policji pt. Opinie na temat spożywania alkoholu przez funkcjonariuszy i pracowników Policji. Przeprowadzono je drogą elektroniczną, a uczestniczyło w nim 771 policjantów i pracowników, kobiet i mężczyzn, wytypowanych losowo, zatrudnionych w jednostkach w całej w Polsce.

– Badania te odmitologizowują pokazywany, szczególnie ostatnio, przez niektóre media, obraz Policji jako miejsca, gdzie wóda leje się strumieniami, a zatrudnione w niej osoby tworzą zamknięte, wzajemnie kryjące się, środowisko pijaków – mówi Krzysztof Skarzyński z Wydziału Psychologów Policyjnych KGP. – Otóż okazuje się, że policjanci nie spożywają więcej alkoholu niż przedstawiciele innych zawodów. Nie przybyli przecież z Marsa, ale są tacy, jak społeczeństwo, z którego się wywodzą. Badania dowodzą też, że w Policji nie ma akceptacji i przyzwolenia na picie alkoholu.

Opinie na temat spożywania alkoholu przez funkcjonariuszy i pracowników Policji przeprowadzono na potrzeby budowy wspólnego, spójnego, nowoczesnego programu profilaktyki alkoholowej dla służb mundurowych. Realizowane jest w ramach grupy roboczej skupiającej przedstawicieli Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych, Komendy Głównej Policji (psychologów, analityków), Centralnego Zarządu Służby Więziennej, Komendy Głównej Żandarmerii Wojskowej, Ministerstwa Obrony Narodowej, Komendy Głównej Państwowej Straży Pożarnej, Komendy Głównej Straży Granicznej, jak również przedstawicieli Wojskowego Biura Badań Społecznych. Każda ze służb wykonała badania we własnym zakresie i na własny użytek. Użyto tej samej metodologii, pytania i polecenia były identyczne.

CO I KIEDY PIJĄ


Z wypowiedzi 41,4 proc. respondentów wynika, że w ciągu 12 miesięcy (przed wykonaniem badania) po alkohol, w tym piwo, sięgnęli dwa do czterech razy w miesiącu, a 34 proc., że raz w miesiącu lub rzadziej. Piją przede wszystkim w dni wolne od pracy (87,8 proc.), podczas spotkań towarzyskich (77,9 proc.) lub rodzinnych (51,3 proc.). Jedna czwarta badanych deklaruje, że pije, ponieważ lubi konkretny smak (np. piwa, wina) oraz aby się zrelaksować, rozluźnić, uspokoić.

Alkohol częściej spożywają mężczyźni. Największe powodzenie ma piwo, w ciągu 30 dni sięgało po nie 76,6 proc. badanych. Panowie piją go więcej niż panie (84,7 proc. i 54,2 proc.), które preferują wino – w ciągu miesiąca co najmniej jeden kieliszek wypiło 53,7 proc. kobiet i tylko 38,7 proc. mężczyzn.

Jeśli chodzi o napoje wysokoprocentowe, to 68,8 proc. ankietowanych zadeklarowało, że sięgnęło po nie w ciągu ostatniego miesiąca, przy czym kobiety rzadziej niż mężczyźni (54,3 proc. wskazań wobec 73,9 proc.). Granicę ryzykownego picia (w Polsce dla mężczyzn są to 4 jednostki, tj. 40 g czystego alkoholu dziennie, 5 razy w tygodniu, a dla kobiet 2 jednostki dziennie, tj. 20 g 5 razy w tygodniu) wódki lub innych napojów wysokoprocentowych przekroczyło 1 proc. kobiet i 3,6 proc. mężczyzn. Z badań wynika, że pracownicy Policji rzadziej niż funkcjonariusze piją wódkę.

Prawie wszyscy badani (96,6 proc.) stwierdzili, że spożywanie alkoholu rzadko przysparzało im problemów – zarówno w życiu prywatnym, jak i zawodowym. Niewielki jest też odsetek osób przyznających, że alkohol miał na nich negatywny wpływ.

W ciągu badanego roku prawie żaden z ankietowanych funkcjonariuszy i pracowników Policji nie opuścił dnia pracy ze względu na spożycie alkoholu dnia poprzedniego, ani nie sięgnął po niego następnego dnia po spożyciu.

