Strona główna serwisu Gazeta Policyjna

Kajakiem dla Igorka

Pomagać można na różne sposoby. Ważne, żeby chcieć. Trzech przyjaciół, wśród nich gdański policjant, postanowiło nadać swojemu urlopowi dodatkowy wymiar. Podjęli wyzwanie, aby kilkusetkilometrową wyprawę kajakiem połączyć z celem charytatywnym. W ten sposób trafili na niepełnosprawnego Igorka, który, jak się okazało, jest synem… policyjnego małżeństwa z Giżycka.

W czynieniu dobra nie ma przypadków. Trzeba tylko być uważnym, aby dostrzec wszystkie możliwości i połączyć je w całość. „Lecz ludzi dobrej woli jest więcej…” śpiewał Czesław Niemen, to oni pokazują, że warto dzielić się sercem. W tej opowieści zbiegły się drogi wielu takich osób.

MAZURY NA SZEROKIE WODY

Najpierw weszli na Elbrus i tak powstał projekt „Mazury na szczyt”, który w tym roku przerodził się w wyzwanie „Mazury na szerokie wody”.

– Podróżuję od lat – mówi mł. asp. Marek Radliński z Wydziału Ruchu Drogowego KWP w Gdańsku. – Są to na przykład wyjazdy motocyklowe z moim serdecznym przyjacielem Szymonem Andruszkiewiczem i inne wypady. W ubiegłym roku postanowiliśmy wejść na Elbrus. Nigdy wcześniej nie chodziliśmy po górach, na początku wspinaczki uczyłem się, jak zakładać raki. Udało się. Na tej górze zrodziła się myśl, aby to nasze podróżowanie połączyć z czymś więcej, aby komuś pomóc.

Obaj panowie pochodzą z Krainy Wielkich Jezior Mazurskich. Trzecią postacią, która pojawia się w tej historii, jest Piotr Augustyn. To on napisze potem relację z kajakowej wyprawy i zmontuje film, które można znaleźć w internecie. To on jeszcze za czasów studenckich także wybrał się na Elbrus, a do podnóża góry dojechał z Polski… rowerem.

Rok temu nikt nad Wisłą nie myśli jeszcze o pandemii, ludzie planują urlopy, bukują bilety lotnicze w najdalsze zakątki globu. Nasi bohaterowie też mieli różne pomysły dotyczące celu kolejnej wyprawy. Wszyscy są bardzo aktywni, biorą udział w zawodach, podejmują rozmaite wyzwania. Na jednej z imprez sportowych Szymon Andruszkiewicz spotyka Szymona Mackiewicza, producenta kajaków z Suwalszczyzny, który oferuje swój wyrób na charytatywną wyprawę. Podróżnicy ustalają trasę – skoro pochodzą z Mazur, a Piotr mieszka od prawie dwudziestu lat w Gdańsku, to połączą te dwa regiony, spływając z Giżycka nad Bałtyk. Pozostaje jeszcze cel pomocowy. Zastanawiają się nad wyborem, ale wtedy Szymon spotyka na ulicy kolegę, który pracuje w Urzędzie Miasta w Giżycku. Jest początek pandemii i znajomy opowiada mu o Igorku Kamińskim. Niepełnosprawny sześciolatek został wybrany na beneficjenta całorocznej akcji pomocy, organizowanej pod patronatem Wojciecha Iwaszkiewicza, burmistrza Giżycka. Niestety koronawirus sparaliżował wszystkie przedsięwzięcia, odwołano imprezy, przy okazji których miały być zbierane środki na chore dziecko. Zbiórka odbywa się tylko w internecie. Podróżnicy podejmują wyzwanie, aby pomóc rodzicom chorego malca. Kontakt z nimi nawiązuje telefonicznie mł. asp. Marek Radliński. Pyta o zgodę, wkrótce spotykają się w Giżycku, okazuje się, że rodzice Igorka… także służą w Policji.

ABY ZACZĄŁ SAM CHODZIĆ

Państwo Kamińscy poznali się w wojsku, na szkoleniu Narodowych Sił Rezerwowych w Toruniu. Zbigniew postanowił pozostać w zielonym mundurze, służył w 11. Mazurskim Pułku Artylerii w Węgorzewie. Izabella w 2011 r. wybrała Policję i zaczęła służbę w Wielkopolsce. Nie dało się żyć na odległość.

– Żona przeniosła się do garnizonu warmińsko-mazurskiego, a wkrótce i ja przeszedłem rekrutację do Policji – mówi st. sierż. Zbigniew Kamiński, służący dziś w Referacie Patrolowo-Interwencyjnym KPP w Giżycku. – Sześć lat temu przyszedł na świat nasz syn. Cała ciąża, poród, wszystko przebiegało normalnie. Dopiero potem zaczęły się komplikacje, Igorek często płakał, miał kolki. Jeździliśmy od lekarza do lekarza. Chodziliśmy na rehabilitację. Rósł, ale nie dorównywał swoim rówieśnikom. Doszło do momentu, że stanął na nogi, ale nie potrafił zrobić pierwszych kroków. Zawsze upadał. Zrobiliśmy wiele badań, które zawsze wychodziły dobrze.

– Potem przez pierwsze lata życia małego przedstawiano nam diagnozę mózgowego porażenia dziecięcego – wyjaśnia sierż. szt. Izabella Kamińska z KPP w Węgorzewie, mama Igorka. – Ostatnio jednak udało nam się zrobić dogłębne badania genetyczne, które wskazały, że syn ma uszkodzony gen GLUT1, odpowiedzialny za transport glukozy do mózgu. Stąd osłabienie i opóźnienie rozwoju.

