Rozmowa z Konradem Kornatowskim, komendantem głównym Policji
Przeszedł Pan prawdziwy chrzest bojowy w Policji: w pierwszym miesiącu urzędowania Wołomin, w drugim Sieradz i oskarżenia posła Rokity wobec Pana.
- Najbardziej przeżyłem tragedię w Sieradzu. Ci policjanci osierocili dzieci w wieku mojej córki. Sprawa wołomińska była trudna, bo sprawca działał z zemsty osobistej, był bardzo zdeterminowany, ale uporaliśmy się z tym problemem. Oskarżenia pana Rokity traktuję jako sprawę osobistą. Nazwał mnie nikczemnym prokuratorem, pomówił o fabrykowanie i ukrywanie dowodów w sprawie, w której w 1986 roku przeprowadziłem dwie czynności: oględziny miejsca zdarzenia i oględziny zwłok.
To prawda, że nie zauważył Pan plam krwi w celi, w której leżał Tadeusz W. zatrzymany przez MO za kradzież kur?
- W protokole oględzin napisałem, zgodnie z zasadami sztuki, o plamach barwy brunatnej na ścianach, na ciele i twarzy denata. Wnioskowałem o sekcję zwłok. Sprawa śmierci Tadeusza W. została umorzona - nie przeze mnie - dwukrotnie: w 1987 roku i w 1992 roku.
Z posłem Rokitą spotka się Pan w sądzie?
- Skierowałem do sądu prywatny akt oskarżenia z art. 212 par. 2 i pozew o ochronę dóbr osobistych. Raport, na który powołuje się Jan Maria Rokita, powstał w 1991 roku i do 2005 roku był utajniony. Wiedziałem o tej jego części, która była znana ówczesnej prokuraturze wojewódzkiej. Nie prowadzono wobec mnie żadnego postępowania dyscyplinarnego, zostałem też pozytywnie zweryfikowany jako prokurator. Byłem nagradzany przez ministra sprawiedliwości w czasie, gdy pan Rokita był szefem Urzędu Rady Ministrów. Nie domagał się wtedy ukarania mnie. W pismach procesowych podnoszę, że obecne działanie pana Rokity naraża mnie na utratę zaufania niezbędnego do wykonywania funkcji komendanta głównego Policji.
O sprawie wołomińskiej mówi Pan "uporaliśmy się z tym". Jakie wnioski Policja wyciągnęła z tych wydarzeń poza tym, że KSP została bez kierownictwa?
- Bezspornie Policja popełniła tam uchybienia związane z realizacją Zarządzenia 810 Komendanta Głównego Policji z 2005 roku. Postępowanie prowadzone przez Biuro Kontroli KGP wykazało, że komendant stołeczny, jego zastępca, zastępca naczelnika wydziału zabójstw i terroru, dyżurni komend głównej i stołecznej popełnili liczne błędy. Sprawozdanie wraz z wnioskami przekazałem ministrowi sprawiedliwości, trwa bowiem w tej sprawie postępowanie przygotowawcze.
A co wynika z tej sprawy dla zwykłego policjanta?
- Przypomnieliśmy komendantom wojewódzkim i komendantowi stołecznemu, że takie przepisy obowiązują i że powinni o nich informować podległych policjantów. Przepis, może niedoskonały, ale jest. Zawiedli ludzie.
Zdarzenie takie, jak w Sieradzu, w ogóle nie jest unormowane.
- W Polsce nie ma przepisów zezwalających na użycie snajpera policyjnego. Ale uważam, że Policja zadziałała tu bardzo dobrze. Adekwatnie do zagrożenia zareagował miejscowy komendant. Jestem przekonany, że sposób dowodzenia akcją spowodował, że nie było więcej ofiar.
W wywiadzie dla naszego miesięcznika z lutego na pytanie, czy nikt nie majstruje przy emeryturach, odparł Pan "Broń Boże"...
- Odpowiedziałem jako komendant i zapewniam, że w Policji nic takiego się nie dzieje. Wiem, że jakieś działania prowadzi Rada Ministrów, a dokładnie wicepremier Ludwik Dorn, ale w Policji nikt nie robi żadnych symulacji, wyliczeń itp. I nie zamierzam podejmować takich działań.
Wypłacono pierwszą część podwyżek, tę "mnożnikową" i odbiór społeczny jest - delikatnie mówiąc - mało entuzjastyczny.
- "Na bezrybiu i rak ryba" - mówi przysłowie. Założenia mojego poprzednika przewidywały, że do podstawy nie wchodzi nic. Uważam, że minister Kaczmarek, uwzględniając moje stanowisko, należycie rozdysponował środki, większą część włączając do podstawy uposażenia. Pieniądze na podwyżki części uznaniowej już trafiły do jednostek.
Dziękuję za rozmowę.
IRENA FEDOROWICZ
rozmowa została przeprowadzona 16 kwietnia br.
Archiwalne wydania POLICJA 997 w postaci plików PDF, można pobrać z archiwum strony.