ALKOHOL A STRES

Dlaczego ludzie piją alkohol? Często, żeby zagłuszyć stres. A co powoduje stres w Policji? Badanym przedstawiono 15 sytuacji, wydarzeń lub bodźców, które mogą go wywoływać zarówno w życiu prywatnym, jak i zawodowym. Poproszono o wskazanie najwyżej trzech z nich. Na pierwszym miejscu znalazły się relacje z przełożonym (41,8 proc.), następnie brak pieniędzy w budżecie domowym (36,3 proc.) oraz nadmierne obciążenie pracą (35 proc.). Co czwarty z respondentów twierdzi, że przyczynami powstawania napięcia i negatywnych emocji są presja na rezultaty osiągane w jak najkrótszym czasie oraz nadmiar formalności, biurokracja. A także konflikty w rodzinie i złe warunki pracy.
Nadmierny rygor, dyscyplina, rozłąka z rodziną ze względów zawodowych, ryzyko utraty zdrowia lub życia w trakcie wykonywania pracy oraz trudności z pogodzeniem obowiązków rodzinnych i zawodowych to źródła stresu, które badani wymieniali najrzadziej.

NIGDY I SPORADYCZNIE

Zdecydowana większość (84,4 proc.) badanych nigdy nie zaobserwowała sytuacji, aby ktokolwiek w ich otoczeniu pił alkohol podczas wykonywania zadań służbowych. A także nigdy nie spotkali się z piciem tuż po zakończeniu pracy (72,6 proc.), po otrzymaniu nagród (62,9 proc.), w czasie spotkań okolicznościowych (58,0 proc.), w związku ze świętowaniem awansów (54,2 proc.), w czasie imprez pożegnalnych funkcjonariuszy i pracowników, którzy odchodzą na emeryturę (49,9 proc.) oraz podczas delegacji i wyjazdów służbowych (40,9 proc.).
Z jednostkowymi przypadkami spożywania alkoholu w otoczeniu służbowym spotkał się co czwarty badany. Okazje to np. fetowanie awansów (28,5 proc.), imieniny, wigilie (27,6 proc.), imprezy pożegnalne, zakończenie pracy czy służby (22,3 proc.).

Niespełna co dziesiąty badany twierdzi jednak, że w niektórych z wymienionych sytuacji zawsze pojawia się alkohol. Dotyczy to przede wszystkim imprez pożegnalnych (9,7 proc.) oraz wyjazdów służbowych (9,2 proc.).

DZIAŁANIA OFICJALNE I NIEOFICJALNE

Większość ankietowanych twierdzi, że w środowisku policyjnym nie toleruje się zarówno przychodzenia do pracy na kacu, pod wpływem alkoholu, jak i picia w czasie pełnienia obowiązków służbowych (odpowiednio 66,7 proc., 64,9 proc., 60,1 proc.). Deklarują, że gdyby ich kolega czy współpracownik wykonywał zadanie służbowe w stanie nietrzeźwym, nie przeszliby obojętnie. Ponad trzy czwarte badanych (75,9 proc.) działałoby formalnie (np. informując przełożonego) w przypadku osób posiadających broń służbową oraz biorących udział w akcjach lub interwencjach (65,1 proc.), a także gdyby pod wpływem alkoholu znajdował się kierowca lub operator sprzętu (59,3 proc.). Wobec osób wykonujących pracę biurową respondenci działaliby jednak częściej nieformalnie (64,3 proc.), np. zwróciliby im uwagę. Tak samo postąpiliby w przypadku, gdyby nietrzeźwym okazał się wykładowca bądź instruktor (53,8 proc. i 38,1 proc.).

Co dziesiąty ankietowany nie zareagowałby, gdyby pod wpływem alkoholu znajdował się kierownik lub dowódca, czy też osoba wykonująca pracę biurową.

Osoby na kierowniczych stanowiskach, zarówno policjanci, jak i pracownicy, częściej opowiadają się za stosowaniem działań formalnych.

ZWALNIAĆ, NIE ZWALNIAĆ?

