Funkcjonariusze zastali zamknięty dom, od sąsiadów dowiedzieli się, że od dawna nie widziano Radosława ani jego córki. Również w firmie, z którą współpracował Radosław, nikt nie miał z nim kontaktu od dłuższego czasu. Policjanci obeszli dom, zajrzeli przez okna, niczego podejrzanego nie znaleźli i odjechali. Sąsiedzi nie dali za wygraną i tydzień później znowu wezwali policję. Tym razem policjanci weszli do środka, dokładnie przeszukali najpierw dom, potem piwnicę. W kącie przywalona do połowy rupieciami stała stara szafa. Gdy ją otworzyli, wypadło z niej zawinięte w szmaty ciało w stanie silnego rozkładu.
Szybko potwierdzono, że są to zwłoki Radosława K. Jednak ze względu na ich zaawansowany rozkład badania przeprowadzone przez dwie kolejne niemieckie placówki medycyny sądowej nie przyniosły odpowiedzi, co było przyczyną zgonu. Ustalił to dopiero Instytut Medycyny Sądowej w Krakowie. Ocena polskich ekspertów była jednoznaczna: Radosław K. zmarł na skutek spożycia dużej ilości cyjanku potasu.
PRZECIEŻ NIE JESTEŚ MOIM OJCEM
Radosław K. przeprowadził się z Polski do Geesthacht kilka lat wcześniej, po śmierci żony. Dostał pracę w zawodzie elektronika i wkrótce otworzył własny zakład naprawy sprzętu elektronicznego. Jego adoptowana, 13-letnia wówczas córka Karolina została w Polsce pod opieką babci. Starsza pani miała z nią same kłopoty, bo choć ojciec przysyłał pieniądze i dziewczynce niczego nie brakowało, Karolina nie chciała się uczyć, interesowały ją tylko dyskoteki, koledzy, z czasem także narkotyki. Z trudem skończyła szkołę podstawową, w zawodowej zawalała rok po roku. Gdy miała 18 lat, urodziła dziecko. Babcia zupełnie sobie z nią nie radziła, więc ojciec zabrał ją razem z dzieckiem do siebie. Zamieszkała z nim w niedużym domku, który wynajmował, i wyglądało na to, że wreszcie się ustatkowała. Ojciec pomagał jej opiekować się dzieckiem, załatwił pracę.
Jednak sielanka rodzinna nie trwała długo. Karolina coraz częściej wychodziła z domu, nie wracała na noc, znowu zaczęła zażywać narkotyki. Ojciec próbował z tym walczyć, najpierw rozmawiał i tłumaczył, potem robił wymówki, wreszcie zaczęło dochodzić do awantur. Zwłaszcza od kiedy w życiu Karoliny pojawił się Michał. Był starszy od niej o kilka lat, nie miał stałego zatrudnienia i dochodu, za to lubił alkohol, nie stronił też od narkotyków. Radosław zakazał mu odwiedzin w ich domu, potem w ogóle zabronił córce się z nim spotykać. Ale im bardziej zakazywał, tym bardziej młodzi chcieli być ze sobą.
Prawie codziennie dochodziło na tym tle do awantur. Wreszcie Karolina postanowiła postawić się ojcu ostatecznie. Powiedziała mu, że zamierzają z Michałem się pobrać. Ojciec krzyczał, że po jego trupie, że Michał to zły duch, który zmienił jego córkę na gorsze. Karolina wykrzyczała mu, że nie ma tu nic do powiedzenia, bo przecież nie jest jej ojcem! Wtedy ją pobił.
POZBYĆ SIĘ ZGREDA
Po awanturze Karolina oświadczyła, że zabiera córeczkę i wyprowadza się z domu. Ojciec ochłonął pierwszy, zrozumiał, że agresją niczego nie osiągnie. Przeprosił ją, tłumaczył, że przecież nie ma dokąd pójść i że zrobi krzywdę dziecku. Do Karoliny natomiast dotarło, że Michał mieszka z kolegą, pracuje dorywczo, więc zamieszkiwanie razem z ojcem, który w dodatku zajmuje się jej córeczką, jest o wiele korzystniejsze. Rozsądek wziął górę, postanowiła zostać, ale postawiła ojcu warunek, że musi zaakceptować jej związek z Michałem. Ojciec przełknął to z trudem, jednak wyraził zgodę.
Michał wprowadził się do pokoju Karoliny. Radosław traktował go z dystansem, ale był pogodzony z faktem, że to jego przyszły zięć. Przeprowadził z nim jednak męską rozmowę i twardo postawił swoje warunki. Po pierwsze – żadnych narkotyków, picia alkoholu w tym domu ani odwiedzin kolegów, po drugie – młodzi mają zarabiać na swoje utrzymanie i płacić czynsz.
