Jednego z mężczyzn manipulującego przy torach udało się sokistom zatrzymać, dwóch pozostałych zaczęło uciekać. Wsiedli do zaparkowanego w pobliżu samochodu i ruszyli w kierunku mostu kolejowego na Sanie. Do pościgu chwilę później włączył się także patrol Policji.
W rejonie mostu doszło do wymiany ognia między uciekającymi a pościgiem – w efekcie ścigany samochód rozbił się na wzmocnieniach mostu w chwili, gdy wjeżdżał na niego pociąg pasażerski. Wydawać by się mogło, że w tym miejscu sytuacja została opanowana – jedna z interwencji jakich wiele. Jednak to był dopiero początek serii tragicznych wydarzeń. Pasażer i kierowca, choć mocno poturbowani, nim zostali zatrzymani, zdążyli odpalić pod pociągiem ładunek wybuchowy, który mocno wstrząsnął częścią składu.
VIP na terenie
Wszystkie służby ratownicze postawiono na nogi – od OSP z okolicznych miejscowości, przez Bieszczadzkie Pogotowie Ratunkowe SPZOZ w Sanoku, aż po śmigłowiec LPR. Kilkadziesiąt osób zostało rannych, w tym VIP – to właśnie z uwagi na niego i potrzebę pilnej ewakuacji sprowadzono helikopter, który wylądował w pobliżu torowiska. Ewakuację drogą powietrzną ciężko rannego polityka do szpitala w Sanoku zabezpieczali funkcjonariusze SOP-u, którzy wkrótce zjawili się na miejscu. W czasie prowadzonej ewakuacji kilku pasażerów będących w głębokim szoku samodzielnie opuściło pociąg i ukryło się w pobliskim lesie. W ich poszukiwanie została zaangażowana grupa przewodników psów ratowniczych Polskiego Związku Kynologicznego Oddział w Rzeszowie.
W akcji ratunkowej brali udział funkcjonariusze wszystkich służb będących na miejscu zdarzenia. Każda para rąk była na wagę złota, więc współpraca przy transporcie kilkudziesięciu rannych osób do namiotów Triage wyglądała tak, że przy jednych noszach pracowali policjanci, strażacy, funkcjonariusze SOP-u i SOK-u. I nie miało żadnego znaczenia, jaki kto nosi mundur. Jakby tego wszystkiego było mało, w odległości około pół kilometra od miejsca zamachu doszło do kolejnej silnej eksplozji. Jak się wkrótce okazało, wybuchł samochód. Nie wiadomo, czy to przypadkowa detonacja pojazdu, który miał być użyty w celu spowodowania jeszcze większej tragedii w innym miejscu, czy może kontrolowane działanie. Kto to zrobił i w jakim celu? Na te pytania na gorąco nikt nie udzielił odpowiedzi.
Do zabezpieczenia miejsca wybuchu skierowano funkcjonariuszy Zarządu CBŚP z Rzeszowa, którzy koordynowali dalsze czynności aż do przybycia z Warszawy Zespołu Minersko-Pirotechnicznego Wydziału do Zwalczania Zorganizowanej Przestępczości Kryminalnej i Aktów Terroru CBŚP. Pirotechnik ubrany w kombinezon antyodłamkowy EOD (Explosive Ordnance Disposal) przeprowadził wstępne rozpoznanie miejsca zdarzenia pod kątem ujawnienia wtórnych urządzeń wybuchowych i wyznaczył bezpieczną drogę dojścia do strefy zero. Miejsce zdarzenia zostało podzielone na obszary, w których grupy dochodzeniowo-śledcze zespołu ATK miały prowadzić czynności oględzin pod nadzorem rzeszowskiego CBŚP. Na potrzeby śledztwa powybuchowego trzeba było zabezpieczyć każdy znaleziony fragment, każdy najmniejszy kabelek. Jeśli w ostatniej wyznaczonej strefie zostałby znaleziony choćby jeden ślad, należało utworzyć kolejną strefę. Nigdy nie wiadomo, który dowód w sprawie pozwoli wykryć sprawców i udowodnić im winę.
Kolejne eksplozje
Dyżurny KPP w Lesku tego dnia z pewnością nie zapomni do końca życia. Gdy w Zagórzu trwała akcja ratownicza, w trakcie której doszło do kolejnej eksplozji, wydawać by się mogło, że nic gorszego się już nie może wydarzyć. A jednak. Punktualnie o godz. 14.00 na koronie zapory wodnej w Solinie doszło do wybuchu. To już trzeci raz w ciągu zaledwie pięciu godzin. Prawdopodobnie terroryści chcieli wysadzić tamę, jednak ich plan się nie powiódł – ładunek nie uszkodził nawet korony. Gdyby mieli więcej szczęścia… Mówi się, że gdyby zapora runęła, woda zalałaby nawet odległy Sanok. Pirotechnicy z rzeszowskiego Samodzielnego Pododdziału Kontrterrorystycznego Policji zadysponowani do zabezpieczenia miejsca po wybuchu potwierdzili, że skala zniszczeń mogła być znacznie większa – znaleźli i zneutralizowali drugi ładunek wybuchowy, którego terroryści nie zdołali odpalić. Pierwsza eksplozja poraniła kilku turystów, którym udzielono pomocy – równolegle ochrona zapory ewakuowała wszystkich pracowników. Gdy miejsce zostanie uznane za bezpieczne, rozpoczną się oględziny i zostanie wszczęte kolejne śledztwo powybuchowe.
