Strona główna serwisu Gazeta Policyjna

Wołyń w naszych sercach

Na cmentarz w Kisielinie na Wołyniu policyjni związkowcy weszli z piłami łańcuchowymi, kosami spalinowymi i siekierami. Bez nich nie uporządkowaliby miejsca spoczynku Polaków z tej wsi. Wśród mogił jest jedna, dla nich wyjątkowa. To grób post. Policji Państwowej Joachima Ciepielewskiego, który rotę ślubowania wypełnił w 1923 roku do końca.

Policjanci i funkcjonariusze innych służb od lat opiekują się polskimi cmentarzami na Ukrainie. Bez ich zaangażowania po wielu nekropoliach pewnie nie byłoby już śladu. W październiku o ich przetrwanie zadbał Zarząd Wojewódzki NSZZ Policjantów województwa śląskiego z siedzibą w Katowicach wraz z kolegami z ZW NSZZP województwa kujawsko-pomorskiego, ale pomagali im także policjanci z innych regionów kraju. Ich zamierzeniom nadano nazwę: „Musimy pamiętać – Kisielin – 2021”.

WYJĄTKOWY KISIELIN

Związkowcy poprzednim razem byli tu dwa lata temu. Kolejne wizyty powstrzymała pandemia. Wtedy uwolnili to miejsce z chwastów i krzewów. Teraz musieli robić to od nowa, bo las wybarwionych o tej porze roku na czerwono sumaków był gęsty niczym bambusowy gaj.

Przez lata o polski XVII-wieczny cmentarz w Kisielinie praktycznie nikt nie dbał. Ostatnie pochówki były tu w 1943 r. Kiedyś Kisielin był dużą, jak na kresowe realia, polską osadą zamieszkałą przez Polaków, Ukraińców, Żydów, Czechów i Rosjan. Dziś jest zapomnianą ukraińską wsią. Swoje tragiczne piętno odcisnęła tu „krwawa niedziela” z lipca 1943 r., gdy oddział UPA w miejscowym kościele zamordował po mszy ponad 90 osób, w tym przynajmniej jednego policjanta II RP. Większość ofiar została pochowana w kurhanie obok kościoła, który po spaleniu jest dziś tylko ruiną.

Historia jest tu niezwykle delikatną materią, a o przyjaciół trudno. Choć jeden na pewno jest. To 10-letni chłopiec, który za każdym razem, gdy Polacy przyjeżdżają na miejscowy cmentarz, częstuje ich owocami z rodzinnego sadu. Teraz też przyniósł torbę gruszek. Nie wiedział, że do domu wróci na nowym rowerze, który za swoje dobre serce dostał od polskich policjantów.

Inicjatywa związkowa opieki nad grobami i miejscami pamięci o policjantach jest projektem o charakterze historyczno-patriotycznym. Dla kogoś, kto jest tam pierwszy raz, a w dodatku jeżeli jego przodkowie pochodzili z tych stron, każda mogiła z polskim nazwiskiem staje się bliska. Gdy w Polsce mija się zaniedbany grób, rzadko szuka się wzrokiem napisu. Tu, na Wołyniu, gdzie wszystkie groby właściwie cudem ocalały, ma się ochotę odczytać każdą literę. Czasami jest to bardzo trudne, bo czas zatarł i daty, i słowa. „W tej ciemnej mogile, Ojczyzno, spoczywa Twój wierny syn, który rotę ślubowania wypełnił do końca… Cześć Jego Pamięci.

ŚP. post. PP Joachim Ciepielewski”, „Józef Marczewski. Zginoł śmiercią policjanta z ręki zbrodniczej dnia 11 XII 1935”, „Szmigielski Wincenty. Poster. PP Poster Porycach pow. Włodzimierskiego. Żył 31 lat. Padł z ręki bandyty 28 III…”. Nie wiadomo już, którego roku, bo nagrobek w tym miejscu się ukruszył i go nie ma. „Antoni Ros. Podchorąży I-szej Kompanii Kadrowej. Poległ dnia 2 marca 1919 pod M.”.

Niektóre nagrobki zamieniły się już w piach, a krypty stały się miejscem nieproszonych odwiedzin. Przez wpadające przez dziury w ziemi światło widać resztki trumien i ludzkie szczątki. Bardzo smutny to obraz.

WSZYSTKIE GROBY SĄ POLSKIE

Cmentarzem wojennym w Zasmykach opiekują się funkcjonariusze Straży Granicznej w Lublinie, ale przy okazji tej pielgrzymki groby odwiedzili policyjni związkowcy. Nie ma podziału, że te groby są „nasze”, a te „wasze”. Wszystkie są polskie. W Zasmykach spoczywają m.in. żołnierze 27. Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK, ale jest to także cmentarz rzymsko-katolicki poległych i zmarłych mieszkańców Zasmyk i okolic. Jedni zginęli w obronie polskiej ludności w latach 1943–1944, inni tragicznie całymi rodzinami w 1943 r. Często daty, zwłaszcza w lipcu 1943 r., różnią się tylko kilkoma dniami, wymienionymi lub niewskazanymi oprawcami. Gdy dziś podróżuje się po sielskim Wołyniu, trudno ogarnąć, jak straszne kiedyś było to miejsce.

Co teraz można zrobić? Zapalić znicz, przewiązać biało-czerwoną wstęgę na nagrobku, wyciosać ze zwalonego drzewa nowy krzyż dla kilkumiesięcznego Jana Gosia, który odszedł na zawsze w kwietniu 1944 r.

