Strona główna serwisu Gazeta Policyjna

Błękitno skrzydły na emeryturze

Na emeryturze, ale bardzo aktywnej. Po rozstaniu z policyjnym mundurem nie zaprzestał latania. Jak sam podkreśla – pilot to bardziej pasja niż zawód. Za sterami śmigłowców spędził czterdzieści lat, teraz jego doświadczenie wykorzystywane jest w Tatrach, gdzie lata ratowniczym „Sokołem” w bar-wach TOPR-u.

Asp. szt. w st. spocz. Kazimierz Chaczko jest drugim w historii, po śp. Januszu Sławiku, policyjnym pilotem, który otrzymał prestiżowe wyróżnienie „Błękitne Skrzydła”. Nasza gazeta miała to szczęście, że zdążyła spotkać się z nim w lutym br., w ostatnim miesiącu jego służby na Lotnisku Warszawa-Babice, gdzie stacjonują policyjni piloci.

BŁĘKITNE SKRZYDŁA – SKROMNOŚĆ

Gwoli ścisłości trzeba przypomnieć, że po wyróżnieniu w 2010 r. śp. asp. szt. Janusza Sławika nagrodę „Błękitne Skrzydła” rok później przyznano całemu lotnictwu Policji. Niebiescy piloci zostali wtedy zbiorowo uhonorowani za bohaterstwo, poświęcenie i determinację podczas akcji ratunkowych w czasie wielkiej powodzi 2010 r. Uratowali wtedy 121 osób. Właśnie w czasie tych działań wyróżniali się dwaj policyjni lotnicy, którzy odebrali także indywidualne laury.

Honorowa nagroda „Błękitne Skrzydła” jest przyznawana od 1964 r. Laureatów wybiera kapituła wyróżnienia, złożona z przedstawicieli redakcji „Skrzydlatej Polski”, gdzie zrodziła się idea nagrody, Krajowej Rady Lotnictwa ze wsparciem Dowództwa Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych i Aeroklubu Polskiego. W polskim świecie lotniczym wyróżnienie ma olbrzymi prestiż.

– Ta nagroda była dla mnie wielkim zaskoczeniem – mówi asp. szt. w st. spocz. Kazimierz Chaczko, który do marca 2021 r. służył na stanowisku starszego pilota, z uprawnieniami instruktora i egzaminatora lotnictwa Policji w Wydziale Operacji Lotniczych Zarządu Lotnictwa Policji Głównego Sztabu Policji KGP. – W ogóle nie wiedziałem, że ktoś do tego wyróżnienia mnie zgłosił. Dowiedziałem się po ogłoszeniu wyników. Do tej pory uważam, że chyba nie zasłużyłem na nie…

Rozmowie przysłuchuje się syn „Błękitnoskrzydłego” kom. Karol Chaczko, który od dziewięciu lat służy w Zarządzie Lotnictwa Policji GSP KGP. Teraz nie wytrzymuje i włącza się do rozmowy: „Tata ma wiele zalet, ale i jedną poważną wadę, którą jest skromność posunięta do przesady!” (o lotniczych tradycjach obu panów z rodu Chaczko piszemy w numerze specjalnym „Gazety Policyjnej” 2021, nr 1(1) w artykule „Z ojca na syna”).

Kazimierz Chaczko to oaza spokoju i cierpliwości. Nagrodę „Błękitne Skrzydła” odebrał 28 sierpnia 2013 r. w czasie obchodów Święta Lotnictwa Polskiego przy Pomniku ku czci Lotników Polskich Poległych w latach 1939–1945, który znajduje się na Polu Mokotowskim w Warszawie. Policyjnego pilota wyróżniono za całokształt dokonań, m.in. za ocalenie życia i zdrowia ludzkiego podczas powodzi oraz loty ratownicze w Tatrach. W czasie służby w Policji został odznaczony: Krzyżem Zasługi za Dzielność, Złotym Medalem za Długoletnią Służbę, Brązowym Medalem za Zasługi dla Policji, Odznaką „Zasłużony Policjant” oraz Brązową Odznaką „Zasłużony dla Ochrony Przeciwpożarowej”.

ELEKTROWNIA KOZIENICE – PRECYZJA

Jeszcze w tym samym roku, w którym Kazimierz Chaczko odebrał „Błękitne Skrzydła”, pilotowany przez niego policyjny „Sokół” stał się sławny na całą Polskę.

4 grudnia 2013 r. w Elektrowni „Kozienice” w Świerżach Górnych zdarzył się tragiczny wypadek. Czterech monterów poniosło śmierć, spadając wraz z platformą, na której pracowali, w głąb komina. Robili od wewnątrz oględziny i prace sondażowe nieczynnej budowli przed jej planowanym skróceniem i przystosowaniem do współczesnych wymogów. Platforma z pracownikami runęła ok. 200 m w dół konstrukcji. Zaklinowała się, uniemożliwiając dotarcie do ofiar od dołu, mogła osunąć się jeszcze niżej i bezpośrednio zagrozić ratownikom. U góry kłębiły się stalowe liny, po których poruszała się platforma. Okazało się, że najbezpieczniej będzie, gdy ratownicy wejdą do wnętrza komina od góry i sprawdzą jego stan.