Za spożywanie alkoholu w miejscu pracy grożą kary dyscyplinarne, włącznie ze zwolnieniem. Bywa, że ze służby zwalniani są policjanci, którzy zdecydowali się na terapię. Zdarza się tak wtedy, kiedy przełożony właściwy w sprawach osobowych skieruje policjanta na komisję lekarską, a ta orzeknie jego niezdolność do służby, do czego uprawniają zapisy rozporządzenia Ministra Spraw Wewnętrznych z 9 lipca 1991 r. w sprawie właściwości i trybu postępowania komisji lekarskich podległych Ministrowi Spraw Wewnętrznych (Dz.U. nr 79 z 1991 r., poz. 349 z późn. zm.).
Zdaniem większości ankietowanych (62,3 proc.) z tych właśnie powodów policjanci boją się podjąć leczenie. Umożliwienie im powrotu do pracy na określonych warunkach przyczyniłoby się do rozwiązania problemu alkoholowego – sądzi 77,2 proc. badanych. Należałoby też określić oraz stosować zasady postępowania w sytuacji problematycznego picia alkoholu przez policjanta czy pracownika (71,3 proc.).
Także psycholodzy policyjni są zdania, że kary zwolnienia ze służby w przypadku nadużycia alkoholu powinny być stosowane w ostateczności.

– Jeśli problem alkoholowy jest wyłapany możliwie wcześnie i jest to pierwszy incydent, to reakcja powinna być natychmiastowa, stanowcza, ale niekoniecznie prowadząca do wyrzucenia z pracy – mówi Krzysztof Skarzyński. – Duży nacisk należy położyć na rozpoznanie sytuacji takiej osoby oraz poddanie jej diagnozie specjalisty. Jeżeli są szanse, że terapia przyniesie skutek i człowiek wróci jako pełnowartościowy pracownik, to czy firmie opłaca się go zwalniać, jeżeli zainwestowała w jego wyszkolenie duże pieniądze? Są świetne miejsca, gdzie nasi ludzie mogą się leczyć, z Oddziałem Leczenia Uzależnień Szpitala Specjalistycznego MSW w Otwocku na czele.

Nie we wszystkich służbach osoby z uzależnieniem automatycznie zwalniane są z pracy. W Służbie Więziennej istnieje możliwość orzekania zarówno zupełnej niezdolności do służby, jak i przyznawanie kategorii C – zdolny do służby z ograniczeniami.

– Chcemy rozpocząć dyskusję, aby po odbyciu leczenia nasi funkcjonariusze mogli bez przeszkód powrócić do pracy – mówi Krzysztof Skarzyński. – Oczywiście, są sytuacje, że dana osoba powinna zostać natychmiast zwolniona z firmy. Każdy przypadek należy jednak oceniać indywidualnie. Z uzależnienia można wyjść i nadal być dobrym policjantem i pracownikiem.

Kierownictwo Policji stawia sprawę jasno: funkcjonariusz czy pracownik mający problem z alkoholem powinien dostać szansę leczenia. Jedną. Alkohol w służbie czy w pracy lub za kierownicą pozbawia wszelkich szans.

GRAŻYNA BARTUSZEK


Decyzje podjęte wobec policjantów, którzy uczestniczyli w wydarzeniach komunikacyjnych, będąc pod wpływem alkoholu w 2012 r.:

– wobec 48 osób postępowanie karne jest w toku;
– 39 osób zwolniono w trybie administracyjnym (art. 41 ust. 2 pkt 8 ustawy o Policji);
– 3 osoby wydalono dyscyplinarnie ze służby (art. 41 ust. 1 pkt 3);
– 1 osobę zwolniono w trybie administracyjnym ze służby ze względu na orzeczenie o niezdolności do służby (art. 41 ust. 1 pkt 1);
– wobec 7 osób postępowanie karne umorzono (w 6 przypadkach ze względu na śmierć, w jednym zgodnie z art. 17 par. 1 k.k.), 12 osób zostało zwolnionych na własną prośbę (art. 41 ust. 3).


W 2012 r. w Policji doszło do:

– 185 wydarzeń nadzwyczajnych z udziałem policjantów będących pod wpływem alkoholu,
– 110 wydarzeń związanych z bezpieczeństwem w komunikacji z udziałem policjantów będących pod wpływem alkoholu.
Rama eksponowana

Raport „Opinie na temat spożywania alkoholu przez funkcjonariuszy i pracowników Policji” opracowały w czerwcu 2012 r. Agnieszka Brzeźniak, Anna Chmielewska i Marta Lesiak z Wydziału Analiz Gabinetu KGP.