W SZKOLE POLSKIEJ

Kowel to kolejne miejsce na świecie, o którym musimy pamiętać. Tu wciąż mieszkają Polacy. Do Szkoły Polskiej przy Towarzystwie Kultury Polskiej w Kowlu uczęszcza 112 uczniów w wieku od 6 do 76 lat. To praktycznie jedna sala w budynku proszącym się o generalny remont. Zajęcia zaczynają się po południu i trwają do wieczora. Tu nikogo nie trzeba zmuszać, by przychodził na lekcje, które są nauką języka i patriotyzmu. Szkoła działa od 20 lat, a dzisiejsi uczniowie już widzą, jakie korzyści daje. Jej absolwenci studiują na najlepszych polskich uczelniach, niektórzy zdążyli nawet założyć rodziny w Warszawie czy Krakowie. Jest do czego dążyć.

Teraz polscy policjanci przywieźli im zebrane w kraju prezenty. Książki, ubrania, wszystko może się przydać, bo jednak różnica między tym, co mamy w Polsce, a tym, co można kupić na Ukrainie, wciąż jest widoczna. Ale to wszystko było niczym w porównaniu z emocjami i wzruszeniem, jakie młodzież dostarczyła gościom, prezentując swoje umiejętności artystyczne. Występ 13-letniej Wiki Joc-Chołodko, która zaśpiewała utwór „Mała dziewczynka z AK”, poruszył najtwardsze policyjne serca.

Na starym cmentarzu w Kowlu miejsce jest dla wszystkich zmarłych. Obok siebie leżą Polacy, Ukraińcy i Rosjanie. Krzyże wyrastają obok radzieckich gwiazd, groby polskich żołnierzy z I wojny światowej i funkcjonariuszy Policji Państwowej znajdują się obok zwykłych mieszkańców tych stron. Za to tu widać, że w porównaniu z cmentarzem w Kisielinie o polskie mogiły ktoś dba. To przede wszystkim zasługa Towarzystwa Kultury Polskiej w Kowlu, w przeszłości Anatola Sulika, który kiedyś, jeżdżąc rowerem po Wołyniu, katalogował polskie groby, a dziś o pamięć o Polakach z tych ziem dbają jego żona Halina Sulik i prezes TKP w Kowlu Anatol Herka.

Na skraju Kowla jest jeszcze jedno miejsce, w którym rzędy białych krzyży z biało-czerwonymi wstążkami wskazują, że spoczywają tu Polacy. Cmentarz jest na skarpie, a przed schodami prowadzącymi na jej wierzchołek tablica informuje, że to Polska Kwatera Wojenna poległych w 1920 r. Jak to się stało, że ten cmentarz przetrwał po II wojnie światowej? Tego nie wie nikt.

ODNALEZIONA MOGIŁA

Ważnym punktem w planie działań związkowców opiekujących się grobami i miejscami pamięci o policjantach na Wołyniu była wizyta na cmentarzu we Włodzimierzu Wołyńskim.

– Wiemy, że spoczywa tu sześciu funkcjonariuszy Policji Państwowej, którzy oddali swoje życie na służbie. Wiemy, gdzie są groby pięciu z nich i w jakim są stanie, ale nie znamy miejsca spoczynku szóstego policjanta. Bardzo byśmy chcieli odszukać jego mogiłę, tym bardziej że akurat na jego temat mamy największą wiedzę – mówił w drodze na nekropolię koordynator wyjazdu Maciej Dziergas, wiceprzewodniczący ZW NSZZP woj. śląskiego.

Płyty nagrobkowe na tych pięciu mogiłach były w jeszcze gorszym stanie niż dwa lata wcześniej. Popękane i rozpadające się. Gdy jedni policjanci ratowali je tak jak mogli, dopasowując i łącząc klejem montażowym, inni szukali szóstej mogiły. Niestety na tak rozległym terenie, gdzie roślinność potrafi skryć każdego pod nią spoczywającego, trudno jest cokolwiek znaleźć.

Dopisało im jednak szczęście. Gdy już opuszczali cmentarz, napotkali wchodzącego na jego teren mężczyznę. Na przywitanie po polsku odpowiedział w tym samym języku.

– Jestem z Towarzystwa „Barwy Kresowe”. Odnawiamy tutaj polskie groby. Właśnie teraz pracujemy przy kolejnym – powiedział Konstanty Zinkiewicz. Od słowa do słowa okazało się, że to przypadkowe spotkanie może się przerodzić w przyszłości w owocną współpracę, bo związkowcy i Towarzystwo Kultury Polskiej w Kowlu mają bardzo zbliżone cele. W dodatku okazało się, że towarzysząca mu kobieta, sprzątająca na cmentarzu, wiedziała, gdzie jest poszukiwana mogiła szóstego policjanta – st. post. Romana Kęckiego.

Jego grób, choć zarośnięty, był na szczęście w dobrym stanie, a na nim można było odczytać m.in., że posterunkowy poległ 28 października 1923 r. „w walce z bandytami we wsi Drewinie”.

– Bardzo nam zależało, by odnaleźć grób Romana Kęckiego. Zadanie, które sobie postawiliśmy, jadąc teraz na Wołyń, dzięki temu wykonaliśmy z nawiązką. Mam nadzieję, że dzięki starym i nowym znajomością w przyszłości uda nam się zrobić tu jeszcze więcej – powiedział Maciej Dziergas. – Wołyń zawsze był i pozostanie w naszych sercach. Musimy o nim pamiętać.

ANDRZEJ CHYLIŃSKI

zdj. autor