Strona główna serwisu Gazeta Policyjna

Policjantki bez warkoczy

Od powołania policji kobiecej minęło 95 lat. Z tej okazji sięgamy do pierwszych lat funkcjonowania kobiecej formacji zapisanych przez kom. Stanisławę Filipinę Paleolog w monografii o policji kobiecej.

VI Brygada Sanitarno-Obyczajowa, która działała w Urzędzie Śledczym przy ul. Daniłowiczowskiej w Warszawie, ze względu na profesjonalizm i osiągnięcia w zwalczaniu przestępczości, a przede wszystkim pomoc udzielaną potrzebującym, uznawana była za jedną z najlepszych w Europie.

We wspomnieniach „The Women Police in Poland 1925–1939” kom. Stanisława Filipina Paleolog, która stanęła na czele brygady kobiecej, znaleźć można fragment opisujący wizytę delegacji angielskich policjantek z New Scotland Yardu: W 1935 [w maju – przyp. red.] odwiedziła nas Mary Allen, która przybyła do Warszawy z Anglii w imieniu Służby Pomocniczej Kobiet, aby skontaktować się z organizacją, zapoznać z przepisami i obowiązkami Polek. Swoje impresje opublikowała w artykule zatytułowanym „Bravo Polska”. Ale już wcześniej, bo w 1929 r. brytyjski „Daily Express” nazwał komendantkę Paleolog „polską Joanną d’Arc”, podkreślając jej wkład w walkę z handlem ludźmi i wykorzystywaniem seksualnym kobiet. Na angielskich policjantkach największe wrażenie wywarło to, że funkcjonariuszki wykonywały wszystkie zadania policyjne, współpracowały z informatorami, przesłuchiwały sutenerów i ofiary handlu oraz że nosiły broń.

TRUDNE OCZEKIWANIA

Dostanie się w szeregi Brygady Kobiecej nie należało do zadań łatwych. Służba była uważana za misję wymagającą dużego poświęcenia, począwszy od obcięcia włosów. Do służby przyjmowano wyłącznie panny lub bezdzietne wdowy w wieku od 25 do 45 lat. Kandydatki musiały odznaczać się nienagannym cenzusem moralnym i fizycznym, mieć co najmniej 164 cm wzrostu, a także musiały się zobowiązać, że w ciągu najbliższych dziesięciu lat nie wyjdą za mąż. Atmosferę wokół idei powołania policji kobiecej w strukturach Policji Państwowej S.F. Paleolog tak zapamiętała: Oczekiwano, że policjantka, dzięki swoim osobistym cechom i odpowiedniemu szkoleniu, wprowadzi do pracy policyjnej nowe metody, jednocześnie bardziej społeczne i humanitarne. […] W Polsce, podobnie jak w innych częściach świata, ruch ten miał zarówno przeciwników, jak i zwolenników. Ci pierwsi należeli przede wszystkim do tej części społeczeństwa, która zawsze boi się nowych pomysłów i jest nieufna. Do tej grupy należała też większość policji, która obawiała się, że kobiety nie będą równe rygorom pracy policji, a zatem będą bardziej uciążliwe niż pomocne i obciążą całą organizację. Dlatego na wstępie, zakładając, że eksperyment był skazany na niepowodzenie, policja przyjmowała sceptyczne podejście do idei kobiet pełniących obowiązki policyjne. Z drugiej strony polski rząd przyjął przychylne nastawienie do propozycji Komitetu [Polski Komitet do Walki z Handlem Kobietami i Dziećmi – przyp. red.] i, uznając za słuszne przedstawione motywy, polecił Ministerstwu Spraw Wewnętrznych wydanie niezbędnych instrukcji i zabranie się do organizowania kobiecych sił policyjnych.