Bardzo dziękujemy wszystkim policjantom, którzy poświęcili swój czas i wzięli udział w badaniu.


DOSTALI SZANSĘ

Leszek (komenda powiatowa):

– Chorobę alkoholową zdiagnozowano u mnie kilka lat temu, podczas pierwszego pobytu na Oddziale Leczenia Uzależnień w otwockim szpitalu. Znalazłem się tam z własnej woli, uznając, że potrzebuję wsparcia specjalistów, bo sam mogę nie dać sobie rady z nałogiem. Przed podjęciem decyzji o leczeniu rozmawiałem o tym zarówno z rodziną, jak i w pracy – z psychologiem, który podpowiedział mi, gdzie mógłbym się leczyć, później z bezpośrednim przełożonym, w końcu z komendantem. Nie było to dla mnie łatwe, choć może o tyle łatwiejsze, że i w domu, i w pracy chciano mi pomóc. W przypadku przełożonych oznaczało to uznanie, że skoro mam problem i chcę coś z nim zrobić, to trzeba mnie wesprzeć. Wiadomo było, że nie ma co zamiatać tematu pod dywan, ale też nikt nie chciał mnie „wymieść”. Miałem wręcz powiedziane: Lechu, kiepsko, że masz problem z alkoholem, ale dobrze, że to wiesz i coś z tym robisz. Jedź się leczyć i wracaj do roboty. Tak też się stało. Po powrocie nie było specjalnie ani jakichś współczujących głosów: jak sobie dajesz radę, pewno ci trudno, ani jakiegoś chwalenia w stylu: no, brachu, podziwiam, szacunek. Zdarzały się i jedne, i drugie, ale traktowano mnie po prostu na zasadzie – wrócił ze zwolnienia, pracuje. Najwyraźniej dobrze pracowałem, bo w kilka miesięcy po Otwocku awansowałem na kierownicze stanowisko.

Minęło kilka lat, w czasie których specjalnie nie robiłem nic ze sobą pod kątem zapobiegania nawrotom choroby. Początkowo, zgodnie z zaleceniami, zapisałem się na terapię pogłębioną, a także zacząłem chodzić na mityngi AA. Nie bardzo mi jednak pasowały, bo wcale nie jest tak, że każda terapia ci przypasuje, wszystkie grupy AA będą dla ciebie dobre. Niestety, moja miejscowość to nie Warszawa, gdzie w każdej dzielnicy jest po kilka ośrodków terapii uzależnień, a mityngów AA masz ponad 200 do wyboru, w różnych dniach, godzinach, o różnym charakterze i na pewno można sobie coś znaleźć. A ważne jest, by mieć wsparcie w niedopuszczaniu do nawrotów choroby. Ja sam wytrzymałem kilka lat, co psychoterapeuci w Otwocku, kiedy przyjechałem tam drugi raz, uznali za rzadki przypadek, zwłaszcza że w tym okresie przeszedłem bardzo poważną chorobę i nie załamała mnie diagnoza, którą wielu ludzi traktuje jak wyrok. Po tych kilku latach nasiliły się jednak głody alkoholowe. To, że się czasem pojawiają, jest normalne, świadczą o uzależnieniu, można jednak i trzeba sobie z nimi radzić. U mnie zaczęło to stanowić problem. Sięgnąłem po alkohol raz, drugi. Nie upijałem się, ale też, jak nachodziła mnie chęć, była zbyt trudna do opanowania. Potrafiłem to w porę dostrzec, przeanalizować i otwartym tekstem powiedzieć komendantowi, że nie jest dobrze i chcę, muszę jechać znowu na terapię.

Już przed pierwszą terapią miałem prawo do emerytury, po tych kilku latach już w ogóle jestem „dziadkiem” i pewno jakiś inny przełożony w takiej sytuacji mógłby zacząć rozważać, czy warto mnie jeszcze trzymać, czy może spławić – „dla dobra służby”, jak to się mówi. Ale mój nie. Pojechałem ponownie, podpisałem typowy kontrakt na 6-tygodniowe leczenie, ale prowadząca mnie tam psycholog uznała, że w moim przypadku wystarczy krótszy pobyt i zostałem wypisany przed czasem. Wróciłem na swoje stanowisko, minęło kilka miesięcy, pracuję. Zarówno po pierwszej, jak i po drugiej terapii stawałem przed komisją lekarską, która przy stwierdzonej u mnie chorobie alkoholowej dopuszczała mnie do pracy bez żadnych ograniczeń. Koledzy odnoszą się do mnie najzupełniej normalnie. Oczywiście, kto wie, że jestem chory, nie proponuje mi alkoholu, wiedzą też, że na imprezy, na których na pewno będzie alkohol, ja się nie wybieram, ale też nie ma takiego problemu, by alkohol był tabu i wspomnieć o nim w moim towarzystwie byłoby nietaktem czy głupotą.