Michał kiwał głową i udawał, że przyjmuje te warunki, ale do Karoliny powiedział:
– Ten stary zgred da nam tu niezły wycisk. Będziemy mieli z nim same problemy. Trzeba się zastanowić, co z nim zrobić.
Naradzali się całą noc i wymyślili plan. Kilka dni później Michał pojechał do Łodzi.
KANAPKI DLA OJCA
Po powrocie był dla przyszłego teścia bardzo uprzejmy, przywiózł mu z kraju gazety, swojską kiełbasę i butelkę wódki. Radosław złamał się i mimo wcześniejszego zakazu wieczorem po raz pierwszy wypił z przyszłym zięciem parę kieliszków. Gdy następnego dnia rano wszedł do kuchni, Michał już się tam krzątał. Na stole stał talerz z kanapkami z szynką, żółtym serem, pomidorem i jakąś zieleniną.
– Karolina wyszła do sklepu. Tu są dla ciebie kanapki, my już jedliśmy – powiedział, stawiając talerz przed teściem. Zrobił dwa kubki herbaty, jeden podał teściowi, drugi wziął do ręki i usiadł naprzeciwko niego przy stole.
Może Radosław pomyślał wtedy, że Michał nie jest taki najgorszy i będzie dobrym mężem i dobrym zięciem? Może… ale tego nikt już się nie dowie. Zjadł jedną kanapkę, potem drugą i zaczął się krztusić. Twarz nabiegła mu krwią, nie mógł złapać powierza, wstrząsały nim konwulsje. Naprzeciwko siedział Michał i spokojnie patrzył na to, co się dzieje.
Czy tracąc przytomność i spadając z krzesła na podłogę, Radosław zobaczył, że w drzwiach stanęła jego córka? Czy zrozumiał, co naprawdę się stało?...
Kiedy przestał oddychać, obydwoje przeciągnęli zwłoki do piwnicy, posprzątali kuchnię, obudzili dziecko i poszli na spacer.
Wieczorem zeszli razem do piwnicy. Zawinęli zwłoki w jakieś szmaty i zamknęli w starej szafie z rupieciami.
Było lato, upał i po kilkunastu dniach w domu zaczęło cuchnąć. Uznali, że muszą coś z tym robić. Michał wpadł na pomysł, żeby zwłoki rozpuścić w jakimś kwasie. Obawiali się kupować go w Niemczech, żeby nie wzbudzić podejrzeń, postanowili więc pojechać po ten zakup do Polski, tak jak w przypadku cyjanku.
MOJE CÓRECZKI
Okazało się, że zakup nie jest taki prosty, jak sobie wyobrażali, więc zrezygnowali. Uznali jednak, że nie wrócą do Niemiec, i wynajęli pokój w Łodzi, licząc na to, że z dala od miejsca, gdzie dokonali zbrodni, nic im nie grozi. Kilka miesięcy później rodzinną sielankę przerwali policjanci, zatrzymując obydwoje i zawożąc ich na przesłuchanie do prokuratury. Początkowo udawali wielkie zaskoczenie, nie rozumieli, dlaczego ich zatrzymano. Pytani o ojca, twierdzili, że jakiś czas temu wyrzucił ich z domu i nie utrzymują z nim kontaktu. Kluczyli i coraz bardziej plątali się w zeznaniach.
Pierwsza przyznała się Karolina. Mówiła, że ojciec robił jej awantury, bił ją i nie chciał zaakceptować jej związku, dlatego zgodziła się na pomysł Michała, żeby pozbyć się tyrana. Michał z kolei twierdził, że to ona dała mu pieniądze na wyjazd do Polski i zakup cyjanku.
Śledztwo trwało ponad rok. Oskarżeni wielokrotnie zmieniali wyjaśnienia, początkowo przyznali się do zabójstwa, ostatecznie jednak przed sądem wszystko odwołali. Mimo że proces był poszlakowy, sąd pierwszej instancji uznał ich za winnych zbrodni zabójstwa i skazał na 25 lat więzienia dla każdego z nich. W uzasadnieniu wyroku sąd przyznał, że oparł się na pierwszych wyjaśnieniach oskarżonej oraz opinii biegłych toksykologów.
Gdy ogłaszano wyrok, Karolina była już matką drugiej córki, którą urodziła w więzieniu.
Obrońca Karoliny K. wniósł apelację i dwa lata później, w czerwcu 2009 r., Sąd Apelacyjny w Łodzi obniżył jej karę do 15 lat pozbawienia wolności, uznawszy, że główną rolę w tej zbrodni odgrywał Michał S., on był pomysłodawcą i wykonawcą. Podczas rozprawy Karolina K. płakała, mówiąc, że żałuje tego, co zrobiła, że została zmanipulowana przez Michała S., że teraz jest innym człowiekiem. Wnosząc o łagodniejszą karę, podkreślała, że jest matką dwóch córeczek, które najbardziej na tym wszystkim cierpią.
ELŻBIETA SITEK
zdj. pexels