Igorek ma sześć lat, a jeszcze nie mówi i samodzielnie nie chodzi, stale musi być podtrzymywany i asekurowany, o własnych siłach może zrobić kilka kroków. Uczęszcza na zajęcia rehabilitacyjne, ćwiczy u logopedy, rodzice starają się zapewnić mu jak najwięcej stymulacji do rozwoju. Bardzo ważną rolę odgrywają w tym procesie turnusy rehabilitacyjne, podczas których dziecko ma zapewnione indywidualne ćwiczenia. Niestety, wszystko to kosztuje.

Wraz z nową diagnozą pojawiła się szansa na nową terapię. Na tym etapie rozwoju medycyny choroba jest nieuleczalna, ale ciągłe ćwiczenia i stymulacja pozwalają na postępy w rozwoju chłopca. Jesienią Igorek rozpoczął leczenie dietą ketogenną, bogatą w tłuszcze, które będą mu dostarczać energię. Ma ją stosować do dwudziestego piątego roku życia. Największym marzeniem rodziców jest, aby syn zaczął mówić i sam chodzić.

– On jest uwięziony w swoim ciele – mówi Izabella Kamińska. – Ogranicza go opóźniony rozwój. Widać, że rozumie wszystko, że chciałby coś powiedzieć, ale na razie są to tylko sylaby.

Dla takiego wojownika trzech przyjaciół postanowiło zbierać podczas wyprawy środki, aby pomóc w jego powrocie do zdrowia, bo rokowania są dobre.

– To wspaniali ludzie – nie kryje wzruszenia mama Igorka. – Sami się do nas zgłosili, spadli nam po prostu z nieba. Jesteśmy ogromnie wdzięczni za każdą pomoc. Pożegnaliśmy ich, gdy wypływali z Giżycka, i pojechaliśmy przywitać w Gdańsku. To było bardzo wzruszające, także dla Igorka.

Z MAZUR NA WYBRZEŻE

Trzech przyjaciół wyruszyło na szlak w przygotowanych przez producenta kajakach. Barwny opis każdego dnia eskapady można łatwo znaleźć w sieci. Panowie wyruszyli 25 lipca z Giżycka i przez jeziora dotarli do Pisy, którą dopłynęli do Narwi, a nią do Wisły. Po pokonaniu ponad 700 km 5 sierpnia zjawili się w Gdańsku. Co ciekawe, dotychczasowe doświadczenie w wiosłowaniu wszystkich uczestników wyprawy było niemal zerowe. Ot, takie nowe wyzwanie w szczytnym celu. Oprócz zbiórki na trasie i wśród znajomych przyjaciele zdobyli różne przedmioty na aukcję, w tym m.in. egzemplarze książki kajakarskiego podróżnika Aleksandra Doby, który zgodził się je opatrzyć imienną dedykacją dla licytujących. W czasie trwania spływu właściciel i producent kajaków ogłosił, że jedną z łodzi po zakończeniu wyprawy także przeznaczy na licytację.

– Spotykaliśmy po drodze bardzo ciekawych ludzi, którzy żywo reagowali na naszą akcję – wspomina Marek Radliński. – Wrzucali do puszek pieniądze, gdy trzeba było, pomagali na trasie. Spotkaliśmy ojca z synami, którzy płynęli kajakami Wisłą do Bałtyku. Ten człowiek zaoferował na aukcję piłki Wisły Kraków i Cracovii, i faktycznie potem je zlicytowaliśmy.

Każdy dzień spływu wyglądał podobnie. Pobudka około 5 rano, śniadanie, zwijanie namiotów i wiosłowanie do wieczora. Potem rozbijanie obozowiska, kolacja, sen i pobudka o piątej. Codziennie starali się pokonać 50 km. U celu, nad Motławą, przywitali ich znajomi oraz Igorek z rodzicami. Z aukcji i licytacji zebrali około 7 tys. zł! Oprócz tego bezpośrednio na konto Igorka datki wpłacali także ich znajomi. Ponadto trzy zapieczętowane puszki trafiły do rąk rodziców chorego dziecka, znalazło się w nich ponad 600 zł. Sprawa pomocy choremu dziecku stała się głośna w województwach: warmińsko-mazurskim i pomorskim. Policyjną rodzinę wysokimi zapomogami wspomogli: Komendant Główny Policji, komendant wojewódzki Policji w Olsztynie oraz komendanci jednostek, gdzie służą rodzice Igorka.

Dzielnego sześciolatka, który od urodzenia walczy ze swoimi ograniczeniami, może wesprzeć każdy. Igorek Kamiński jest pod opieką Fundacji Pomocy Dzieciom i Osobom Chorym „Kawałek Nieba”, gdzie można znaleźć dane do przelewu wszelkich datków. Ma także utworzone konto na portalu zrzutka.pl. Liczy się każda złotówka.

Na początku października Igorek samodzielnie pokonał odległość kilku metrów i teraz robi około dziesięciu kroków w jednym podejściu. Radość rodziców jest ogromna! Można to zobaczyć na fanpage’u Igorka.

PAWEŁ OSTASZEWSKI

zdj. uczestnicy akcji „Mazury na szerokie wody”, archiwum rodziców Igorka

Chętni do pomocy Igorkowi mogą pomóc klikając w to zdanie

oraz na portalu siepomaga