Strona główna serwisu Gazeta Policyjna

Kustosz pamięci i policjant od zabytków

Rozpisują się o nim polskie i niemieckie media. Powiedzieć o nim policyjny polski Indiana Jones to za mało, a nawet niesprawiedliwie, bo kom. dr Marek Łuczak ma i więcej odkryć na swoim koncie, i zdecydowanie większą pasję do historii niż fikcyjny bohater. Łączy ich jedynie to, że obaj noszą kapelusz i lubią przygody.

Kiedyś o ludziach z takim charakterem i tak szerokimi horyzontami mówiło się „człowiek renesansu”. I Marek Łuczak jak ulał pasuje do tego sformułowania. W 2021 r. otrzymał tytuł Ambasadora Szczecina, jest prezesem Pomorskiego Towarzystwa Historycznego, w KWP w Szczecinie zajmuje się odnajdywaniem zaginionych i skradzionych zabytków, jest autorem ponad 50 książek historycznych o Szczecinie, ale też książek o karno-prawnej ochronie zabytków, m.in. „Policja w walce o zabytki” (2011). Odzyskał kilkaset zabytków utraconych w kraju i za granicą. Opracował algorytmy postępowania Policji w sprawach kradzieży zabytków. Jako jedyny policjant został wyróżniony medalem im. Zygmunta Glogera (medal jest przyznawany ludziom i instytucjom dbającym o sprawy lokalnej kultury, historii i tradycji oraz wpisujących je w szerszą perspektywę ogólnopolską). Od 2008 r. razem z funkcjonariuszami PSP realizuje autorskie programy rejestracji zabytków w kościołach województwa zachodniopomorskiego, wykonując dokumentację fotograficzną na wypadek kradzieży, weryfikując stany zabytków oraz sprawdzając zabezpieczenie antywłamaniowe oraz przeciwpożarowe. Programem tym zostało objętych 13 powiatów, co jest unikatową inicjatywą w kraju.

Ale zabytki i historia to nie wszystko. W wolnych chwilach, pod pseudonimem Outsider, komponuje, pisze teksty i nagrywa płyty ze swoją muzyką. Ma ich już sześć. Dochód z ich sprzedaży przeznacza na cele charytatywne. W innych wolnych chwilach z kolei, praktycznie w każdy weekend, odkrywa stare, zapomniane, przykryte już ziemią, cmentarze w Szczecinie i jego okolicach. Zebrał wokół siebie zespół pasjonatów historii, nie tylko z regionu zachodniopomorskiego. Do pomocy w pracach odkrywkowych i ewidencyjnych niektórzy przyjeżdżają z Dolnego Śląska, a nawet z zagranicy. Włączają się też dzieciaki z Młodzieżowego Ośrodka Wychowawczego w Trzebieży i Młodzieżowego Ośrodka Socjoterapii im. św. Brata Alberta w Szczecinie.

ŚLADY Z KAMIENI

Kamień do kamienia i tak zbiera się historia miasta czy wsi. Trzeba te kamienie jednak odkryć. Czasem miejsca po starych cmentarzach należy tylko wykarczować, pozbierać śmieci, odsłonić. Ale częściej niestety trzeba wykorzystywać sondy i wykrywacze metali. Wiele płyt nagrobnych jest porozbijanych i porozrzucanych po okolicy. Czasem stawia się na miejscu cmentarza osiedle mieszkaniowe, jak w przypadku Klęskowa.

A czasem teren, który starają się odkryć wolontariusze z Markiem Łuczakiem, ma nawarstwienia kulturowe, gdyż po II wojnie światowej do 1948 r. polscy już mieszkańcy miejscowości chowali swoich bliskich w mogiłach żydowskich, wykorzystując elementy obramowań tych grobów i podstawy macew. Czasem deszcz przychodzi z pomocą i odkrywa schowane w ziemi macewy. A czasem Marek Łuczak dostaje informację, że mieszkaniec Szczecina odkrył w swoim garażu nagrobny krzyż, który jego ojciec zabezpieczył w latach 80. XX w. w ogródkach działkowych. Zdarza się i tak, że ktoś przy ulicy Przygodnej w Szczecinie zauważy fragment kamiennej płyty przypominającej nagrobną i alarmuje policjanta od zabytków.

– To ważne, żeby ludzie tak reagowali, nie pozostawali obojętni – mówi kom. dr Marek Łuczak.

Dlaczego zacieramy ślady po poprzednikach, gdy w wyniku decyzji polityczno-historycznych zasiedlamy nowe miejsca? To jakaś dziwna polska mentalność: schować, zniszczyć, udawać, że tego nie było i się nie wyda.