W zakresie obowiązków funkcjonariuszek znalazła się służba śledcza, obserwacyjno-patrolowa i prewencyjna. Policjantki zajmowały się przede wszystkim zwalczaniem przestępczości skierowanej przeciwko kobietom, młodzieży i dzieciom, w tym m.in. ujawniały nierząd i prowadziły nadzór nad nim, wykrywały domy publiczne i domy schadzek, zwalczały stręczycielstwo, sutenerstwo oraz handel ludźmi. Prowadziły dochodzenia w sprawach o przestępstwa przeciwko rodzinie i opiece, w sprawach o zgwałcenie i czyny lubieżne, „pracowały” także z nieletnimi dziećmi w izbach zatrzymań. Dzięki dekretowi Prezydenta RP z dnia 29 lipca 1927 r. „O karach za handel kobietami i dziećmi oraz za inne popieranie nierządu” służba policjantek stała się skuteczniejsza. Bardzo wysokie wymagania oraz szkolenie rozszerzone o sanitarne i socjalne zagadnienia sprawiły, że w wielu sytuacjach, szczególnie dotyczących przemocy domowej, pracy z nieletnimi i kobietami, czy samej współpracy z organizacjami społecznymi sprawdzały się lepiej niż ich koledzy policjanci. Policja kobieca stanowiła integralną część Policji Państwowej, posiadała te same prawa i obowiązki co policja męska, przysługiwało jej to samo prawo awansów, stosowano w niej również tę samą normę wynagrodzeń. Co ciekawe, policjantki przystępujące do służby musiały mieć ukończone 4 klasy szkoły średniej (czego nie wymagano od mężczyzn) albo 7 oddziałów szkoły powszechnej.

PIERWSZE SZKOLENIE

Funkcjonariuszki bez warkoczy przechodziły to samo szkolenie co policjanci, w którym nie zabrakło technik walki czy obsługi broni. Pierwsze szkolenie dla policjantek rozpoczęło się 16 kwietnia 1925 r. w Państwowej Wyższej Szkole Policji w Warszawie [w roku 1925 nosiła ona nazwę – Główna Szkoła Policyjna w Warszawie i mieściła się przy ul. Ciepłej – przyp. red.], kurs obejmował te same tematy pracy policji kryminalnej, co w przypadku mężczyzn, ale z dodatkiem przedmiotów sanitarnych i socjalnych. Okres szkolenia był bardzo przyjemny, dzięki dobrej woli i szerokiej kulturze dyrektorów szkoły. […] Naczelna komendantka i wszyscy zwolennicy kobiecych sił policyjnych obawiali się tego, czy eksperyment się powiedzie, nie tylko dlatego, że kobietom powierzono tak ważne zadania, ale także dlatego, że te pierwsze policjantki miały stworzyć kadrę przyszłej policji kobiecej – pisała S.F. Paleolog w wydanej w 1957 r. w książce o policji kobiecej. Komendantka podkreślała, że od umiejętności, poglądów moralnych i zachowania tych pierwszych kursantek będzie zależeć, jak kobiety w policji będą postrzegane. Pierwszy kurs, na który zakwalifikowało się 30 pań, trwał 3 miesiące. Po jego ukończeniu 23 policjantki skierowane zostały do wydziału śledczego w Warszawie, a pozostałe siedem wysłano do Łodzi na próbny okres trwający 3 lata. Dla tych kobiet pierwsze kroki pracy w policji były bardzo trudne. – Niektórymi kolegami czuły się rozczarowane. Wiele jednak policjantek z pierwszego kursu służyło do wybuchu II wojny światowej, a podczas wojny włączały się w walkę z okupantem – wspominała komendant Paleolog.

Pomimo tych pierwszych trudności wynikających zapewne ze stereotypowych przekonań wzajemne stosunki były w większości dobre i przyjazne. Najgorsza pod tym względem była Warszawa; w mniejszych brygadach [koledzy – przyp. red.] byli bardzo dobrzy. Starsi policjanci zachowywali się po ojcowsku do młodszych koleżanek i starali się im pomóc, dzieląc się doświadczeniem. Pracy dla funkcjonariuszek było dużo, a ich mała liczba zmuszała je do długich godzin pracy. Były przeciążone rosnącymi obowiązkami – pisała we wspomnieniach kom. S.F. Paleolog.

Drugi kurs zorganizowany w 1929 r. trwał już 6 miesięcy i ukończyły go 43 policjantki. Kolejne kursy przypadły na lata 1935, 1936 i 1938. Łącznie w II Rzeczpospolitej służyło ok. 300 funkcjonariuszek. Dla porównania (stan do sierpnia 1939 r. ) – w polskiej policji służyło ponad 33 000 funkcjonariuszy.

