Strona główna serwisu Gazeta Policyjna

Dworcówka

Czerwiec 1965 roku był wyjątkowo upalny. Żar lał się z błękitnego, bezchmurnego nieba. Mieszkańcy Bydgoszczy szukali schronienia w zacienionych miejscach, do saturatorów z wodą sodową ustawiały się ogonki kolejek pełnych ludzi pragnących orzeźwienia. W tym uciążliwym skwarze wiadomość o brutalnym zabójstwie prostytutki była dla bydgoszczan niczym kubeł lodowatej wody i wywołała popłoch wśród wszystkich kobiet trudniących się nierządem.

Rozpoczął się wyścig z czasem – trzeba było schwytać zwyrodnialca, zanim jego ofiarą padnie kolejna osoba.

13 czerwca, 7.30, Komenda Miejska MO w Bydgoszczy. Dyżurny miasta odebrał telefon z informacją, że przypadkowy przechodzień w zagajniku pod miastem natknął się na zwłoki kobiety. Denatka leżała nieopodal przystanku autobusowego – rejonu, w którym miejscowe prostytutki szukały swoich klientów. Na miejsce zbrodni natychmiast wysłano grupę operacyjno-dochodzeniową. Oczom funkcjonariuszy ukazał się makabryczny widok, szokujący nawet dla doświadczonych milicjantów, którzy w swojej służbie widzieli niejedno – naga ofiara leżała na plecach, jej ręce były odrzucone na boki, a w lewej, zaciśniętej dłoni znajdowała się gałązka z igliwiem, prawdopodobnie zerwana z pobliskiego krzewu. W martwych, otwartych oczach kryło się przerażenie. Ciało nosiło ślady licznych ran kłutych, z przeciętego brzucha wylewały się wnętrzności, wokół leżały elementy garderoby pocięte na drobne kawałki. Milicjanci nie mieli wątpliwości – zbrodni dokonał szaleniec.

Wielogodzinne, żmudne oględziny odbywały się w strugach ulewnego deszczu. To, co dla innych było wytchnieniem, dla pracujących dochodzeniowców stało się przekleństwem. Deszcz nie ułatwiał zadania. Wśród zabezpieczonych śladów udało się znaleźć butelkę po wódce, bułkę z masłem i wędliną, paczkę papierosów „Sport” i scyzoryk, na którym znajdowały się ślady krwi. Czy było to narzędzie zbrodni? Do kogo należało – do ofiary czy do sprawcy? Kim była ofiara? – te wątpliwości trzeba było jak najszybciej rozwikłać.

Funkcjonariusze słusznie przypuszczali, że miejsce odnalezienia zwłok jest wskazówką, która pomoże im określić tożsamość denatki. Ofiarą była Zofia Ługowska. Szybko ustalili, że przebywała w Bydgoszczy bez zameldowania i bez pracy, trudniąc się uprawianiem prostytucji.

Chcąc odtworzyć ostatnie godziny jej życia, rozpytano koleżanki reprezentujące ten sam zawód. Dwie z nich ostatni raz widziały Zofię wieczorem, ok. godz. 20.15, w okolicach dworca, w towarzystwie siwowłosego, ok. 40-letniego mężczyzny. W zeznaniach kolejnych świadków pojawiały się jednak inne godziny – rozbieżności oscylowały nawet wokół trzech godzin. Te sprzeczności spędzały dochodzeniowcom sen z powiek. A do prowadzenia sprawy zabójstwa Ługowskiej zaangażowano najlepszych funkcjonariuszy wydziału dochodzeniowo-śledczego i wydziału służby kryminalnej MO. W gąszczu licznych wskazówek musieli znaleźć tę, która okaże się prawdziwa.

CZŁOWIEK ZE SZRAMĄ NA TWARZY 

Trzej świadkowie zeznali, że w pobliżu miejsca zbrodni kręcił się dziwny mężczyzna, z charakterystyczną blizną na twarzy. Musiał być to ktoś obcy – bo widziany był w tych okolicach po raz pierwszy. Trop szybko okazał się jednak fałszywy, ale dzięki niemu pojawiła się kolejna podpowiedź – należało jak najszybciej określić grono klientów Ługowskiej i dokładnie ich sprawdzić. Każdego, bez wyjątku. Wśród nich mógł być zabójca. Ustalono, że oprócz przypadkowo pojawiających się amatorów jej wdzięków miała wierną klientelę. Zwykle ci sami mężczyźni korzystali z jej usług, nie przeszkadzało im nawet to, że cierpiała na chorobę weneryczną. Dzięki temu odkryciu narodziła się hipoteza, że Zofia mogła paść ofiarą zemsty nowego klienta, którego zaraziła tą chorobą. Pojawiło się coraz więcej pytań, które zamiast zbliżać do rozwiązania zagadki, jeszcze bardziej od niego oddalały.

Co było pewne i nie budziło żadnych wątpliwości? Ługowska przyszła na miejsce zdarzenia dobrowolnie, z zamiarem odbycia stosunku. Miejsce, w którym znaleziono zwłoki, było jednocześnie tym, w którym popełniono zbrodnię. Sposób działania sprawcy – niezwykła brutalność, z jaką dokonał gwałtu i mordu – świadczył o jego dewiacji, zboczeniu seksualnym i zaburzeniu psychicznym. 