Wojtek (komenda powiatowa):

– W zeszłym roku przeszedłem 6-tygodniową terapię w Otwocku i była to moja trzecia terapia w ciągu kilkunastu lat. Pierwszą również miałem w warunkach szpitalnych, czyli tzw. zamkniętą, drugą po kilku latach ambulatoryjną, gdy normalnie chodziłem do pracy, a po niej trzy razy w tygodniu do ośrodka terapii uzależnień na zajęcia i ponownie po kilku latach trzecią, znowu terapię szpitalną.

Służbę zaczynałem jeszcze w milicji, mogę więc porównać, jak było kiedyś z alkoholem w „firmie”, a jak jest dziś. I nie jest prawdą, że kiedyś w ogóle nie robiono z tego problemu, choć na pewno bardziej przymykano oko na picie, nawet w jednostkach, ale jednak zdawano sobie sprawę, że problem jest, i to duży. Może w Policji, wraz z wprowadzeniem psychologów, pojawiły się lepsze możliwości, by na czas wychwytywać tego rodzaju problemy, a nie po czasie, kiedy uzależnienie jest już bardzo silne, pozbywać się wypalonej osoby.

Bo też ta praca wypala. Często ma się do czynienia z niebezpieczeństwem, z silnymi emocjami, z zewnętrzną presją na wyniki. Nie zawsze od razu muszą do ciebie strzelać, niektórzy nie mogą pozbyć się z głowy widoku zmasakrowanych ofiar wypadków drogowych, muszą znajdować w sobie siłę na powiadamianie rodzin i rozmowy z nimi, jak ja kiedyś. I nie da się w takich momentach odsunąć na bok psychiki, człowieczeństwa. Kiedy jeszcze nakładają się na to inne problemy, człowiek może w jakimś momencie chcieć już tylko „wyłączyć” albo siebie, albo wszystko wokół. Może mojej trzeciej terapii by nie było, gdyby nie śmierć matki. W pracy robię właściwie na dwóch etatach, kilkadziesiąt spraw i kilka projektów naraz, spotkanie goni spotkanie, często występuję publicznie, także w mediach, więc dochodzi presja, by zwyczajnie się nie zbłaźnić. Ale to wszystko jest do ogarnięcia. Było, dopóki nie doszło i to... W trakcie jej ciężkiej choroby i po jej śmierci powoli pękałem, „zaczęło mnie nosić”, jak to mówi moja żona, która nauczyła się dostrzegać, wyczuwać, kiedy chwyta mnie głód alkoholowy. No i poniosło, wróciłem do alkoholu.

Alkohol doskonale wyłącza emocje. Nie jest tak, że niesie tylko straty; sami psychoterapeuci mówili nam, że nie pilibyśmy, gdyby alkohol nie dawał też korzyści. Problem, gdy człowiek traci możliwość radzenia sobie z własnymi emocjami bez wspomagania alkoholowego. Wtedy nie ma mowy o jakimś bilansie strat i korzyści, dominują straty, czasem aż do kompletnej ruiny.

Na szczęście potrafiłem na czas się pozbierać. Moje trzy terapie mogą świadczyć, że walka z uzależnieniem to walka z wiatrakami, ale ja do tego tak nie podchodzę. Moje otoczenie, także to w pracy, również tak tego nie osądza. Po prostu: facet jest chory, ale radzi sobie z tym, a jak nie daje rady, to nie robi głupot, tylko ładuje akumulatory na kolejnej terapii. Ważne jest, by umieć sobie uświadomić własne uzależnienie, bo tak naprawdę można długo to skrywać przed sobą. Oczywiście, także przed otoczeniem. Wielu moich kolegów niedowierzało, kiedy mówiłem, że idę na terapię. Ty, niemożliwe? – słyszałem kilka razy. Oni widzieli we mnie wesołka, gadułę, duszę towarzystwa, ale była i druga strona Wojtka, której nie dostrzegli.

