Klub powstał niespełna pięć lat temu, gdy w 2019 r. w całym kraju obchodzono 100. rocznicę powstania Policji Państwowej. Było to nawiązanie do najstarszych prosportowych tradycji formacji, gdy od 1924 r. przy jednostkach policji prowadzono działania ukierunkowane na sport masowy mający na celu podnoszenie sprawności fizycznej funkcjonariuszy. Trzymając się tej idei, w PKS „Mazury” utworzono sekcje, w których praktycznie każdy mógł realizować swoje sportowe pasje: od lekkoatletyki i futsalu, strzelania i sportów walki, do gier planszowych i właśnie hodowli gołębi pocztowych. One też się ścigają, czasem na naprawdę długich dystansach.
Wiatr w ogon
– Dla gołębi pocztowych pokonanie odległości 100 km to żaden problem – mówi kierownik sekcji hodowców gołębi pocztowych w PKS „Mazur” Marcin Kociołek. – Loty odbywają się na dystansach do 1000 km, a do nas z Brukseli, skąd też latają nasze gołębie, jest w linii prostej 1100 km. Ale jak gołąb poleci, to już jego sprawa. Prędkość policzy mu się w linii prostej.
26 lutego br. nadkom. Marcin Kociołek po 23 latach służby przeszedł na emeryturę. Zmusiły go do tego okoliczności po śmierci ojca. Wcześniej, przez wiele lat był naczelnikiem Wydziału Kryminalnego Komendy Powiatowej Policji w Ostródzie, a ostatnio zastępcą komendanta Posterunku Policji w Morągu.
– KPP w Ostródzie jest największą komendą województwa warmińsko-mazurskiego. Na naszym terenie jest wielu hodowców gołębi pocztowych, a wśród nich są również policjanci. Zresztą jeśli Polski Związek Hodowców Gołębi Pocztowych liczy ponad 40 tys. członków, to można się domyśleć, że wśród nich jest więcej kolegów w niebieskich mundurach. Gdy powstawał nasz klub z sekcją hodowców gołębi pocztowych, wieść o nas szybko i szeroko rozniosła się po całym kraju, bo z pytaniami o poradę czy tak po prostu dla nawiązania kontaktu z kolegą ze służby odezwało się do mnie naprawdę wielu policjantów mających swoje gołębie.
Marcin Kociołek ma 140 gołębi. W jego sekcji PKS „Mazury” jest także kom. Krzysztof Wróblewski z Zespołu Dochodzeniowo-Śledczego w KPP w Ostródzie, mający 160 gołębi. Zawody rozpoczynają się w maju i trwają do połowy września, czyli praktycznie co weekend.
– Mamy specjalistyczny samochód, w którym koszuje się gołębie. Jest specjalna komisja spisująca ptaki, która zakłada im elektroniczne obrączki. Gołębie są w sobotę wywożone i w niedziele rano wypuszczane około godz. 5.00–6.00 rano. Każdy hodowca czeka u siebie, ma zegar elektroniczny, przy wejściu do gołębnika jest położona tzw. antena. Gołąb musi przejść po tej antenie. To trafia do systemu i jest przeliczane, z jaką prędkością leciał. Odległości są różne dla hodowców, np. 200, 210, 230 km. Ten czas trzeba przeliczyć, kilometry dzieli się na czas przylotu i wtedy wychodzi prędkość. Gołębie z najlepszą prędkością wygrywają takie zawody. Pod uwagę jest brany także wiatr. Jeżeli gołębie lecą pod wiatr, mają mniejszą prędkość. Jeżeli wiatr jest w ogon, to gołąb przyleci o wiele szybciej – wyjaśnia Marcin Kociołek.
Teraz, gdy nie musi każdego ranka o godz. 7.00 meldować się w jednostce, ma nieco więcej czasu dla ptaków. Wcześniej, nim udał się na służbę, pierwsze treningi musiał robić o godz. 5.00 rano.
Tego nie wie nikt
Treningi polegają na motywowaniu do powrotu do gniazda, gdzie są młode. Następnie, jak są loty, motywuje się je powrotem do partnera. Taka metoda nazywa się „wdowieństwo”, bo przez cały tydzień samiec siedzi sam w gnieździe, a samica w drugim gołębniku obok. Tak stają się „wdowami/wdowcami”, nie mają bliskiego kontaktu ze swoim partnerem.
– Jak robi się trening, uczy się je tego wdowieństwa. Gdy wywożę je po raz pierwszy na trening, one wracają i mogą się spotkać, a potem spędzić ze sobą kilka godzin w swoich celach, czyli gniazdach. Tak, dla nich PDOZ we dwoje to są najprzyjemniejsze chwile – śmieje się Marcin Kociołek.
– Ujmując to inaczej: gołębie pocztowe do szybkich lotów są motywowane miłością i tęsknotą. Ale jak one odnajdują drogę do gniazda, nawet gdy mają pokonać setki kilometrów? Tego nie wie nikt.
Przy ptakach jest naprawdę dużo pracy. Gołębniki są dwa razy dziennie sprzątane, a nawet odkurzane specjalnym odkurzaczem. Ptakom trzeba dawać specjalną karmę i suplementy. Każdy hodowca ma swoje tajniki. Gołębie są jak sportowcy.
W lotach lepiej spisują się samice, są bardziej zawzięte.
– Jeśli lata się samcami i samicami, to samice są lepsze. Ale niektórzy latają samymi samcami, a samice czekają na nich w celach. Nieraz jest tak, że gołąb wraca z lotu, a partnera nie ma. Taki gołąb traci wtedy motywację, bo wraca, a nie ma nagrody. A są tacy hodowcy, którzy latają albo samcami, albo samicami, a partner tylko siedzi w gołębniku i czeka. Ja latam wszystkim, nazywa się to „totalne wdowieństwo”. Lepiej latają samice, ale zdarza się, że lepiej poleci samiec. Dlatego się nie ograniczam. U mnie jest równość płci.
Efekty są. W domu na honorowych miejscach stoją puchary za sukcesy odniesione w lotach gołębi pocztowych. Marcin Kociołek jest wielokrotnym mistrzem na różnych poziomach. Dwa razy był dziewiąty w Polsce, co na tysiące hodowców jest świetnym osiągnięciem. Gdy przechodził na policyjną emeryturę, jeden z kolegów sprawił mu prezent z wyjątkową dedykacją: „Najlepszy policjant wśród hodowców. Najlepszy hodowca wśród policjantów”.
Hodowcy na pożegnanie mówią do siebie: „Dobry lot”. Warto zapamiętać.
Andrzej Chyliński
zdj. Jacek Herok