– Szczególnie tereny ziem odzyskanych są narażone na takie zniszczenia. W Szczecinie decyzją pierwszego prezydenta Piotra Zaremby wszystkie niemieckie napisy miały zostać usunięte. Nawet w 2003 r., gdy na Wałach Chrobrego odsłonięto napis „Haken-Terrasse”, pojawiły się głosy, żeby to usunąć (przyp. red. – podczas remontu Muzeum Narodowego zostały odsłonięte na fasadzie budynku nazwy ulic: „Haken-Terrasse”, „Dohnstr.” i „Scharlaustr.”. Napisy zostały zasłonięte. Hermann Haken był nadburmistrzem Szczecina w latach 1878–1907). Ja jestem za prawdą historyczną, bez znaczenia, czy jest ona wygodna dla nas czy nie, ale jest prawdą. W przypadku niektórych ludzi, których nagrobki odkrywamy – Niemców, Żydów, Francuzów – nie ma kto zadbać o ich pamięć. Niektórzy, jak w przypadku Dąbia, zostali wywiezieni do obozu w Majdanku, gdzie całymi rodzinami zginęli. Niedawno byłem w Lublinie i przywiozłem kamyk z cmentarza w Dąbiu, który położyłem przy pomniku w obozie, taki symboliczny gest.

Jeżeli wymagamy od Litwinów, Ukraińców czy Białorusinów, na których ziemi zostały nasze groby, żeby je uszanowali i o nie zadbali, zacznijmy od siebie, bo też zastaliśmy u nas niemieckie czy żydowskie groby. To trzeba zrozumieć. Nie jestem za odbudową cmentarzy, ale za upamiętnieniem, uszanowaniem – mówi kom. dr Marek Łuczak.

Z nagrobnych płyt kamiennych można dużo wyczytać. Można odtworzyć życiorysy mieszkańców, a potem historię miasta. Marek Łuczak ma już ponad dwa tysiące zewidencjonowanych płyt nagrobnych, a opracowanych życiorysów ponad 1200.

– Zawsze twierdziłem, że cmentarze i kościoły to są najtrwalsze ślady historii, gdziekolwiek byśmy się nie znaleźli. Cmentarze szybko się degradują, są okradane. Pierwszy impuls do ich badań był taki, że mieliśmy sygnał o okradaniu kości i sprzedawaniu ich studentom medycyny. Pomniki również zaczęły ginąć. Stwierdziłem, że bez prac ewidencyjnych nie jesteśmy w stanie szukać tego, co właściwie zniknęło. Przyda się więc to w dwójnasób – tłumaczy Marek Łuczak.

Opowiada również historię, jak znaleźli nagrobki dzieci z XIX w. na terenie, który był jednym wielkim śmietniskiem. Miejscowi przyszli, pomagali i pytali – kiedy ten cmentarzyk został zniszczony? Pewnie zaraz po wojnie, sami sobie odpowiadali. Wśród śmieci, pod nagrobkiem, znaleźli opakowanie po ptasim mleczku z datą ważności: 1992 r.

– Do części dotarła ta informacja. Stwierdzasz po prostu fakt – mówi komisarz.

POMNIKI TEŻ OPOWIADAJĄ

Podczas tych prac ewidencyjno-odkrywczych udaje się odtworzyć również historyczne pomniki, które dzięki pasji Marka Łuczaka oraz dobrej woli instytucji lokalnych i wolontariuszy wracają na swoje miejsce. Jednym z odbudowanych pomników jest ten poświęcony pamięci Friedricha Friesena, propagatora kultury fizycznej i sportu. Studiował na Berlińskiej Akademii Budownictwa, gdzie współpracował z Alexandrem Humboldtem (1769–1859), a w latach 1810–1812, wspólnie z pedagogiem Friedrichem Jahnem (1778–1852), tworzył podstawy niemieckiej gimnastyki – otwierał sale gimnastyczne i kryte baseny. Powierzono mu także kierownictwo berlińskiego stowarzyszenia gimnastycznego. Mimo że Friesen nigdy w Szczecinie nie był, w Niemczech jest znany nie tylko od strony sportowej, ale jako współtwórca Konfederacji Niemieckiej (Deutscher Bund) – tajnej organizacji, której celem było zjednoczenie Niemiec i wyzwolenie spod okupacji francuskiej.

Po bitwie pod Kitzen został schwytany przez wojska Napoleona i rozstrzelany 16 marca 1814 r. w Lalobbe w Ardenach. W 1897 r. Towarzystwo Gimnastyczne ustawiło ku jego pamięci kopiec w szczecińskiej Dolinie Siedmiu Młynów, za Polaną Harcerską. Po 1945 r. pomnik został zniszczony. W 2021 r. kom. Marek Łuczak zorganizował jego odbudowę. Pomogły dzieciaki z MOS-u, które znajdywały porozrzucane w krzakach kamienie. Odbudowa trwała dwa tygodnie, wolontariusze przerzucili trzy tony głazów i kamieni. Na ułożenie cokołu o wysokości 2,5 m poszła tona zaprawy. W zakładzie kamieniarskim Wojciecha Hery odtworzono tablicę.

– Bardzo dużo mieszkańców przyszło, ludzie stawiali przy nim świeczki – wspomina komisarz.