KOLEJNY GWAŁT

Podczas gdy funkcjonariusze ścigali się z czasem, próbując rozwikłać zagadkę, w sierpniu doszło do kolejnego gwałtu. Tym razem udało się uniknąć najgorszego, bo sprawca został spłoszony. Ale działał niemal tak samo jak zabójca Ługowskiej. Kobieta miała wyjątkowe szczęście – gdyby nie nadjeżdżający samochód – dołączyłaby do Ługowskiej. Sprawca zadał jej wiele ciosów nożem w głowę i szyję, a potem zlizywał jej rany i krew. Powiedziała, że w czasie gwałtu pokazał jej dokument, na którym dostrzegła imię i nazwisko: Ireneusz Trzciński. – Nie myśl, że podałem ci prawdziwe nazwisko! – krzyknął, uciekając do lasu.

Milicjanci świetnie go znali – przeszłość kryminalna była niezwykle bogata i mógłby nią obdzielić jeszcze kilka innych osób. Został szybko zatrzymany, a w związku z ogromnym podobieństwem do zbrodni popełnionej na Ługowskiej stał się głównym podejrzanym w tej sprawie. Nie było też tajemnicą, że Trzciński często przebywał w towarzystwie prostytutek i cierpiał na chorobę weneryczną. W toku śledztwa okazało się jednak, że to fałszywy trop. Nie udało się znaleźć dowodów potwierdzających winę Trzcińskiego. Prowadzący sprawę znów utknęli w ślepej uliczce. Trzeba było szukać od nowa.

ZABÓJCA UDERZA PONOWNIE

13 marca 1966 r. mieszkańców Bydgoszczy zelektryzowała informacja o kolejnej zbrodni. Przypadkowy przechodzień znalazł w lesie zwłoki kobiety. Tym razem nie padał deszcz, jak podczas czerwcowej zbrodni, przeprowadzającym oględziny towarzyszyły płatki śniegu. Zwłoki były obnażone, a przykrywała je grupa warstwa świeżego puchu. Ofiara – Danuta Kuklińska, urodzona 1937 r., prostytutka. Sekcja zwłok wykazała, że była w ciąży… Sprawca działał w podobny sposób jak zabójca Ługowskiej. Wiele punktów stycznych – znowu znaleziono paczkę papierosów „Sport” i scyzoryk w charakterystycznej, wiśniowej oprawie, porozrzucane i pocięte elementy garderoby – dawało niemal stuprocentową pewność, że zabójca Ługowskiej uderzył znowu. Śledczy musieli się szybko działać – wiedzieli, że skoro dewiant zaatakował teraz, wkrótce zrobi to ponownie.

Ustalono, że Kuklińska przed śmiercią była widziana w jednym z bydgoskich lokali. Towarzyszyły jej koleżanki po fachu wraz z dwoma mężczyznami. Świadkowie zapamiętali, że jeden z nich, płacąc rachunek, chciał zaimponować towarzyszącym kobietom i szpanował dużą ilością gotówki. Sporządzono rysopis mężczyzny, który rozesłano do wszystkich jednostek. Prawdopodobnie pochodził ze wsi, a w Bydgoszczy pracował. Sprawdzono każdego, kto pasował do rysopisu i okoliczności. Wreszcie udało się dotrzeć do mężczyzny, który był z podejrzanym w lokalu, a także do pozostałych świadków. Śledczy deptali sprawcy po piętach. Rozwiązanie zagadki było coraz bliżej.

CHĘĆ DO KOBIET

Mężczyzną, który popisywał się banknotami, okazał się Stefan Rachubiński, pracujący w Bydgoszczy w charakterze kowala. Zbadano jego odzież, a w kieszeniach marynarki znaleziono paczkę papierosów. Przyznał, że zgubił scyzoryk, ale zaprzeczył jakoby szedł z kobietą do lasu. Rachubiński został okazany świadkom – wszyscy rozpoznali go jako tego, który owego marcowego dnia był widziany w towarzystwie Kuklińskiej. Ponadto zbadano ślady krwi na odzieży i scyzoryku – krew nie należała do Rachubińskiego. Poszlaki zaczynały się przeistaczać w twarde dowody.

Rachubiński początkowo zaprzeczał, ale w końcu przyznał się do popełnionej zbrodni. Bardzo dokładnie, chłodno, bez emocji opisał przebieg zabójstwa. Przyznał, że kaleczenie kobiet sprawiało mu seksualną przyjemność. – Po pracy lubiłem zjeść coś tłustego, a potem napić się wódki. A po wódce jakaś taka mnie chęć do kobiet nachodziła – mówił funkcjonariuszom.

Stefan Rachubiński, lat 37, żonaty, ojciec czworga dzieci. Niezwykle spokojny człowiek, nieśmiały i cichy. 13 września 1967 r. Sąd Wojewódzki w Bydgoszczy skazał go na karę śmierci. Wyrok wykonano. Prostytutki pracujące w rejonie dworca autobusowego – tzw. dworcówki – odetchnęły z ulgą.

ANNA KRUPECKA-KRUPIŃSKA

 

Na podstawie artykułu H. Kanigowskiego, Taktyka i technika wykrycia sprawcy dwóch zabójstw na tle seksualnym, „Problemy Kryminalistyki” 1966, nr 61/62.

zdj. pexels, pixabay, unsplash