Strona główna serwisu Gazeta Policyjna

Dzwon w milczącym lesie

Od 1939 roku o zaginionych na Wschodzie polskich policjantach nie było żadnej wiadomości. O tym, że pochowano ich w Miednoje, wiemy od niedawna. Sześć lat temu uroczyście otwarto Polski Cmentarz Wojenny. Rodziny zastrzelonych funkcjonariuszy mogą wreszcie zapalić znicze tu, gdzie ich najbliżsi spoczęli na zawsze.

5 marca 1940 roku sowieckie Biuro Polityczne zadecydowało o rozstrzelaniu około 22 000 Polaków, którzy dostali się do rosyjskiej niewoli podczas kampanii wrześniowej.

ZBRODNIA

Wśród rozstrzelanych około 6300 to więźniowie Ostaszkowa. W zdecydowanej większości byli to policjanci, ale także funkcjonariusze Straży Granicznej, Straży Więziennej, Korpusu Ochrony Pogranicza, pracownicy wymiaru sprawiedliwości, administracji oraz wywiadu. NKWD szczegółowo zaplanowało zbrodnię i wykonało ją metodycznie.

Zaczęło się 4 kwietnia. Polaków przywożono do Instytutu Medycznego w Kalininie (dziś Twer). W piwnicach zabijano ich strzałami w tył głowy z niemieckich pistoletów Walther, przysłanych z Moskwy. Pierwsza partia liczyła 390 policjantów i enkawudziści mieli problemy z wykonaniem planu. Następne grupy zmniejszono więc do 250 ludzi. Mordowanie zaczynało się wieczorem i kończyło o świcie. Wystrzały zagłuszano, włączając hałaśliwie pracujące maszyny.

Zwłoki pomordowanych przewożono na ciężarówkach do osiedla wypoczynkowego NKWD, do lasu w pobliżu wsi Miednoje. Tam grzebano je w przygotowanych dołach. Koparka, zasypując wypełniony zwłokami grób, wybierała ziemię pod nowy. Na jutro. Tak powstały 23 mogiły. W tym samym lesie wcześniej pogrzebano kilka tysięcy innych "wrogów ludu", w większości obywateli radzieckich. Potem na terenie ośrodka rekreacyjnego posadzono nowe drzewa.

PAMIĘĆ

Polski Cmentarz Wojenny w Miednoje otwarto uroczyście we wrześniu 2000 roku, po kilku latach przygotowań. W miejscu bezimiennych dołów śmierci powstała zadbana nekropolia, z wysokim krzyżem i ciężką, żelazną ścianą pomnika. Nazwiska zamordowanych umieszczono na metalowych tabliczkach. Rodziny zaginionych funkcjonariuszy po raz pierwszy od 60 lat mogły zapalić znicze w miejscu spoczynku ojców i dziadków.

W szóstą rocznicę otwarcia cmentarza w Miednoje odbyła się przejmująca uroczystość, na którą przybyli członkowie rodzin policyjnych, szefowie MSWiA, przedstawiciele władz rosyjskich, delegacje Ambasady RP w Moskwie, Policji, Straży Granicznej, Służby Więziennej, Żandarmerii Wojskowej. Złożono kwiaty w rosyjskiej i w polskiej części cmentarza. Uczestnicy Międzynarodowego Motocyklowego Rajdu Katyńskiego zapalili "pochodnie pamięci".

- Być polskim policjantem, znaczyło być jak skała - mówił podczas mszy duszpasterz Policji biskup Marian Duś. - Okupant nie mógł liczyć na to, że ich złamie.

Minister spraw wewnętrznych i administracji Ludwik Dorn i komendant główny Policji Marek Bieńkowski podziękowali rodzinom policyjnym za zachowanie pamięci o poległych, pomimo zakazów, szykan i kłamstw oficjalnej propagandy.

- Pielgrzymujecie niestrudzenie do tego skrawka ziemi, by odwiedzić groby najbliższych - mówił minister. - Cieszę się, że zawsze towarzyszą Wam w tej wędrówce współcześni polscy policjanci.

Komendant główny oświadczył, że do programów szkół policyjnych zostanie wprowadzona historia Policji. - Niebawem zaczniemy organizować wizyty członków rodzin policyjnych na kursach podstawowych - zapewniał. - Szkoły policyjne rozpoczną badania, które pozwolą na wyjaśnienie nieznanych epizodów martyrologii polskich policjantów na Wschodzie.

Minister Dorn podziękował władzom rosyjskim za obecność na uroczystości i za opiekę nad tym wyjątkowym cmentarzem.