Szczecińscy pasjonaci odnaleźli też pomnik ustawiony 22 marca 1889 r. z okazji 10-lecia Stowarzyszenia Wojennego z Pomorzan (Pommerensdorfer Kriegerverein), który upamiętnia trzech cesarzy: Wilhelma I, Fryderyka III i Wilhelma II Hohenzollernów. 2 lipca 2021 r. przy ulicy Włościańskiej na Pomorzanach kamień trzech cesarzy z różowego granitu wrócił na swoje dawne miejsce.

Odnaleziony został również granitowy głaz pomnikowy w lesie w Mścięcinie z inskrypcją „Pommerscher Forstverein 1884” (Pomorskie Towarzystwo Leśne). Marek Łuczak znalazł go na planach z końca XIX w., ale na planach z lat 30. XX w. już go nie było. Stowarzyszenie sprzeciwiało się polityce leśnej Hitlera i naziści je zdelegalizowali, a pomnik zakopali.

W Mierzynie na swoje pierwotne miejsce powrócił też pomnik z 1920 r., upamiętniający 29 mieszkańców Möhringen, którzy zginęli podczas I wojny światowej. Jeszcze jest niekompletny, poszukiwania jego górnej części trwają. Usunięty został na początku lat 60. XX w.

Znaleźli go w starej fabryce członkowie Stowarzyszenia Przyjaciół Ziemi Polickiej i na szczęście o niego zadbali. Przy okazji powrotu pomnika udało się Markowi Łuczakowi, w ramach rewitalizacji cmentarza parafialnego i dzięki otwartości proboszcza, przeszukać cmentarz z użyciem sond i odnaleźć części nagrobków dawnych mieszkańców. Będą składać się na lapidarium przy cmentarzu przykościelnym w Mierzynie.

– Nie chodzi o to, żeby przywracać cmentarz, ale warto zrobić lapidarium z tych elementów, które znajdujemy. Chodzi o zachowanie pamięci, a nie przywrócenie nekropolii, czyli właśnie to, czego oczekiwalibyśmy w stosunku do polskich grobów na Wschodzie i naszych pomników – mówi komisarz.

HISTORIA JEST WAŻNA

Cmentarze opisuje i publikuje o nich książki już od 2004 r., chociaż zajmuje się tym właściwie od lat 90. W zachodniopomorskim zinwentaryzowanych ma już ich około 150. Zostało jeszcze sporo do zrobienia, jak sam mówi. Za każdym razem na prace na cmentarzach występuje o zgodę do konserwatora zabytków lub – jak w przypadku terenów leśnych – do właścicieli terenu. Na użycie wykrywacza metali również. Wielu poszukiwaczy korzysta z jego rad – jak uzyskać pozwolenie, z czym iść do konserwatora, gdy coś znajdą.

– Występuję o zgody jak każdy obywatel, płacę 86 zł za pozwolenie, określone są warunki, czasami nie dostaję zgody, albo nie w tym zakresie, na którym mi zależy. Wówczas negocjuję, staram się przekonać urząd do swoich racji – opowiada Marek Łuczak.

Dbanie o własne dziedzictwo oraz to zastane świadczy o naszej kulturze. Przez ten pryzmat również możemy być oceniani. Odtwarzanie zapisów nagrobkowych, w sytuacji gdy np. na wsiach nie ma książek adresowych i nie zawsze zachowały się księgi parafialne, ma dla historyków i regionalistów olbrzymie znaczenie. – Napisy na nagrobkach znacznie poszerzają wiedzę o przeszłości, którą warto dzielić się z ludźmi. Nagrobek, który odkryliśmy w Dąbiu, ustawiliśmy pionowo, podpierając dwiema cegłami. Ostatnio jechałem z kolegą na patrol covidowy w tamtej okolicy i patrzymy, a ktoś obok tego nagrobka zrobił cały murek z kamieni i chryzantemy postawił. I o to właśnie chodzi, o ten ludzki czynnik, odruch, że zaczyna się o tym myśleć, pamiętać, a nie udawać, że tego nie było – mówi.

Marzeniem Marka Łuczaka jest zewidencjonowanie polskiego cmentarza na Rossie w Wilnie.

– Piaskowiec bardzo szybko się degraduje i jak ktoś nie zrobi tam porządnej ewidencji, polegającej na przepisaniu inskrypcji, zrobieniu fotografii, to za ileś lat będzie już nie do odtworzenia – mówi kom. dr Marek Łuczak, znany w regionie jako policjant od zabytków. – Uważam, że jest to dla nas bardzo ważny cmentarz. Łyczakowski jest już w większości opracowany. Na Rossie jest dużo świetnej sztuki, wszystko jest w kamieniu. Potrzebowałbym tak trzy tygodnie. Może kiedyś na wakacje? Znam swoją pracowitość, ze 100 nagrobków dziennie jestem w stanie opisać!

IZABELA PAJDAŁA

zdj. archiwum Marka Łuczaka