Dym nad wodą
Policja dostała informację, z której wynikało, że zamachowcy z zapory uciekają w kierunku Polańczyka statkiem wycieczkowym, na którym znajduje się kilkudziesięciu turystów. I faktycznie – największą jednostkę pływającą, jaka znajduje się na Jeziorze Solińskim, spowijał dym, jakby doszło do pożaru. Uczestnicy feralnego rejsu skakali do wody, słychać było wystrzały. Sztab koordynujący działania po zawnioskowaniu o wsparcie z KWP podjął decyzję o użyciu Plutonu Wsparcia Taktycznego OPP w Rzeszowie. Z ustaleń wynikało, że ani z porywaczami, ani z zakładnikami nie ma kontaktu. Około 10 osób znalazło się za burtą, słychać było kolejne wystrzały. Policjanci PWT na łodziach służbowych zbliżyli się do wycieczkowca, po krótkiej wymianie ognia weszli na pokład i zapanowała cisza. Najwyraźniej udało im się zneutralizować zagrożenie. Dwóch terrorystów zastało rannych, osoby podjęte z wody wykazywały oznaki hipotermii. Na szczęście nikt nie zginął.
Szturm
Sztab działał pełną parą, koordynując równoległe działania w kilku punktach zapalnych. W tym samym czasie bowiem mundurowi z CBŚP z Rzeszowa przypuścili szturm na bazę WOPR-u w Polańczyku. Zabarykadowali się tu dwaj mężczyźni, których samochód nie zatrzymał się do policyjnej kontroli na terenie KPP w Ustrzykach Dolnych. Pasażer pojazdu ostrzelał z długiej broni ścigający ich radiowóz. Tu ciąg tragicznych wydarzeń zaczął się układać w logiczną całość. Wyglądało na to, że dywersanci, którzy planowali wysadzić zaporę, mieli zostać podjęci w umówionym miejscu przez drugą grupę. Razem oddaliliby się w im tylko znanym kierunku. I jedni, i drudzy mieli pecha – eksplozja nie przyniosła zakładanego rezultatu, a druga grupa trafiła na patrol drogówki. Puściły im nerwy – zaczęli uciekać i plan się posypał. W wyniku szturmu CBŚP na budynek WOPR-u bandyci zostali zatrzymani. Przy jednym z nich, który okazał się uciekinierem z zakładu karnego, dodatkowo znaleziono narkotyki.
I to był ten moment, na który wszyscy czekali. Spiker ogłosił zakończenie ćwiczeń i wszyscy razem mogli po tym intensywnym dniu usiąść przy ognisku, zjeść gorące kiełbaski, grochówkę i napić się czegoś ciepłego.
Geneza i cele
„ALERT MCI – Sanok 2023. Współdziałanie służb mundurowych i cywilnych w zdarzeniu masowym” – pod taką nazwą odbyły się opisane wyżej ćwiczenia poprzedzone jednodniowym seminarium szkoleniowym, w którym uczestniczyło kilkaset osób. Wydarzenie skupiło siedem jednostek Państwowego Ratownictwa Medycznego, dziewięć jednostek Policji oraz Służbę Ochrony Państwa, pięć jednostek Państwowej Straży Pożarnej, cztery jednostki Służby Ochrony Kolei, Państwową Straż Rybacką, uczniów szkół mundurowych, pozorantów i innych. Głównym organizatorem ćwiczeń był SPZOZ w Sanoku, a współorganizatorami Bieszczadzkie Pogotowie Ratunkowe SPZOZ w Sanoku oraz Uczelnia Państwowa im. Jana Grodka w Sanoku. Cel przedsięwzięcia stanowiły m.in. poznanie procedur z zakresu medycyny pola walki, wypracowanie mechanizmów współdziałania służb w realiach działań bojowych i ocena gotowości operacyjnej. Scenariusze epizodów były niewiarygodnie wymagające i ambitne. Mimo to organizatorzy i uczestnicy szkolenia na odprawie podsumowującej jego przebieg nie kryli zadowolenia z dobrze wykonanej pracy.
Tomasz Dąbrowski
zdj. Jacek Herok