Strona główna serwisu Gazeta Policyjna

Pokonać lęk

Jego przełożeni z KRP V nic nie wiedzieli o pomocy, którą niósł ofiarom wypadku autobusu na S8. Nie pochwalił się. Jeszcze mniej osób wie, że nurkował z rekinami, a do stołecznej policji trafił niemal wprost z Akademii Policyjnej pod Canberrą w Australii.

JAK W FILMIE

– Był to mój dzień wolny, jechałem rowerem wzdłuż Wisły, znalazłem się tam chwilę po wypadku – wspomina sierż Bolesław Sypniewski z Wydziału Prewencji bielańskiej komendy. – Myślałem, że to plan zdjęciowy jakiegoś filmu. Wszędzie leżeli pokaleczeni ludzie, zakrwawiony kierowca stał na drodze. Minęło pół minuty, zanim zrozumiałem, że to dzieje się naprawdę. Rzuciłem rower, podbiegłem do autobusu, wyrwałem resztki przedniej szyby, wszedłem do środka. Wyciekały różne płyny, bałem się, że to paliwo i że wszystko zaraz wyleci w powietrze. Nikogo już nie było w tej części, ale ktoś krzyknął, że w drugiej połowie na górze jest jakaś osoba. Pobiegłem tam i wyciągaliśmy starszą panią. Miała płytki oddech, gdy ją znosiliśmy. Umarła nam na rękach. Ktoś przejął inicjatywę i podjął próbę resuscytacji, więc nie wchodziłem mu w drogę. Nie ujawniałem się, że jestem policjantem. Przyjechało mnóstwo służb, wylądował helikopter, więc poczułem, że nie jestem już potrzebny. W życiu nie ma przypadków, los tak chciał, żebym znalazł się tam akurat wtedy. Gdybym przejeżdżał tamtędy chwilę wcześniej, nawet nie miałbym pojęcia, co się wydarzyło.

GWIAZDA SZERYFA

– Zawsze miałem lęk wysokości, a dzień po tym wypadku, w burzy musiałem skakać z balkonu na balkon siódmego piętra, żeby ratować ludzkie życie. Nie mogłem się przecież wycofać. Potem byłem z siebie strasznie dumny. Takie pokonywanie swojego strachu wynika w służbie z obowiązku oraz wewnętrznej odpowiedzialności za drugiego człowieka, bo często jest się tą jedyną osobą, która może pomóc. Jak człowiek przełamie swoje bariery, to odczuwa satysfakcję, bo staje się człowiekiem, którym chciał zostać. A gwiazdę szeryfa miałem przypiętą na piersi od dzieciństwa. Często bawiliśmy się w złodziei i policjantów – zawsze byłem szeryfem, a reszta Indianami albo złoczyńcami. W inne role się nie wcielałem. Całe życie szukałem nowych wyzwań, żeby sprawdzać się w trudnych sytuacjach, których inaczej pewnie bym unikał. A w Policji wyzwań nie brakuje. Dlatego wierzyłem, że jak zacznę w niej pracować, to stanę się prawdziwym mężczyzną, bo choć mężczyzną można być przez całe życie, to prawdziwym męstwem można nigdy nie zostać obdarzonym.

OKO W OKO Z REKINEM

– Do Australii przeprowadziłem się do mamy po rozwodzie rodziców. Do tego czasu w zasadzie wychowywał mnie tata, ale postanowił dać mi taką rozwojową szansę. Miałem 16 lat i byłem kompletnie zauroczony oceanem, falami, słońcem... Nawet trawa była inna. Przebiegałem po gorącym piasku 20 metrów i już byłem w wodzie. Całymi dniami pływałem na desce surfingowej. Urosły mi długie blond włosy. Raz poszedłem na deskę z kolegą, którego prąd wsteczny wyniósł daleko w ocean, spanikował i zaczął się topić. Udało mi się do niego dopłynąć i odholować do brzegu. Bałem się rekinów. Pierwszego w życiu zobaczyłem, gdy zacząłem nurkować. Był prawie na wyciągnięcie ręki i troszkę spanikowałem. Miał jakieś dwa i pół metra długości, choć pod wodą wszystko wydaje się większe. Był dość tłusty, z wystającymi zębami, ale chyba nie był głodny. Później człowiek się znieczula. Więcej ludzi ginie w wypadkach na drodze niż przez pożarcie rekina.