Cieszę się, że wróciłem do roboty tak, jakbym nigdy nie miał przerwy. Znowu zaczął się „kołowrót” i dobrze, bo tak naprawdę lubię to, co robię, a że jestem potrzebny, świadczy fakt, że nawet teraz, gdy znowu jestem na zwolnieniu, tym razem po wypadku, czasowo przykuty do łóżka, i tak do mnie dzwonią, radząc się co i jak, do kogo z takim a takim problemem „uderzyć”.


Marcin (komenda wojewódzka):

– Gdy przyszedłem do pracy w końcu lat 80., wśród milicjantów, kolegów i przełożonych było ciche przyzwolenie na picie. Mówiono: trzeba jakoś odreagować. To podejście zmieniało się przez lata aż do obecnego, kiedy picia, zwłaszcza w pracy, się nie toleruje. Przynajmniej oficjalnie. Charakter pracy przecież się nie zmienił, raczej wyostrzył, bo policjant nie jest już panem władzą, któremu nikt nie podskoczy. Stres jest bez porównania większy, a lekarstwo wciąż w zasięgu ręki, monopolowych nie brakuje. Stąd i pijących nie brakuje, choć na pewno nie ma ich tylu, co kiedyś. Skutecznie też się ukrywają. Niestety, pomijając już to, że każdemu, nie tylko policjantowi, najtrudniej uzmysłowić sobie, że jest uzależniony i zaakceptować ten fakt, istnieje też lęk przed ujawnieniem swojego nałogu, nawet po to, by poprosić o pomoc. A ta jest zwykle niezbędna, niemal niemożliwe jest poradzenie sobie samemu z nałogiem.

Ten lęk to obawa także przed wywaleniem z roboty. Jak co pewien czas słyszę hasła w Policji, że należy pomagać uzależnionym, jeśli chcą się leczyć, a nie wyrzucać, to robi mi się niedobrze. No, tak, trzeba tworzyć jakieś pozory, bo wszyscy mamy świadomość, że sam charakter pracy w Policji sprzyja sięganiu po „lekarstwo”, a w konsekwencji pojawieniu się uzależnienia, a później jest dla niego znakomitą pożywką. Ale tak naprawdę wciąż łatwiej pozbyć się problemu.

Najgorzej, gdy jak w moim przypadku, mówi się o pomocy, a z drugiej sekuje na każdym kroku. Wiadomo, na pochyłe drzewo wszystkie kozy skaczą, chory na chorobę alkoholową lub po prostu alkoholik, a mówiąc językiem potocznym zwykły pijak, jest łatwym celem. Niektórzy muszą mieć jakiegoś podwładnego, którego można „przeczołgać” i odreagować własne niepowodzenia. Pijak sprawdza się w tej roli idealnie, przecież pije, więc co on może wiedzieć, postawić też się nie postawi.

Znałem kilka takich przypadków, żaden z tych kolegów już nie pracuje. Odeszli, oczywiście, niby na własne życzenie. Mimo że niby przełożeni nie chcieli tego, wręcz przeciwnie, chcieli pomagać itd. Teraz sam poznaję, jak to jest. Z Otwocka wyszedłem z wypisem jasno mówiącym, że uzależnienie zostało „wyciszone”, zaleczone i dobrze rokuję. Komisja, przed którą stanąłem, dopuściła mnie do służby, mimo że mogła, a wręcz w myśl rozporządzenia MSW powinna uznać mnie za niezdolnego do służby. Lekarze kierowali się jednak wiedzą medyczną, a nie spisanymi przez urzędników przepisami. To musiało zaboleć mojego przełożonego, który oficjalnie deklarował mi wsparcie, a w praktyce na każdym kroku rzucał kłody pod nogi. Zresztą rzuca nadal, tyle że ja się nie przejmuję. Za dwa lata będę miał pełną wysługę emerytalną. Wytrzymam. Póki co, rzetelnie wykonuję swoje obowiązki, trzymam się z daleka od alkoholu, nie chodzę z innymi do pubu po pracy, nie ma mnie na imprezach itd. Nie ma za co się mnie czepić.

wysłuchał: JL