– To była akcja z zaskoczenia – wspomina Kazimierz Chaczko.

– Poderwano załogę dyżurną, czyli nas. Zadanie polegało na opuszczeniu ratowników ze straży pożarnej na balkonik-galeryjkę okalającą szczyt komina o szerokości… człowieka.

Komin miał wysokość 300 m. Wystawały z niego stalowe pręty, liny – resztki konstrukcji feralnej windy, którą poruszali się robotnicy. Posadzenie ratowników w takich okolicznościach na wąskim balkoniku wymagało niezwykłej precyzji i opanowania. Był bardzo silny wiatr, a dodatkowo turbulencje wywołane przez komin. Na szczęście zadanie wykonywali specjaliści najwyższej klasy – strażacy z Grupy Ratownictwa Wysokościowego JRG 7 KM PSP w Warszawie i policyjny PZL W-3 „Sokół”, za którego sterami siedział Kazimierz Chaczko.

– Desant na balkonik wokół komina musiałem zrobić bez żadnego punktu odniesienia – wspomina policyjny pilot. – Trzystumetrowa konstrukcja, wiatr i widzę tylko horyzont. Cały czas byłem na naprowadzaniu, desantowanie ekip ratowniczych i ich sprzętu trwało półtorej godziny. Jeżeli chodzi o trudność i precyzję, to była najbardziej skomplikowana i wymagająca praca podczas całej mojej służby w Policji. Trochę podobnie pracuje się w TOPR-ze…

TATRY – ODWAGA

Latanie w wysokich górach to połączenie odwagi i rozwagi, precyzji i cierpliwości. Zwykle jest jednak jakiś punkt odniesienia.

Policyjni piloci znaleźli się w Tatrach, gdy śmigłowiec Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego trafiał na remonty i przeglądy, np. cały letni sezon 2013 r. – do 6 listopada pod Giewontem dyżurowała policyjna maszyna z mundurowymi lotnikami. Wśród nich był Kazimierz Chaczko.

– Przez ten czas robiliśmy dokładnie to, co normalnie wykonywałby TOPR-owski PZL W-3 „Sokół” – mówi „Błękitnoskrzydły” z Policji. – Akcje ratowniczo-ewakuacyjne, czyli zabieranie ratowników na pokład, ich desant na miejscu wypadku, podbieranie rannych, także przewożenie (na zewnątrz) tych, którzy nie przeżyli.

Tylko w 2013 r. policyjni piloci wykonali w Tatrach 355 lotów, podczas których wylatali 104 godziny, uczestnicząc w 85 akcjach ratowniczych. Udzielono pomocy 78 poszkodowanym, w akcjach poszukiwawczych odnaleziono ciała trzech osób zaginionych.

– Góry uczą pokory – zamyśla się Kazimierz Chaczko. – Uczą pokory nie tylko tych, którzy się wspinają i chodzą po nich, ale lotników również. W górach bardzo szybko mogą się zmienić warunki pogodowe. Trzeba umieć przewidywać, ale… w Tatrach wszystkiego przewidzieć się nie da. Głównym problemem są silne wiatry, bo powodują nagłe turbulencje, czasami takie rzeczy dzieją się ze śmigłowcem, że bywa mokro na plecach... Ważne są wtedy doświadczenie i opanowanie. W Tatrach trzeba tak przytrzymać zawis śmigłowca, aby ratownik, który jest na linie wyciągarki, mógł się wwiercić w ścianę, założyć tam stanowisko asekuracyjne, wpiąć się w nie i dotrzeć do poszkodowanego, który odpadł od skały podczas wspinaczki i spadł gdzieś niżej lub wisi na uprzęży. To są bardzo precyzyjne zawisy, co do centymetra, ale jednak przeważnie jest jakiś punkt odniesienia, a w Kozienicach nie było.

Doświadczenie i zaangażowanie policyjnego pilota doceniły władze TOPR-u, które już kilka lat temu zwróciły się do niego z zapytaniem, czy nie mógłby im pomagać, pełniąc choć przez kilka dni w miesiącu dyżury na ratowniczym śmigłowcu. Po uzyskaniu zgody Komendanta Głównego Policji Kazimierz Chaczko w ramach swojego czasu wolnego niósł pomoc ofiarom wypadków w Tatrach. Teraz po przejściu na emeryturę za sterami PZL W-3 „Sokoła” TOPR-u będzie siedział znacznie częściej.

PAWEŁ OSTASZEWSKI

zdjęcia autor, z archiwum K. Chaczki