PIERWSZA SPRAWA

Przez pierwsze lata wolności II Rzeczpospolita zmagała się z wieloma trudnościami. Dominowały głód, bieda i choroby, które dawały grunt do szerzącego się w błyskawicznym tempie nierządu i coraz większej liczby sierot na ulicach. Zadania Brygady Sanitarno-Obyczajowej pod dowództwem asp. Stanisławy F. Paleolog (późn. komisarz) skierowane były przede wszystkim na działania prewencyjne – nadzór nad prostytutkami i nieletnimi przestępcami, co w rezultacie miało prowadzić do eliminowania zagrożenia przestępczością dzieci, młodzieży i kobiet. Wykorzystując w swojej pracy siatki agenturalne, uczestniczyły w akcjach przeciwko sutenerom i stręczycielom, tropiły i likwidowały nielegalne domy publiczne oraz domy schadzek. W tym okresie Polska była jednym z największych „dostawców” kobiet wywożonych za granicę w celach seksualnych.

Pierwsza sprawa, którą zajęły się policjantki, miała związek z międzynarodowym handlem kobietami, który wówczas należał do bardzo częstych zjawisk. Sprawa, którą funkcjonariuszki miały rozwiązać, dotyczyła I.D., warszawskiego Żyda, i została przeprowadzona na wniosek Międzynarodowej Komisji Policji Kryminalnej w Wiedniu. I.D. przed pierwszą wojną światową poślubił 18-letnią R.G., córkę bogatych warszawskich Żydów. Zabrał ją do Argentyny, gdzie sprzedał do burdelu za 3000 dolarów. R.G. spędziła tam kilka lat, nigdy nie widząc męża. Ponieważ była jeszcze młoda i ładna, zwróciła uwagę pewnego mężczyzny,  który postanowił ją poślubić. Pragnąc rozwiązać swoje pierwsze małżeństwo, R.G. poprosiła policję argentyńską o odnalezienie jej męża. Władze Argentyny z kolei zgłosiły się do Centrum w Wiedniu z prośbą o udzielenie wsparcia w poszukiwaniach, z racji tego, że strona argentyńska nie była w stanie odnaleźć w Argentynie nikogo o podanym przez R.G. nazwisku. Dochodzenia przeprowadzone przez Brygadę ujawniły, że I.D. był handlarzem żywym towarem, który początkowo prowadził swój interes, żeniąc się ze swoimi ofiarami zgodnie z żydowskim rytuałem, używając do tego celu różnych fałszywych nazwisk – czytamy w książce Paleolog.

SŁOWO OD KOMENDANTA POLICJI PAŃSTWOWEJ

Gen. insp. Kordian Józef Zamorski, ostatni Komendant Policji Państwowej, tak wspominał początki włączenia kobiet w struktury policji: Dla dziewczyn w policyjnych mundurach dzień, w którym śpiewająco zdały egzaminy zawodowe, był dniem głębokich emocji. Podczas tych lat służby w społeczeństwie zdobyły zasłużone uznanie, ale co najważniejsze, otworzyły serca, zwykle nieufnych, mieszkańców slamsów i ulicy. Było to z pewnością bardzo trudne zadanie, szczególnie że postrzeganie działań policji nie było, ogólnie rzecz biorąc, pozytywne, jak pisze komendant Zamorski. Policja nie była popularna. Społeczeństwo? Tylko wyjątkowo pomagało i prawie zawsze występowało po stronie winowajcy, tych którzy łamali prawo. W najlepszym wypadku pozostawało całkowicie neutralne i pasywne. Przyczyna kryła się w naszym niesfornym charakterze narodowym, ale też głęboko zakorzenionym i pozostałym po ponadstuletniej niewoli negatywnym stosunku do policji, kiedy najeźdźca topił polską krew […].

Jakie byłyby wyniki działania policji kobiecej w przyszłości? Trudno powiedzieć, zważywszy na to, że wojna, która wybuchła w roku 1939, oraz późniejsza okupacja przez dwa mocarstwa – Niemcy i ZSRR – zakończyły działalność wszystkich organów państwowych. W każdym razie można stanowczo powiedzieć, że popularność policjantek z dnia na dzień rosła, także społeczeństwo lubiło je w coraz większym stopniu – wspominała Paleolog. 

IZABELA PAJDAŁA

zdj. Narodowe Archiwum Cyfrowe

 

Cytaty pochodzą z książki: Stanisławy Filipiny Paleolog, The Women Police in Poland 1925–1939, The Association for Moral and Social Hygiene, London 1957, tłum. autor.