- Dzisiejszym spotkaniem dajemy świadectwo, że po wyjściu z mroków totalitarnej nocy, można i należy szukać dróg do pojednania i wybaczenia - mówił.

Jednym z najbardziej przejmujących momentów uroczystości był apel poległych. Od trzykrotnego uderzenia zawieszonego w symbolicznym dole spiżowego dzwonu zadrżał las, zazwyczaj porażająco cichy.

PRAWDA?

We wrześniu 2004 roku prokuratorzy rosyjscy umorzyli śledztwo w "sprawie katyńskiej". Zarzutów nikomu nie postawiono. Rozstrzelania bez sądu polskich żołnierzy, policjantów i funkcjonariuszy państwowych nie uznano za nieprzedawniające się ludobójstwo, lecz za pospolite przestępstwo.

Trwają prace ekshumacyjne w Bykowni pod Kijowem, gdzie wśród innych ofiar NKWD w zbiorowych mogiłach spoczywa prawdopodobnie kilka tysięcy polskich obywateli. Są wśród nich policjanci II RP.

 

PAWEŁ CHOJECKI
zdj. autor

 

Ojciec Haliny Drachal, st. post. Jan Abramczyk, pracował w policji od 1919 roku. We wrześniu 1939 roku był komendantem posterunku w Skaryszewie. Pani Halina każdą wizytę na grobie ojca mocno przeżywa, ale najbardziej wstrząsnął nią pierwszy przyjazd, w 1990 roku.

Jeszcze nie było cmentarza, tylko doły śmierci i brzozowe krzyże przywiezione przez rodziny rozstrzelanych. Błądziła po tym milczącym lesie, nie wiedząc, gdzie leży jej ojciec. Starała się jakoś wyczuć, czy może tu? A może to miejsce? Wreszcie wbiła drewniany krzyż tam, gdzie podpowiedziało jej serce. Pamięta szczupłą i wysoką sylwetkę ojca machającego na pożegnanie. Rodziny policjantów były wysyłane podwodami za Wisłę. Jan Abramczyk powiedział bliskim, że niedługo się spotkają. Wtedy widziała go po raz ostatni. Miał 43 lata.

Ojciec Stanisława Skoczka, st. post. Wincenty Skoczek, w policji pracował od 1918 roku. We wrześniu 1939 roku pełnił służbę w Trzcianie koło Bochni. Pan Stanisław przyjechał do Miednoje czwarty raz. Nie potrafi opanować łez. Swoją pierwszą wizytę, w listopadzie 1991 roku, uważa za najbardziej wstrząsające doświadczenie w życiu. Razem z innymi dziećmi zamordowanych policjantów przemierzył wtedy męczeńską drogę ojca, od Ostaszkowa, przez Twer, po świeżą i mokrą ziemię mogiły powstałej po ekshumacji. Dobrze pamięta rozstanie z ojcem. Było to 4 września 1939 roku. Ojciec i inni policjanci udali się na wyznaczone miejsce zbiórki. Ich rodziny załadowano na furmanki i zaczęła się tułaczka. Dotarli do Bugu. Po drodze Stanisław ciężko zachorował i gospodarz, u którego nocowali, nie puścił ich w dalszą podróż. Inni pojechali dalej, nie przypuszczając, jak straszny los czeka ich na nieludzkiej ziemi.

Pradziadek Małgorzaty Butler, przodownik Stanisław Butler, pracował w policji od 1919 roku. Wojna zastała go na stanowisku komendanta komisariatu w Henrykowie w powiecie warszawskim. We wrześniu 1939 roku miał 44 lata. Pani Małgorzata mieszka w Markach pod Warszawą. W Miednoje, gdzie został pochowany jej pradziadek, była po raz pierwszy. Przyjazd do lasu pod Twerem mocno przeżyła, chociaż pradziadka zna tylko z opowieści. W rodzinie Butlerów pielęgnuje się pamięć o nim. Corocznie Miednoje odwiedzała córka Stanisława Butlera, ciotka pani Małgorzaty, w tym roku jednak z powodu choroby nie mogła przyjechać. Postanowiono, że ktoś z rodziny koniecznie powinien tu przybyć i złożyć kwiaty.

 

Czekamy na listy, artykuły, wypowiedzi (gazeta.listy@policja.gov.pl). Najciekawsze z nich zamieścimy na naszych łamach.

Archiwalne wydania POLICJA 997 w postaci plików PDF, można pobrać z archiwum strony.