Strona główna serwisu Gazeta Policyjna

Jestem dla koni

Historie pracowników cywilnych Policji to dzieje formacji. W Komendzie Miejskiej Policji w Poznaniu od 22 lat pracuje Danuta Bielawska. Jej opowieść to właściwie kronika poznańskiego ogniwa konnego.

A początek tej historii to marzenie zastępcy komendanta miejskiego Policji podinsp. Piotra Malarskiego, by w poznańskiej Policji służyły konie. Dzisiaj to jedna z najlepszych jednostek konnych Policji w kraju. Zanim jednak 16 grudnia 2000 r. nastąpiło uroczyste otwarcie policyjnej stajni w Kiekrzu i Plutonu Konnego KMP w Poznaniu, garstka osób musiała włożyć w to dużo pracy.

– Wszystko organizowaliśmy od początku. W 2000 r. potrzebny był ktoś, kto wie, co jest potrzebne. Podpowiadałam, jak ma wyglądać stajnia, jak boksy. Jeździłam z komendantem do różnych miejsc, szukając stajni. Rozważaliśmy wiele opcji, w końcu stanęło, że powinniśmy być na terenie, który by podlegał komendzie. Kiekrz był idealny. Był to teren ośrodka wypoczynkowego MSWiA. Na początku byłam jedyną osobą w zespole, która znała się na koniach. Jeździłam z komendantem po Polsce w poszukiwaniu dziesięciu najlepszych dla nas koni. Trwała budowa stajni. A równolegle odbywał się nabór policjantów – wspomina Danuta Bielawska, która jako mgr inż. zootechnik i instruktor jazdy konnej odpowiadała również za przygotowanie policjantów jeźdźców. Na pierwszy nabór zgłosiło się 30 funkcjonariuszy. Gdy komendant na spotkaniu powiedział: „Koń może zrzucić, ugryźć, przydepnąć i przyprzeć do ściany. Kto zostaje?” – do stajni dotarło już dwudziestu policjantów. Po kolejnych weryfikacjach w ogniwie zostało dziewięciu. Obecnie ogniwo liczy jedenastu policjantów i wierzchowców działających pod dowództwem st. asp. Agnieszki Idczak-Mazur. Zatrudnionych jest tam również czterech pracowników cywilnych.

OD PROGRAMU DO SZKOLENIA

– W grudniu 2000 r. zwieźli nam konie, baza została uruchomiona i zaczęła się praca. Ale był to jeszcze okres szkoleniowy. Konie i jeźdźcy się uczyli. I tak do wiosny jeździliśmy i się uczyliśmy. Obowiązywało wówczas zarządzenie Komendanta Głównego Policji nr 11 z 1997 r., w którym szkolenie było bardzo enigmatycznie potraktowane. Pytałam o program szkoleniowy, okazało się, że muszę go sama napisać. Opracowałam szczegółowy program, przyjechała komisja z KGP na pierwszą atestację i zaczęło hulać. W KGP uznano wówczas, że programowe przepisy trzeba zweryfikować i zaproszono mnie do współpracy. Wszyscy koniarze spotkali się w Sułkowicach. Tam opracowaliśmy plany szkolenia, które obowiązują do dziś. To była duża sprawa – mówi Danuta Bielawska. A nadkom. Izabela Dobrowolska z Biura Prewencji KGP dodaje, że: – Opracowany przez Danutę Bielawską program szkoleniowy dla jeźdźców i koni był podstawą do wdrożenia metodyki szkolenia dla wszystkich komórek konnych Policji. Program zyskał uznanie również u policjantów jeźdźców z państw Grupy Wyszehradzkiej V4, którzy ocenili go bardzo wysoko.

Pluton Konny Komendy Miejskiej Policji w Poznaniu był pierwszą tego typu jednostką w Wielkopolsce i czwartą w Polsce. W 2015 r. siedziba oddziału została przeniesiona na teren Lusowa do stajni Hubertus. A później do Żydowa koło Rokietnicy.

CYWILNA CODZIENNOŚĆ

– Dla mnie, tak jak dla funkcjonariusza, przeniesienie jednostki wiąże się z tym, że muszę jechać za końmi, za jednostką. Z tą różnicą, że nie mam dodatku za dojazdy – opowiada Danuta Bielawska, która teraz dojeżdża 40 km do stajni. Każdy opiekun konia dostaje też dodatek za opiekę nad koniem, ale tylko wówczas, gdy jest funkcjonariuszem. – Nie ma możliwości, żeby pracownik cywilny dostał taki dodatek, mimo że wykonuje tę samą pracę co policjant. Jednocześnie przepisy mówią, że mam tego konia szkolić i się nim opiekować. Problem jest dosyć szeroki, ale dotyczy małej grupy osób, więc nikt się tym nie przejmuje. A wystarczyłoby, aby w przepisach pojawiła się możliwość przyznawania pracownikom Policji zajmującym się końmi takiego dodatku – mówi o codziennej cywilnej rzeczywistości poznańska instruktorka jazdy konnej.

