W lipcu 1945 r. bez wieści przepadło prawie 600 polskich obywateli zatrzymanych w północno-wschodniej Polsce przez wojska NKWD. Rosyjski wymiar sprawiedliwości konsekwentnie utrzymuje, że nie ma dowodów na represjonowanie Polaków. Rok temu przedstawiciel Memoriału Nikita Pietrow poinformował stronę polską, że w archiwach natrafił na dokumenty w tej sprawie. Teraz rosyjska prokuratura przyznaje już, że listy osób istnieją, ale są to jedynie wykazy zatrzymanych, protokoły przesłuchań i rewizji. GPW utrzymuje, że nie wiadomo, co się z tymi ludźmi stało później. Swojej decyzji moskiewski sąd nie uzasadnił. Śledztwo w sprawie obławy augustowskiej prowadzi Oddział IPN w Białymstoku.
Obława augustowska jest największą zbrodnią na narodzie polskim po zakończeniu II wojny światowej. Obława augustowska nazywana „Małym Katyniem” do tej pory czeka na wyjaśnienie.
O zbrodni sprzed 67 lat pisaliśmy na naszych łamach po raz pierwszy w lipcu 2007 r. w materiale „Obława augustowska”. Temat zainteresował nas nie tylko dlatego, że ta sprawa jest jedną z największych zagadek w powojennej historii Polski. Okazało się, że w typowaniu ofiar pomagali miejscowi milicjanci, natomiast po 43 latach były milicjant (niemający oczywiście ze zbrodnią nic wspólnego) pomagał ocalić pamięć o tychże ofiarach. Mirosław Basiewicz, były milicjant, wyrzucony z MO za próbę utworzenia związku zawodowego w 1981 r., w stanie wojennym internowany, był jednym z założycieli Obywatelskiego Komitetu Poszukiwań Mieszkańców Suwalszczyzny Zaginionych w Lipcu 1945 r. Komitet zawiązał się w 1987 r., i to jego członkowie m.in. zebrali dokumentację od rodzin ofiar obławy augustowskiej.
Paweł Ostaszewski