AKADEMIA POLICYJNA

– Potem, choć język angielski nie jest moim językiem ojczystym, przeszedłem rekrutację i dostałem się do Akademii Policyjnej pod Canberrą. Rekrutacja przebiega tam podobnie jak w Polsce, ale studia trwają 18 miesięcy. Po ich ukończeniu uzyskuje się wykształcenie wyższe. Przekłada się to też na poziom zarobków, które są dość wysokie. Jest to również całkiem oblegany, popularny kierunek.

Po 5 miesiącach musiałem jednak przerwać naukę ze względu na rodzinną tragedię. Nagle odszedł mój ojczym. Mama miała problemy zdrowotne, więc jako 18-latek stałem się jedynym żywicielem rodziny. Załamałem się, wszystkie marzenia legły w gruzach, ale trzeba się było wziąć w garść i pójść do pracy. Robiłem wszystko – od pracy w smażalni kurczaków do bycia prawą ręką dyrektora dużej firmy.

Trochę się wstydziłem, że nie mam możliwości kontynuowania nauki. Chciałem mieć jednak wyższe wykształcenie, więc po pracy się uczyłem, choć już nie na wymarzonej akademii policyjnej. Najpierw college, później uniwersytet, i tak, po wielu latach, ale zanim skończyłem 30-tkę, uzyskałem dyplom z zarządzania na wydziale ekonomii.

Tak wiele doświadczeń nauczyło mnie, by nie przejmować się porażkami. Z każdej sytuacji jest wyjście. Trzeba szukać i robić swoje.

PAN TADEUSZ NA BIELANACH

– Może to dziwnie zabrzmi, ale „ten tylko się dowie, kto cię stracił”, jak pisał Mickiewicz. Zawsze jest coś takiego, jak tęsknota za tym, co było, za ojczyzną, do której człowiek czuje, że należy. Może to poczuć tylko ktoś, kto wyjedzie na dłuższy czas i nie będzie mu dane wrócić. To tęsknota do końca nie wiadomo za czym, za jakimś niewiadomym – za rodziną, przyjaciółmi, szkołą, miejscami z dzieciństwa, smakami, zapachami, językiem na ulicy... Ogólnie więc wróciłem do Polski z miłości. Moja żona szybko się zaadaptowała, ale mój świat ponownie stanął do góry nogami i długo nie mogłem się odnaleźć. Zawsze chciałem być policjantem, więc raz jeszcze spróbowałem w Policji. W służbie jestem niecałe trzy lata. Najpierw w komendzie na Pradze-Północ, teraz „u siebie” – na Bielanach, gdzie się wychowałem. W komendzie trochę się podśmiewają – „ten Australijczyk”. Różnię się trochę podejściem do życia, bo staram się na wszystko patrzeć pozytywnie. Trzeba się uśmiechać, nie można narzekać ani otaczać się takimi ludźmi. Trzeba zapominać złe rzeczy, a wspominać tylko piękne chwile. Nie patrzeć wstecz, tylko przed siebie. W życiu jest bardzo ważne, by walczyć o swoje i nie stać w miejscu, nie rozglądać się tylko na boki. Wygoda ma zgubne skutki. Czasami trzeba usiąść na niewygodnym stołku, żeby później znaleźć się w wygodniejszym fotelu. I tak w kółko. Trzeba wykorzystywać każdą daną nam szansę. Dążyć do celu. Bycie człowiekiem to dążenie do celu.

– Mam marzenie, by zostać oficerem Policji, może wykładowcą. Chciałbym być zdrowy, silny, mieć więcej samozaparcia, spełniać się poza pracą, częściej malować, mieć dom, niezależność, wewnętrzny spokój, być kochanym do końca swoich dni i zostać ojcem, co podobno jest najpiękniejsze w życiu – opisuje swoje ambicje sierż. Bolesław Sypniewski, jeden z wielu cichych bohaterów policyjnej służby.

Patrycja Długoń

zdj. Jacek Herok, archiwum Bolesława Sypniewskiego