Właściwie każdy dzień zaczyna o godz. 7.00. Kiedy konie jedzą, jest chwila na prace biurowe. O 9.00 Danuta Bielawska jest już w stajni i zajmuje się koniem, którego ma pod opieką: przygotowuje, szkoli, czasem trzeba wykonać jakieś zabiegi weterynaryjne. Bywa, że na jazdę idą z Danutą Bielawską dwa konie. Wszystko zależy od potrzeb. Są też kursanci, czyli kandydaci na policjantów jeźdźców, których też szkoli. – Jak nie ma opiekuna-policjanta, to biorę tego konia na jazdę, szkolę go. Jeśli mam kursanta i nie mam czasu, to po prostu nie robię mniej istotnych rzeczy. Kursant i młody koń są na pierwszym miejscu. A jeszcze jak to w stajni: wypadają różne rzeczy, a to trzeba ogrodzenie naprawić, a to ujeżdżalnię polać wodą, bo się kurzy. Mamy też dyżury w stajni. Zawsze jest troje ludzi w ciągu dnia, od 6.00 do 14.00, od 14.00 do 22.00 i od 22.00 do 6.00. Jeśli ktoś nie może przyjść, to te dyżury też biorę, wiadomo. Konie nie mogą zostać bez opieki. To są żywe stworzenia. Czasami są sytuacje nagłe, awaryjne, na przykład koń okuleje. Wtedy nikt nie patrzy na godziny. Nieważny jest wtedy zegarek. Każdy dzień jest inny. Uwielbiam swoją pracę. Jeżeli coś mnie w niej denerwuje, to ludzie. Nigdy konie. Ja jestem od koni i dla koni – mówi Danuta Bielawska.

CIĄGLE COŚ DO ODKRYCIA

Jeździć konno zaczęła stosunkowo późno. – Jestem z tych czasów, kiedy jazda konna nie była tak dostępna jak dzisiaj. Miałam 10 lat, kiedy pomyślałam, że chcę zajmować się końmi. Mieszkałam w miejscu, gdzie w pobliżu nie było stadniny. Jeździłam oglądać zawody w skokach na poznańskiej Woli i tam usłyszałam, że studenci zootechniki mają WF na koniach, więc zdecydowałam się zdawać na zootechnikę. Wszystko kręciło się wokół koni. Jedna z dziewczyn miała książkę, jedyną wtedy o jeździectwie, napisaną przez polskiego kawalerzystę Jarosława Suchorskiego. Wyrywaliśmy ją sobie z rąk, żeby się czegoś dowiedzieć. To były lata 80., sklepy jeździeckie nie istniały, trzeba było kombinować. Przez te lata zmieniło się też podejście do koni i metody szkolenia. My mieliśmy wprowadzone zasady kawaleryjskie. Nikt się ani nami, ani końmi nie przejmował. W trakcie zmian okazywało się, że można lepiej szkolić, bez niepotrzebnego stresu. Ciągle coś nowego odkrywam w szkoleniu koni. I im intensywniej się w to zagłębiam, chociaż przecież już tyle lat to robię, tym bardziej wydaje mi się, że wciąż nic nie umiem. Temat szkolenia koni jest fascynujący – mówi Danuta Bielawska.

NAJPIĘKNIEJSZE I NAJMĄDRZEJSZE

Podczas ubiegłorocznego seminarium „Zwierzęta w służbie” w Stadzie Ogierów w Sierakowie mogłam podziwiać pracę Danuty Bielawskiej. Naprawdę podziwiać, ponieważ od pierwszej chwili, gdy zobaczyłam ją na szkoleniu ujeżdżeniowym, przykuwała uwagę. Olbrzymi spokój, cierpliwość, nawet wyważenie w ruchach, koncentracja i jakaś harmonia wytwarzały się w tej części ujeżdżalni. Celne za każdym razem uwagi dla jeźdźców powodowały, że koń od razu inaczej szedł. Wystarczyło, że powiedziała jeźdźcowi: „Opuść ramiona, nie pochylaj się do przodu” i zmieniała się cała jazda. Jeździec już mniej spięty, a jak jeździec, to i koń jakoś swobodniej kłusował. – Praca z koniem to jest coś wspaniałego. To są naprawdę cudowne i mądre zwierzęta. Do końca życia będę z końmi, chyba nawet o balkoniku, nie daj Boże, po stajni będę chodzić. Nie przewiduję przejścia na emeryturę. Nie wyobrażam sobie życia bez koni. Poza tym jazda konna konserwuje – śmieje się instruktorka. – Kręgosłup tylko czasem boli. Jak już się wpadnie w konie, to jest to sposób na życie. A ja mam to szczęście w życiu, że robię to, co lubię.

IZABELA PAJDAŁA

zdj. autor, KMP w Poznaniu

 

 

Film został zrealizowany przez Konrada Bucholca i Sławomira Katarzyńskiego w marcu 2023 r. w Żydowie pod Kiekrzem.